Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12

Pozbierawszy resztki swojej godności oraz okruchy wstydu, jakie pozostały po wcześniejszej sytuacji, Harry opuścił teren basenu, ubrany w kąpielówki i obwiązany w pasie ręcznikiem. Ku jego uldze przemknął niezauważony do swojego pokoju, i zaraz gdy tylko wszedł do środka, zatrzasnął za sobą drzwi. Pierwsze co rzuciło mu się w oczy, to półmisek pod przykryciem, leżący na łóżku, z karteczką przywiązaną do rączki na czubku. Westchnął nie mając pojęcia, kto i kiedy umieścił podarek w jego pokoju, ale był ciekaw co skrywał pod pokrywką. Podszedł bliżej łóżka i od razu wyczuł aromatyczny zapach, dochodzący spod półmiska. Na karteczce, dużymi literami, widniał napis: Później wszystko wyjaśnię.

Nie rozumiał w jaki sposób Draco udało się zorganizować kolację w tak krótkim czasie, która na dodatek została dostarczona do jego pokoju. Gdzieś w głębi serca miał pewne przypuszczenia, a fakt, że Hermiona nie chciała powiedzieć mu o czymś istotnym, działał jedynie na jego niekorzyść. Westchnął głęboko, unosząc pokrywkę, widząc, parujące jeszcze kawałki pieczonej ryby w smakowicie wyglądającym sosie. Zapach był po prostu obłędny, i gdyby nie to, że żołądek skręcał mu się od samego myślenia o Draco i o sytuacji sprzed chwili, która była swoistym ziszczeniem się jego największego koszmaru, to może uległby pokusie, by spróbować tego dania.

Odszedł od łóżka, mnąc kartkę w dłoni i odrzucając ją na podłogę. Skoro Malfoy miał mu coś do wyjaśnienia i przysłał mu nawet kolację na przeprosiny, jego podejrzenia mogły być słuszne. Potarł czoło wierzchem dłoni, podchodząc do drzwi balkonowych. Na zewnątrz było już ciemno, a przez otwarte okno wdzierał się gwar dochodzący z ulicy. Mimo wszystko czuł pewną obawę, przed zadzwonieniem do przyjaciółki. Wiedział, że jak zwykle, zapewne miała racje, we wszystkim, czego nie chciała mu powiedzieć.

Sięgnął po ładujący się telefon, który zostawił na stoliku przy łóżku i od razu wybrał numer Hermiony. Nacisnął głośnik, i położył się na wznak, opierając telefon na brzuchu. Nie miał siły słuchać, pełnego wyrzutów, głosu przyjaciółki prosto do ucha.

— Harry? — Hermiona odebrała zaledwie po dwóch sygnałach oczekiwania.

— Powiedz mi wprost, co pominęłaś ostatnio, kiedy rozmawialiśmy. Wiem, że dotyczy to Malfoya. Po prostu mi powiedz. — Bez zbędnego zwlekania i przeciągania, naskoczył na przyjaciółkę i wiedział, że mógł ją tym trochę wprawić w zakłopotanie, ale naprawdę potrzebował odpowiedzi w tej jednej chwili. Zapach pieczonej ryby drażnił jego zmysły i pozwalał jego myślom odbiegać od faktu, że Draco go zapewne, perfidnie okłamał. W końcu jednak Hermiona odezwała się do telefonu. Jednak jej głos brzmiał niepewnie, całkiem inaczej niż za każdym razem, kiedy rozmawiali.

— Nie wiem, czemu nie powiedział ci o tym od razu. Ale też dziwi mnie fakt, że sam szukając jego profilu na Linkedln, nie natknąłeś się na masę informacji o jego majątku, jaki od lat inwestuje w Sycylijską turystykę — zaczęła, a Harry o dziwo, postanowił pierwszy raz, nie wcinać się jej w zdanie. — Draco Malfoy jest właścicielem Blue Diamond, ale nie tylko jego. W tamtym tygodniu, było uroczyste otwarcie jego trzynastego hotelu, tyle że u wybrzeża Trapani. W Palermo ma ich najwiecej.

— Tak przypuszczałem, że może mieć coś wspólnego z Blue Diamond, ale... — urwał, przypominając sobie wszystkie momenty, w których ignorował wszelkie znaki, jakie dawał mu Draco. Sam fakt, że spał w ładniejszym apartamencie, a Harry kiedy tylko zwrócił na to uwagę, dostał taki sam pokój. Samochód jakim jeździł Draco, wcale nie był z wypożyczalni, tylko zapewne był jednym z wielu, jakie posiadał na własność. Zamknięcie basenu na najwyższym pietrze hotelu, przed innymi gośćmi też było jego sprawką, a on jak głupi, starał się odganiać od siebie te myśli, sądząc, że Draco w swej prostocie był wobec niego, całkowicie szczery.

I choć nie rozumiał, czym kierował się Malfoy, nie chcąc powiedzieć mu prawdy na samym początku, nie potrafił pohamować narastającej w nim złości. Bo to Draco oburzył się, kiedy Harry wspomniał o niezobowiązującym, wakacyjnym romansie, tak jakby to co połączyło ich podczas wyjazdu, miało przetrwać i później, po powrocie. I Harry nawet zdążył w to uwierzyć, dając się nabrać na zapewnienia Malfoya, oraz jego fałszywe gierki. Choć sam nie wiedział, czy właśnie przez to, nie zdążył na nowo po uszy, zauroczyć się w tym durniu.

— Podobno odziedziczył część majątku prababci, która na Sycylii była właścicielką większości nadmorskich winnic.

— Oh, jakim cudem dokopałaś się do tych informacji? — Harry był szczerze zdziwiony, bo gdy jeszcze sam miał obsesję na punkcie Draco, kiedy ten pojawił się na jego roku, i szukał informacji na temat jego rodziny i hipotetycznego tytułu arystokratycznego, nigdzie nie natknął się na takie wieści.

— Z książki — mruknęła. — Wygląda na to, że osoba Malfoya zainteresowała mnie bardziej niż ciebie. — Harry przygryzł dolną wargę, powstrzymując się przed przyznaniem jej racji. W zasadzie przez ostatnie dni nie tylko Draco budził jego fascynację, ale też perspektywa dzikiego seksu z nim. Tak bardzo dał się pochłonąć przyjemnościom, że całkiem stracił głowę i ignorował oczywiste fakty. — Co się wydarzyło, że jednak postanowiłeś zapytać? Niech zgadnę, Draco powrócił do swojej dawnej osobowości?

— Nie — odpowiedział szybko. Nie wiedział, czy powinien opowiedzieć przyjaciółce ze szczegółami, sytuację jaka miała miejsce na basenie, czy jednak ubrać to w słowa tak, by pominąć krępującą część o byciu nakrytym przez panią z recepcji. — Po prostu, przypadek.

— Mhm, mam nadzieję, że po powrocie będziesz bardziej wylewny. To gdzie jest teraz Draco? Pokłóciłeś się z nim?

— Nie. Wyszedł. Musiał załatwić jakieś sprawy. Przywitać kogoś osobiście, nie wiem, chyba ktoś ważny przyjechał do Blue Diamond — mruknął i spojrzał na jedzenie, leżące obok niego. Dopiero teraz poczuł, jak bardzo był głodny.

— Chyba nie będziesz czekał, aż przyjdzie i zacznie ci wszystko tłumaczyć? — prychnęła.

— Taki miałem zamiar. — Podniósł się tak, by oprzeć plecami o zagłówek łóżka. W zasadzie nie brał innej opcji pod uwagę, niż oczekiwanie na powrót Draco, w pokoju.

— Na twoim miejscu, postawiłabym go pod ścianą, żeby nie miał czasu, na wymyślenie miłej gadki. — Hermiona brzmiała podobnie, jak jeszcze sześć lat temu, kiedy wyrażała swoje zdanie na temat Draco, mówiąc o nim jako o zarozumiałym, bogatym dupku. Tym razem jednak jej złość musiał wzmagać fakt, że Harry zbliżył się do niego na tyle, że jakikolwiek zawód teraz, mógłby pogrążyć go w prawdziwej depresji. I choć sam, starał się sobie wmawiać, że na pewno by tak nie było, ponieważ był już starszy, i co za tym szło, mądrzejszy, to i tak gdzieś w głębi serca czuł, że taka kolej rzeczy mogła być bardzo prawdopodobna.

— Mam iść go szukać po hotelu? A jeśli jest zajęty?

— Harry! — Przerwała mu, a jej ton, nie dość, że był pełen pretensji, to jeszcze brzmiał oskarżycielsko. — Słyszysz sam siebie? Zakochałeś się w nim, skoro masz taki problem? — Na jej słowa, cały zadrżał i wstał z łóżka, zaczynajac nerwowo krążyć po pokoju. Czy mógł zakochać się w Draco za sprawą kilku dni, jakie spędził w jego towarzystwie? Czy mógł zakochać się w jego głosie, włosach i uśmiechu? Chyba powinen zadać sobie to pytanie, jeszcze zanim postanowił zadzwonić do przyjaciółki.

— Nie, Hermiona. To nic dla mnie nie znaczy. — Kłamał. Kłamał jak z nut, ale nie miał na razie innego wyjścia. Nie chciał spędzić kolejnej godziny na słuchaniu kazań Hermiony, jeśli tylko powiedziałby coś, całkiem odwrotnego.

— Mhm. — Nie brzmiała na przekonaną, ale chyba postanowiła odpuścić. — Nie wierzę, że to mówię, ale idź i porozmawiaj z nim.

— Ale... — zaczął, lecz Hermiona od razu mu przerwała.

— Draco jest cholernym właścicielem tego hotelu, na pewno go znajdziesz, albo chociaż kogoś, kto wie gdzie jest. Jeśli mu zależy, to na pewno poświęci ci te kilka minut — warknęła. I Harry sam już nie wiedział, czy kobieta wściekała się na Malfoya, czy na niego.

— Tak — odpowiedział bezmyślnie, i naprawdę był już w stanie wyjść z pokoju, kiedy postanowił jednak zostawić telefon w środku. Nie chciał by cokolwiek go rozpraszało. Obiecał przyjaciółce, że jak tylko załatwi sprawę, wróci i do niej zadzwoni choćby nawet się waliło i paliło. Był jej wdzięczny za to, że potraktowała go tak ostro i trochę nim potrząsnęła, choć przez telefon było to trudniejszym zadaniem. Pamiętał jak Hermiona podchodziła do niego, kiedy rozpaczał po tym, co wydarzyło się sześć lat temu w łazience w klubie, a potem za każdym razem, kiedy natykał się na Malfoya na uczelni. Nie mógł mieć jej za złe, że podchodziła do tego wszystkiego z takim dystansem, mimo że to ona pchnęła go do tego, by zagadał do Draco na lotnisku. Możliwe, że nie była w stanie przewidzieć tego, jak daleko mogła zajść ich niezobowiązująca rozmowa.

Pożegnał się z przyjaciółką i rzucił telefon na łóżko, tuż obok półmiska z jedzeniem. Rzucił w jego stronę, ostatnie tęskne spojrzenie, po czym wyszedł z pokoju na korytarz. Nie miał pomysłu, gdzie powinien udać się najpierw w poszukiwaniu Draco. Hermiona miała racje, że nie powinien siedzieć bezczynnie i czekać, w końcu to Malfoy miał mu coś do wyjaśnienia.

Odetchnął głęboko, bo serce biło mu jak oszalałe, jednocześnie z podekscytowania jak i z nerwów. Sam nie wiedział dokładnie, co powie Draco, kiedy w końcu go znajdzie. Czy dosłownie pchnie go na ścianę i każe mu się tłumaczyć, czy po prostu odpuści i ucieknie jak najdalej od niego. Znając siebie samego, te dwie opcje były bardzo prawdopodobne.

Wszedł do windy nacisnął guzik z napisem recepcja. Jeśli nie będzie go na dole, podejdzie do kobiety, która wcześniej przyszła po Malfoya aż na najwyższe piętro, oraz zastała ich w dwuznacznej sytuacji, spojrzy jej prosto w oczy i zapyta, gdzie do cholery jest ten dupek. Było mu już wszystko jedno, bo zaledwie jeden dzień, dzielił go od powrotu do Leicester.

Jeszcze zanim drzwi windy się rozsunęły, był w stanie usłyszeć panujący na dole, hałas. Podniecone głosy zebranych osób, mieszały się z muzyką, przez co Harry w momencie zaczął żałować decyzji, o zjechaniu do recepcji. Nie miał pojęcia do kogo mógł zostać wezwany Draco, skoro musiał powitać go osobiście, ale przypuszczał już, że było to o wiele większe wydarzenie, niż mógł się spodziewać.

Dlatego, kiedy tylko winda stanęła otworem, wypadł prosto w tłum zgromadzonych w holu, osób. Większość z nich była turystami, i zapewne hotelowymi gośćmi, ale w oczy rzuciło mu się też paru mężczyzn, biegających jak w gorączce, z teczkami, albo kamerami opartymi na ramionach. Instynktownie zaczął rozglądać się w poszukiwaniu Malfoya, ale tłum ludzi utrudniał mu to zadanie.

Jakimś cudem udało mu się przejść do recepcji, uważając jednak by nikogo nie potrącić. Ku jego uldze za blatem, stała inna kobieta niż ta, którą widział jeszcze kilkadziesiąt minut wcześniej. Uśmiechnęła się do niego miło, ale była wyraźnie zdenerwowana, a jej wzrok uciekał gdzieś za plecy Harry'ego.

— W czym mogę panu pomóc? — spytała, a on w ostatnim momencie, nim jeszcze wypowiedział nazwisko Malfoya na głos, przypomniał sobie o karcie dostępu do poprzedniego pokoju, którą miał schowaną w tylnej kieszeni spodenek. Akurat tych samych, które miał właśnie na sobie.

— Miałem zwrócić kartę — powiedział, odruchowo sięgając za siebie, by wydobyć ją z kieszeni. — Gdzie mogę znaleźć pana Malfoya? — Postarał się, by jego głos brzmiał jak najbardziej naturalnie. Tak jakby wiadomość o tym, gdzie znajdował się Draco tak naprawdę, mało go obchodziła.

— Pan Malfoy? — Harry uniósł wzrok na kobietę, która wyglądała na dość skonsternowaną. I kiedy już otwierała usta, by mu odpowiedzieć, spojrzała ponad jego głową w głąb holu, a Harry w tym samym momencie odwrócił się, by podążyć za jej wzrokiem. Kobieta nie musiała już nic więcej mówić, bo Draco we własnej osobie, stał w dwuskrzydłowych drzwiach wejściowych, w czyimś towarzystwie.

Po przyjrzeniu się, Harry doszedł do wniosku, że osoba, która stała obok Malfoya, nie była byle kim. Nie rozumiał, dlaczego aktualnie stał w holu, do którego wchodził właśnie syn ambasadora Francji, który był rozpoznawany przez prawie każdego, szanującego się Brytyjczyka. Otoczony wianuszkiem reporterów, ale bardziej istotnym wydał mu się fakt, dlaczego Draco był w jego towarzystwie. I może w innej sytuacji potraktowałby to całkiem naturalnie, jak zwykłe przywitanie, wysokiej rangi gościa hotelowego. Jednak po ich dwójce widać było, że znali się całkiem dobrze. Ponadto Draco wyglądał na naprawdę rozpromienionego. Szeroko uśmiechnięty, podał rękę drugiemu mężczyźnie, a Harry poczuł jak flesz aparatów odbił mu się w oczach.

I może w normalnej sytuacji, zaczekałby gdzieś z boku, aż tłum nieco się przerzedzi, francuski syn ambasadora zniknie wraz z obsługą hotelową i paparazzi, a on będzie mógł w końcu dopaść Draco i zażądać od niego wyjaśnień. Jednak sytuacja w jakiej się znalazł mocno wykraczała poza normę, a on nie byłby sobą, gdyby zapanował na emocjami jakie właśnie starały się przejąć kontrolę nad jego umysłem, jak i ciałem. Wiedziony instynktem i wrodzonym talentem do pakowania się w kłopoty, lub nadzwyczajnego w świecie, robienia publicznie z siebie idioty, ruszył w stronę wejścia, gdzie aktualnie kilku reporterów próbowało tak jak i on, dostać się do Malfoya. Odpychał zebranych ludzi, którzy zaaferowani pojawieniem się gościa specjalnego, chcieli podejść bliżej, by zobaczyć nieco więcej.

Kiedy już wyciągał rękę, by złapać Draco za ramie od tylu, ktoś pchnął go tak mocno, że całkowicie stracił równowagę i ostatnią rzeczą jakiej chwycił się w poszukiwaniu oparcia przed upadkiem, była koszula Malfoya, którą ścisnął kurczowo w garści, po czym poleciał w dół, ciągnąc go za sobą.

Poruszenie jakie wywołał, było nie tylko w centrum uwagi zgromadzonych najbliżej nich, osób, ale również paparazzi, którzy tylko czekali na tego typu moment, by wszystko uwiecznić aparatami. Draco chyba nawet nie zdążył zarejestrować, kto sprawił, że poleciał do tylu, i dopiero w momencie zderzenia z posadzką, oraz łokciem Harry'ego, który wbił mu się między żebra, obrócił głowę, by spojrzeć mu prosto w oczy.

— Harry — mruknął lekko zdezorientowany, ale w następnej chwili jego wyraz twarzy zmienił się diametralnie, kiedy ktoś podciągnął go do góry, by pomóc mu wstać.

— Nic ci się nie stało? — Harry nadal leżąc oszołomiony po upadku, dopiero po kilku sekundach zrozumiał, że pytanie nie było skierowane do niego, tylko do Draco, który już stał na równych nogach. Jego wzrok padł od razu na mężczyznę, nachylającego się do Malfoya.

Nie był zazdrosny, bo zazdrość czuły osoby, którym bardziej niż naturalnie, na kimś zależało. Kierowany złością, jaką wywołała nieszczerość Draco względem niego i to, że ten perfidnie go wykorzystał, ostatkami sił hamował się przed zwyzywaniem go od parszywych drani, przed samymi reporterami. Nie miał w zwyczaju robienia scen, a wiedział, że mogłoby to wyglądać na czysty wybuch zazdrości. Poza tym obecność francuskiego księcia powstrzymywała go przed użyciem, obraźliwych słów. I mimo że wcześniej, kompletnie nie miał w sobie uczucia bycia wykorzystanym, tak teraz sytuacja malowała się dla niego jasno, a dłoń obcego mężczyzny, wsparta na ramieniu Draco jedynie utwierdzała go w przekonaniu, że Malfoy naprawdę się nim zabawił.

— Malfoy. — Sam był zdziwiony własnym głosem, z którego biło czyste opanowanie i spokój. Nie tego się po sobie spodziewał, choć odczuwał pełną satysfakcję, że nie dał się ponieść emocjom.

— Harry, to nie jest dobry moment — odpowiedział szybko, wyciągając dłoń, by pomóc mu wstać, jednak świetnie poradził sobie sam, podpierając się o posadzkę.

— Oh, nie miałem pojęcia, że się znacie. Proszę mi wybaczyć. — Harry dopiero w następnej sekundzie zorientował się, że słowa te zostały wypowiedziane do niego. Spojrzał na drugiego mężczyznę, starając się nie patrzeć na niego przez pryzmat złości, bo gdzieś z tylu głowy, majaczyła mu myśl, że miał przed sobą cholernego, syna ambasadora Francji, którego uwielbiała znaczna część globu. — Frideric — powiedział, a jego dłoń wręcz zawisła przed twarzą Harry'ego, wprawiając go w jeszcze większą konsternację. Nie miał zamiaru wyjść na niegrzecznego, jednak nie był w humorze do zawierania nowych znajomosci.

Wprawdzie chęć przyparcia Draco do ściany, tak jak kazała mu Hermiona, również nieco opadła. Patrząc teraz na Malfoya, jedyne czego pragnął, to ulotnić się jak najszybciej spod ostrzału paparazzi, których aparaty powinny już dawno spalić się od nadmiaru używanego flesza.

Niewiele myśląc, podał dłoń mężczyźnie, jedynie skinając mu głową.

— Harry. — Draco usilnie starał się zwrócić jego uwagę.

I wystarczyła chwila, gdy przeniósł wzrok z mężczyzny przed sobą, na przepełnioną emocjami, twarz Malfoya, by wiedzieć, że był to dobry moment na zrobienie taktycznego odwrotu. Nie miał mu już więcej nic do powiedzenia. Sądził, że jego spojrzenie wyrażało aż zbyt wiele, by Draco wszystko zrozumiał.

W jego wyobraźni, wpatrywali się w siebie całą wieczność, dopóki to on pierwszy nie odwrócił wzroku. Z zaciśniętymi zębami i głupimi łzami, które zdążyły już zebrać się w kącikach jego oczu, odszedł od Draco i Friderica, nawet nie musząc ponownie przepychać się przez tłum zebrany w holu. Nie miał pojęcia, czy Draco chciał iść za nim, na pewno nie miał zamiaru oglądać się za siebie, by to sprawdzić. Unikając spojrzeń innych, szybko przedostał się na zewnątrz, wychodząc z hotelu.

Najgorszym był fakt, że w pokoju zostawił swój telefon i nawet nie miał jak skontaktować się z Hermioną. Dopiero kiedy chłodny powiew wiatru nieco otrzeźwił jego zamroczony umysł, zrozumiał, że nie mógł przecież zawrócić z powrotem do hotelu.

— Cholera jasna — zaklął pod nosem, czując wszechogarniającą frustrację. Najchętniej wsiadłby w pierwszy lepszy samolot do Anglii i wrócił do domu. Nie miał ochoty zostawać w Palermo ani chwili dłużej, a już szczególnie w hotelu Malfoya. Drań.

Harry sam się sobie dziwił, że z taką łatwością dał się omotać Malfoyowi i stracił dla niego rozum. Choć tak naprawdę to on był sobie winien, bo dał się ponieść zauroczeniu, które jak sądził, zostało stłamszone już dawno temu. Hermiona jak zwykle miała racje, a on zamiast słuchać jej oraz własnego rozsądku, który podpowiadał mu, że na sam koniec tej niebezpiecznej gry, będzie czekał na niego jedynie zawód i rozgoryczenie, wolał dać ponieść się chwili.

Jedyne co pozostało mu teraz, to oddać kontrole własnym nogom, by poniosły go tam, gdzie chciały, byleby jak najdalej od Blue Diamond.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro