14.
Doskonale znał ten głos i miał ochotę zabić brata na miejscu za przerwanie cudownej chwili z Caroline. Zapewne zrobiłby to bez wahania, ale świadomość, że jest obok niego piękna blondynka o gołębim sercu, nie pozwalała mu na to. Tak jak myśl, że może znienawidzić go za zasztyletowanie brata za taką błahostkę jaką było przerwanie ich pocałunku. Śmiejąc się obrócił się tak, aby zakryć Caroline plecami, by ta miała chwilę na otarcie łez. Nie mógł go zasztyletować, ale groźby nikomu jeszcze nie zaszkodziły.
- Chyba dawno nie miałeś w sobie sztyletu, co Kol?- Spytał drwiąco patrząc na brata, by po chwili zwrócić uwagę na stojącą obok niego Julię.- O, Julia miło cię widzieć. Nie mieliśmy wczoraj okazji przywitać się, bo byłaś zbyt zajęta baraszkowaniem w łóżku z moim małym braciszkiem.- Spojrzał spowrotem na Kola. Był w pełni świadomy swoich słów. Chciał, aby Caroline zaczęła jedno ze swoich sławnych przemówień dlaczego to Julia nie powiedziała jej nic o nocnych schadzkach z jego młodszym bratem. Dzięki temu unikneliby nie zręcznej rozmowy na ich temat i ,,miliona pytań do". Nie pomylił się, ani trochę.
Gdy pierwotny zakrył ją plecami dając jej tym samym czas na doprowadzenie siebie do porządku, była gotowa oddać się przemyśleniom na temat tego co przed chwilą miało miejsce. I zrobiłaby to, gdyby nie to co chwilę później wypłynęło z hybrydzich ust. Podziałało to jak zastrzyk z adrenaliny. Jednak nim zdążyła wyjść z ukrycia i cokolwiek powiedzieć, uprzedziła ją przyjaciółka:
- A tobie nic do tego, blondyneczko- warknęła.- Robię co chcę i kiedy chcę. Zazdrosny?- Poruszyła brwiami i założyła ręce pod piersi przybierając obronną postawę.
- Coś ty powiedziała?- Zacisnął usta w wąską linię, a ręce w pięści. Szykował się do skręcenia karku młodej Petrovie, słyszał już chrzęst łamanych kości, szedł do niej...
- Że co proszę?- Caroline wyszła przed hybrydę. Jej mina wyrażała głębokie zdziwienie, niepojęcie i złość na to, że przyjaciółka nawet nie zadzwoniła i jej tego nie powiedziała.- Ty i Kol razem? W jednym łóżku?- Dopytała przenosząc wzrok z brunetki na szatyna, a kiedy przytaknął, pytała dalej.- Jak to się stało?
- No wiesz...- Odezwał się Kol robiąc specjalnie pauzę dla zbudowania napięcia.- Graliśmy w bilarda, przy tym wypiliśmy pare drinków i jakoś poszło. Ale spokojnie, blondi.- Uniósł ręce do góry.- Nie zmusiłem jej do tego. Sama chciała. Nie moja wina, że jestem cholernie uroczy i dziewczyny same włażą mi do łóżka.
- Poważnie?- Zapytała bardziej samą siebie, niż dwójkę zainteresowanych.
- Jak najbardziej.- Odparła Julia.
- Ty się nie odzwyaj.- Spiorunowała ją wzrokiem.- Pogadamy jutro.
- Bo idziesz migdalić się z panem ostatnia miłość. I wszystko jasne.
Przyglądał się i słuchał. Nie mógł uwierzyć w to co usłyszał. Miał obie dziewczyny za najlepsze przyjaciółki, więc nie mógł uwierzyć w to co powiedziała brunetka. Po drodze Caroline opowiedziała mu jak się poznały, zaprzyjaźniły i co je łączy. Dziwnym więc wydawało mu się zachowanie doppelgängera. Caroline kątem oka zauważyła minę hybrydy i postanowiła stanąć w obronie przyjaciółki.
- Ona już taka jest. Od kiedy opowiedziałam jej co nas łączyło, uważa, że pownniśmy być razem. Lubi mi dokuczać z tego powodu.- Uniosła delikatnie kąciki ust.
- Myślę, że powinniśmy je zostawić, Kol. Są duże, krzywdy raczej sobie nie zrobią.- Odezwał się niebieskooki blondyn.- A my musimy porozmawiać.
- Nie sądzę.- Powiedział Kol.
- Idziesz czy chcesz jeszcze dziś wieczorem wylądować w trumnie?
- Mój starszy brat, Niklaus, jak zawsze przekonujący.- Posłał bratu cyniczny uśmieszek i zniknął pozostawiając po sobie świst powietrza.
Klaus nie kazał na siebie długo czekać, a kiedy zniknął obie dziewczyny zaczęły się śmiać.
- Faceci są tacy naiwni.- Skomentowała Julia.
- Zgadza się.- Potwierdziła Care.- Więc ty i Kol?- Poruszyła zabawnie brwiami.
- To była jedna noc. Byłam pijana, o mało nie zabiłam dziewczyny, bo miziała się z nim. Czy to źle?- Skrzywiła się.
- Nie sądzę jeśli było warto. Było?- Objęła przyjaciółkę ramieniem.
- Kochana, nawet nie wiesz jak bardzo. Ta jego twarz, klata, biodra, ciało, język, kocie ruchy...
- Dobra, dobra!- Care zakryła uszy dłońmi, aby nie słuchać relacji z nocnych ekscesów brunetki.- Nie chcę tego słuchać!
- W porządku.- Zaśmiała się.- Żeby nie było: to było jednorazowo. Pociąga mnie ktoś inny, tak myślę. Sama nie wiem czy to pociąganie, podobanie się lub cokolwiek innego. Jednakże słyszałam jak o mnie mówi. Chyba mu się podobam. Boże, gadam jakbym była zjarana.- Zachichotała, a Care razem z nią.
- Kto to może być?- Wampirzyca zrobiła zamyśloną minę, aby po chwili wrócić do poprzedniej, roześmianej od ucha do ucha.- Niech zgadnę. Pierwotny z dobrym gustem?
- Więc ty i Klaus, co? To coś na stałe?- Zapytała zmieniając temat.
- Nie wiem.
***
Miękkie i zarazem delikatne jak puch usta. Oceaniczny błękit hipnotyzujących oczu. Silne ramiona obejmujące jej wampirze ciało. Postawa, którą przybrał, aby chronić ją przed ciekawskimi spojrzeniami przyjaciółki oraz swojego młodszego brata. To tylko mniejsza połowa cech, których blondwłosa wampirzyca nienawidzi w nim i kocha zarazem. Za każdą grzeszną myśl o hybrydzie ma ochotę zapaść się pod ziemię, a w najgorszym wypadku zabić. Zdziwiła się, więc dlaczego tym razem tak nie było. Nie przespała całej nocy myśląc o ustach, które smakują jak świeżo zebrane poziomki. Pragnęła wrócić do chwili, w której wyznała Klausowi co czuje. Ku jej kolejnemu zdziwieniu była spokojna. Nie wyzywała się za to, że pragnie zakazanego owocu. Nie próbowała się zabić. Nic. Jedno wielkie nic. PUSTKA.
Zmęczona nie przespaną nocą wstała z łóżka kierując swe kroki wprost do łazienki. Nadeszła jesień, nie było ciepło, a mimo to koszulka na cienkich ramiączkach przylegała do jej ciała tak samo jak blond włosy do twarzy. Była cała mokra jakby biegła dzień i noc bez odpoczynku. Nie zastanawiając się nad niczym zrzuciła z siebie przepocone ubranie i weszła pod prysznic uprzednio nastawiając temperaturę wody na letnią.
***
- Nie pamiętam, aby Nik urządzał imprezy zaraz po wyjęciu z nas sztyletu. Świętował raczej wtedy kiedy nas zabijał, więc dlaczego mamy świętować jego powrót?- Pierwotna usiadła na jednym ze stolików przeznaczonych na kieliszki z szampanem lub drinkami. Oblizywała palce ubrudzone bitą śmietaną.
- Czasami cię nie rozumiem, siostro.- Rzekł Elijah, a Bex spiorunowała go wzrokiem.- Mówisz, że go nienawidzisz, a co do czego przyjdzie zabiłabyś za niego.
- Uroki bycia młodszą siostrą- uśmiechnęła się kąśliwie.- Swoją drogą zastanawiam się dlaczego Kol jeszcze żyje. Spał z twoim sobowtórem.
- Słyszę to siostro!- Krzyknął najmłodszy z Mikaelsonów wprost ze swojej sypialni.
- Wiesz, że o to nie dbam?!- Odkrzyknęła. Nie uzyskawszy odpowiedzi wróciła do rozmowy ze starszym bratem.
Elijah nie wiedział co powiedzieć. Po części młodsza siostra miała rację. Czuł palącą zazdrość o zażyłość Kola z Julią, ale z drugiej strony kocha Hayley. Dla niej zrobi wszystko. Nawet jeśli pokłócili się o piękną brunetkę o czekoladowych oczach.
- Po pierwsze- odezwał się niepewnie ku uciesze Rebeki. Nadal nie wiedział co powiedzieć. To było frustrujące. Od ponad stu lat po raz pierwszy nie wiedział co powiedzieć. A co gorsza: co czuje. Oczywiście czuł się tak wcześniej, ale tym razem jest inaczej. Nie wiedza jakim uczuciem darzy się kogoś jest nie do wytrzymania, a jeszcze gorsze jest to kiedy kochasz dwie różne od siebie osoby i nie wiesz, którą bardziej, czy jest to prawdziwe i którą wybrać.- Julia nie jest moim sobowtórem. Po drugie nie mam o co być zazdrosny. Kocham Hayley. A jeśli o zazdrości mowa to może porozmawiamy o tym co stało się zeszłej nocy w klubie?
- Wiesz co? Wychodzę i nie wiem czy wrócę na wasz głupi bal.- Zeskoczyła ze stołu i pokierowała się do wyjścia.
***
Długi prysznic był tym czego potrzebowała. Odprężyła się, a kotłujące się w niej uczucia w związku z tym co zaszło między nią, a Klausem, zeszły na drugi plan. Tego dnia postanowiła odpuścić. Nie chciała myśleć o hybrydzie i o tym z czym wiąże się jego nazwisko. Pragnęła jednego dnia spokoju, który planowała spędzić na wybieraniu sukni balowej i całej reszty dodatków. Z jednej strony nie chciała iść na bal wyprawiany przez pierwotnych. Odkąd pamięta imprezy tego typu zawsze kończyły się katastrofą. Złamane serca, udawana śmierć przyjaciółki, nie chciane rozstania, groźby, mordy, masowe śmierci... Ale było w tym coś dobrego. Bynajmniej stało się tak na pierwszym balu w Mystic Falls organizowanym przez Esther. Poznała go bliżej. Odkryła, iż Wielki Zły Wilk tak naprawdę nie jest potworem na którego się kreuje. Jest zranionym chłopcem pragnącym jedynie uwagi i miłości innych. W tamtym momencie poczuła, że mogą być przyjaciółmi nawet jeśli nie powinni. I tym razem też tak było. Tyle, że uczucie się zmieniło. Chciała czegoś więcej, ale nie miała odwagi o to poprosić. Zrozumiała to dopiero po tylu latach. Po tym co wydarzyło się minionego dnia. To jak ON otworzył się przed nią, a ona przed nim...
- Poważnie?!- Spytała samej siebie widząc na łóżku ozdobne pudełko z doczepioną karteczką podpisaną Dla Ciebie, my love. Klaus.
Przewróciła oczami i podeszła bliżej wspomnianego mebla. Wzięła do rąk perfumowany liścik i odwróciła na drugą stronę. Czytając zawartość mini liściku głośno westchnęła:
Kochana Caroline,
Zapomniałem Ci powiedzieć, że bal odbywa się dziś wieczorem. Znając Ciebie wiedziałem, że zaczniesz panikować z powodu braku odpowiedniej sukienki.
Dlatego też zajrzałem do ciemnej skrzyni mojej rodziny i znalazłem dla Ciebie kreację na miarę
Królowej Monako.
Proszę, przybądź i podaruj mi jeden taniec.
- Klaus -
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro