The world in your eyes forever is lie
Ostatnią piosenką Kwon JiYonga był utwór jego najbliższego przyjaciela - Taeyanga. Cały ból jaki w niej opisywał, farbowany zielonowłosy mógł poczuć na własnej skórze. Każde słowo jakie usłyszał brzmiało tak idealnie w swojej prostocie, a jednak niszczyło go od środka jeszcze bardziej, próbując wbić tonę drzazg w najdrobniejsze wolne miejsca na sercu.
Nieważne jak bardzo JiYong kochał Taeyanga; nieważne ile czasu przy nim spędził; jak długo się nim zajmował; jak dobrze o niego dbał i jak mocno kochał. Taeyang nigdy nie odwzajemiał jego uczucia.
W końcu nie miał jak.
Nawet o nim nie wiedział.
Kwon uwielbiał torturować się albumem z pięknymi wspomnieniami siedząc w dużym skórzanym fotelu, stojącym tuż przy wielkim oknie dającym mu cudowny widok na ulice Paryża. Dodatkowo robił to w święta, przez co Seungri często nazywał go masochistą, aczkolwiek jego nie za bardzo to obchodziło.
Bowiem za każdym razem machał pobłażająco dłonią i uśmiechał się z zaszkolnymi oczyma w stronę przyjaciela, który jako jedyny wciąż go nie opuścił.
Tak było i tej zimy. Sposępniały Kwon stąpał po zaśnieżonym chodniku, chowając twarz za fałdą grubego ciemno niebieskiego szala, dłonie skrywając w kieszeniach grubej kurtki. Mimo iż dzierżył w uszach słuchawki, to tak naprawdę nie słuchał na nich muzyki, starając się tylko wtopić w tłum i uzmysłowić ludziom, aby go nie zaczepiali. Nieważne, że niedawno wybiła pierwsza w nocy, a persony już dawno spędzały czas ze swą rodziną w tę wigilijną noc.
— Jedynym czego pragnę.. jest smak twojego oddechu. Może nie jestem już w stanie cię ujrzeć, nie mogę zobaczyć twej zniszczonej twarzy, ale wiem wciąż, że nadal jest tak samo piękna. Blizny świadczą o przeżyciach, a chwile jakie razem spędziliśmy właśnie takie są. Przepiękne..
— Znowu snujesz wiersze do księżyca? — Parsknął wyższy szatyn, opierając się o barierkę. Kwon tylko uśmiechnął się delikatnie, a zmarzniętymi grabulami wyciągnął z uszu słuchawki i schował je do jednej z kieszeni.
— Znowu za mną chodzisz?
— Wiesz, nie chodziłbym za tobą gdyby mi na tobie nie zależało. — Mruknął chłopak, wypuszczając z ust dym papierosowy. — A zależy. I to nawet bardzo.
—Seungri..
— Tak wiem, wiem. Nie musisz tego ciągle powtarzać. — Westchnął szatyn. — Wiem, że kochasz Taeyanga ale ta miłość w końcu cię wykończy i tak jakby jestem już pewien, że idziesz ostatnią ścieżką.
— Twoją ostatnią ścieżką będzie przepłynięcie tej rzeki na plecach. — Kwon obruszył się wielce, napuszając oba lice; po czym wskazał kościstym palcem na potok płynący pod mostem na którym aktualnie się znajdowali.
— Wredota nigdy z ciebie nie wyjdzie, nawet w takiej sytuacji.
JiYong spuścił smutno głowę, przybierając podobną pozycję do tej swojego przyjaciela. Seungri miał stuprocentową rację, i mimo iż chłopak o tym wiedział to dalej próbował zawalczyć o zmianę swojego przeznaczenia. Nie zamierzał go opuszczać, a przynajmniej jeszcze nie tak szybko. Miał do zrobienia kilka ważnych rzeczy. Kilka bardzo ważnych rzeczy.
— Seungri?
— Hm? — Mruknął starszy, zaciągając się ponownie papierosem. Normalnie dbał o zdrowie innych jak i swoje własne, lecz kiedy Kwon poinformował go o stanie swojego zdrowia (a raczej Seungri to od niego wyciągnął niczym na torturach), stwierdził, że jego opieka nie ma sensu.
— Zabierzesz mnie z powrotem do Korei?
Starszy omal nie zakrztusił się oparami.
— Chcesz tam wrócić? Po tym wszystkim? — Zdziwił się chińczyk. — Nie ma mowy, nie zabiorę cię tam.
— Hyuuuuuuuung.
— Nawet aegyo mnie nie namówisz. — Warknął Seungri, rzucając niedopałek na zaśnieżony chodnik po czym przydeptał go podeszwą buta. — Tutaj zapewniają ci doskonałe leczenie, a ja naprawdę nie chcę abyś tam wracał. Zniszczysz się, oni ponownie zniszczą ciebie.
Kwon westchnął, podchodząc do starszego z delikatnym uśmiechem. Spojrzał na niego załzawionymi oczyma aby niedługo później unieść swoją dłoń i umieścić ją na jego policzku.
Prawdę mówiąc Seungri był dla byłego piosenkarza najważniejszą i najbliższą osobą, odkąd jego rodzice wraz z Taeyangiem zginęli w wypadku dwa lata wcześniej. Niby cieszył się, że jego ojca już z nim nie ma, w końcu nie darzył go żadnym uczuciem, a blizny które ukrywał w końcu mogły wyparować to.. to wciąż wyklinał siebie, że kupił te cholerne bilety aby cała rodzina mogła przybyć na jego ostatni koncert.
Koncert z dedykacją, dla trzech martwych osób i narzeczonego, który w rzeczywistości nigdy Kwona nie kochał. A przynajmniej nie tak mocno jak Seungri. Mężczyzna był z nim w każdej chwili swojego życia, poświęcił dla niego wszystko - dosłownie.
Pieniądze, rodzinę, byłą narzeczoną, znajomych, karierę.. mógłby tak wymieniać w nieskończoność, aczkolwiek nie zamierzał. W końcu, po co?
Całe jego życie, powód dla którego wciąż stąpał po ziemi stał właśnie przed nim.
— Wiesz jak mnie podejść, JiYongie. — Parsknął, cicho się śmiejąc.
Kwon poczynił to samo, wiedząc, że zostało mu już niewiele czasu aby podziękować jego aniołowi.
☼ ☼ ☼
Kwon podniósł powoli ciężkie powieki, a widząc zapłakanego przyjaciela wyciągnął w jego stronę swoją suchą i marną grabulę. Seungri niemalże natychmiast zerwał się ze stołka i klękając przy metalowym łóżku, objął dłoń swoimi ciepłymi i wciąż żywymi. Próbował nie płakać, nie chciał łkać i szlochać, ale widok kiedy jego kwiat usychał sprawiał mu tak wielki ból, że nie tylko oczy stroniły łzy, lecz także i jego duże serce.
— Dziękuję za te dwa lata, Seunghyun.
— JiJi.. — Szatyn pociągnął nosem, patrząc w zmęczone i niemalże wygaśnięte oczy ukochanego.
— Bez ciebie już dawno by mnie tu nie było. — Wychrypiał, czując jak opadają z niego ostatnie siły. Chciał odejść, ale nie chciał zostawiać Lee. Był zwycięstwem w jego życiu, a po śmierci już nie mógłby na niego nawet patrzeć. — Dbaj o siebie, hyung.
A kiedy już uśmiech zakwitł na jego twarzy, a po policzku spłynęły ostatnie łzy, oczy tak po prostu się zamknęły; dzięki czemu ciało mogło pozostać, pozwalając duszy się ulotnić.
— Kocham Cię, głupku! Kocham, rozumiesz?! Nie może-, dlaczego..
Lee nie mogąc pogodzić się ze stratą miłości, kilka razy próbował zniszczyć samego siebie, ale w ostateczności przypominał sobie ostatnie słowa ukochanego i rezygnował z planów, zaczynając popadać w największą czarną dziurę jaką jego wyobraźnia mogła wymyśleć.
Korea Południowa. 11.03.2022r.
Seungri; najdroższa letnia gwiazdo. Najwspanialszy tancerzu, idolu i człowieku pełnym serca i miłości.
Kiedy czytasz ten list, mnie już przy tobie nie ma. Sztampowe pierwsze zdanie, prawda? Zbyt typowe więc czekaj.. Może lepiej by brzmiało: Zapewne czytasz ten list, kiedy obruciłem się w pył, prawda? Nie dorwałeś się do niego, kiedy umierałem na tym niewygodnym szpitalnym łóżku? Jeśli jednak znalazłeś go przed czasem to zaprzestań czytania już teraz, bo zejdę do ciebie z góry lub dołu i oberwiesz.
W każdym razie.. Pamiętasz nasz ostatni koncert? Wiesz, ten w 2020roku? Oczywiście, że pamiętasz. Jesteś bardzo sentymentalny..
Ta chwila, kiedy wyznałem, że kończę karierę bo chcę zająć się miłością mojego życia, ech, pewnie pomyślałeś, że znowu będę opowiadał o Taeyangu ale w rzeczywistości to właśnie ty objąłeś moje myśli i wypowiadałem się wtedy z myślą o tobie.
Nie kochałem Taeyanga, tak jak kochałem Ciebie.
Zapewne teraz parskasz śmiechem i przewracasz oczyma.
Brzmi to głupio, ale osobą jaką darzyłem prawdziwym uczuciem; oh po prostu ją znasz. Po co ja to w ogólę piszę i nękam cię nawet po mojej śmierci?
Ponieważ chcę, abyś znał prawdę. Całą prawdę.
Byłem głupkiem, odtrącając cię za każdym razem kiedy ty tak bardzo się o mnie troszczyłeś.
To w twoich ramionach czułem się bezpieczny.
To przy tobie miałem siłę aby się uśmiechać.
To dzięki tobie, mogłem żyć tak długop.
Dlatego właśnie Tobie, oddaję całą swoją miłość.
Kocham Cię, Seunghyun i zawsze będę.
Mężczyzna upił łyk ochydnego Burbona, wyrzucając zaraz kieliszek na zniszczoną podłogę w salonie za sobą. Lee opierając się o futrynę drzwi do pokoju JiYonga, po raz setny danego dnia czytał ostatni list jaki farbowany zielonowłosy do niego napisał. Dosłownie kilka dni przed śmiercią, zdążył stworzyć ostatnie arcydzieło, które ujrzeć mogła tylko jego własna definicja miłości.
— Miałeś rację. Wszystko co widziałem było kłamstwem.
Mruknął Seungri po raz ostatni, biorąc w dłonie mały pistolet. Przejechał kciukiem po czarnej obudowie broni, zaraz uśmiechając się lekko kiedy ujrzał jak łatwo jest pociągnąć za spust i tak po prostu zniknąć.
— Już niedługo obrócę się w pył, a wtedy razem będziemy wisieć na niebie jako czerwone letnie gwiazdy, JiJi. Po prostu poczekaj na mnie i nie pozwól, abym coś sobie zrobił. W końcu samobójcy nie trafiają do nieba, a ja naprawdę chcę do ciebie dołączyć.
Natsuhiboshi, naze akai?
Yūbe kanashii yume wo mita.
Naite harashita.
Akai me yo.
Natsuhiboshi, naze mayou?
Kieta warashi wo sagashiteru
Dakara kanashii
yume wo miru.
for JiSoo by Deer.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro