ROZDZIAŁ 1
*-Jackson-*
Otworzyłem drzwi od mojego mieszkania i wpuściłem do płuc powietrze. Gorące powietrze uderzyło w moją twarz. Wzrok mogłem za to zawiesić na unoszących się drobinkach kurzu. Ostatnie miesiące spędziłem w bazie treningowej i na zawodach. Nie pamiętam, jak dawno mnie tu nie było. Plusem tego jest fakt, że jestem na samym przodzie tabeli. Potrzebowałem jednak powrotu do domu. Całą drogę powrotną słuchałem muzyki i myślałem jedynie o tym, jak w domu usiądę z gitarą na moim łóżku i wreszcie się zrelaksuje. Moje mięśnie błagały o moment odpoczynku.
- Gdzie położyć ci torbę? - zapytał Jared. Obróciłem się w jego stronę jednocześnie zrzucając z moich ramion dwie torby. Wyciągnąłem po nią rękę, a Jared podał mi ją bez zawahania. - Jezu... kamienie tam nosisz?
- To torba treningowa. - uśmiechnąłem się. - Ostrzegałem cię, że są w niej ochraniacze.
Jared wypuścił powietrze z płuc i w kieszeń bluzy włożył dłonie. Przeszedł do salonu, a ja kucnąłem na ziemi, aby rozpakować torbę treningową. Wyciągnąłem z niej przepocony strój z siłowni, zdarte buty sportowe i ochraniacze. Na końcu upewniłem się tylko, czy mój kombinezon do jazdy jest szczelnie zapakowany w foliowy worek. Wyjąłem go i położyłem wraz z ochraniaczami na jednej z toreb. Z resztą ruszyłem do łazienki, aby wstawić pranie.
Usłyszałem też wtedy dzikie brzdąkanie na gitarze elektrycznej. Uniosłem kącik ust kucając przy pralce. Nastawiałem ją próbując rozgryźć jaką piosenkę "próbuje" zagrać Jared. "Próbuje", bo Jared zawsze boi się dotykać mojej gitary w obawie, że ją zepsuje.
- Co grasz? - krzyknąłem wybierając temperaturę prania. Jared na chwilę przerwał grę.
- Zgadnij! - odpowiedział rozbawionym głosem wracając do gry. Przewróciłem oczami słysząc dźwięk napełniającej się pralki. Podniosłem się i od razu przeszedłem do salonu, aby zobaczyć, jak Jared z największą rozwagą gładzie dłonie na strunach.
- Przypominam ci tylko. O co prosiła cię twoja mama? - uniosłem brew.
- Że mam zrobić u ciebie parę zadań z matmy, abym mógł tu posiedzieć. - jęknął kładąc gitarę na kanapie.
- Ja bym był wdzięczny. Pozwoliła ci opuścić szkołę, aby mi pomóc z wniesieniem tego wszystkiego. Gdyby to był twój dziadek leżałbym w grobie. A ty masz jedynie ogarnąć parę przykładów.
- To ty chyba matmy mojej nie widziałeś. - westchnął.
- Wolałem angielski w szkole. Nie mam zamiaru cię kłamać. - uniosłem dłonie w geście obrony. - Aczkolwiek ja maturę mam za sobą także tobie radziłbym jednak zrobić te zadania.
Jared prychnął podnosząc się z kanapy z gitarą. Odłożył ją na stojak.
- To ja skoczę po plecak.
- Słuszna decyzja. - skinąłem głową siadając na kanapie. Ale za nią tęskniłem! Właśnie poczułem, jak wysiadają mi plecy po treningu. Oparłem głowę na zagłówku i głośno westchnąłem przymykając oczy.
- List przyszedł! - powiedział Jared w przejściu.
- Od kogo?
- Nie wiem. Jest na nim tylko twoje imię i nazwisko.
Podniosłem się i szybko podszedłem do Jareda. Wziąłem kopertę na której niebieskim długopisem starannie zostało zapisane moje imię i nazwisko.
- Może jakaś fanka co? - Jared uniósł brwi.
- Nie miałeś robić matmy? - powtórzyłem po nim ruch. List złożyłem i wsadziłem do tylnej kieszeni jeansów.
*-Lucy-*
Cały dzień o tym myślałam. I całą ostatnią noc. Nie sądziłam, że TAKA szansa przyjdzie tak szybko. Przetarłam oczy, gdy obraz tablicy zaczął mi się rozcierać. Pomrugałam kilkukrotnie przepisując kolejne części obliczania przyspieszenia na fizyce.
- Proszę pani! A na co nam to w życiu? - zapytał z udawaną powagą ten sam chłopak z którym widziałam wczoraj Matta. Odłożyłam długopis na zeszyt składając dłonie w piramidkę.
- Większość w tej sali przyszłość wiąże z torem wyścigowym. Nie powiesz, że przyspieszenie ci się nie przyda. - nauczycielka spojrzała na niego, a ten jedynie prychnął i spojrzał na swoich znajomych. Czułam, że tak szybko ta konwersacja się nie skończy. Miałam też wrażenie, że puszczą mi nerwy jeżeli ci będą wywalać z takimi durnymi odzywkami. Wzrok zawiesiłam na mojej czapce przypiętej do torby treningowej.
- My mamy mieć, jak najwyższe przyspieszenie! W samochodzie nie będziemy mieć notesu i długopisu, aby najpierw je obliczyć. - zadrwił. Widziałam, jak pod ławką przybija z Mattem piątkę. Do moich uszu dotarł cichy chichot dziewczyn z innej klasy. Klasy w tej szkole są bardzo małe dlatego często zajęcia mamy łączone. Podejrzewam, że szanowane damy tańczą ponieważ po jednej lekcji widziałam, jak kierują się w stronę salek z lustrami i głośnikami. Nie polubiłam ich w momencie, gdy widziałam, jak jedna z nich na chemii obgaduje nieco grubszą dziewczynę z jej klasy. Współczuje jej, że musi uganiać się z bandą takich idiotek.
- Ale proszę pani...
- Przymknij się. To, że ty nie chcesz znać tego głupiego wzoru to twoja sprawa. Tak się jednak składa, że niektórzy wybrali fizykę na tej lekcji nie bez przyczyny. - warknęłam.
- Uuu, McQueen puściły nerwy. Jak twojemu ojcu na torze w 2017. - Matt perfidnie się zaśmiał. Gnojek.
- Wspomnij coś o nim jeszcze raz to wyłamię ci szczękę. - wskazałam na niego palcem.
- Twój stary to twój słaby punkt, co? - prychnął, a ja zaczęłam wstawać z ławki.
- Lucy... - pani spojrzała na mnie z politowaniem. Spojrzałam na nią po czym na chłopaków. Odetchnęłam i powoli usiadłam.
- No co? On zaczął. - wzruszyłam ramionami. Pani ewidentnie traciła cierpliwość, a Matta i jego znajomego bardzo cieszyło to, że została mi zwrócona uwaga.
- Zostaniesz chwilkę na przerwie. - powiedziała krótko, a ja westchnęłam. Dłonie opadły mi luźno na zeszyt. Zadzwonił dzwonek, a ja wypuściłam powietrze z płuc. Osoby bardzo szybko wybiegły z klasy. Ja za to powoli wpięłam długopis w okładkę zeszytu, zamknęłam podręcznik i włożyłam czapkę na głowę.
- Lucy. - powiedziała moja pani od fizyki. Uniosłam wzrok. Nie wyglądała na zdenerwowaną.
- Przepraszam. - szepnęłam pod nosem. Na serio to nie żałowałam żadnego słowa. Uważam, że miałam rację od samego początku i słusznie się odezwałam.
- Nie o to chodzi. - sprostowała. To ja się przed tobą płaszczę i okazuje niższość, abyś powiedziała mi teraz "Nie o to chodzi"? Dzięki.
- Więc?
- Bycie w jednej klasie z ósemką chłopaków to na pewno duży cios. Jeżeli chciałabyś o tym porozmawiać to...
- Dogaduje się jakoś z nimi. -przerwałam jej. - Nie traktują mnie na równi, ale nie jestem też niższym sortem. - było to nieco kłamstwem ponieważ Matt bardzo szybko obrócił przeciwko mnie dwójkę swoich znajomych. Reszta jest po prostu neutralna. Żaden z nich jednak nie traktuje mojego pobytu tutaj poważnie. Na ich miejscu sama bym nie traktowała. Nie zmienia to faktu, że moje wyniki są równie dobre, jak ich.
- Rozumiem, ale czasami po prostu lepiej pogadać sobie z dziewczyną. Rozumiesz?
- Tak... - szepnęłam.
- Nie trzymam cię już dłużej.
Skinęłam głową i szybko wyszłam z sali. W tej szkole na przerwach nie było takiego tłumu. Ruszyłam w stronę mojej szafki, które dzięki Bogu nie znajdowała się daleko od sali od fizyki. Otworzyłam ją kluczykiem i włożyłam do szafki rzeczy z fizyki. Wyjęłam też torbę na trening. Miałam zamykać szafkę, gdy zawiesiłam wzrok na zdjęciach i naklejkach na wewnętrznej stronie drzwiczek. Najdłużej wpatrywałam się w zdjęcie z zawodów na koniec wakacji. Tuż po kontuzji. Zrobiliśmy sobie wtedy pamiątkowe zdjęcie. Alexis i Jerry zrobili z dłoni koszyczek na którym siedziałem z wystawioną kontuzjowaną nogą do przodu. Zarówno Francuza, jak i Gorvette za ramiona trzymał Carlos i Fernando. Przed nami za to położył się Jared. Dream Team.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Ta... to były ciekawie wakacje. W pewnym momencie serio myślałam, że nie będę mieć stopy.
Zamknęłam szafkę i ruszyłam w kierunku części dla klas kartingowych. Upewniłam się, czy w kieszeni mam drugi kluczyk do szafki w szatni. Na szczęście, jak zawsze na miejscu. Jaka jest najbardziej uciążliwa rzecz w byciu jedyną dziewczyną w klasie kartingowej? Nie myśleli tu o podziale na płeć. Tak oto prysznice i szatnie mamy łączone. W związku z tym po treningu kąpie się dopiero po powrocie do akademika, a przebieram się albo w łazience (jeżeli jest wolna), albo w jakieś wnęce w mopem obok. Nie narzekam. Radzę sobie bardzo dobrze. Przynajmniej na wychowaniu fizycznym nie mam tego problemu. Wtedy na wf jestem przyłączona do dziewczyn z klasy koszykarskiej. A one są akurat spoko. Wysokie jak drzewa, ale je lubię.
Weszłam do szatni z mocno zamkniętymi oczami.
- Jeżeli jesteście nadzy do ogarnijcie tyłki dobra? Chce do szafki dojść. - burknęłam.
- Nie panikuj. Czysto. - prychnął Matt, a ja otworzyłam oczy. Nie okłamał mnie. Brakowało parę osób. Łazienka pewnie jest zajęta. Osoby w szatni kończyły zapinanie strojów. W tym Paul. - Zrobiła ci pogadankę o tym, jak się odzywasz?
- Poparła mnie. - uśmiechnęłam się podchodząc do szafki. Włożyłam do niej torbę. Rozpięłam ją i wyjęłam izotonik oraz strój pod kombinezon. On sam leżał luźno w szafce wraz z kaskiem.
- Poparła cię? A to coś nowego. - zadrwił. Wzięłam moje rzeczy i zamknęłam szafkę na klucz. Poszłam w kierunku mojej ukochanej wnęki i zaczęłam się przebierać. Dzisiaj nie było tam mopa.
- Przy odpowiedniej ilości chromosomów ludzie popierają mnie.
Matt zamilkł. Dziękować Bogu. Zaczęłam zapinać kombinezon.
- Dobra, a słyszałaś o newsie?
- Słyszałam.
- I co o nim sądzisz?
Wyszłam zza wnęki.
- Że będzie ciekawie.
Wtedy do szatni wszedł nasz trener.
- Na tor. Potem pogadacie gaduły.
Paul wyrównał do mnie i razem wyszliśmy na tor.
- Wiedz, że to co powiedziałaś Mattowi na fizie było w porządku.
- Wiem przecież. Spoko, nie mam wyrzutów sumienia. - uśmiechnęłam się szturchając go w bark.
Stanęliśmy, jak zawsze w rzędzie nad pit stopem w absolutnej ciszy. Byliśmy ustawieni wzrostem. Wylądowałam na końcu całego rządku. Idealne zamknięcie, co nie? Najlepsze na koniec.
- Witam was po przerwie. Wypoczęliście? - zagadnął trener. Żadne z nas jednak się nie odezwało. Klasyk. To chyba zły pomysł, aby wspomnień o tym, że podziabał mnie sęp. - Za nim zaczniemy ćwiczyć kilka informacji. Słyszeliście pewnie o wymianie zagranicznej.
Czy słyszałam? Tak, jasne. Ezra z naszej klasy się zapisał na wyjazd. Biorąc pod uwagę, że go tu nie ma to chyba mu się udało.
- Poznajcie więc waszego nowego kolegę na ten semestr z Francji. Alexisa Farafura.
Czekaj... co?
Pan wskazał ręką na znanego mi Francuza, który właśnie wyszedł z pokoiku nauczycielskiego. Alexis stanął obok niego z tym swoim stałym uśmieszkiem. Przywitał się skinieniem głowy. Kiedy nasze spojrzenia się napotkały mrugnął do mnie okiem. Skamieniałam.
- Alexis, wstąp do szeregu. Dzisiaj już na koniec, aby nie robić zamieszania. - poprosił. Francuz skinął głową i stanął tuż obok mnie.
- Witaj księżniczko. - przywitał się.
- Co ty tu do cholery robisz? - zapytałam. Patrząc na uśmiech na jego twarzy.
- Mówiłem przecież, że zapisuje się na wymianę zagraniczną. - wzruszył ramionami.
- Druga informacja to zapisy do kwalifikacji. Pewnie już widzieliście ogłoszenia. Państwowa kadra młodzieżowa...uśmiechnął się lekko trener. - Do kwalifikacji zapisało się 6 szkół na 5 wolnych miejsc w kadrze. Z prawie każdej szkoły wejdzie więc jedynie jedna osoba. Konkurencja jest wysoka, ale mam nadzieje, że się zapiszecie. Obok drzwi do pokoju nauczycielskiego leżą zgłoszenia. Przynieście je na jutro wypełnione. - poprosił. Wszyscy skinęliśmy głowami. - A teraz do gokartów.
*-Jackson-*
Zadzwoniłem do drzwi i już po krótkiej chwili otworzyła nam Sara.
- Cześć mamo. - przywitał się Jared. Sara wpuściła nas do środka.
- Wybacz, przedłużyło nam się. - powiedziałem, a kobieta lekko się uśmiechnęła.
- Nic się nie stało. Zrobiłeś zadania Jared? - zapytała kiedy ten wszedł na schody.
- Szefowo, ja bym nie zrobił? - prychnął idąc na górę. Usłyszeliśmy zamykanie drzwi. Sara z uśmiechem na mnie spojrzała.
- Co u ciebie? - zapytałem.
- Wszystko dobrze kiedy widzę, że Jaredowi jest lepiej. Odżył dzięki tobie.
- W drugą stronę też to działa. - uśmiechnąłem się. Sara odetchnęła przez chwilę nic nie mówiąc.
- Wiesz, że on traktuje cię, jak ojca, prawda?
Otworzyłem usta, lecz nie byłem w stanie nic powiedzieć. Oczyściłem je i spuściłem wzrok.
- Znaczy wiesz...
- W tym roku piszę maturę, a cieszy się na twoje przyjście, jakby miał pięć. - zaśmiała się. Objęła mnie. - A jak na ciebie patrzę dalej mam wrażenie, że widzę tego 8-letniego chłopca.
- Mam nieco więcej.
- Właśnie! - usłyszeliśmy Jareda. Odsunąłem się od Sary i na niego spojrzałem. Ten szybko zbiegł po schodach. - Do Jacka napisała jakaś fanka.
- To chyba nic nowego. - odparła Sara.
- Wrzuciła mu list pod drzwi. - Jared sięgnął do mojej tylnej kieszeni i szybko wyciągnął list. - Tylko spójrz. Pokazała Sarze równo napisane "Jackson Sztorm" na kopercie. Sara zrobiła wielkie oczy.
- No widzisz. - odparła kobieta. Zmarszczyłem brwi.
- Rozumiesz, że on nie chce tego otworzyć? Trochę głupio wujku. - prychnął.
- Jak ma obok siebie kogoś, jak Cruz to po co kusić los. Prawda Jackson?
- Dokładnie. - przytaknąłem wręcz intuicyjnie. Sara wydawała się zestresowana.
- Dobra, skoczę na górę poprosić kogoś o lekcje. - mówiąc to cofnął się na schody. - Ale otwórz tą kopertę! Dobra? - patrzył na mnie. Skinąłem głową, a on wrócił na górę. Spojrzałem na Sarę.
- Coś się stało? - zapytałem, gdy ta patrzyła na kopertę.
- Chodź do kuchni. - poprosiła. Skinąłem i przeszliśmy szybko do kuchni. Sara zdjęła z szafki kartonowe pudełko i zaczęła wyciągać z niej koperty.
- Dostałam identyczne z pocztą. - szepnęła. Zrobiłem wielkie oczy. - Były zaadresowane do Jareda i do mnie.
- Otworzyłaś je?
- Ależ skąd. To mogło być wszystko. Ale teraz, jak patrzę może faktycznie będzie lepiej na nie zerknąć.
Wziąłem szybko mój list i otworzyłem go. Drżącymi dłońmi wyciągnąłem ze środka list. Zacząłem czytać i już po pierwszej linijce wiedziałem od kogo jest to wiadomość.
- "Drogi Bracie"... - szepnąłem pod nosem. Moje serce zaczęło bić szybciej. Poczułem, ja knogi mi miękną. To była prawda. To jego pismo. - To od Dylana. - patrzyłem jej w oczy. Sara otworzyła dwa następne listy.
- Na tym jest "Synu", a na drugim "Moja Ukochana". - Sara zamarła. - Poczekaj... mówiłeś, że Dylan nie żyje. - spojrzała na mnie przenikliwym wzrokiem opierając dłonie na stole.
Szlag. Wiedziałem, że to tak się skończy. Usiadłem na krześle. Było mi słabo.
- Pojechaliśmy wtedy po córkę McQueena. Dylan powiedział Jaredowi, że jego ojciec nie żyje. Miałem go nie zdradzać, bo wasze życie miało być łatwiejsze bez niego. Nie wiem czemu się go posłuchałem. Przepraszam Sara.
- Czyli on żyje? - zapytała jakby ignorując to co powiedziałem.
- Tak.
Sara złapała się za głowę i westchnęła głośno.
- Szlag. - burknęła.
- Co robimy? - zapytałem. Sara złapała listy i włożyła je do kartonu.
- Ignorujemy. - powiedziała szybko odkładając karton na szafkę.
- Mówisz poważnie? - zdziwiłem się.
- Tak Jack. - wzięła głęboki wdech stając naprzeciwko mnie. - Dylan zaćpał się i uciekł na wiele lat. Jared praktycznie dorósł i jest szczęśliwy mimo świadomości, że jego ojciec "nie żyje". To obróci jego świat do góry nogami. - mówiła to wpół szeptem.
- Sara ja... - wstałem chcąc coś powiedzieć.
- Ja go kocham Jackie. - szepnęła bliska łez. - W życiu wybrał wiele złych ścieżek, ale dalej go kocham. Bardziej od niego kocham jedynie Jareda. Tak będzie lepiej.
- Przepraszam, że ci nie powiedziałem. - szepnąłem.
- Nic się nie stało. Oto cię poprosił, tak? Zrobiłeś to o co poprosił cię twój jedyny brat.
Skinąłem głową, a ta mnie objęła.
- Pilnujmy Jareda.
Dobry Kochani! Wczoraj wleciał prolog, dzisiaj 1 rozdział <3 Kolejne rozdziały będą wlatywać już raz w tygodniu w soboty. Czekam na wasze opinię, jak zawsze i dziękuje za odzew pod prologiem <3 Cieszę się, że to właśnie z wami mogę się dzielić przygodami Lucy :3
Do zobaczenia!
Rysunek w mediach należy do iameveleinyo
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro