Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

W tym opowiadaniu będzie więcej spicy scen niż w poprzednich. Dokładnie takich, jakie lubicie. Ostrzegam jednak, że możecie odczuwać lekki cringe, bo nie jestem dobra w pisaniu takich scen i z góry przepraszam!

Stojąc już w kolejce, u samego podnóża schodków prowadzących do wejścia samolotu, Harry ściskał w jednej dłoni telefon, a w drugiej małą książeczkę z rozmówkami po włosku, którą udało mu się jeszcze zakupić w sklepiku na lotnisku. Ten półtora godzinny lot miał zamiar spędzić na studiowaniu, najbardziej przydatnych zwrotów, których mógł użyć podczas swojego pobytu we Włoszech, choć i tak miał skrytą nadzieję, że w większych miastach, znaczna część osób mówiła po angielsku. Szczególnie, że Sycylia należała do bardziej turystycznych regionów kraju.

Nie oglądał się za siebie, ani szczególnie nie skupiał na osobach przed nim, by samemu się nie drażnić. Malfoy mógł lecieć do Amsterdamu i w jego rozumieniu było to całkiem prawdopodobne. Hermiona nie odebrała, kiedy próbował się do niej dodzwonić i raczej wątpił, by zrobiła to, kiedy zostało mu zaledwie kilka minut zanim wejdzie na pokład samolotu.

Malfoy był przeszłością, ale to do czego się przyczynił już nie. Bo Harry naprawdę nacierpiał się przez niego, mając te głupie dwadzieścia trzy lata i czując się jak zaszczuty dzieciak. Wiedział, że jego odczucia były wzmożone przez to, że jak na złość upatrzył sobie w Malfoyu już na początku, kogoś komu mógł poświecić myśli i snuć o nim wyobrażenia. I zapewne dlatego, każde docinki i głupie komentarze, wypływające z ust Draco, tak mocno w niego uderzały. Po tylu latach, i po tym jak w końcu wydawało mu się, że znalazł dla siebie kogoś odpowiedniego, naprawdę zdążył zapomnieć o swoim zauroczeniu ze studiów. I choć zadra w sercu pozostała, a wspomnienia nie zniknęły, tak teraz po spotkaniu Malfoya po tych paru latach, nagła fascynacja nim, nie pozwalała mu pozbyć się tego człowieka z głowy.

W zasadzie chciałby dowiedzieć się, czym teraz zajmował się Draco i jak potoczyło się jego życie. Gdyby mieli normalne relacje za czasów studiów, nic nie stałoby na przeszkodzie, gdyby jak ludzie wymienili się numerami telefonów, a kiedy Harry wróciłby z wakacji, odezwałby się do niego i zaproponował spotkanie. Ale zważywszy na to, że Draco zapewne jak i on, dobrze pamiętał co działo się na studiach i jak zaczęła się w ogóle ich znajomość, również nie pałał chęcią do takich spotkań.

Nagle z zamyślenia wyrwało go mocne pchnięcie, i gdyby nie złapał się sznurkowej barierki, straciłby równowagę i poleciałby prostu na osobę przed sobą.

— Oh, przepraszam. Sądziłem, że nie zdążę. — Znajomy głos sprawił, że nie był już w stanie powstrzymać się przed odwróceniem. Dwie osoby za nim stał nie kto inny, jak Malfoy, a kobieta za nim uśmiechnęła się przepraszająco, za to, że na niego wpadła. Harry nie był na nią zły, jednak jego wyraz twarzy mógł to sugerować. Sam dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że był jednocześnie zaskoczony, przerażony, wściekły, oraz gdyby tylko mógł krzyknąłby na głos, wznosząc ręce do nieba: Chryste! Dlaczego akurat ja?!

Nic takiego jednak się nie wydarzyło, a on odwrócił się w kolejnej sekundzie, zanim jeszcze Malfoy zorientował się, że ktoś się na niego gapił. A więc, również jak on, leciał do Włoch. I skoro również wybierał się na wakacje, było duże prawdopodobieństwo, że nawet na te same co Harry.

Jęknął w duchu, uświadamiając sobie, że urlop jaki miał spędzić w spokoju, relaksując się na Sycylijskiej plaży, był już z góry skazany na porażkę. Ponadto nie mógł uwierzyć w swojego pecha, a raczej pecha Hermiony, która musiała zabookować wakacje last minute, akurat te same, które wykupił Malfoy. Mimo to starał się pocieszyć, że sam fakt wspólnych wakacji nie przesądzał przecież o tym, że musieli spędzać ze sobą czas. Mogli chodzić własnymi ścieżkami, a nawet postarać się, by widywać się jak najmniej. I choć Harry naprawdę chciał w to wierzyć, rozum podpowiadał mu, że nie uniknie konfrontacji z Draco podczas całego wyjazdu.

***

Lot minął zadziwiająco szybko, choć może dlatego, że Harry zamiast skupić się na rozmówkach, wciąż myślami krążył wokół osoby Malfoya. Wiedział, że siedział gdzieś z tylu za nim, ponieważ podczas gdy wszyscy szukali swoich miejsc, nie zauważył, by Draco przechodził na przód tym samym mijając jego rząd. Zastanawiał się co robił, czy może czytał książkę, czy zasnął, o czym myślał, i czy podobnie jak on, przeżywał ich niespodziewane spotkanie. Zapewne nie, jednak miło było zapełnić myśli kolejnym wyobrażeniem, na temat tego mężczyzny. Bo mimo że, Harry nie miał okazji by tak naprawdę go poznać, Malfoy skutecznie potrafił zniszczyć wszystko, w co ten zdążył uwierzyć, kiedy sam stworzył sobie jego wizerunek. Dlatego po tylu latach, nic się nie stanie, jeśli znów pozwoli myślom podryfować w tym jednym, znanym sobie kierunku.

Dopiero, kiedy wychodził z samolotu, ustawiając się w kolejce, zauważył go stojącego kilka osób przed nim. Draco wyszedł pierwszy, ale nie zmieniło to faktu, że przez kilka chwil Harry, mógł przyjrzeć się jego profilowi. Ostrym rysom, które wcale się nie zmieniły, oraz jasnym, zawsze dobrze wyglądającym włosom. W zasadzie nic, oprócz milszego wyrazu twarzy, nie uległo zmianom.

Lecz kiedy Malfoy zniknął mu z oczu, wychodząc już z samolotu, mimowolnie odetchnął z ulgą. A kiedy sam zszedł po schodkach na płytę lotniska, nie dostrzegł nigdzie jasnowłosej czupryny. Mając ze sobą już swoją walizkę i kierując się prosto na postój taksówek, mógł sobie pozwolić na zaczerpnięcie oddechu pełnego sycylijskiego powietrza. Rześkiego, ale nie duszącego. Mimo odczuwalnej, wysokiej temperatury, było przyjemnie i w końcu całkiem inaczej niż w ponurej, deszczowej Anglii.

Postój taksówek pustoszał w oczach, dlatego Harry przyspieszył, bo nie uśmiechało mu się czekać na lotnisku tak jak w Leicester, na przyjazd ubera, który z pewnością byłby dwa razy droższy. Wsunął rączkę walizki do środka, po czym chwycił za uchwyt i podbiegł do najbliższej taksówki, od razu otwierając jej bagażnik. Ku swojemu zdumieniu, zauważył czyjąś walizkę upchniętą na wcisk po prawej stronie. Westchnął ciężko, wiedząc, że nie miał już odwrotu skoro zatrzymał taksówkę razem z pasażerem. Szybko włożył swoją malutką walizkę do środka, conajmniej dwa razy mniejszą od drugiej i otworzył drzwi po lewej stronie, sądząc z góry, że zgodnie z zasadami, miejsce po prawej było już zajęte. Z resztą nie pomylił się, sprawnie wsuwając się do środka i od razu sięgając po pas.

— Do Blue Diamond, poproszę — powiedział. Był to jedyny zwrot po włosku, jaki zdążył zapamiętać z rozmówek, zanim jego myśli skupiły się wyłącznie wokół osoby Draco Malfoya.

— Ta sama droga, eccellente! Mimo łamanej angielszczyzny, Harry od razu zrozumiał taksówkarza, po czym pełen największych obaw, odwrócił się, by spojrzeć, kto zajmował miejsce na drugim końcu taksówki.

Czy był zdziwiony? Chyba nie. Sam w zasadzie nie był pewien, jak można było określić emocje, kłębiące się w nim, w tamtym momencie. Widok Draco, spoglądającego na niego w prawie tak samo zdezorientowany sposób, wywołał jedynie cichą rezygnację i jęk w duchu. Tak, zdecydowanie to jego dusza cierpiała aktualnie najbardziej. Pomijając jego nerwy, jakie były nieustannie szargane przez współpracowników i ogólnie pracę, teraz czuł jedynie całkowitą rezygnację. Chyba nie pozostało mu już nic innego, jak jedynie pogodzenie się ze swoim losem i faktem, że został skazany na spędzenie urlopu w towarzystwie Malfoya. Bo mimo że przecież nie musieli spędzać ze sobą czasu, tak sama świadomość, że spali w jednym hotelu, albo nawet udawali się w te same miejsca, była dla niego zbyt przytłaczająca. Ponadto wiedział, że jeśli przez cały czas będzie myślał o Draco, nie odpocznie nawet przez minutę. Ba! Wróci nawet bardziej zmęczony.

Kiedy Malfoy pierwszy odwrócił wzrok, odetchnął z ulgą i wyciągnął telefon z kieszeni, żeby wyłączyć tryb samolotowy. Wcześniej był zbyt zajęty złapaniem jedynej, ostatniej taksówki, żeby pomyśleć o Hermionie i o tym, że pewnie próbowała dodzwonić się do niego już kilka razy.

Jak powiadomienia o nieodebranych połączeniach, zaczęły bombardować jego wyświetlacz, Harry zablokował telefon. Przecież nie będzie oddzwaniał do przyjaciółki i opowiadał jej, że siedzi w taksówce z Draco Malfoyem, kiedy w tym czasie naprawdę siedział w samochodzie z Draco Malfoyem, a ten z tego co wiedział, nie był głuchy.

Podróż w taksówce dłużyła się niemiłosiernie, a kiedy tylko ta się zatrzymała, Harry jako pierwszy wyskoczył z pojazdu, żeby też szybko wyjąć swoją walizkę z bagażnika. Nie miał pojęcia, co Malfoy robił tak długo w środku, ale w zasadzie mało go to interesowało. Spojrzał w kierunku gmachu hotelu, który prezentował się naprawdę dobrze. Może cała ta wycieczka last minute nie musiała być wcale taka zła, nawet jeśli Hermiona zabookowała ją w ostatniej chwili. Dopiero kiedy usłyszał za sobą szmer, rzucił okiem na Draco, wyciągającego swoją ogromną walizkę. Nie miał pojęcia, co mężczyzna musiał ze sobą zabrać na ten, zaledwie tygodniowy wyjazd, skoro był mu potrzebny aż tak duży bagaż.

— Nie ma za co, Potter — mruknął do niego, przechodząc obok, czym skutecznie udało mu się wprawić Harry'ego w osłupienie. Znowu.

W Palermo było gorąco, a dookoła panował ogromny tłok i huk dochodzący z ulicy, skuterów bez tłumików i klaksonów taksówek. Jednak żadna z tych rzeczy, nie przeszkadzała mu stwierdzić, że się przesłyszał.

— Słucham? — wydusił z siebie, choć w uszach, jego własny głos wcale nie brzmiał niepewnie ani nieśmiało. W tym momencie, Draco również wyglądał na nieco skonsternowanego. Zamrugał dwa razy i westchnął ciężko, przyciągając walizkę do siebie.

— No dobrze, zgodzę się, że postawisz mi piwo i będziemy kwita. — Słowa opuszczające jego usta, brzmiały dla Harry'ego obco i całkiem egzotycznie, choć to napewno nie dlatego, że był w innym, południowym kraju, gdzie w odróżnieniu od Anglii, można było mówić o prawdziwej egzotyce.

— Tak — szepnął nieświadomie, gapiąc się na Malfoya jak kompletny idiota, tak naprawdę nie wiedząc, o czym do jasnej cholery, on mówił.

— Świetnie, wieczorem na dole? — Harry nawet nie był pewien, czy Draco mówił do niego, czy może do kogoś innego, bo jego wzrok był skierowany bardziej w bok. A on właśnie mógł robić z siebie największego bałwana, jakiego ten świat widział. I to kilkadziesiąt minut po tym jak dopiero wylądował we Włoszech, a jego urlop ledwo co się zaczął.

— Tak. — To krótkie, proste słowo wyrwało się z pomiędzy jego warg tak szybko, że nawet nie byłby w stanie ich zamknąć, by tego uniknąć. Od kiedy to, jego rozum działał własnym życiem, nie podejmując decyzji w porozumieniu z nim? Dopiero kiedy Draco odwrócił się, ciągnąc za sobą walizkę w kierunku wejścia do hotelu, Harry jakby oprzytomniał.

— Płatność była, karta, trzydzieści dwa euro. — Głos taksówkarza już całkowicie wyrwał go z otępienia. Harry spojrzał w jego kierunku, a ten jedynie pokiwał mu głową przez otwartą szybę samochodu, po czym ruszył gwałtownie z miejsca, włączając się do ruchu jak kompletny pirat drogowy. Harry patrzył chwile za taksówką, a kiedy ta zniknęła mu z oczu, siarczyste przekleństwo wymsknęło mu się z ust.

Nie dość, że spędzał wakacje w tym samym hotelu co Draco Malfoy, to na dodatek, jak kompletny idiota pozwolił temu człowiekowi, by ten za niego zapłacił. Mając wobec niego dług, jaki by on nie był, zobowiązał się do ponownego spotkania. I to przy alkoholu!

Westchnął głęboko i pociągnął walizkę w kierunku hotelu. Jak tylko znajdzie się w swoim pokoju, będzie musiał zadzwonić do Hermiony i zapytać jej, co mogło pójść nie tak podczas wieczornego spotkania z Draco Malfoyem przy jednym piwie.

***

— Harry, piwo z Malfoyem? — Hermiona na głośniku brzmiała nieco niewyraźnie, ale Harry był zbyt zajęty, by cały czas trzymać telefon przy uchu i rozmawiać z przyjaciółką.

Zaraz po odebraniu kluczy do pokoju z recepcji, windą wjechał na swoje piętro. Kiedy tylko zamknął za sobą drzwi pokoju, zadzwonił do Hermiony i wpierw podziękował jej za wakacje. Jego pokój nie należał do przestronnych, ale jak na jego wymagania był wystarczający. Posiadał również mały balkon, z którego rozpościerał się widok, na oddalone o zaledwie kilkaset metrów, morze. Klimatyzacja była również miłym udogodnieniem, choć Harry i tak już od dobrej godziny, chodził po pokoju w samych bokserkach. Telefon z włączonym połączeniem leżał na stoliku między pokojem, a małą łazienką, tak by był w stanie usłyszeć przyjaciółkę, kiedy właśnie zawinął mokre włosy w ręcznik.

— Tak wyszło — powiedział lekko podniesionym głosem. Miał nadzieję, że ściany w hotelu były dźwiękoszczelne, ponieważ od dobrych kilkunastu minut, mówił dosyć głośno, tak był Hermiona dobrze go słyszała. — Wszystko przez twój głupi pomysł, bym do niego zagadał na lotnisku.

— Myślę, że i bez tego, spotkalibyście się w tej taksówce — zaśmiała się w momencie, w którym Harry pocierał już ręcznikiem głowę, próbując szybko osuszyć włosy.

— Nie widzę w tym nic zabawnego. Nawet nie wiem jakim cudem, wplątałem się w wyjście z nim na piwo już w pierwszy dzień wakacji — warknął, choć nie był do końca pewien, czy odczuwał z tego powodu złość. Racja, może nie tego oczekiwał, przyjmując hojny prezent od przyjaciółki, jednak czy to nie na spontaniczności i nieoczekiwanych zwrotach akcji, polegało właśnie jego życie?

— Może po prostu wziąłeś sobie do serca moje słowa. Skoro minęło już tyle czasu, a ty bez zbędnych wymówek, zgodziłeś się z nim wyjść, śmiem spekulować, że twoja zadra ze studiów, już dawno odeszła w niepamięć — powiedziała. Harry słyszał, że była już u siebie w domu. Hermiona niemiłosiernie tłukła się garnkami w kuchni, kiedy robiła obiad. Gdyby rozmawiał z nią, mając telefon przy uchu, zapewne nakrzyczałby na nią już po pierwszych paru sekundach. — Poza tym postawiłeś go przed faktem, że musi zapłacić za twój przejazd, więc ja będąc na jego miejscu, i nie chcąc bezczelnie żądać zwrotu połowy kosztów, zapewne też zaproponowałbym ci wyjście na miasto.

— Tak, ale to nie byłaś ty, tylko Malfoy. Ten sam drań, który jeszcze pięć lat temu, śmiał mi się w twarz podczas rozdawania dyplomów — westchnął, przeczesując ręką włosy. Ostatni raz wychodził gdzieś w towarzystwie Hermiony. Po rozstaniu z Joeyem, nie miał ochoty na randki, ani na przelotne romanse, dlatego też odzwyczaił się od strojenia się. Poza tym w swoim małym bagażu, nie miał raczej nic do ubrania, co mogłoby się nadawać na wyjście z kimś do baru. Do cholery jasnej, w końcu pojechał na wakacje, a nie żeby martwić się swoim wyglądem. Jęknął przeciągle na co Hermiona parsknęła śmiechem, po drugiej stronie słuchawki.

— Daj spokój. Może akurat, będziecie mieli okazję normalnie porozmawiać. Sam wcześniej powiedziałeś, że Malfoy zachowuje się inaczej niż kiedyś — mruknęła, a jej głos dobiegał z oddali. Pewnie chodziła po kuchni, a telefon zostawiła na blacie.

— Nie obraził mnie — powiedział, przechodząc do pokoju i pochylając się nad otwartą walizką, która od ponad godziny, leżała na łóżku. — Ani nie dogryzł — kontynuował, wyciągając z bagażu wszystkie ubrania, jakie wziął ze sobą na wyjazd. Nie było ich wcale tak dużo. Dwie koszule z krótkim rękawem, dwie koszulki polo i jedna zwykła biała z krótkim rękawem. Dwie pary krótkich spodenek i klapki. Raczej żadna z tych rzeczy nie była odpowiednia na spotkanie z Malfoyem, który jak pamiętał Harry, zawsze przychodził na uczelnie schludnie ubrany. — Nie mam w czym iść.

— Chryste, nie mów tylko, że zależy ci na wyglądzie dla tego cholernego Malfoya! — Hermiona w ułamku sekundy znalazła się przy telefonie, bo jej krzyk usłyszałby nawet z perłowego korytarza, mimo że pokoje były wyciszone.

— Przecież sama powiedziałaś, że... — zaczął, ale przyjaciółka nie pozwoliła mu skończyć.

— Harry! Masz iść z nim tylko na piwo, a nie od razu do łóżka! Tylko mi nie mów, że twoje stare zauroczenie Malfoyem, na nowo odżyło, to osobiście zamówię ci lot z powrotem do Leicester jeszcze dzisiaj — warknęła, a Harry poczuł się jak zbesztane dziecko. Co najlepsze, Hermiona jak zwykle miała racje, a on mimo swojego wieku, zachowywał się dziecinnie, ba, jak typowy gówniarz.

— Odczep się — mruknął pod nosem, nie do końca pewien, czy Hermiona go usłyszała.

— Po prostu z nim pogadaj. I nie pij dużo. Pamiętasz jak ostatnio skończyło się nasze wyjście na jedno piwo — powiedziała ostrym tonem, a Harry naprawdę poczuł się jakby był pouczany przez matkę. Czasami dostrzegał w przyjaciółce takie moralizatorskie zapędy, a jemu również były one potrzebne. Mimo że, po rozstaniu z Joeyem nie wychodził za wiele, tak nie mógł przez cały czas odmawiać Hermionie i przyjaciołom ze studiów wyjścia do baru. Dlatego kiedy w końcu zebrał się w sobie i znalazł czas, jednego wolnego wieczoru, razem z Deanem, Seamusem i Hermioną odwiedzili pub, do którego mieli w zwyczaju chodzić jeszcze za czasów studenckich.

Niestety wypad ten zakończył się dla Harry'ego prawie dwu dniowym kacem, bo nie poprzestał na jednym piwie. Dlatego wiedział do czego piła przyjaciółka, przestrzegając go.

— Nie jestem masochistą, Hermiona. Nie upije się w towarzystwie Malfoya — powiedział, a po drugiej stronie telefonu, kobieta jedynie mruknęła z powątpiewaniem.

Zamiast cieszyć się wyjazdem i chwilą, zasłużonego urlopu, na którym ponoć miał odpocząć, umysł Harry'ego pracował na najwyższych obrotach, zajmując się osobą Draco Malfoya.

— Za jakie grzechy znów muszę przez to przechodzić — jęknął pod nosem, po tym jak pożegnał się z przyjaciółką i przerwał połączenie. Mógł oszukiwać sam siebie i Hermionę i wszystkich dookoła, ale sam dobrze wiedział, że nie było już dla niego ratunku. Bo gdyby nie to, że Malfoy zachowywał się całkiem normalnie, może byłby w stanie zignorować uścisk w żołądku, w sercu jak i w kroczu. A tak, wiedział, że czekał go zgubny koniec tego wyjazdu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro