Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6.

Początkowe przerażenie malujące się na twarzy Julii ustąpiło tak szybko jak się pojawiło. Nie widziała sensu bać się. Umysł podpowiadał jej, że to nie w stylu Julii Castillo, nawet kiedy serce prawie wyskoczyło jej z piersi. W pewnym sensie bawiło ją to. Mogła umrzeć w każdej chwilii, a ona śmiała się prosto w twarz swemu oprawcy. Każda cząstka charakteru i zew krwi mówił jej, że tak powinna postąpić. Umysł walczył z sercem. Jedno mówiło co innego, a drugie jeszcze co innego. Jednak nie mogła zaprzeczyć szokowi jakie ją ogarnęło przez chwilę.

Słysząc prawowite imię pierwszego sobowtóra zachichotała. To był odruch bez warunkowy. Słyszała od Caroline, że wyglądem i charakterem przypomina Katherine, ale nie spodziewała się tego, że napotka w swoim życiu kogoś kto ją znał. W końcu trzymała się z Barbie Vampire z daleka od świata wampirów i tym podobnych.

- Mhm...- Nie mogła powtrzymać chichotu. Powoli zaczęła iść w stronę wampira. Wskazała na niego palcem nadal się śmiejąc.- Przepraszam. Bawi mnie to.- Rozłożyła ręce.

Elijah zmarszczył brwi. Nie rozumiał zachowania nieznajomej. Każdy jego zmysł mówił mu, iż jest to Katerina. Wygląd, głos, zachowanie, a nawet spojrzenie mu ją przypominało. Jednak to jak pewnym krokiem do niego podchodziła zupełnie nie pasowało do bycia Pierce. Ona, mimo, że bała się go najmniej- prawie w ogóle- nie była taka pewna siebie w jego obecności, a każdy jej ruch był ostrożny, starannie dobrany jak słowa. Zachowywała się tak nawet kiedy mieli krótki epizod zwany związkiem. O ile można było nazwać to związkiem.

Nim zdążył co kolwiek powiedzieć wtórowała mu Julia:

- Naprawdę wydaje ci się, że jestem tym kim wydaje ci się, że jestem?- Spytała z rozbawieniem w głosie.- Założę się, że jesteś bardzo, bardzo, ale to baaardzo- zrobiła śmieszną minę- starym wampirem. I z tego co wnioskuję znasz "mnie" od bardzo dawna. I...

- O czym ty mówisz?- Spytał Elijah.

- A o tym, że...- Chwyciła grubą ułamaną gałąź leżącą na śmietniku.- Nie jestem Katherine.- Wbiła prowizoryczny kołek w klatkę piersiową wampira.

Elijah dał się zaskoczyć. Padł na kolana. Po raz pierwszy od konfrontacji z dziewczyną spojrzał prosto w jej czekoladowe oczy.

- Mnie się nie atakuje.- Powiedziała hardo.

- Kim jesteś?- Spytał pierwotny takim tonem jakby nic się nie stało. Jakby nie klękał na kolanach ze sterczącym kołkiem z brzucha przed człowiekiem.

- Julia. Julia Castillo.- Zaakcentowała imię i nazwisko tak, aby ten domyślił się jej pochodzenia. Wyciągnęła do mężczyzny rękę.

Wyciągając z siebie kawałek drewna ujął dłoń szatynki. Postanowił to wykorzystać. Dzięki wampirzej szybkości i sile przyszpilił Julię do asfaltu. Ze spokojem wymalowanym na twarzy, w pełnym skupieniu, przyglądał się każdej rysie, kości, a nawet włosom Julii.

Idealna, pomyślał i wtedy wpadł na pewną hipotezę. Co jeśli jakimś cudem Katherine udało się powrócić na ten świat, ale jako człowiek? Co jeśli teraz udaje? Miała wiele wieków do nauczenia się różnych akcentów. Co jeśli... Elijah miał w tamtej chwili milion pytań do. Nie raz nabierał się na wspaniałą grę aktorską Kateriny kiedy to wampirzyca udawała Elenę. Nie tym razem, pomyślał wystawiając kły. Cieszył go fakt, iż dziewczyna robi wszystko, aby uciec z jego żelaznego uścisku.

- Jak żyję nigdy nie widziałem głupszej wampirzycy od ciebie, Katerino.- Syknął przez zęby.

- O czym ty do cholery mówisz?! Nie jestem Katherine!- Dotknęła dłoni wampira spoczywających na jej szyji. Powoli zaczynało brakować jej powietrza. Dusiła się.- Słuchaj, było to zabawne na początku! A teraz mnie puść! To boli!- Zaczęła się szarpać. Jak była spokojna na początku tak teraz ogarniała ją panika.

- Nie ma mowy. Pójdziesz ze mną po dobroci, albo...

- Zabijesz mnie?- Prychnęła.- Nie bądź śmieszny. Nie zrobisz tego, bo jestem ci potrzebna. Widzę to w twoich oczach... Jeśli chcesz myśleć, że jestem Katherine, to proszę cię bardzo. Ale zdradź mi chociaż swoje imię.

Nie zdążył nic powiedzieć, gdy usłyszeli dobrze znany im obojgu głos:

- Elijah! Zostaw ją!

Nim pierwotny zdążył odwrócić się za siebie coś go odrzuciło na drugi koniec pustkowia.

- Zwariowałeś?!- Krzyknęła Care. Spojrzała na leżącą u jej stóp Julię.- Nic ci nie jest?- Spytała, a gdy Julia przytaknęła, dzięki wampirzej szybkości znalazła się przy pierwotnym.

Caroline tak bardzo była wściekła na Elijah'a za to, że zaatakował Julię, iż jej rezerwa przed pierwszym zniknęła na dobre. Całe zajście toczyło się tak szybko, że nie wiedzieć kiedy blond wampirzyca chwyciła Elijah'a za gardło i postawiła do pionu. Wystawiła kły gotowa do kolejnego ataku.

- Caroline?- Elijah nawet nie warknął, nie odwdzięczył się Care za takie traktowanie. Był za bardzo zdziwiony.

- Nie. Kleopatra.- Warknęła przyciskając dawnego sojusznika mocniej do ceglanej ściany budynku.

***

- Powiedz mi, Marcel, jak ty wytrzymujesz z moją siostrą?- Rozsiadł się wygodnie na podniszczonej, czerwonej kanapie. Położył nogi na kryształowym stoliku do kawy.

- To raczej ja powinienem zapytać o to ciebie, Kol.- Marcel zajął fotel naprzeciwko pierwotnego.- Jak TY- wskazał na niego palcem- wytrzymałeś z nią przez tysiąc lat?

- Problem w tym, że...- Wyprostował się ściągając nogi ze stolika.- Nigdy nie wytrzymywałem i nie wytrzymuję. A i przez większość czasu leżałem w trumnie ze sztyletem w sercu.- Uśmiechnął się.- Oczywiście jak każdy brat i siostra czasami idziemy na noże, a czasami dajemy sobie spokój. Wiesz...- Mrugnął.- Żeby nie było nudno.

- Po wsze czasy.

- Nawet mi nie przypominaj.

- Jeśli za raz się nie zamkniecie to was zaknebluje!- Krzyknęła Marie. Powoli traciła cierpliwość do tych dwóch. Kol i Marcel nienawidzą się gorzej niż pies z kotem, a teraz zabrało im się na miłe pogawędki.

- Wysiliłabyś się na coś romantyczniejszego.- Rzucił Kol na co Marcel i on zaśmiali się.

- I właśnie w tej chwili zastanawiam się jak Davina z tobą wytrzymała.- Odparowała.- Przepraszam, z wami dwoma.

- No wiesz...- Kol zaczął się zastanawiać. Stukał się palcem po brodzie.- Jestem seksowny, uroczy, miły, romantyczny, acz kolwiek czasami za bardzo napalony, ale myślę, że moja seksowność przeważa.

- I strasznie irytujący.- Dorzucił Marcel.

Pierwotny spojrzał na Marcellusa  morderczym, lecz rozbawionym, spojrzeniem. Obaj panowie roześmiali się. Czarownica wywróciła do góry oczami. Po chwili przerwy ponownie pochyliła się nad mapą Nowego Orleanu i jego okolic. Cicha inkantacja zaklęcia po łacinie przerodziła się w głośniejszą. Marie niemalże krzyczała. Nie dlatego, żeby wzmocnić działanie zaklęcia, ale dlatego, iż ból roznosił się po całym jej ciele. Kawałek po kawałku.

- Aaa!- Krzyknęła. Gdy ból ustąpił, a krew przestała lecieć ciurkiem z uszu i nosa, zobaczyła przelotnie czyjąś twarz. Znajomą twarz; aż za dobrze znajomą.

Marcel i Kol z szybkością światła znaleźli się przy czarownicy.

- Co jest? Widziałaś coś?- Ciemnoskóry zadawał jedno pytanie po drugim.- Marie Anne? Marie Anne?

- Co jest?- Kol zmarszczył brwi. Musiał przyznać, że Bennett wygląda wyjątkowo okropnie.

- Nie wiem.- Odparł Marcel.- Marie Anne?- Potrząsnął wiedźmą.- Co jest grane?

Marie nie odzywała się. Nastała grobowa cisza jak w horrorach. Napięcie rosło z każdą sekundą. Gdy obaj myśleli, że to definitywny koniec, Marie odezwała się:

- Widziałam.

- Co widziałaś?- Spytał Marcel.

- Twarz.- Głos Marie zamienił się w niesłyszalny dla ludzkiego ucha szept.

- Czyją?- Tym razem to Kol zadał pytanie.

- Swoją.- Odparła na bezdechu.

***

- Nie mogę w to uwierzyć.- Szepnął patrząc tępo na blondynkę.

- W to, że zaatakowałeś moją przyjaciółkę, czy w to, że jestem tu?- Syknęła przez zęby. Nie miała zamiaru puścić Elijah'a, ani chować kłów. Wolała być przygotowana na ewentualną bójkę. Nie ukrywała, nawet nie próbowała ukryć chęci skopania komuś tyłka. Nie ważne, czy to pierwotny lub zwykły wampir. Było jej to obojętne.

- Powiedziałbym raczej, że...- Elijah bez najmniejszego wysiłku zabrał spoczywające na jego szyji ręce Caroline. Patrzył tylko w jeden punkt, którym była stojąca nie daleko Argentynka. Idąc w jej kierunku odpowiedział na pytanie wampirzycy. Doskonale zdawał sobie sprawę, iż blondynka idzie za nim, a przy tym używa wampirzego słuchu.- W to i to. Nie mogę uwierzyć w to, że tak mądra dziewczyna jak ty, przyjaźni się z kimś takim jak ona.

Obrzucił brunetkę spojrzeniem pełnym obrzydzenia. Jakby na zawołanie Care zmaterializowała się obok przyjaciółki.

- A ja nie mogę uwierzyć, że ktoś taki jak ty- wskazała palcem na Elijah'a- mógł się kiedy kolwiek zakochać w kimś takim jak Katherine.

Pierwotnego zatkało najdelikatniej mówiąc. Caroline z jednej strony ma rację, a z drugiej nie znała Kateriny, gdy ta była człowiekiem, więc jakim prawem ma ją oceniać i jego uczucia do niej. Do starej Kateriny? Doskonale wiedział, że robi wielki błąd obdarzając Katherine kolejny raz zaufaniem. Nie potrafił od tego uciec. Od uczuć, które żywił, ba!, jak nie żywi jeszcze do osoby, która została stracona sześć wieków temu.

- Na swoją obronę powiem, że nie jestem nią.- Wtrąciła się Julia.- Kolejny raz.- Zrobiła śmieszną minę.- Ale po co mnie w ogóle słuchać? Lepiej zaatakować i zabić na miejscu.- Ostatnie zdanie wypowiedziała z taką ilością jadu, że nawet Caroline obejrzała się na nią.

- Masz rację.- Przyznał Elijah.- Wybacz mi.

Care wybuchnęła śmiechem.

- Caroline?- Zapytała niepewnie Castillo.

- Nic. Nic.- Odparła rozbawiona.- Kontynuuj dalej.- Poleciła Elijah'owi.

- Jednakże mam na to usprawiedliwienie. Bo widzisz... Katerina jest ocalała. Zawsze znajdzie sposób, aby powrócić i zatruwać życie innym. Przy czym jest doskonałą aktorką. Bez trudu udawała Elenę, więc...

- Pomyślałeś, że może udawać i mnie. Tyle, że ona nie żyje. Wiesz to, widziałeś jak umierała! I jeszcze jedna rzecz...

- Jaka?- Spytał z czystej ciekawości.

- Nim w ogóle pomyślałeś, że jest nią, chciałeś mnie zaatakować, przekąsić, wyssać krew ze mnie.- Machnęła niedbale rękoma.- Jak zwał tak zwał. Chcę przeprosin za to.- Założyła ręce pod piersi.

- Przepraszam.- Uśmiechnął się. Był oczarowany Julią. Jej pewnością siebie.- Musiałem odreagować.- Nie wiedzieć czemu kąciki ust pierwotnego uniosły się wyżej. Był naprawdę pod wrażeniem odwagi dziewczyny.

- Ciekawe co.- Wtrąciła się Care. Złość jej nie opuszczała.

Wtem jak za machnięciem magicznej różdżki uśmiech z twarzy pierwotnego znikł. Elijah ponownie przybrał maskę obojętności choć tak naprawdę zamartwiał się i gotował ze złości z powodu stanu Niklausa. Tego wieczora miał o tym nie myśleć. Przynajmniej spróbować, ale pech chciał, że stała przed nim Caroline, która chcąc się przyznać lub też nie, czuje coś do Klausa. Przez chwilę bił się z myślami, czy wyjawić blondynce co jest powodem samotnej wycieczki i ataku na Julię. Jednak podjął decyzję o wyjawieniu prawdy. I tak, by się dowiedziała. Przecież do zdjęcia zaklęcia jest potrzebna krew jej przyjaciółki.

- Och, Caroline.- Westchnął Elijah.- Oboje dobrze wiemy, że jest tylko jedna osoba, która potrafi nie tylko mnie, ale i wszystkich w pobliżu siebie, wprowadzić w taki stan.

- Klaus.- Szepnęła Care. Źrenice wampirzycy powiększyły się, a serce przyspieszyło na dźwięk dawno nie słyszanego imienia.

- Robi się co raz ciekawiej.- Podsumowała Julia uśmiechając się szeroko jak głupi do sera. Potarła dłonią o dłoń na znak "dobrej zabawy" i niedoczekania.

***

- A więc wszystko jasne.- Oznajmił Kol. Jednym ruchem podniósł Marie Anne do pionu.- Trzeba cię zabić.

Wiedźma Bennett spojrzała kątem oka na Marcela. Ten niechętnie skręcił pierwotnemu kark.

- Dzięki.

- Nie ma za co, a teraz znajdź szybkie wytłumaczenie dlaczego widziałaś swoją twarz. Lepiej się pospiesz za nim Kol się obudzi. Skubany szybko odzyskuje przytomność.

- Jasne.- Otarła zaschniętą krew pierwszą lepszą z brzegu ścierką. Oczywiście uprzednio zamoczoną w wodzie z płatkami róż.

***

Cała trójka stała w miejscu nie odzywając się do siebie. Mogło się wydawać, że staliby tak całą wieczność dopóki deszcz nie zaczął padać.

- Cholerny deszcz.- Jęknęła Argentynka z niezadowoleniem.- Przepraszam!- Zawołała do dwójki wampirów stojących w bezruchu i przenikających się spojrzeniami.- Możemy stąd iść w jakieś suche miejsce? Za raz cała zmoknę i będę wyglądać jak ta ostatnia sierota!

- Cała Katerina.- Zaśmiał się pod nosem. Elijah ominął Caroline, która po chwili obróciła się i wbiła wzrok w plecy Elijah'a.

- Co mówiłeś?- Zapytała Julia.

- Nic.- Posłał w jej stronę nieskazitelny uśmiech.- Proponuję iść do Rosseau. Idealne miejsce na rozmowy starych znajomych, prawda?- Spojrzał na Caroline, której twarz wykrzywiła się w grymasie niechęci.- I nowych oczywiście.- Wrócił z powrotem do czekoladowych oczu sobowtóra.

- Jeśli tak mówisz to chętnie.- Powiedziała Julia.- Jeśli Caroline się zgodzi. Nie obraź się, ale wolę mieć ją przy sobie. Jest moją najlepszą przyjaciółką.

- To zrozumiałe. Caroline?

- Nie wierzę. Chciał cię zabić, a ty chcesz z nim rozmawiać. Jednak mam cudowny pomysł!- Złożyła ręce jak do modlitwy i przyłożyła do ust.- Spotkajmy się jutro u mnie w domu. Nikt nie będzie nas podsłuchiwał. Będzie bezpieczniej.- Zaproponowała. Tak naprawdę nie chciała spotkać Marcela. Poznała go już na tyle, aby wiedzieć, że lubi tam bywać nie tylko w dzień, ale też wieczorami. W szczególności wieczorami i nawet domyśla się dlaczego. Przede wszystkim nie chciała wysłuchiwać miliona pytań dlaczego nie powiedziała, że zna pierwotnych i jak ich poznała- co wiązałoby się niechcianymi wspomnieniami z Mystic Falls.- Co wy na to? Lepiej ochłońmy. Porozmawiajmy na spokojnie.

- Dobry pomysł.- Zgodziła się szatynka.

- Tak, więc niech będzie jutro.- Ucałował na pożegnanie dłoń Julii; nie mógł się od tego powstrzymać choć walczył z całych sił. Obrócił się do blond włosej wampirzycy.- Masz mój numer telefonu. Wyślij mi swój adres to przyjdę. Do zobaczenia Caroline.- Pożegnał się i znikł.

- Chcesz mi coś powiedzieć?- Spytała ciemnowłosa krzyżując ręce na piersi. Przytupywała nogą.

- Co znowu?- Przewróciła oczyma do góry.

- Że znasz seksowne wampiry!- Roześmiała się.

Reakcja Caroline była taka jaką wyobraziła sobie brunetka. Oburzenie i niedowierzenie. O to co gościło na twarzy przyjaciółki.

- Nie wierzę! Koleś próbował cię zabić, a ty... Jesteś niemożliwa! Zdawało mi się, czy śpieszno ci było do suchego miejsca?

- Zmieniasz temat. To co z tym Klausem?- Tym razem to Julia zmieniła temat, by podroczyć się z blondynką.

- A idź w cholerę!- Mruknęła pod nosem niemalże krzycząc.- Widzimy się jutro. Napiszę ci sms-em adres. Pa.

Odwróciła się na pięcie i zaczęła iść w kierunku z którego przyszła. Julia zrobiła to samo.

Aż nie mogę się doczekać jutra, pomyślała i pewnym krokiem poszła w swoją stronę. Uśmiech nie mógł zejść jej z twarzy.

***

- Masz coś?- Spytał Marcel.

- Nie. Jak będziesz mnie tak pospieszał to nic nie znajdę!- Warknęła. Z nerwów trzęsły się czarownicy ręce.

- To w twoim interesie, więc na twoim miejscu bym jak najszybciej działał.- Wstał z kanapy.

Miał coś dodać, ale wtem jak na zawołanie pojawił się przed nim Kol. O dziwo z szerokim uśmiechem na twarzy.

- Skręć mi raz kark, wstydź się. Spróbuj skręcić mi kark drugi raz...- Nie było mu dane skończyć, ponieważ Marcel skręcił mu drugi raz kark.

- Lepiej się pospiesz za nim zabije nas oboje.- Podparł się o biodra. Nie spuszczał wzroku z Marie Anne.






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro