Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 18.

Wsadziłam dłonie w kieszenie czerwonych dresów i lekko zaspana przechodziłam przez park maszyn. Odgarnęłam niechlujne kosmyki włosów z twarzy i zacisnęłam mocniej czarną gumkę która ściskała moje włosy w kitkę. Było może przed siódmą rano, a po parku zaczynali kręcić się ludzie szykujący się na zawody. Nie czułam całkowicie żadnych emocji i jedynie rozglądałam się za Claire którą miałam tu spotkać. Stanęłam w bezruchu i wzrokiem przeleciałam po całym torze. Był on długi, pokręcony i rozciągnięty. Z tego co zrozumiałam każda grupa ma jechać po pięć okrążeń których łączna długość jest połowę większa od klasycznego wyścigu. Nie, że to było specjalne utrudnienie. Raczej powiew świeżości.

Poprawiłam przydużą kurtkę taty którą założyłam na biały, luźny t-shirt. Wygrzebałam ją z szafy przed samym wyjazdem. Była z jego pierwszego sezonu o Złotego Tłoka i zakładał ją po tym, jak przebrał się z kombinezonu. Miała pełno poprzecieranych, brudnych naszywek i odblaskowe błyskawice na obojczyk. Nie wspomnę o nazwisku wyhaftowanym na tyle nad wielkim numerem 95. Była na mnie o wiele za duża, ale czułam potrzebę założenia jej. 

Wtedy też zobaczyłam w oddali niebieskie włosy Claire która patrzyła na mnie trochę jak na ducha. Miała na sobie techwearowe spodnie i czarne glany do połowy łydek. Na jej biodra luźno padała czarna bluza z kapturem. Na głowie miała czerwoną czapkę. Stanęłam i po prostu wpatrywałam się, jak ta powoli idzie w moim kierunku. Czułam że popełniłam błąd. Czułam, że tęskniłam za nią bardziej, niż myślałam. Przypomniała mi się Melissa z którą nie mam teraz nawet kontaktu. 

Gdy stanęła przede mną poczułam łzy w kącikach oczu.

- Byłam samolubną ignorantką. - zacisnęłam pięści spuszczając wzrok na jej buty. Claire prychnęła, jak gdyby nigdy nic i uniosła mój podbródek. Patrzyłam wprost w jej rozbawione oczy. Mrugnęłam pozwalając na wydostanie się zagubionym łzą z oczu.

- Byłaś, ale tego spodziewałam się po Lucy którą chciałam poznać. Zawsze nakierowana na spełnienie celów. 

- Skąd wiedziałaś o mnie tyle szczegółów? 

Claire ułożyła dłonie na biodrach i postukała czubkiem buta o beton. Uśmiechnęła się głupio na co zmarszczyłam gwałtownie brwi.

- Powiedzmy, że pewna "Herbatka" znała szczegóły.

- Melissa? - odskoczyłam, jak poparzona. - Ale... skąd?

- Poznałam ją na ślubie jej siostry. Powiedzmy, że to moja bardzo daleka rodzina. Cały czas rozgadywała się o tym, że jej znajoma uciekła do San Antonio.

- Ona wiedziała, że ja tak celowo? - w takich chwilach człowiek uświadamia sobie, że czasami ludzie dookoła znają nas lepiej, niż my samych siebie. Claire przytaknęła po krótkiej chwili, a ja rozmasowałam skronie. Cholera, serio dobrze mnie znała.

- Mówiła o tobie z zafascynowaniem, a kiedy usłyszałam, że wybieramy się do tej samej szkoły obiecałam sobie, że pogadam z tobą osobiście.  - założyła ręce, a ja kiwałam pusto głową.

- Co u niej słychać? - wydusiłam.

- Wolałabym, abyś zapytała ją osobiście. Masz chyba jej dużo do opowiedzenia. 

Miałam. Nie rozmawiałam z nią od bardzo dawna, a cisza potrafi rozdzielać lepiej, niż jakiekolwiek fizyczne mury. Miałam wrażenie, że mój wyjazd do San Antonio to ostatnia historia którą słyszała. 
Zaczęłyśmy przechadzać się po parku maszyn, a ja dalej się zastanawiałam nad tym czego nie powiedziałam Melissie.

- Zastanawiam się co mówiłam Melissie o moim wypadku. - wypaliłam nagle, gdy opierałyśmy się o barierkę przy torze.

- Z tego co ja wiem to nie za wiele. Ale jak widać wszystko jest dobrze. Będziesz miała co opowiadać dzieciom. - spojrzałam kątem oka, jak powiew wiatru rozdmuchuje jej niebieskie włosy. Westchnęłam i oparłam plecy o bramkę.

- To siedzi gdzieś dalej, wiesz? Mam wrażenie, że ten wypadek mnie zmienił. Byłam w stanie się wtedy poddać i nigdy więcej nie wsiąść do gokartu. I nawet, jak teraz wszystko jest super to mam wrażenie, że stara Lucy wraz z cegłą która niefortunnie zmiażdżyła jakiś dziwnie umiejscowiony nerw została na tamtym torze. 

- To źle?

- Tak, czy siak nie mam na to wpływu. - wzruszyłam ramionami. - Zaczęłam wtedy nowy etap. 

- Ale niektóre rzeczy się nie zmieniają. - wskazała palcem na wstążkę. Zdjąłem ją z nadgarstka i z powagą wpatrywałam się na wyblakły kawałek materiału. Zacisnęłam go mocno.

- Czasami mam wrażenie, że to jedyny element stały i to mnie przeraża. Coraz częściej mam wrażenie, że powinnam i jej dać odejść.

Claire spojrzała na mnie ze zdziwieniem, ale nie drążyła. Słusznie. Sama nie wiedziałabym co jej odpowiedzieć.

- A zaczęłaś nowy etap z Fernando?

Pokiwałam głową, a ta złapała mnie gwałtownie za ramiona i potrząsnęła.

- Żartujesz?

- Wyjaśniliśmy wszystko.

Uniosła mnie nad ziemię i obróciła piszcząc niezrozumiałe słowa.

- Mówiłam! Wiedziałam!

- Przestań. - szturchnęłam ją łokciem, a ta głośno się zaśmiała. - Ale nie mów nic chłopakom, jeszcze nie wiedzą.

- Będzie ciężkie, ale do zrobienia. - puściła mi oczko, a ja odsunęłam się od niej na kilka centymetrów.

- Powinnam spadać, muszę naszykować się jeszcze do wyścigu, czyż nie? - mówiąc to wygrzebałam z kieszeni smycz z przepustką. Rzuciłam nią w jej stronę. - Loża vip. Pomachaj mi z niej. 

Claire zasalutowała po czym sama udała się w przeciwnym kierunku. Wyciągnęłam ręce z kieszeni i w pośpiechu ruszyłam do hotelu.

***Pov. Jackson***

Cruz szturchnęła moje ramię, a ja gwałtownie podniosłem się z siedzenia audi. Spojrzała na mnie z lekkim rozbawieniem. Ziewnąłem i odwróciłem się do tyłu, aby zobaczyć Jareda śpiącego na tylnym siedzieniu.

- Dojechaliśmy. - uśmiechnęła się z satysfakcją gdy ja ponownie kładłem głowę na poduszce którą wziąłem do auta. Mruknąłem pod nosem orientując się, że śpimy na jakimś losowym parkingu.

- Jak długo tu stoimy?

- Zatrzymałam się w nocy, aby sama się zdrzemnąć. Jesteśmy dziesięć kilometrów od miasta. Zaraz ruszamy. 

- Mogłem cię zmienić, wiesz o tym?

- Chciałam abyś odpoczął porządnie.

- To był tylko atak paniki, przechodziliśmy przez to.

- Gadałeś z Marthą? - uniosła brew już z bardziej poważną miną. Oblizałem usta wzruszając obojętnie ramionami. Miała na myśli moją trenerkę, która najprawdopodobniej za niedobieranie od niej telefonów od miesiąca zdążyła napisać rezygnacje. Miałem nadzieje, że to tylko błędne wrażenie, ale ton jej głosu, gdy zadzwoniłem przed samym wyjazdem z San Antonio mówił swoje.

- W środę mam wizytę z psychologiem. Umówiła mnie. Zobaczymy co dalej. 

- Jestem z ciebie dumna. - szepnęła, a ja spojrzałem na nią z niezrozumieniem. 

- Ponieważ zemdlałem na obiedzie z bratem i potrzebowałem 20 lat, aby odkryć, że jestem chory? - uniosłem kącik ust.

- Odpowiem ci na to cytatem Churcilla, moja ciotka zawsze mi go powtarzała, gdy droga robiła się wyboista. "Jeżeli przechodzisz przez piekło, nie zatrzymuj się"... a ty Jack nigdy się nie zatrzymałeś. I właśnie dotarłeś do punktu zwrotnego, gdy wszystko może być lepsze.

Spojrzałem w jej oczy, gdy ta ciepło się uśmiechnęła. Po chwili odpaliła silnik i ruszyliśmy w dalszą drogę. Patrzyłem na nią, jak zahipnotyzowany. 

- A wiesz co mi powtarzała bibliotekarka?

- Zaskocz mnie.

- Z miłości leczy tylko śmierć. 

Spojrzała na mnie z uniesionymi brwiami na co tylko głupio się zaśmiałem.

***Pov.Lucy***

Poprawiłam kołnierzyk od kostiumu patrząc w lustro w zapleczu garażu gokartu. Westchnęłam patrząc na moje odbicie w lustrze i zaczęłam nakładać rękawice. Usłyszałam pukanie do drzwi i od razu mój wzrok spoczął na brązowej czuprynie pojawiającej się w drzwiach. 

- Dotarłeś. - powiedziałam, gdy ze skupieniem dopinałam rękawice.

- Nie pominąłbym tego. Dobrze cię widzieć. - podszedł do mnie, a ja cmoknęłam jego policzek na przywitanie. Westchnęłam zaczynając się śmiać. - Przepraszam, dalej się nie przyzwyczaiłam. Ssie jeżeli chodzi o ukazywanie takich ładnych uczuć. 

Fernando zaśmiał się biorąc w dłonie mój czarny kask. Jednocześnie jego wzrok utkwił na kurtce mojego taty.

- Z jego pierwszego sezonu, czyż nie?

- Poznałeś? - zaśmiałam się, a ten wziął ją w dłonie. 

- Ciężko nie poznać. Ślepy by zauważył. - uniósł ją nad ziemię i wtedy zauważył kawałek materiału upadający na ziemię. Wzdrygnęłam się, gdy ten schylił się po wstążkę.

- Zapomniałabyś. - wyciągnął ją w moją stronę. Zacisnęłam jego dłoń ze wstążką w moich i spojrzałam w jego oczy. Pokiwałam przecząco głową.

- Lucy jest tutaj, a nie na kawałku wstążki. - uniosłam kąciki ust, a tęczówki Fernando zadrżały. - Sądziłam, że całe moje szczęście i wspomnienia które mam są z nią powiązane, ale... to nie tak działa. Miałam nadzieje, że mój cały życiowy fart mam dzięki niej. Ale ona nie pozwalała mi po prostu zapomnieć o tym co było. Zbyt żyłam tym co minęło, zbyt rozdrapywałam przez co nie mogłam czysto patrzeć w przód.

- Co masz na myśli Lucyferku? - był zdezorientowany dlatego jedną dłonią złapałam jego policzek i zmusiłam, aby stale patrzył mi w oczy. Drugą ręką trzymałam dalej jego dłoń i kawałek wstążki.

- Dając mi wstążki na urodziny obiecałeś zabrać mnie do każdego państwa z którego pochodziły. Zrób dla mnie w zamian coś innego. - coraz bardziej schodziłam z tonu czując, jak zaczynają trząść mi się dłonią. Odsunęłam jego pięść od siebie i ułożyłam wzdłuż jego ciała. - Spraw, aby wstążka od dzisiaj przynosiła szczęście tobie i mnie. 

- Dajesz mi wstążkę? - Fernando ledwo sklecił te trzy słowa w zdanie. Uśmiechnęłam się ciepło i tylko skinęłam głową. 

Być może było to głupie, ale czułam, że muszę to zrobić. Wyjęłam wstążkę z jego dłoni i ostrożnie zawiązałam ją na jego nadgarstku. Przejechałam ostatni raz po niej kciukiem i ponownie spojrzałam w jego dwukolorowe oczy. Widziałam, jak zacisnął dłoń w pięść. 

- Nie powinnaś. - wyszeptał.

- Nie ma lepszej osoby, która miałaby mieć całą moją przeszłość w dłoniach. - zaśmiałam się, gdy do garażu wpadła reszta naszej bandy. Alexis tak mocno uderzył drzwiami od nich, że te obiły ścianę. Miał uśmiech od ucha do ucha, a tuż obok szedł Carlos z Jerrym.

- Nie zrozum mnie źle, ale ten nowy gokart ssie. Nasz zrób to sam był o niebo lepszy.

Westchnęłam drapiąc kark. Carlos prychnął rozglądając się dookoła.

- Masz dosłownie za moment start. - przypomniał mi blondyn, a ja podświadomie spięłam ramiona.

- Gdzie Matt?

- Od kilku minut siedzi w gokarcie. Wygląda na zdezorientowanego. - dodał Jerry opierając się o ścianę. Mruknęłam, aby spojrzeć na Alexisa kopiącego oponę gokartu.

- Nie stresuje się, tyle mogę ci powiedzieć. W jego przypadku to zapewne coś kalkuluje. Dziwak. 

- Inteligentny dziwak, nie zapominaj. - dodałam. - Dobra, powinnam chyba się powoli zbierać. Start jest za nie całe dziesięć minut. Jak spotkacie Jareda to powiedzcie, że chce z nim pogadać.

- O czym niby? - wtrącił Jerry uśmiechając się podstępnie.

- O obiadku z jego ojcem. Spadajcie stąd. - machnęłam ręką. Złapałam szybko Fernando za policzki i przyciągnęłam jego twarz do siebie. Pocałowałam go krótko klepiąc go w wierzch dłoni. - Niech szczęście zacznie się teraz. - uśmiechnęłam się zaczynając wypychać gokart. Chłopakom zajęło moment, aby do mnie dołączyć.

- Ona go pocałowała, czy mi się wydawało? - wydusił Alexis.

- O czym nam jeszcze do cholery nie mówicie? - dodał Jerry.

- Każdy ma swoje sekrety. - odparł całkowicie obojętnie Fernando. Ten podał mi jedynie kask i nie raczył powiedzieć cokolwiek więcej.

- Odnieś się z jakimikolwiek emocjami, bo tych dwóch cię rozszarpie Fernando. - zaśmiał się Carlos, a ja wsiadłam do gokartu. Widziałam, jak ci odchodzą pokazując na Włocha palcem. Zaśmiałam się nakładając go na głowę, gdy ktoś kopnął w bok mojego sprzętu.

- Widziałem to. - powiedział tata kucając obok. Ściągnęłam łopatki.

- To chyba nie zakazane. - burknęłam.

- To dobry chłopak. Za dobry, jak na ciebie. - zaśmiał się, a ja uniosłam brew.

- Zabawny jesteś. Przyda mu się lekka demoralizacja.

- Nie wątpię. - uśmiechnął się ciepło. - Nie, że nie podejrzewałem tego wcześniej. Patrzyłaś na niego inaczej.

- Możesz zmienić temat?

- Chciałem tylko powiedzieć, że będę trzymał kciuki. - złapał moje ramię. - To poważny wyścig, ale jestem pewien, że będziesz w tej kadrze.

- Chciałabym podzielać twój optymizm. Póki co zostańmy przy tym, aby rozwalić Buttersky. 

Pocałował mój kask, po czym pomógł mi odpalić gokart.

- Szczęścia Buntowniczko. - krzyknął, a ja wyjechałam na tor...

ZOSTAŃ PROSZĘ, TO WAŻNE
Obiecałam sobie jakiś czas temu, aby nie zaśmiecać notatkami każdego rozdziału, ale tym razem zrobię wyjątek ponieważ do końca "Last Race" zostały 2 rozdziały + epilog zamykający całą trylogię.
Jestem niesamowicie podekscytowana i chciałabym w najbliższym tygodniu opublikować resztę rozdziałów. Nie ukrywam, stresuje się. 
Jako, że epilog całkowicie domknie pisaną od 2018 książkę chciałabym was o coś poprosić.

W epilogu opublikuje sporą część otrzymywanych fanartów, memów i przemyśleń czytelników na temat trylogii w związku z tym chciałabym poprosić was o podsyłanie wszystkich tego typu rzeczy na pocztę: [email protected] 
Możecie stworzyć Lucy w simsach, narysować, napisać one shot, COKOLWIEK CHCECIE
Będzie mi również bardzo miło gdyby ktoś poświęcił chwilkę, aby napisać mi o swoich odczuciach dotyczących całej trylogii. Nie zależy mi aby były rozbudowane, ale chciałabym poznać jakie wy emocje macie jeżeli chodzi o to co tworzymy.

Wszystkie osoby zaangażowane dostaną swoje małe miejsce w całej historii tej książki. Tylko tak będę mogła odwdzięczyć się za wsparcie które od dostaje od tak wielu lat.

Z góry dziękuje za wsparcie i obiecuje, że nie pożałujecie. Szykuje dla was jeszcze sporo niespodzianek za nim wszystko się zakończy

Pozdrawiam ciepło ~Aniarowa

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro