Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13. I Fancy You

Mówią, że jeśli miłość jest prawdziwa to przetrwa wszystko. Nie ważne co by to było. Kłótnia. Długa rozłąka. Chwilowe rozstanie lub wieczność spędzona na czekaniu, aż druga osoba przestanie nienawidzić tej pierwszej i pojmie co do niej czuje. Klaus Mikaelson- potężna hybryda, której wszyscy się boją, jest gotowy czekać wieczność na odwzajemnienie uczuć przez Caroline Forbes. Bo co to jest wieczność dla kogoś takiego jak on? W słowniku ponad tysiącletniej hybrydy tkwi bowien definicja, iż jest to tylko namiastka tego co przeżywa człowiek w ciągu swego ludzkiego życia. Sekunda. Chwila. Krótki moment, który dla ludzi jest nie tylko nie realny, ale i nie osiągalny. Dla niej jest w stanie czekać tyle ile będzie trzeba. Nawet jeśli będą to wieki. Dla młodej, bez wątpienia pięknej, blond wampirzycy z Mystic Falls o oczach jak ocean, jest w stanie zrobić wszystko. WSZYSTKO nawet jeśli ona go nie chce, odpycha go wbrew swoim uczuciom. Kocha ją ponad wszystko. Jego anioła nikt nie jest w stanie zastąpić. Mógłby mieć miliony kobiet, ale nigdy nie będzie kochać nikogo tak mocno jak Caroline Forbes. Jego zbawienie, światłość, cały świat. Pomimo małych występków jakich się dopuściła i jakich zapewne będzie więcej, jest jego kompletnym przeciwieństwem. Ona jako jedyna bardzo dobrze go zna i rozumie. Dla Klausa nie ma nikogo drugiego jak jego ukochana Caroline. Mimo, iż Camille była do niej bardzo podobna pod wieloma względami, nie była w stanie zastąpić mu blondynki z małego miasteczka. Nikt nie był i nie jest w stanie tego zrobić. Są tylko trzy rzeczy, które trzymają mordercze zapędy mieszańca na wodzy; rodzina, córka i ONA. Ta, która jest jego małym, własnym światełkiem w mrocznym tunelu.

- Światło i ciemność- powiedział z uśmiechem patrząc na śpiącą blondynkę. Gdy tylko Rebekah wygadała się Hayley, iż skręciła kark blondynki w przypływie zazdrości o jego niegdyś wychowanka, syna, był gotów zasztyletować ją na miejscu. Powstrzymała go jednak matka jego córki. Odpuścił. Po krzykach, wyzwiskach i groźbach pod adresem siostry udał się do Elijah'a od którego udało mu się wyciągnąć adres, gdzie mieszka panna Forbes. Okazało się, że mieszka dwie ulice dalej. Udał się tam niezwłocznie. A teraz siedzi na fotelu i przygląda się jak jego anioł słodko śpi na miękkiej kanapie, okryty równie miękkim kocem w kolorze krzyczącego, malinowego różu. Uśmiech nie mógł zejść mu z twarzy. Może przyglądać się jej tak wieczność, a nie znudzi go to. Nie może. Za bardzo ją kocha. Szkoda tylko, że ona nie rozumie ile jest w stanie dla niej poświęcić.- Jesteś moim przeciwieństwem, Caroline. To ty jako pierwsza zburzyłaś mur wokół mnie, który budowałem przez lata krwawych mordów. To ty jako pierwsza zrozumiałaś jaki jestem naprawdę. Poznałaś mnie. Zauważyłaś tkwiące we mnie dobro. Nawet moja własna rodzina tego nie widziała przez lata. I to właśnie sprawia, że cię kocham. Tylko ciebie. Jesteś jedyna w swoim rodzaju, kochanie. Często o tym zapominasz przez swoich przyjaciół. Ale wiedz, że dla mnie zawsze taka byłaś. Odmienna od tych dziewczyn, które zdążyłem poznać. I jeśli ktoś cię skrzywdzi, zabiję go bez mrugnięcia okiem. Dla ciebie zrobię wszystko, Caroline. Kocham cię- szepnął wstając z fotela. Podszedł do nadal śpiącej Caroline, ukucnął i ucałował ją w czoło najdelikatniej jak tylko potrafił. Tak, aby nie wzbudzić swej królowej. Prawde mówiąc nigdy tego nikomu nie mówił, ale Caroline owinęła go sobie wokół palca. Zrobi wszystko o co ona go poprosi. Wyjawił jej nawet kiedyś, iż jest świadomy tego, że spędza z nim czas i jest dla niego miła tylko po to, aby odwrócić jego uwagę podczas, gdy banda Scooby-Doo wielokrotnie knowała przeciwko niemu i jego rodzinie. Powiedział jej wtedy, że podoba mu się to nawet jeśli jest doskonale wie, że jest to sztuczne, udawane. Robił wszystko o co go prosiła. Poświęcił nawet jedną z ostatnich hybryd tylko po to, aby uratować Elenę. Nie mówił tego nikomu, nawet jej, ale nie zrobił tego tylko ze względu na samego siebie, ale też ze względu na nią. Wie jak bardzo blondynka kocha doppelgängera Petrovej. I nawet jeśli musiałby iść do piekła tylko po to, by przywrócić Gilbert do życia, to zrobiłby to. Zrobiłby to tylko po to, aby ujrzeć radość w błękitnych jak niebo oczach wampirzycy i szeroki uśmiech wyrażający więcej niż tysiące słów. Zrobiłby to, bo tak bardzo ją kocha. Bez względu na konsekwencje Klaus dla Caroline zrobi wszystko. Bez względu na to jak ona nim gardzi, on nie pozostanie w stosunku do niej obojętny. Coś nie pozwala mu być takim. A tym czymś jest szczera miłość, którą darzy blondynkę.- I zawsze będę cię kochał. Nawet jeśli ty mnie nie chcesz. Zawsze i na wieki.- Powiedział odchodząc od śpiącej Caroline i siadając ponownie na wcześniej zajmowanym fotelu. Od zawsze podziwiał gust panny Forbes co do ubrań i wystroju wnętrz. A fotel na którym siedzi jest tego dowodem. Zadbany, modny, na czasie, a przede wszystkim wygodny w użytkowaniu. Czyli taki jak całe mieszkanie Caroline.

Klaus nie mógł wyjść z podziwu jak Caroline umie dobrać wszystko tak, aby tworzyło spójną całość. Pomimo małego mieszkania zmieściła mnóstwo rzeczy. Śmiało mógłby powiedzieć, że przeniosła do Nowego Orleanu cały swój dom mieszczący się w Mystic Falls. Mógłby tak powiedzieć, ponieważ nie jest świadom tego co wydarzyło się w miasteczku krótko po tym jak je opuścił na dobre oraz tego, że od tamtego czasu Caroline podróżuje po całym świecie nie mogąc znaleźć swojego miejsca na Ziemi. Przyglądając się jak śpi, jak uśmiecha się przez sen, a niekiedy ślini jak małe dziecko, stwierdził, że Caroline w tej chwili jest szczęśliwsza, niż kiedykolwiek wcześniej. Choć nie ma pojęcia o tym jak bardzo cierpi to zamartwiła go myśl, iż przez niego i jego rodzinę szczęście ukochanej blondynki może zniknąć w każdej chwili. Z tego co dowiedział się od Elijah'a, Caroline nie była zadowolona z wiadomości, iż to oni są po części założycielami miasta i że mieszkają tu. Nie chce jej stracić, byłby nawet gotów opuścić malownicze miasto jakim jest Nowy Orlean, ale problem w tym, że tak jak ją kocha tak i równie mocno kocha Nowy Orlean. Nie jest w stanie go opuścić. Nie po bataliach jakie stoczył z Marcelem o władzę nad miastem, a i reszta rodziny zabiłaby go, gdyby kazał wynosić się im z powodu jednej, tak naprawdę nic nie znaczącej dla nich, osoby jaką jest Caroline Forbes. Rebekah byłaby pierwsza do skręcenia mu karku tak jak zrobiła to dzisiejszej nocy jego kochanej Caroline. Krew go zalewała na samą myśl, że młodsza siostrzyczka robi coś złego wampirzycy, a on nie może temu zapobiec, bo leży ze skręconym karkiem. Dla hybrydy jest to nie do przyjęcia, aby jakakolwiek krzywda działa się jego aniołowi, królowej.

Podczas, gdy pogrążony w myślach Klaus nieświadomie przyglądał się jak pierwsze promienie słoneczne wkradają się do salonu, Caroline jęknęła z niezadowoleniem. Nigdy nie lubiła wczesnych pobudek, a promyki słońca utwierdziły ją tylko w tym, że jest wczesny ranek jak nie świt. Słysząc jęki Caroline mieszaniec wrócił na Ziemię. Mentalnie zaczął przygotowywać się na krzyki blondynki skąd ma jej adres zamieszkania i dlaczego wtargnął do niego nie zaproszony. Przygotował się nawet na ewentualne uniki przed rzucanymi w jego stronę przedmiotami. Widząc jednak nieziemsko błękitne tęczówki zapomniał się i pierwsze z czym spotkał się zaraz po całkowitym przebudzeniu Caroline, był zwinięty w kłębek koc wycelowany prosto w jego twarz. Skrzywił się czując delikatny materiał na twarzy jednak po chwili na jego usta zawitał ponownie szeroki uśmiech. Zdjął z twarzy malinowy koc i odłożył go na bok. Uśmiech Klausa tylko bardziej rozwścieczył Caroline, a jeszcze bardziej wypowiedziany przez niego znienawidzony i jednocześnie uwielbiany zwrot jakiego tylko on używa w stosunku do niej:

- Witaj, kochanie.- Uśmiech nie schodził mu z twarzy i gdyby nie to, że uśmiechał się najszerzej jak tylko mógł, uśmiechnąłby się jeszcze szerzej widząc idealnie zmarszczone ciemne brwi blondynki. Kocha ją, gdy się uśmiecha i śmieje, ale jeszcze bardziej kocha ją kiedy się złości. Wygląda wtedy tak słodko, iż można pomyśleć, że niemożliwym jest to, że taka osoba jak Caroline potrafi wściekać się.

- Klaus!- Warknęła ściskając dłonie w pięści. Była gotowa rzucić się na niego i rozszarpać na drobny mak. I zrobiłaby to, gdyby nie fakt, że od kilkunastu godzin nie wypiła ani kropli krwi i ogarnęła ją chwilowa niemoc.- Co ty tu robisz?! Jak nie ty to Kol! Wogóle skąd masz mój adres? Jak mogłeś...- Wyrzucałaby mu dalej jaki to jest zły, gdyby nie to, że Klaus skutecznie ją uciszył.

- Caroline, zamilcz. Proszę- dodał rozbawiony.

- To nie jest zabawne, Mikaelson!

- Wiem, wiem.- Odparł nadal śmiejąc się z jej zachowania.

- To dlaczego się śmiejesz?- Poruszyła brwiami. Skrzyżowała ręce na piersiach, założyła nogę na nogę i zrobiła naburmuszoną minę kilku letniego dziecka, które nie dostało swoich ulubionych cukierów, bo nie zjadło obiadu.

- Wybacz.- Powiedział przepraszająco.- Jesteś taka zabawna kiedy się wściekasz.- Dodał uśmiechając się do minimum.

- A ty jesteś głupi jeśli myślisz, że cię nie zabiję.- Wstała, a Klaus razem z nią. Pech chciał, że zakręciło się jej w głowie i zaliczyłaby bliskie spotkanie z jasnymi panelami, gdyby nie silne ręce hybrydy.

- Kiedy ostatni raz piłaś krew?- Spytał przejęty ku niezrozumieniu Caroline. Pomimo protestów wampirzycy, wziął ją na ręce i zaprowadził do kuchni, gdzie usadził na jasno-szarym stołku obrotowym.

- A co cię to interesuje?- Odpowiedziała pytaniem na pytanie.

- Caroline.- Klaus spojrzał na nią poważnie. Czasami nie rozumiał postępowania blondynki. Dlaczego nie może przestać udawać, że go nienawidzi kiedy są sami? Tego nigdy nie zrozumie. Może wszystko pojąć, ale tego jednego nie. Doskonale rozumie jej zachowanie w stosunku do niego przy innych, ale nie gdy są sami. Dlaczego nie może zejść z oskarżycielskiego i nienawistnego tonu kiedy są sami? Nie musi przecież rzucać się mu od razu na szyję. Nawet tego nie oczekuje. To druga rzecz, której nie może zrozumieć. Przecież sam na sam z nim, nikt nie zarzuci jej, że jest nienormalna rozmawiając z nim jak z kolegą.

- Wczoraj popołudniu.- Odpowiedziała niechętnie. Nie chciała odpowiadać, wogóle nie chciała z nim rozmawiać, ale nacisk jego spojrzenia był wyraźnie odczuwalny nawet wtedy kiedy patrzyła przed siebie.

Hybryda zrobił kilka kroków w stronę lodówki. A gdy ją otworzył wyciągnął z niej pierwszy lepszy woreczek z krwią i podał go Caroline.

- Dziękuję.- Caroline odebrała od Niklausa życio dajny płyn i od razu wbiła w niego kły nie zważając na małą końcówkę, która robiła za zamknięcie plastikowego worka.- Zapytam cię ostatni raz.- Ostrzegła odkładając pusty woreczek na blat wyspy.- Co tu robisz i skąd masz mój adres?- Spytała spoglądając na niego pierwszy raz od kiedy znaleźli się w kuchni.

- Elijah.- Wypowiedział imię brata dając za wygraną. Doskonale wiedział, że dalsze wymigiwanie się od odpowiedzi nie ma sensu. Caroline będzie drążyła temat dopóki, dopóty nie dostanie jasnej, klarownej odpowiedzi.- To od niego wiem, gdzie mieszkasz. Prawde mówiąc lekko go zmusiłem. Ale nie martw się. Nic mu nie zrobiłem. Jest cały i zdorwy.- Dodał widząc jak Forbes otwiera usta, aby powiedzieć kolejny stek wyzwisk i gróźb pod jego adresem.- Przyszedłem sprawdzić jak się czujesz po incydencie z Rebeką w klubie.

- Jak się czuję?!- Prychnęła wyrzucając ręce w górę. Nie wierzyła własnym uszom w to co usłyszała.- Ty chyba sobie ze mnie żartujesz w tej chwili.- Stwierdziła wstając. Teraz była pełna energii, by w razie czego zaserwować pierwotnemu siarczysty policzek dla opamiętania.- Twoja głupia, młodsza siostra skręciła mi dzisiaj w nocy kark, a ty jeszcze bezczelnie się pytasz jak się czuję? Albo ja jestem głupia, albo ty nienormalny.- Dźgnęła go palcem w klatkę piersiową.

- Musisz jej to wybaczyć. Jest strasznie zazdrosna o Marcela.

- I ty jeszcze jej bronisz?!- Krzyknęła z wyrzutem.

- Nie bronię jej. Jak tylko wygadała się co ci zrobiła chciałem ją zabić. Prawdę mówiąc ma szczęście, że była z nami Hayley i mnie powstrzymała. Chcę tylko powiedzieć, że z zazdrości człowiek robi różne rzeczy. I szczerze? Zrobiłbym to samo, gdybym zobaczył jak inny mężczyzna cię obmacuje.

- Czyli nadal jej bronisz.

- Nie bronię jej.- Powtórzył.- Ale jeśli tak sądzisz to niech ci będzie. Tak, bronię mojej młodszej siostry, bo biedna nie wie co robi! O Pani, tylko nie zabijaj!- Złożył dłonie jak do modlitwy i uklęknął przed nią niczym największy zbrodniarz ostatniego stulecia.- Błagam cię! Zrobię wszystko co karzesz tylko nie zabijaj mnie!- Zachichotał widząc minę blondynki.

- I co cię tak bawi, KLAUS?- Nałożyła nacisk na jego imię po to, by przekazać mu całe swoje niezadowolenie z obecnej sytuacji. Założyła ręce pod piersi i poirytowana przytupywała nogą o panelową podłogę.- Wstawaj!

- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem.- Wstał nadal rozbawiony. Na zakończenie jakże ,,uroczej" scenki jaką urządził ukłonił się jak prawdziwy dżentelmen.

- Jesteś niemożliwy.- Obróciła się na pięcie po to, aby po chwili opuścić aneks kuchenny.- Idę wziąć kąpiel i się przebrać. Jeśli do tego czasu nie opuścisz mojego mieszkania to przysięgam, że zrobię ci krzywdę.

Kiedy Caroline zniknęła za drzwiami sypialni, Klaus mógł na nowo rozmarzyć się o jej pięknie pod każdym możliwym względem. Podziwia ją nie tylko za wygląd, ale także za to jaka jest mądra i silna. Każda inna dawno rozpłakałaby się i uciekła z dala od wszelakich problemów. Ale nie Caroline Forbes. Ona jest inna. Silna, mądra, zdecydowana, odważna. Wie czego chce i co jest najważniejsze. Ceni sobie wartości, które on sam dawno stracił. Dlatego tak bardzo go pociąga. Choć ma wytłumaczenie na to dlaczego jest pod wrażeniem panny Forbes, to często zastanawia się dlaczego akurat ona. Przecież jest milion kobiet o podobnych cechach, które z pewnością przebiłyby się przez znienawidzony mur, którym się otoczył. Może to przez jej odwagę? Życzyliwość? Wiarę w ludzi i ich dobro? Ciepło i poczucie dbania o kogoś emanujące z jej martwego serca? Tak naprawdę wyjaśnień może być wiele.

***

Przebywając nadal w kuchni Klaus oddał się kolejnej serii wspomnień związanych z piękną blond wampirzycą. Ich pierwsze spotkanie w liceum Mystic Falls, pierwszy bal, miło spędzone chwile na odciąganiu jego uwagi, kłótnie oraz pierwszy pocałunek zainicjowany przez wampirzycę. Jednak tylko jedno wspomnienie wzbudza w nim odrazę do samego siebie. Jest to bowiem moment, w którym ugryzł swego anioła w akcie zemsty na Tylerze. Nigdy jej nie przeprosił. Nie powiedział jak jest mu źle z tym, że przez niego była bliska śmierci dwa razy. Nigdy nikomu nie wspomniał jak bardzo żałuje swoich czynów. Wszystkie swoje emocje z tym związane przelewa na papier, albo płótna. Kryje się z tym bojąc się, że ktoś odkryje jego słabość. Nie jest nawet w pełni świadom tego, iż reszta rodziny wie o jego uczuciach jakimi darzy Caroline. Zawsze puszczał mimo uszu ich uwagi, niekiedy uszczypliwe. Myśl, że może stać się coś złego blondynce wprowadzała go w istne szaleństwo bliskie obłędowi.

- Jeszcze tu jesteś?- Spytała Caroline widząc zamyślonego Klausa stojącego w tym samym miejscu, gdzie zostawiła go nie całą godzinę temu.

- Jak widać.- Odparł wyrwany z głębokiej zadumy. Niechętnie dopuścił do siebie fakt, iż odebrało mu mowę na widok Caroline.

Ubrana w podkreślającą biust czarną koszulkę na krótki rękaw, czarne spodnie z wysokim stanem oraz równie czarne botki za kostkę, prześwitujące gdzie niegdzie dzięki czarnej siatce, z założonymi rękoma podeszła bliżej pierwotnej hybrydy. Tradycyjnie jak na Caroline Forbes przystało, miała uniesione obie brwi do góry w charakterystyczny dla siebie sposób, gdy jest zła, bądź zdziwiona.

- Będziesz stał jak słup soli, czy może łaskawie ruszysz swój prehistoryczny tyłek i wyjdziesz z mojego mieszkania, hm?

- Caroline- odezwał się łagodnym tonem niczym baranek.- Caroline.- Powtórzył nadal oczarowany wyglądem wampirzycy.

- Co?- Wykrzyczała niemalże. Zdenerwowana zaczęła przytupywać nogą tak samo jak godzinę temu.- Powiesz coś, a może szczęka na starość zastała ci w zawiasach?- Uśmiechnęła się niewinnie, co tylko pokazało jak bardzo owinęła sobie mieszańca wokół palca.

- Kochana, możesz przestać?- Spytał czując narastającą irytację zachowaniem ukochanej. Tak bardzo jak ją kocha, tak bardzo denerwuje go z pewnymi rzeczami i zachowaniami. Jednak kocha ją na tyle mocno, by nie wybuchnąć płomiennym gniewem. Przy swojej kochanej Caroline stara się być mniej agresywny i bardziej spokojny.- Mimo tego jaki jestem boli mnie to jak z twoich ust słyszę obelgi pod moim adresem.- Wyznał szczerze. Patrząc cały czas w niebieskie tęczówki panny Forbes niepewnym ruchem przyciągnął ją do siebie tak, że nie było między nimi milimetra przestrzeni.- Dlaczego mi to robisz?- Spytał szepcząc do jej ucha.

Ciało Caroline przeszedł przyjemny dreszcz, a skórę pokryła gęsia skórka. Nie wspominając już o sercu, które pomimo bycia wampirzym narządem, przyspieszyło nie naturalnie ku zadowoleniu hybrydy. W tej chwili to nie Niklausowi odebrało mowę na widok urodziwej blond wampirzycy, ale to właśnie jej odebrało mowę spowodowaną bliskością mieszańca.

Nienawidzi tego odkąd pamięta. Nienawidzi tego jak jej ciało i umysł reagują na bliskość pierwotnego. W jednej sekundzie pragnie rzucić się na niego i nigdy nie wypuszczać ze swych ramion, a w drugiej przypomina sobie, że powinna go nienawidzić. Nawet ona nie rozumie swojego zachowania, które powoli zaczynało jej ciążyć, gdy dowiedziała się, że tuż za rogiem mieszka miłość jej życia. Ostatnia miłość. Jednak jest zbyt dumna, aby przyznać się do uczuć jakimi darzy ciemnowłosego blondyna. Raz dała ponieść się temu co czuje, co poskutkowało zerwaniem z jej pierwszą miłością, Tylerem. Za drugim razem kiedy pozwoliła sobie na coś więcej odnowiła w sobie siłę dawnych uczuć względem Klausa. Jest zła nie tylko na siebie, ale też na niego. Za to, że robi wszystko, aby oddała mu się drugi raz, tym razem na zawsze. Nawet jeśli on sam nie wie jak na nią działa to i tak obarcza go winą za swoją niestabilność uczuciową i psychiczną. To ją wykańcza. Powoli i boleśnie. Gubi się we własnych uczuciach i tym co sobie postanowiła. Chociaż z drugiej strony wie, że zasługuje na bycie szczęśliwą. Nawet jeśli bycie szczęśliwą oznacza związanie się z kimś kto ma wrogów na całym świecie. W końcu kto by jej zabronił i pouczył jak wielki błąd robi? Nikt. Wszystkich, których kochała nie żyją. A obecna przyjaciółka wręcz kibicuje za ich przyszły-niedoszły związek.

Wpatrzona w oceaniczne tęczówki nie chcianego gościa nie była świadoma tego, że ma lekko rozwarte usta. Była obecna ciałem, a nie duchem, który zaginął w otchłani myśli. Dopiero kiedy Klaus uśmiechnął się i spojrzał na dłonie wampirzycy spoczywające na jego klatce piersiowej, zamrugała kilka krotnie i odsunęła się od niego. Ale nie z prędkością światła jak zwykła to robić. Lekko zawstydzona ku swojemu niezadowoleniu zrobiła to ostrożnie jakby bała się go skrzywdzić.

- Wiesz, ja...- Zaczęła, ale jąkanie wzięło górę i nie dokończyła tego co zaczęła mówić. Tak naprawdę nie wiedziała co chce powiedzieć. Pragnęła wszystkiego na raz. Uciec od niego, przeprosić go, pocałować i jednocześnie nienawidzić. I właśnie takiego uczucia nie lubi najbardziej. Poczucie bezradności osłabia jeszcze bardziej niż wymyślne tortury.- Obiecałeś mi coś.- Wypaliła na poczekaniu czując jak wzrok hybrydy wierci w niej wielką dziurę w poszukiwaniu odpowiedzi.

- Co takiego?- Spytał marszcząc brwi. Nie przychodziło mu nic do głowy co mógłby jej ostatnio obiecać, bo raczej nie chodziło o obietnicę sprzed wieku.

- Nie będziesz się do mnie zbliżał. Nie będziesz niczego próbował... Że dasz mi spokój kiedy cię uratujemy.

- Och...- Mruknął sam do siebie. Choć bardzo tego nie chciał jego twarz przybrała smutny wyraz.

Caroline zauważyła to i niepewnym krokiem podeszła do niego. Nie wiedziała jakim cudem, ale momentalnie zrobiło się jej żal mieszańca. Może dlatego, że nie mogła znieść jego miny przypominającej jedną z tych, które wkradały się na jego twarz, gdy opowiadał jej stare dzieje związane z Mikaelem. I choć często opanowywał się to ciemno niebieskie wówczas oczy Niklausa mówiły same za siebie.

- Klaus...- Zaczęła, ale przerwał jej.

- Masz rację. Nigdy nie łamię obietnic. Chciałem upewnić się tylko czy, aby na pewno nic ci nie jest. Rebekah w zazdrości robi różne rzeczy.- Spojrzał za jej plecy, by po chwili zwinnie wyminąć obiekt swych westchnień. A bynajmniej próbować to zrobić.

- Zaczekaj- nakazała łapiąc go za nadgarstek. Zdziwiony spojrzał na nią pytającym wzrokiem.- Spytałeś mnie dlaczego to robię. Dlaczego ciągle cię wyzywam, oceniam i unikam jak tylko mogę. Za dużo złego zrobiłeś w moim życiu. I chcesz czy nie, ale uwierz mi, że doceniam twoją pomoc i troskę. Mimo, że tego nie okazuję.

- Zawsze do usług.- Uniósł delikatnie kąciki ust w słabym uśmiechu. Po krótkiej rozmowie z Caroline opuściły go resztki dobrego humoru. Został skrzywdzony, ale nie pokazywał tego. Starał się. Starał się pokazać jej, że nie ruszają go jej słowa choć oboje doskonale wiedzą, że jest to kłamstwo. I udałoby mu się to, gdyby nie następne pytanie jakie wydostało się z pudrowo różowych ust jego anioła:

- Dlaczego to robisz? Aż tak bardzo mnie kochasz? Odtrącam cię. Robię wszystko byś dał mi spokój, a ty nadal masz na mnie oko i robisz to o co cię poproszę. Myślałam, że to przeminęło, ale jednak myliłam się. Czy to dzieje się naprawdę, a może tylko grasz?

Tak naprawdę blond wampirzyca nie chciała usłyszeć odpowiedzi, bowiem wiedziała jaka ona jest. Po prostu nie chciała dokładać sobie kolejnych zmartwień i rozważań. Mimo wszystko nie zniosłaby myśli, że Klaus jest smutny z jej powodu. A tym bardziej nie chciała mieć na sumieniu Bogu winnych ludzi, którzy być może straciliby życie w akcie szału osamotnienia przez pierwotnego.

- Podobasz mi się, Caroline.- Odparł od razu.- I zawsze będę cię chronił i zabijał tych, którzy ci się narażą. Nie ważne ze względu na co. Od czasu mojego pobytu w Mystic Falls nie zapomniałem o tobie ani na chwilę. I chciałem zaproponować ci przyjacielskie wyjście. Oprowadziłbym cię po mieście. Są tu o wiele piękniejsze miejsca niż te, które pokazywał ci Marcel. Ale widzę, że nie jesteś zainteresowana, więc pójdę już.

- Nie! To znaczy nie.- Powiedziała nieco spokojniej. Zdziwiona własną reakcją złapała jego dłoń i mocno ścisnęła.- Chętnie poznam Nowy Orlean z perspektywy tysiąc letniej hybrydy.- Uśmiechnęła się delikatnie tym samym sprawiając, iż Niklaus uczynił to samo.

- Zatem, kochana- zmierzył ją uważnie.- Jestem do twojej dyspozycji. Co chcesz pierwsze zobaczyć? Stare budynki, operę, która została spalona przez Mikaela...

- Przestań. Chcę spędzić dzisiejszy dzień na zwiedzaniu starych budynków, placów, uliczek i okolic bez wspominania o ojcu sadyście i reszcie nie potrzebnych krwawych historyjek a'la Niklaus Mikaelson rodem z najlepszych horrorów jakich świat nie widział.

- Caroline, ja jestem chodzącym horrorem. Ludziom to wystarczy.- Uśmiechnął się cynicznie. Bez nie potrzebnych słów odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę drzwi.

- Dobrze, że się do tego przyznał- mruknęła pod nosem. Choć nie mogła tego zobaczyć, Klaus uśmiechnął się zadowolony z tego co powiedziała.

***

Piękne, starodawne budynki. Uliczki, o których mało kto pamięta. Romantyczny zakątek nad jeziorem na obrzeżach miasta. Najpiękniejsze miejsca na Ziemi. Właśnie to wszystko Klaus pokazywał Caroline przez pół dnia. Starał się pokazać jej jak najwięcej miejsc, budynków i budowli z ciekawym wątkiem historycznym, w którym to brał udział. Starał się, a ona to doceniała.

Zmęczeni całodniowym zwiedzaniem Nowego Orleanu zatrzymali się na moście przecinającym wspomniane jezioro. Blond wampirzyca była zachwycona widokiem ławek okalających szmaragdową wodę oraz biało-różowym mostem, na którym stali. Jednak jej serce skradł zachód słońca. Pomarańczowo- żółte światło otulające swym blaskiem wszystko co napotkało było czymś niezwykłym, więcej niż romantycznym. Słoneczna poświata tworzyła coś w rodzaju intymnego azylu dla pary kochanków pragnących ukryć się przed światem. Nagle cała radość z mile spędzonego dnia uleciała, a na twarzy Care pojawił się smutek. Przypomniała sobie bowiem, że nie ma nikogo z kim mogłaby spędzać tak czas. Oczywiście miała przelotne związki, ale nigdy nie było to coś poważnego. Prawdę mówiąc Caroline chciała zabić czas spędzając go z mężczyznami, których nie była w stanie pokochać tak jak...

- Wszystko dobrze?- Zapytał Klaus widząc smutek na twarzy jego anioła. Świadomie, aczkolwiek trochę mimowolnie, nakrył swoją dłonią dłoń wampirzycy spoczywającą na biało-różowej barierce. Zmartwił się nagłą zmianą humoru towarzyszki.

- Tak. To znaczy nie. Sama nie wiem.- Odpowiedziała na jednym wdechu. Spojrzała w błękitne oczy hybrydy i od razu zrozumiała co ją przyciąga do niego. Nie tylko zrozumienie dlaczego taki jest, a nie inny. Ale również moc jego oczu. Czysty błękit o sile przyciągania magnesu.- Znasz to uczucie kiedy nie wiesz co czujesz, robisz różne głupoty z tym związane, a na końcu zostajesz sam ze swoimi myślami?

- Aż za dobrze- powiedział, ale bardziej do siebie niż do blondwłosej piękności. Spojrzał przed siebie. Patrzał się w coś co tylko on widział tak długo dopóty, dopóki nie usłyszał jednego słowa z ust Caroline, które poruszyło jego tysiąc letnim, niekiedy całkowicie zlodowaciałym sercem.

- Przepraszam.

- Za co?- Zmarszczył brwi nie rozumiejąc za co blondynka go przeprasza.

- Za to, że taka jestem dla ciebie. Raz wredna, raz miła. Przez to wszystko co miało miejsce sto lat, nie wiem co mam robić. Gubię się we wszystkim. W uczuciach, mówieniu prawdy, a najgorsze jest to, że nie potrafię odróżnić prawdy od tego co sobie ubzdurałam w chorej głowie. To mnie niszczy. Nie chcę by tak było.- Dodała podłamanym tonem. Oczy Caroline zaszły łzami, a Niklaus nie czekając na jakiekolwiek pozwolenie przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił.

- Wszystko będzie dobrze.- Powiedział składając pocałunek na czole Caroline. Widok smutnej wampirzycy łamie mu tak samo serce jak widok smutnej Hope. A może nawet bardziej. Nie potrafi wyjaśnić tego zjawiska.- Masz wieczność, aby wszystko się ułożyło.

- Nie.- Zaprotestowała stanowczo odsuwając się od hybrydy. Chciała spojrzeć mu prosto w oczy, widzieć jego reakcję kiedy powie to co powinna powiedzieć dawno temu.- Dziękuję za to, że chronisz mnie i robisz to o co cię poproszę nie patrząc na konsekwencje. Naprawdę. I chciałabym móc dziękować ci za to codziennie, ale coś mi na to nie pozwala. Coś we mnie karze mi odsuwać się od ciebie. I może się powtarzam, ale przez to nie wiem co mam robić. Jednak chcę byś wiedział, że miałeś rację.

Oszołomiony nagłym wyznaniem blondynki, Klaus nie wiedział co zrobić czy też powiedzieć. Po raz pierwszy od kiedy poznał Caroline Forbes nie wiedział co ma powiedzieć. Wyznanie Caroline wstrząsnęło nim, ale i uradowało. Był świadom tego, iż wiele ją kosztowało, aby zdobyć się na odwagę i powiedzieć co czuje. Jest jej za to wdzięczny. I będzie przez wieczność, bo teraz może żyć spokojnie, gdy jego anioł, królowa, światełko w jego mroku, powiedziała mu, że kocha go. Może nie powiedziała tego dosłownie, ale przekaz był ten sam i to liczyło się najbardziej.

- Jesteś moją ostatnią miłością, Klausie Mikaelson. Kocham cię- wyznała po czym delikatnie musnęła jego wargi swoimi.

Pierwotny z początku był zaskoczony, ale po dłuższej chwili ciszy i wpatrywania się w siebie nawzajem, jednym ruchem ręki przyciągnął do siebie swą ukochaną i złączył ich usta w namiętnym pocałunku. Przywarł do jej ust tak mocno, iż nie było miejsca na złapanie oddechu. Był bardzo szczęśliwy z takiego obrotu spraw. Radość, która rozpierała go od środka sprawiała, że był w stanie tańczyć z radości. Nawet łzy Care nie przeszkadzały mu, bo doskonale wiedział, iż są to łzy szczęścia.

- Klaroline?- Odezwał się głos za plecami pierwotnego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro