Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18. His feelings and her dancing with the devil

Mystic Falls- miejsce, gdzie wiele się wydarzyło. Dobrego i złego, a wśród minionych zdarzeń miliony wspomnień, które są mniej lub bardziej bolesne. Jednak, gdy zajrzeć w głąb pamięci można również znaleźć te dobre, kojące zszarganą duszę i wywołujące uśmiech na twarzy nawet kiedy się tego nie chce.

Spokojnie bijące serce przyspieszyło, gdy minęło drewnianą tablicę z nazwą miasteczka, w którym to obiecał nigdy się nie pojawić. Jednak nie ma wyboru. Musi złamać daną obietnicę, by znalezć ukochaną i upewnić się, że jest całkowicie bezpieczna. Pomimo tego, iż obiecał sobie, że będzie trzymał się od niej z daleka, to nie potrafi. Nie potrafi żyć z myślą, że JEGO Caroline jest w posiadaniu boskiego przedmiotu, który jakimś cudem jest w stanie go zranić, a co najgorsze: ZABIĆ. Nie chce wierzyć w to, że boskość istnieje. Według niego jest to niemożliwe. Dla niego, tysiącletniej hybrydy, Bóg i inni mu podobni nie istnieje. Wierzy w dobro i zło, ale nie te biblijne. Dla niego są to bajki choć miliony ludzi wierzy w to co opisuje Stary i Nowy Testament. Dla kogoś tacy jak on są fikcją, wymysłem filmowców i pisarzy. A dla niego fikcją jest boski świat. Dopóty, dopóki nie zobaczy na własne oczy diabła czy anioła, to nie uwierzy, że takowy świat istnieje. Jego można przynajmniej dotknąć, poczuć zło i mrok jakie w nim siedzą kiedy wbija w czyjąś szyję kły z zamiarem zabicia swej ofiary. Nigdy nie dosięgł bram Piekła i nie poczuł smaku tortur. Nigdy nie widział niebiańskich bram i zapewne nie zobaczy o ile w ogóle istnieją. Nie może więc stwierdzić czy wszystko co powiada Biblia jest prawdą.

- Czy ty mnie w ogóle słuchasz?- Spytała zdenerwowana brunetka. Z każdą chwilą co raz bardziej traciła cierpliwość do ciemnowłosego blondyna. Jeśli się na coś uparł, to koniec.

- Co mówiłaś?- Odezwał się wyrwany z własnych myśli. Spojrzał na skupioną na jeździe Julię.

Przewróciła oczami.

- Ile razy mam powtarzać, że jej tam nie będzie? Z jakiegoś powodu nie chce o tym rozmawiać, więc wątpię, aby tu przyjechała.- Skręciła w prawo. Chwilowo odwróciła wzrok od jezdni i spojrzała na patrzącego na nią Niklausa. Od tamtej chwili wiedziała co jej blond przyjaciółka widzi w pierwotnym. Głębia jego niebieskich oczu może pochłonąć każdego w całości.

- Dlatego nie kazałem ci tu przyjechać, aby zobaczyć czy Caroline tutaj jest.- Odparł. A widząc pytający wzrok Argentynki, dodał:- Nie było mnie tu od przeszło stu lat. Jestem ciekawy jak to miasteczko się zmieniło.

- Przepraszam, że co?!- Wytrzeszczyła oczy mijając kolejny skręt w prawo prowadzący do jednego z wjazdów do lasu.- Mamy szukać Caroline, a nie urządzać sobie wycieczki poznawcze!

- Caroline jest mądra, silna i zaradna. Da sobie radę w razie zagrożenia.- Oznajmił spokojnie mimo niepokoju zajmującego jego serce.- Po za tym nie ciekawi cię dlaczego opuściła Mystic Falls? Miasto, w którym się wychowała i kocha ponad życie?

- Nie. To znaczy tak, ale NIE.- Odparła zmieszana i wściekła.- Jeśli mi sama nie powie to ja nie chcę wiedzieć.

- Ale ja chcę.- Wtrącił się, a na jego twarzy pojawił się diabelski uśmiech. Tak o to zakończył rozmowę między nim, a sobowtórem.

***

Była wściekła na Klausa za to, że kazał jechać jej w miejsce, w którym stuprocentowo nie będzie wampirzycy. A powody, które podał mieszaniec nie były wystarczające, aby chęć mordu na nim minęła. Jednak przez ułamek sekundy kiedy była z nim twarzą w twarz i patrzyła mu prosto w oczy, widziała coś więcej niż powiedział. Smutek, rozpacz, bezradność, niepokój. To sprawiało, iż dojrzała coś jeszcze. Coś czego nie chciał jej powiedzieć, a co zamierzał zrobić zaraz po przybyciu na miejsce przez niego wskazane. Nigdy nie lubiła tajemnic i niespodzianek, ale nie chciała drążyć tego tematu, bowiem uważała, że dowie się prędzej czy później. Po fakcie lub też nie, ale z pewnością się dowie.

Zaparkowała na podjeździe okazałej posiadłości przypominającej bardziej pensjonat niż dom. Nie mogła wyjść z podziwu, że mimo upływu lat, starodawny budynek trzyma się tak jakby został zbudowany wczoraj. Chwilowy spokój i radość z piękna okolicy popsuł jej Klaus, który nie ukrywał swoich podejrzeń.

- Coś jest nie tak.- Zmarszczył czoło i nos. Nie zwracając uwagi na to czy Julia idzie, ruszył prosto przed siebie w stronę dużych, drewnianych drzwi.

Nie pukając wszedł od razu do środka. Widok jaki zastał wstrząsnął nim. Z zewnątrz dom braci Salvatore wyglądał tak jak go zapamiętał. Natomiast po wejściu ujrzał zagracone pomieszczenia, którym ktoś na siłę próbuje zwrócić dawną świetność. Od początku coś mu nie pasowało. Cisza i brak życia kiedy spoglądało się na posiadłość to jedno. A to co zobaczył w środku to drugie. Bałagan i brak stołu bilardowego oraz stolika z alkoholem... to nie pasowało do braci. W domu panował zawsze porządek pomimo od czasu do czasu rozwalanych rzeczy, czy tortur.

Pokręcił głową wchodząc w głąb salonu. Nadal nie mógł uwierzyć w to jak ktoś mógł zapuścić tak dom. Stojąc pomiędzy starymi, poniszczonymi kanapami rozejrzał się wokół. Miał już w planach opuścić dom, który bez wątpienia wygląda na opuszczony, ale dwie rzeczy nie dawały mu spokoju. Pierwszą z nich było domniemane opuszczenie miasteczka przez Salvatore'ów, a drugą czyjeś kroki, które pojawiły się znikąd. Lubiąc efektowne wejścia, schował się w kącie pomieszczenia zwanego salonem.

Z ukrycia mógł obserwować właśnie wchodzącą do środka ciemnowłosą dziewczynę. Bardzo ładną i szczupłą o długich nogach. Nie świadoma jego obecności zaczęła przekładać kartony i stosy gazet z kąta w kąt mając nadzieję, że tym samym zrobi choć trochę porządek. Ale wcale tak nie było. Klaus wyczuł idealny moment, by się ujawnić. Uśmiechnął się pod nosem i wyszedł z cienia z rękoma za plecami.

- Może pomóc?- Zapytał nadzwyczaj spokojnie co przestraszyło dziewczynę.

Wystraszona cofnęła się do tyłu zahaczając nogą o stół, po czym jak długa runęła na ziemię. Niklaus z rozbawieniem obserwował upadek brunetki. Jednak po dłuższej chwili podszedł do przerażonej kobiety z wyciągniętą dłonią. Ona nie mogąc wstać sama, niepewnie ujęła dłoń nieznajomego. Wstała z jego pomocą, a wstając chwyciła biały odłamek drewna. Bez wątpienia był to odłamek dużego lustra lub toaletki.

- Kim ty do cholery jesteś i co robisz w moim domu?!- Krzyknęła wymachując kawałkiem drewna przed nosem hybrydy.

- Muszę przyznać, że jestem zaskoczony, że mnie nie znasz. Biorąc pod uwagę, że mieszkali tu bracia Salvatore.- Powiedział nieco rozbawiony.

- Stefan i Damon?- Zmarszczyła brwi.

- Tak. Przyjechałem tu z myślą, że ich zastanę lub resztę bandy Scoobie'ego, ale niestety jak się okazało nie ma ich tu. Natomiast zastałem ciebie...- Podszedł do niej bliżej.- Wiesz może gdzie oni są?

- Nie żyją od ponad stu lat.- Odparła jeszcze bardziej przerażona.- Pytam się ostatni raz: kim jesteś i co tu robisz?- Powtórzyła niedawno zadane pytanie. Bała się tak bardzo. Nie lubi się bać, jak każdy, ale przecież miała tym razem dobry powód. Do jej domu przychodzi nieznajomy mężczyzna i chce rozmawiać z kimś kto nie żyje od przeszło stu lat...

- Jestem Klaus. Myślę, że musimy porozmawiać.- Powiedział śmiertelnie poważnie.

Chciała coś powiedzieć, zaprotestować, otwierała już usta, ale przeszkodziła jej Julia, która znudzona dłuższym podziwianiem uroków posiadłości jak i okolicy, postanowiła dołączyć do Klausa.

- Jezu, ale tu syf.- Stwierdziła stając u progu salonu.- Taki ładny dom, a ktoś go tak zaniedbał. Wstyd.- Dodała zniesmaczona zakładając ręce pod piersi.

Pierwotny uśmiechnął się na widok towarzyszki. Po minie nieznajomej dziewczyny wywnioskował, że wie o wiele więcej niż by sądził. Domyślił się tego z chwilą kiedy stanął z nią twarzą w twarz, a kiedy przyszła Julia, utwierdził się w tym.

Wspomniana brunetka stała jak słup soli wpatrując się w dopiero co przybyłą Julię. Ze zdziwienia, a może i kolejnego przerażenia miała rozdziawioną buzię. Zupełnie tak jakby szczęka wypadła jej z zawiasów.

- To niemożliwe. Ty nie żyjesz.- Tylko tyle była w stanie powiedzieć nim zemdlała.

-Technicznie rzecz biorąc od trzech dni.- Skrzywiła się widząc mdlejącą dziewczynę.- Kim ona jest?- Spytała uśmiechniętego od ucha do ucha mieszańca.

- Nie mam bladego pojęcia, ale skoro zareagowała tak na nas, to znaczy, że bardzo dużo wie.- Podszedł do wampirzycy i położył dłoń na jej ramieniu.- Zostań z nią dopóki się nie ocknie. Ja pójdę jeszcze w kilka miejsc.

Przewróciła oczami. Nie miała najmniejszej ochoty zostawać i pilnować obcej dziewczyny. Zrobiła naburmuszoną minę, ale nie odezwała się.

- Niech ci będzie, ale mam nadzieję, że po powrocie wyjaśnisz mi, do cholery, po co tu jesteśmy?- Uniosła brew do góry.

- Przecież już ci powiedziałem.- Odparł i zniknął w wampirzym tempie.

***

Był pod wrażeniem tego jak wszystko się zmieniło. Budynki choć te same wydawały się być inne. Zupełnie jak dom Stefana i Damona. Bez konkretnego celu podróży chodził po mieście i lesie odwiedzając te miejsca, w których doświadczył najwięcej wspomnień. Wspomnień związanych z NIĄ. Dziewczyną, która jako jedyna jest w stanie nad nim zapanować. Dziewczyną, która według innych owinęła sobie go wokół palca.

Nie obchodzi go to. Ma to gdzieś dopóki istnieje cień szansy, że kiedyś wszystko będzie dobrze i być może będą ze sobą. Że na zawsze wybaczy mu wszystkie okropności, których się dopuścił i zostanie jego królową. TYLKO JEGO. Może się jedynie łudzić, że to szybko nadejdzie. Prawda była taka, że nawet jak mu wybaczy, zgodzi się spróbować być z nim w związku to nadal jest narażona na niebezpieczeństwo, bowiem hybryda ma tyle wrogów, iż wojna cały czas wisi w powietrzu. A z tym idzie śmierć i strata bliskich oraz niewinnych osób. A on tego nie chce. Nie chce by przez niego cierpiała, bo przez lata nazbierał tylu wrogów i zapewne nazbiera, że nie zdąży ich zliczyć przez wieczność. Chce dla niej jak najlepiej, próbuje trzymać się od niej z daleka, ale nie wychodzi mu to za każdym razem, gdy jej życie jest w niebezpieczeństwie. Wtedy zbliżają się do siebie i cały plan trzymania się od niej z daleka lega w gruzach. Tak było sto lat temu, tak jest i teraz. Przed wybudzeniem się z śpiączki kiedy odwiedziła go i wyznała mu swoje uczucia, obiecał sobie to samo. A co się stało? Kilka dni później po wybudzeniu wyznali sobie uczucia i całowali się...

Zaślepiony wizją wspomnień o pięknej blond wampirzycy nie zauważył jak z dnia nastał zmierzch, tak jak tego, że doszedł na skraj lasu. Niby z jednej strony wie, że musi wracać, aby dowiedzieć się co takiego wydarzyło się, iż miłość jego życia opuściła rodzinne miasto. A tym bardziej, gdzie mogła się pokierować zaraz po opuszczeniu Mystic Falls. W końcu tam, gdzie jest Caroline, tam jest Ostrze Azraela. A z tym być może właściciel wspomnianego przedmiotu, który pewnie dawno zdążył zorientować się, że jego własność zniknęła i jest w posiadaniu wampirzycy.

Nie pozwolę na to, pomyślał o ewentualnym odwecie za ,,kradzież" mistycznego przedmiotu...

***

Impreza trwała w najlepsze. W końcu był piątek- początek weekendu i Caroline mogła zobaczyć pełny potencjał Lux. Oczywiście była w klubie zaledwie wczoraj, ale mogła już śmiało stwierdzić, że wczorajsza impreza była niczym w porównaniu TEJ. Sto razy więcej ludzi, więcej alkoholu niż wszyscy zdołają wypić i brak właściciela. Wampirzyca nie tylko pomyślała, iż dziwnym jest to, że nie ma Lucyfera na jego własnej imprezie. Zwłaszcza urządzonej z taką pompą. Dlatego też z pełną świadomością szukała zwalającego z nóg uśmiechu, czarnych jak otchłań oczu i nienagannego, ale na czasie, wyglądu. Nie mogła przespać spokojnie nocy nie przestając o nim myśleć. Chciała przestać, ale kiedy tylko próbowała, pojawiał się na nowo ze swoim brytyjskim akcentem do którego ma tak wielką słabość. Nie do końca wiedziała co się dzieje i nie była też świadoma, a za bardzo nie chciała wierzyć w bajki o tym, że jest diabłem jak to sam się bodajże określił przy ich pierwszym spotkaniu. Postanowiła go przycisnąć, by wyznał prawdę choć wydawał się być szczery kiedy to mówił. Decyzja o wierze, że jest kusicielem pozostawała tylko i wyłącznie jej. Skoro wampiry, czarownice i tym podobni mają prawo istnieć to dlaczego nie sam Bóg i jemu podobni?

- Szukasz kogoś?- Usłyszała obok uwodzicielski głos, który tak bardzo pragnęła usłyszeć.

- Właściwe to tak.- Obróciła się do niego. Musiała przyznać, że z rozpiętą marynarką i śnieżno-białą koszulą z odpiętymi kilkoma u góry guzikami, wyglądał jeszcze bardziej pociągająco niż wczorajszego dnia. A jego wygląd potęgowała do połowy wypełniona szklanka najlepszej whisky w klubie.- Ciebie. Szukałam ciebie.

- Mnie?- Uniósł brwi w udawanym zdziwieniu. Wcale się nie dziwił blondynce. Jak to mówi? Jest jak heroina. Zobaczysz go tylko, a już nie możesz przestać o nim myśleć.- Już się stęskniłaś?- Zaśmiał się po czym upił łyk alkoholu.

Miała ochotę powiedzieć: tak, za twoim wyglądem, głosem, oczami... Ale powstrzymała się. Nie chciała go przestraszyć choć coś mówiło jej, że byłoby wręcz przeciwnie. Zachęciłoby go to do dalszego flirtu.

Nie wiedząc co powiedzieć przygryzła dolną wargę, uśmiechnęła się i dopiero po dłuższej chwili odezwała:

- Zdradzisz mi swój sekret?- Zatrzepotała rzęsami tak, aby zachęcić Lucyfera do rozmowy.

Długo nie musiała go prosić. Diabeł od razu zaczął mówić czując jak jego ciało zalewa porażająca fala ciepła. Przyjemnego ciepła, co u Lucyfera może sygnalizować tylko jedno.

- Mam ich wiele.- Odparł upijając kolejny łyk trunku po czym odstawił szklankę na pierwszy lepszy stolik stojący obok. Przybliżył się do niej na ,,niebezpieczną odległość". Przynajmniej tak by to nazwała, gdyby przed nią stała pierwotna hybryda. Przy NIM, nie przeszkadzało jej to.- Powiedz co chcesz wiedzieć.- Odgarnął Care za ucho opadający kosmyk włosów.- Obiecuję mówić tylko i wyłącznie prawdę.- Uśmiechnął się i zrobił kolejny krok w jej stronę.

Nie dość, że dotykał jej to stykali się teraz ramionami. Przez obojga przeszedł przyjemny dreszcz. U władcy Piekła było to pożądanie, a u wampirzycy pożądanie i niepokój. Jakby się bała, że interakcja między nią, a przystojnym właścicielem klubu zajdzie za daleko i ktoś to zauważy. Szczerze miała to gdzieś. Jakaś część mówiła jej, że go pragnie, a inna, że nie powinna.

Przymknęła oczy. Nie minęła chwila i wyzbyła się dziwnego uczucia strachu. Nie jest nikomu nic winna, więc chyba może się zabawić, gdyby wyszło z tej znajomości coś więcej? Nawet jeśli jest to dwudniowa znajomość?

Przelotny seks nikomu jeszcze nie zaszkodził, stwierdziła w myślach.

- Jak ty to robisz, że lecą na ciebie wszystkie kobiety? Nie mówię, że ja też, ale...

- Czujesz pożądanie do mnie i nie wiesz dlaczego.- Przerwał jej uśmiechając się szerzej. Nie pytając o pozwolenie objął ją w talii. Kiedy nie zaprotestowała, nachylił się do jej ucha i szepnął:- To proste jak drut i mój penis kiedy widzi seksowne i nagie kobiece ciało.- Zachichotał jak małe dziecko.- Jestem diabłem. Panem Piekła. Księciem Ciemności. Kusicielem.

Care przeszły ciarki, a oddech przyspieszył.

- Jestem jak chodząca heroina. Spojrzysz na mnie raz i nie możesz przestać o mnie myśleć. Prześpisz się ze mną to się uzależnisz.

Przez chwilę stała jak słup, ale po chwili roześmiała się nie dowierzając własnym uszom.

- Nie żartuj. W sensie z tym diabłem.

- Mówię prawdę. Spytaj się Maze, albo pani doktor to powiedzą ci, że ja nigdy nie kłamię.- Odsunął się od niej urażony.

Zrobiła krok w przód i położyła prawą dłoń na jego ramieniu chcąc jakoś go udobruchać. Jakimś cudem nie chciała go skrzywdzić, a tym bardziej urazić.

- Powiedzmy, że ci wierzę.- Uśmiechnęła się słodko.- Pokażesz mi swoją prawdziwą twarz?

- A z tą jest coś nie tak?- Wskazał na siebie po czym jego twarz zmieniła wyraz na twarz dziecka, któremu nie kupiło się ulubionej zabawki.

- Nie!- Zaprotestowała od razu krzycząc ku jego zadowoleniu.- Jest bardzo... ładna, seksowna, pociągająca... ale chcę dowodu. Daj jakiś znak, albo...

Jednym ruchem ręki przyciągnął ją do siebie tak, że musiała stać na palcach, by patrzeć mu prosto w oczy.

- Nie ma nic za darmo.- Szepnął w jej usta. Nie było między nimi żadnej przestrzeni. Usta jednego stykały się z ustami drugiego.- A teraz zatańczmy.

Odsunął się od niej, chwycił za rękę i pociągnął w tłum tańczących klubowiczów.

***

Przechodził właśnie obok Grilla jak postanowił napić się czegoś mocniejszego niż krew tutejszych ludzi, których i tak nie było na ulicach. Jakim zdziwieniem dla hybrydy było to, że w lokalu nie było nikogo prócz barmana i kelnerki. Z drugiej strony wydało mu się dziwnym to, że Grill o tej porze świecił pustkami. Coś mu nie pasowało. Z resztą tak jak całe miasto. Cisza, brak ludzi i pijanych nastolatków, pustka w barze... Normalnie zacząłby przesłuchanie chłopaka i dziewczyny, ale nie miał na to ochoty. Uznał, że i tak się dowie dlaczego Mystic Falls wydaje się być niedostępne i zapomniane. Przecież w domu Salvatore'ów mieszka dziewczyna, która najwyraźniej dużo wie o tym co się działo na przestrzeni lat i nie tylko...

- Butelkę bourbona- powiedział od niechcenia kładąc na blacie baru banknot studolarowy.

- Na koszt firmy.- Odparł szatyn podając Klausowi nie otwartą jeszcze butelkę najlepszego bourbona w mieście.

- Myślę jednak, że to wam się bardziej przyda niż mnie.- Uniósł kąciki ust w ledwo widzialnym uśmiechu. Przesunął studolarowy papier pod nos chłopaka.- Jeśli nadal uważasz, że na koszt firmy to potraktuj to jako napiwek.- Pociągnął duży łyk z butelki jak za dwóch.- Jestem pewny, że ci się przyda.

- Dzięki- obkręcił banknot między palcami i schował do kieszeni czarnych jeansów.- Podać coś jeszcze?

- Gorącą kelnerkę.- Wskazał na jasnowłosą dziewczynę siedzącą na zapleczu.

- Słucham?

- Nic.- Źrenice Niklausa rozszerzyły się, a on sam przybrał tajemniczy ton.- Zapomnij.- Uśmiechnął się.

- Yyy... Jasne.

Z chwilą kiedy chłopak zniknął za drzwiami zaplecza, wyzerował całą butelkę bourbona, która mu została. Normalny człowiek dawno by padł od takiej ilości alkoholu wypitej na raz, ale nie on. Jako nieśmiertelny pierwotny, nadnaturalna istota, posiada większą przyswajalność napoji procentowych niż przeciętny człowiek. Dlatego nie dziwnym jest to, że sięgnął po kolejną butelkę, którą opróżnił niemalże od razu po otwarciu. Był w połowie kiedy zadzwonił jego telefon.

Nie patrząc nawet na wyświetlacz, rozłączył się. Nie miał najmniejszej ochoty z nikim rozmawiać. Wolał oddać się ubolewaniu nad samym sobą i tym co dalej będzie. Czy Caroline kiedykolwiek będzie w stanie z nim być? Czy on mimo kolejny raz danej sobie obietnicy, że będzie trzymał się od niej z daleka, będzie w stanie? Czy kiedykolwiek...?

- Aaa!- Krzyknął rzucając pustą już butelką.- Niech cię szlag!- Spojrzał na sufit jakby znajdował się tam winny całej sytuacji. A prawdą jest to, że on sam jest sobie winny.

Gdyby nie jego paranoiczny, trudny charakter z pewnością byłoby inaczej. WSZYSTKO. Nie tylko relacje pomiędzy nim, a Caroline. Ale także rodziną. Finn być może nadal by żył, a Kol nigdy nie umarł. A Hayley... z pewnością nie zginełaby przez chore pragnienie zemsty na nim przez jego wrogów. Gdyby ich nie miał... Gdyby miał ich o wiele mniej, wszystko byłoby inne. Może nie byłby taki jaki jest. Taki jakim go ludzie na całym świecie postrzegają choć nie jest to do końca jego winą. Nie urodził się zły, nikt z jego rodzeństwa. To życie ich takimi uczyniło, a szczególnie GO. Chłopca, który odkąd pamięta musi walczyć o przetrwanie i uwagę innych, bo ojciec mu to wszystko odebrał. Od zawsze powtarzał, że jest nikim, jedynie tchórzem kryjącym się za swoimi ,,zabawkami" z wymuszoną lojalnością. Próbował go złamać. I udało mu się to. To nie ON zrobił z siebie potwora. Tylko JEGO OJCIEC. MIKAEL. I nawet po latach kiedy wampir tropiący wampiry powracał do życia, Niklaus chciał zwrócić na siebie jego uwagę. Chciał dostać odpowiedź na jedno, proste pytanie: dlaczego poniżał go skoro wszystko co musiał zrobić to być jego ojcem? I dostał odpowiedź. W chwili kiedy wbił mu prosto w klatkę kołek z białego dębu. W chwili kiedy powiedział: nie wiem. A potem zwrócił się do Freyi ze słowami: kocham cię. To go zabolało najbardziej. Dokończył to co zaczął. Zabił go. Nie ze złości za lata męki, ale ze smutku. Takiego samego, a może nawet gorszego, który teraz go ogarnął.

- Co się dzieje?!- Barman i kelnerka jednocześnie wybiegli z zaplecza.

- Wybaczcie. Mam gorszy dzień.- Powiedział niby to przepraszającym tonem, a jednak przybrał pełną wampirzą postać. Charakterystyczne żyłki, żółte oczy, uśmiech odsłaniający wszystkie zęby oraz wysunięte kły.

Bez ostrzeżenia rzucił się na oboje zostawiając przerażoną i krzyczącą rudowłosą na sam koniec.

***

Pomimo nadnaturalnego trybu życia, oboje lekko zdyszani i spoceni wyrwali się z tłumu gości. Uśmiechnięci od ucha do ucha nie odrywając od siebie wzroku zajeli hokery przy barze.

- Maze! Podaj cztery kolejki...- Zawiesił się nie wiedząc co blond wampirzyca lubi pić najbardziej.

- Dwie kolejki wódki i dwie tequili.- Poprawiła zamówienie Lucyfera.- Nieźle tańczysz i...- Zmierzyła go wzrokiem od stóp do głów.- Radzisz sobie z alkoholem- dokończyła.

- Dziękuję!- Odparł nad to przesłodzonym głosem.- Ty też. Jesteśmy na równi.- Przyznał po czym przybliżył twarz do twarzy panny Forbes.- Kim jesteś?- Zapytał takim tonem, że gdyby Caroline stała to nogi by się pod nią ugieły.

- Nie ma nic za darmo.- Szepnęła mu w usta tak jakby miała zamiar go pocałować. Niestety ku niezadowoleniu diabła odsunęła się w chwili kiedy Mazikeen postawiła przed nimi ich zamówienie.

- Maze, ty to masz wyczucie czasu.- Jęknął niezadowolony. Przez pół nocy kiedy tańczyli i pili zbliżał się do blondynki chcąc ją pocałować, a ona sprytnie mu umykała. Ale to go wcale nie odstraszało. Jest diabłem. Kocha wyzwania i kobiety udające, że trudno je zdobyć choć ewidentnie chcą tego samego co on. Chociaż jest jeden wyjątek. Pani detektyw. Chloe. Pierwsza, prawdziwa i jedyna miłość DIABŁA. Nawet jeśli On ( Bóg ) to wszystko zaplanował sprowadzając Chloe na jego drogę.

- Zawsze kiedy upadlasz się co raz bardziej- odgryzła się po czym wróciła do przerwanych wcześniej zajęć. Rzuciła pracę u Lucyfera, ale kiedy Peter- nowy barman, uległ wypadkowi. Uległa Władcy Piekieł dając mu tydzień na znalezienie nowej osoby. Natomiast on chętnie zgodził się na ultimatum podane przez najlepszego kata Piekła.

- A teraz...- Wzięła jeden kieliszek wódki i jeden tequili.- Popij tequilę wódką, albo- wykrzywiła zabawnie twarz co rozśmieszyło Lucyfera- wódkę tequilą. Jak wolisz.- Uśmiechnęła się wychylając oba kieliszki jeden po drugim.

Nawet się nie skrzywiła. Natomiast Książę Ciemności, nieustraszony diabeł już tak.

- No co jest?- Spytała Care widząc jak jej towarzysz patrzy na nią jakby oszalała.

- Nie ma mowy.- Zaprotestował spoglądając to na alkohol w szkle to na na nią.- Taka mieszanka nie idzie ze sobą w parze. Nie żebym się bał, ale nie. Wódki i tequili się nie miesza. Smaki do siebie nie pasują, więc wątpię żeby...

- A kogo obchodzą smaki? Kiedy się pije na imprezie to po jakimś czasie nie patrzy się co się pije. Bynajmniej ja i moi...- Chciała powiedzieć: ja i moi znajomi tak mamy, ale z trudem jej to przyszło. Przełknęła ślinę czując wielką gulę w gardle jakby miała się zaraz rozpłakać. Jednak jedno spojrzenie Lucyfera wystarczyło, aby rozgoniła chmury.- Ja i moi znajomi tak mamy.

- Ale ja nie. Mnie obchodzi co piję. Nie piję takich rzeczy jak TO- wskazał na kieliszki wypełnione po brzegi wódką.- Wszystko musi być najlepsze i najdroższe. Za kogo ty mnie masz?- Zapytał retorycznie, urażony kolejny raz robiąc minę dziecka, któremu nie kupiło się ulubionej zabawki lub dało karę.- Już wolę samą tequilę.

- I pewnie też z najwyższej półki, co?- Uniosła brwi do góry wypijając kolejne kieliszki z ,,zabójczą mieszanką".

- Oczywiście, że tak!- Skrzywił się kiedy zobaczył jak Caroline pije drugą kolejkę.

- Nie obchodzi mnie to. Masz to wypić.- Podała mu dwa kieliszki z przeźroczystym płynem.

- NIE!- Wstał. Obrócił się do niej plecami kiedy krzyknęła:

- A chcesz rano obudzić się sam, MORNINGSTAR?!- Specjalnie nałożyła nacisk na jego nazwisko by się obrócił, a kiedy to zrobił, poruszyła zabawnie brwiami trzymając w obu rękach po jednym kieliszku.- Tak myślałam.- Wypiła zawartość pięćdziesięcio milimetrowych kieliszków. Przed tym uśmiechnęła się triumfująco.

Nie wierzył własnym uszom. Stał z otwartą buzią podparty o biodra i zastanawiał się nad tym jak ona mogła mu dać takie ultimatum. W tej chwili nie była gorsza od Maze. Gorzej. Była na równi z nią.

O zgrozo, pomyślał. Nadal nie dowierzając w to co usłyszał przed chwilą. Te kobiety, wykończą mnie.

Zrezygnowany wrócił na swoje miejsce uprzednio odpinając guzik czarnej marynarki, którą zapiął zaraz po tym jak wstał. Nie odezwał się do niej słowem, tylko od razu zabrał się za picie swoich porcji alkoholu. Przy każdym kolejnym kieliszku wódki krzywił się. Z tequilą szło mu o wiele łatwiej, a kiedy skończył katowanie siebie, spojrzał na nią.

- Grzeczny chłopiec.- Zeskoczyła z hokera i zmierzwiła mu włosy.- Przepraszam, grzeczny diabełek.

Odwróciła się na pięcie i pokierowała się do windy, która jak myślała zabierze ją do apartamentu Lucyfera. Sam zainteresowany podążył za nią, a w jego ciemnych jak noc oczach pojawił się charakterystyczny czerwony błysk.

***

- Jesteś w końcu!- Krzyknęła zdenerwowana Julia kiedy Klaus wszedł do środka.- Już myślałam, że zaciągneli cię w ciemny zaułek i zgwałcili. A nie chciałabym spędzić wieczności na niańczeniu tej dziewuchy.- Wstała z kanapy i obróciła się w jego stronę z założonymi rękoma. Kiedy zobaczyła w jakim stanie jest ukochany jej przyjaciółki o mało co, a złapałaby się za głowę.- Boże, wyglądasz jak siedem nieszczęść.- Powiedziała lustrując go od stóp do głów. Cały umazany krwią; koszulka, twarz, jeansy, ręce. A nawet buty. Pokręciła głową, bo tyle mogła zrobić.- Co zrobiłeś?

- Dlaczego ZAWSZE musiałem COŚ ZROBIĆ?- Parsknął wchodząc w głąb salonu.

- Ale cuchniesz.- Zatkała nos.- Walisz gorzej niż gorzelnia. Wypiłeś cały alkohol w Mystic Falls?

- Nie, ale byłem tego bliski.- Uśmiechnął się pogodnie jakby zły humor zniknął nagle jak bańka mydlana złapana przez dziecko. Usiadł na kanapie zakładając nogę na nogę.

- O nie.- Jęknęła Castillo. Dobrze znała takie zachowanie. Wyparcie to najgorsza rzecz jaka może kiedykolwiek i kogokolwiek spotkać.- Znam to. Natychmiast mów co się dzieje.- Usiadła przed nim na zagraconym stoliku.

Nie odpowiedział. Patrzył na nią pustym wzrokiem. Po złości, bezradności i smutku nie było śladu. Została tylko pustka, która była bardziej bolesna i nieznośna niż wszystkie emocje na raz.

Ryzykując skręceniem karku, położyła swoją dłoń na jego.

- Pytam jeszcze raz: co się dzieje?

- Nie wiem. Ty mi powiedz.- Nachylił się. Choć się uśmiechał, Julia nie widziała w nim ani krzty wesołości. Jedynie ból i złość niszczące go od środka.

- Już ci mówię.- Wstała gwałtownie. Była wściekła na to, że Klaus nie potrafi określić swoich uczuć. Tak samo jak Caroline.- Nienawidzisz siebie za to, że psujesz wszystko wokół i wszyscy których kochasz lub ich bliscy umierają przez ciebie!- Krzyczała wskazując na niego palcem.- Ale powiem ci coś.- Nachyliła się nad nim opierając się rękoma o jego nogi.- Myślisz, że to twoja wina. Myślisz, że jesteś sam, ale tak nie jest. Masz masę ludzi wokół siebie. Z tego co Caroline mi mówiła to życie cię takim uczyniło. Nie ty sam. Nic z tego wszystkiego nie jest twoją winą. Możesz jedynie to ciągnąć lub coś zmienić. Nienawisz tego uczucia, że nic nie możesz zrobić. Boli cię to, że ją odtrącasz. Pod tym względem jesteście tacy sami. Kochacie się, a się odtrącacie.

- Ładnie powiedziane.- Wstał.

- Myślisz, że nie ma dla ciebie ratunku. Mylisz się.- Kontynuowała.- Caroline powiedziała mi coś jeszcze: ten kto jest zdolny do kochania, może być uratowany.

- Tak ci powiedziała?- Zapytał podejżliwym tonem.

- Nie, ale poprosiłam Kola by zaprowadził mnie do jakiejś wiedźmy, aby mogła mi pokazać co Caroline do ciebie czuje. Chciałam zrozumieć jej tok myślenia i nadal nie mogę pomimo tego, że wiem jakim potworem byłeś.

- Pozwól, że teraz ja zadam ci kilka pytań i coś powiem.

- Wal śmiało.

- Co cię łączy z moim bratem? Mówię o Elijah'u, nie o Kolu.

- Nic mnie nie łączy.- Skłamała przypominając sobie to jak ,,poznała" go u Caroline w mieszkaniu. Poczuła wtedy niewyjaśnione przyciąganie. Nadal tak jest, ale postanowiła odłożyć to uczucie na bok. Nigdy nie wiedziała jak to jest być kochaną. Nigdy też nie zaznała prawdziwej przyjaźni dopóki nie poznała blond wampirzycy. Bała się tych uczuć tak samo jak okazywania ich. Zwiesiła głowę w dół uświadamiając sobie, że tak naprawdę jest taka sama jak on i Care. Ucieka przed prawdą.- Po za tym obiecał mnie chronić. A zamiast tego jestem wampirem.

- Sama tego chciałaś.- Przypomniał.

- Nie do końca. Zrobiłam to by przeżyć.- Odwróciła się na pięcie tracąc chęć rozmowy z pierwotnym. Doskonale wiedziała co sobie pomyślał i co chciał powiedzieć: jesteś jak Katherine. Jak ona... Dlatego też zdziwiła się słysząc pytanie mieszańca:

- Kochasz go? Mojego brata?

Zacisnęła dłonie w pięści, przygryzła dolną wargę i obróciła się. W tamtej chwili oboje odpuścili. Oboje dali ponieść się emocjom. Niklaus stał z załzawionymi oczami tak samo jak brunetka.

- Kochasz go?- Powtórzył.

- Nie wiem. To całkiem możliwe.

- Widzisz?- Zaśmiał się zadowolony z odpowiedzi Argentynki.- Nasza cała trójka jest taka sama!- Rozłożył ręce.

- Może masz rację.- Przyznała niechętnie przewracając do góry oczami.- A ty, kochasz ją? Caroline?- Spoglądała na niego uważnie w nadzieji, że kiedy skłamie, ona odczyta z jego twarzy to co chciał powiedzieć naprawdę i będzie mogła dalej brnąć w bezsensowną paplaninę jaka miała właśnie miejsce.

- Tak, kocham ją.- Odparł szczerze po chwili wahania.- Oddałbym życie za nią, by była szczęśliwa...

***

Na schodach- szarpnął ją za ramię i przyciągnął do siebie. Nie pytając przywarł ustami do jej ust, całując ją zachłannie. Tak jakby nie pił wody przez dzień lub dwa, a na dworzu panuje nie ubłagany upał. Przy windzie- ciężarem ciała przycisnął ją do drzwi maszyny. Nie mógł złapać tchu, oboje nie mogli, ale nie przestawali. Nawet kiedy drzwi windy otworzyły się i wpadli do środka. Nie panowali nad sobą. Kiedy drzwi się zamknęły Caroline zdjęła Lucyferowi marynarkę, a po chwili odpinała guziki nie do końca zapiętej koszuli diabła. Zaśmiał się podnosząc wampirzycę jedną ręką tak by ta owinęła się nogami wokół jego pasa. Po krótkiej chwili od całowania, kiedy ponownie skosztował jej ust przesączonych alkoholem, jedną dłonią zsunął z jej ramion ramiączka granatowo-czarnej sukienki, podczas, gdy drugą trzymał na jej plecach.

Pragnął jej w swoim łóżku jak żadnej innej jednonocnej kochanki. Chcąc zbadać każdy centymetr jej ciała oparł się plecami o szybę windy. Ona zaś chcąc tego samego, stanęła przed nim. Chciała zapamiętać każdy szczegół jego twarzy. Idealną szczękę, delikatny zarost dodający uroku seksownemu wyglądowi, ciemne jak otchłań oczy... Było zbyt wiele szczegółów by zapamiętać wszystkie od razu. Ale starała się. Przejechała kciukiem po lini jego ust. Były takie miękkie i rozpalone. Rozpalone jak oni oboje. Mokre od pocałunków tak jak oni od gorąca, które uderzało w nich z pożądania. Kleili się do siebie. Dosłownie i w przenośni.

- Niech cię diabli wezmą.- Wyszeptała, a w jej oczach pojawił się błysk.

- Diabeł jest tylko jeden.- Oderwał się od smukłej szyji panny Forbes tylko po to, aby spojrzeć jej w oczy. Mrok jego spojrzenia rozjaśnił chwilowy przebłysk czerwieni. Ona zdawała się tego nie widzieć choć poczuł jak jej drobne mięśnie spinają się. Był gotów na to, że ucieknie z krzykiem. Ale nie. Ona została i jednym ruchem rąk zdarła z niego koszulę.- Nie mogę sam siebie porwać.- Zaśmiał się i wrócił do badania ciała Care.

W chwili kiedy ujrzała jarzącą się czerwień w oczach Lucyfera, zamarła na chwilę. Mówił prawdę, ale czy było coś w tym złego? Chciała dowodu to go dostała. A po za tym widziała gorsze rzeczy niż diabeł, który prowadził rozpustne życie męskiej dziwki. Ona nie była wcale lepsza od niego. Tak samo nieśmiertelna, tak samo zła, a przynajmniej w połowie jak on. W końcu jest wampirem. Zawsze będzie otaczać ją ciemność i śmierć.

Zdzierając z niego koszulę odkryła, iż posiada on nie tylko przystojną twarz, ale też rzeźbę i mięśnie, których mógłby pozazdrościć mu nie jeden sportowiec. Dłońmi badała każdy skrawek klatki piersiowej bruneta. Mięśnie brzucha? Cudo jak nie lepiej. Mięśnie rąk? Boskie.

Podczas kiedy Caroline zajęta była badaniem diabelskiego, aczkolwiek gorącego ciała, on zajęty był badaniem jej pośladków, piersi z których zsunął górną część sukienki. Szczęście w nieszczęściu. Miała na sobie koronkowy stanik. Jednak plus był taki, że dzięki temu mógł się dłużej z nią bawić w grę wstępną, która polegała na całowaniu się i obmacywaniu. Już miał ściągać ubranie dziewczyny do końca kiedy usłyszeli dźwięk oznaczający, że dojechali na miejsce. Zupełnie tym nie przejęci, na oślep ruszyli przez otwarte, metalowe drzwi.

Zostawiając górną część garderoby w windzie, Lucyfer od razu na wejściu do apartamentu pozbawił Caroline sukienki i czarnych sandałek na szpilce. Nie protestowała kiedy odpiął jej stanik. W odwecie odpięła mu pasek i rozpięła rozporek.

- Oho, niegrzeczna z ciebie dziewczynka, Caroline.- Mruknął kiedy zsunęła jego spodnie do kostek. Zachęcony jej zachowaniem pozbył się zbędnej części ubrania i podnosząc ją ponownie tak, aby objęła go w pasie, powędrował w kierunku fortepianu.

- Nigdy nie mówiłam, że nie jestem.- Uśmiechnęła się kiedy położył ją na instrumencie. Przez chwilę bała się, że załamie się pod jej ciężarem. Ale strach minął kiedy Pan Piekła zaczął całować ją po brzuchu robiąc przy tym różne szalone wzory językiem.

Spodobało jej się to. Wplotła paznokcie w gęste włosy Morningstar'a chcąc by ten na nią spojrzał. I zrobił to, przelotnie po czym wrócił do pieszczenia jej brzucha. Wygięła się lekko w łuk kiedy diabeł oderwał się od niej tylko po to by spoglądając w jej oczy, zahaczyć palcami o jej koronkowe bokserki. Caroline mając nadal wplecione palce w czarne jak noc włosy Lucyfera, przyciągnęła go do siebie. Tym samym pozbyła się stanika i sprawiła, że Lucyfer znalazł się nad nią.

Przez chwilę balansowali na ulubionym instrumencie gospodarza całując się namiętnie, chciwie i z lekką dozą agresji. Jednak po jakimś czasie Władca Piekła oderwał się od niej.

- Pokaż mi kim naprawdę jesteś. Obiecałaś...

- Wiem. Masz szczęście, że dzisiaj jestem diabelsko słowna.- Zachichotała. W oka mgnieniu, nim zdążył się zorientować, Caroline przeniosła ich do sypialni. Oczywiście nie obyło się bez małych szkód w postaci obijania się o ściany czy potłuczonych wazonów i tym podobnych kiedy to postanowiła zrobić sobie przerwy na skradnięcie piekielnego pocałunku.

- Och, Caroline...- Powiedział kiedy poczuł pod sobą miękki materac łóżka. Ukazał rząd białych zębów w uśmiechu mówiącym: tak mi dobrze, chcę więcej.

- Mam ładniejsze- przesunęła językiem po kłach, których zdecydowała nie ujawniać.

- Nie sądzę.- Zepchnął ją z siebie.

Kiedy znalazł się nad nią przez chwilę nie mógł uwierzyć, że zaraz skończy w aniele, który okazał się być małym diabełkiem z różkami. Chciał przejąć kontrolę. Chciał być władczy jak zawsze podczas stosunku. Kocha wręcz to kiedy kobiety krzyczą jego imię lub błagają o litość nie tylko w Piekle. Lubi być górą, ale też czasami na dole. Jednak tym razem zapragnął być ,,panem" w tej cielesno-miłosnej, nieco agresywnej, przepełnionej niezdrowym pożądaniem, grze...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro