Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10.

Deszcz. Monsun. Wiatr. Szmer. Caroline słyszała wszystko dokładnie: każdą kroplę uderzającą o wszystkie okna w jej mieszkaniu oraz i tak głośne świsty szalejącego wiatru. Miała ochotę wyrwać sobie uszy. W tej chwili przeklinała swoją wampirzą naturę. Tak bardzo pragnęła zasnąć po całej nocy picia z Kolem, z którym o dziwo dobrze się bawiła. Był to dopiero drugi raz od czasu bycia wampirem, gdy spiła się tak mocno, że głowa pulsowała jej tak mocno jakby miała zaraz wybuchnąć. Pierwszy raz miał miejsce trzy lata temu kiedy poznała Julię.

Zdenerwowana brakiem nadchodzącego snu wzięła do rąk poduszkę leżącą obok i zakryła nią całą twarz przewracając się na drugi bok. A gdy to nie pomagało wściekła do granic możliwości, krzywiąc się wstała z łóżka i wyszła z sypialni używając przy tym oczywiście wampirzej szybkości. Skoro nie mogła zasnąć to może chociaż wypić uwielbianą przez siebie krew. A żeby dotrzeć do kuchni musiała przejść przez salon. Z początku nie zauważyła leżącego na kanapie Kola, ale po chwili, gdy zrozumiała, że jest coś nie tak z kapą narzuconą na mebel, zawróciła. Widząc śpiącego pierwotnego jej gniew zelżał, by móc stwierdzić jak słodko wampir wygląda kiedy śpi, aby znów po chwili wzrosnąć do granic możliwości.

- Poważnie?!- Krzyknęła na cały dom. Tym samym wybudziła Kola z lekkiego snu.

- Cześć, piękna.- Mrugnął uśmiechając się słodko tak, że na spokojnie można to nazwać zbyt wysoką dawką cukru.- Już wstałaś? Jak się spało?

- Co tu robisz?!- Krzyknęła jeszcze głośniej ignorując pytania wampira.

- Śpię?- Teatralnie spojrzał na siebie owiniętego w kapę.

- Przecież widzę!

- To po co krzyczysz?- Przekręcił się na drugi bok tak, aby nie widzieć twarzy blond wampirzycy. To tylko rozjuszyło Caroline.

- Wstawaj!- Wzięła pierwszą lepszą poduszkę i zaczęła bić nią Kola.- Wstawaj! I wyjdź stąd!

- Spokojnie! Spokojnie!- Kol nie wytrzymał, zaczął się śmiać, co tylko bardziej zdenerwowało blond wampirzycę. Z uniesionymi rękoma nad głową wstał z kanapy. Przybrał poważną minę, a zdezorientowana Caroline upuściła poduszkę na podłogę.- Musimy pogadać. Poważnie.

- Co się dzieje?- Spytała.

- Chodzi o Julię.

- Co się jej stało?- Podeszła bliżej pierwotnego.

- Podczas zdejmowania uroku została zraniona i zemdlała. Ale nie martw się nic jej nie jest. Żyje.

- Skąd możesz to wiedzieć?- Pokręciła głową nie dowierzając słowom Mikaelsona.

- Hayley do mnie dzwoniła zaraz po tym jak przyszliśmy do domu i prosiła żebym przekazał ci co się stało z Julią. Powiedziała także, że lepiej będzie jak przyjdziesz nim się obudzi. Wiesz jaka jest. Petrova z krwi i kości. Ma ten ogień.- Wypowiadając ostatnie słowo można było dostrzec błysk w ciemnych tęczówkach pierwotnego.

- W takim razie na co czekamy? Musimy tam iść!- Wyrzuciła ręce w górę jakby powiedziała coś oczywistego czego Kol nie mógł się domyślić.

- Chcesz iść w piżamie?- Na twarz Kola wkradł się uśmiech. Nie był wcale irytujący, wręcz przeciwnie.

Caroline spojrzała na siebie i w to co jest ubrana. Sama z siebie zaczęła się śmiać klepiąc się przy tym w czoło.

- Racja. Zaraz wracam.- Odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę pokoju.

- Tylko ubierz się seksownie! Nik już jest na nogach!- Krzyknął za nią. W odpowiedzi ujrzał wystawiony zgrabny środkowy palec panny Forbes.

***

Klaus Mikaelson jest wśród żywych- szepczą na ulicach francuskiej dzielnicy, a ci co ośmielili się mu sprzeciwić natychmiast tracili życie w bardzo wyszukany sposób jak na pierwotną hybrydę przystało. Nie minął jeden dzień od powrotu Niklausa, a większość długonogich blondynek i długowłosych brunetek straciło życie w szale głodu po długiej niedyspozycji mieszańca. Dziedziniec posiadłości jak i wszystko w koło zostało splamione krwią niewinnych dziewcząt, a sam zainteresowany pławił się w kałużach słodkiej, lepkiej krwi. Pozbawiając kolejne niczego nie świadome ofiary życia chlubił się, wręcz delektował, ich krzykami i błaganiami o darowanie życia. W odpowiedzi przerażone dziewczyny słyszały przeraźliwy, szatański, górujący nad wszystkim śmiech. Zbyt słabe, aby walczyć o resztki życia poddawały się. Napawało go to niesamowitą i nieskończoną zarazem radością i dumą z samego siebie.

Dziewczęta będące kolejnymi ofiarami stały nie ruchomo zahipnotyzowane pod groźbą tortur i boleśniejszej śmierci. Klaus kończąc delektowanie się życiodajną cieczą, odrzucał powoli tężejące ciała na bok tworząc w ten sposób makabryczny widok jakim są stosy martwych ciał. Chcąc zatopić ostre jak brzytwa kły w kolejnej aorcie pięknej istoty, wampirzymy tempem podchodził do wybranki, oplatał ją ramionami z dwóch stron i wgryzał się w delikatną jak skóra niemowlaka szyję dziewczyny. W tej samej chwili perswazja ustępywała, a zastępywały ją krzyki przerażonych blondynek i brunetek będące katorgą dla reszty mieszkańców.

- W takich chwilach zaczynam żałować, że z powrotem chodzi po Ziemii.- Skomentowała Bex.

- Powiedziałabym to samo, ale to ojciec mojej córki.- Westchnęła Hayley.

- Chrzanić to. Mam tego dosyć. Wychodzę i nie wiem kiedy wrócę.

- Pewnie. Ja zostanę. Ktoś musi go pilnować.

- A Elijah?

- Siedzi w bibliotece i rozmawia z wiedźmą i Marcelem.- Na wzmiankę o czarownicy twarz Rebeki wykrzywił grymas niezadowolenia i głębokiej niechęci.- Dowiem się o czym i ci powiem.- Hayley uśmiechnęła się słabo. Nadal ją bolało zachowanie ukochanego. Przytuliła pierwotną i cmoknęła ją w policzek.

- Dzięki. Jesteś teraz jedyną osobą na którą mogę liczyć. Nawet na Kola nie mogę. Ty mnie rozumiesz.- Blond wampirzyca uśmiechnęła się delikatnie.- Pa- wyszła zostawiając za sobą stukot soczyście pomarańczowych szpilek.

Hayley nie spuszczając wzroku z Klausa uśmiechnęła się pod nosem po czym zeskoczyła z balkonu.

***

Obcisła biała bluzka na krótki rękaw z dekoltem w serek, równie obcisłe jasne jeansy typu rurki, czarna skórzana kurtka z srebrnymi ozdobnymi zamkami po obu stronach i czarne botki na wysokim obcasie- taki zestaw wybrała panna Forbes na pierwsze spotkanie z Klausem.

- Idealnie...

- By pograć Nik'owi na nerwach- odezwał się Kol stojący u progu drzwi.

- Kol! Co ty tu robisz?! A gdybym była nago?!

- Nie narzekałbym.- Zaśmiał się odchylając głowę do tyłu. Gdy spojrzał kolejny raz na wampirzycę w ciemnych tęczówkach pierwotnego można było dostrzec powagę. Ilustrował ją uważnie od stóp do głów, kawałek po kawałku... aż w końcu z szerokim uśmiechem wyprostował się i wszedł w głąb pokoju. Położył obie dłonie na ramionach Care.- Wyglądasz cudownie.

- Co ty dla mnie taki miły się zrobiłeś, co?- Uniosła prawą brew ku górze.

- Chcę zakopać topór wojenny. W końcu nie długo będziemy jak rodzina.

- Że co? Słucham?! Ty chyba oszalałeś. Jesteś stuknięty.

- Od tysiąca lat mi to mówią i jakoś nic sobie z tego nie robię, ale z twoich ust, Caroline Forbes, brzmi to jak obelga. Zważywszy na to, że spędziliśmy ze sobą naprawdę fajny wieczór.

Caroline zatkało. Nie wiedziała co powiedzieć. Niby Kol miał rację, ale widok na to przysłoniło jej widmo dawnych relacji pomiędzy nimi.

- Pofaluj włosy. Mój brat to lubi.

- Naprawdę?

- Tak.- Wycofał się w zamiarze opuszczenia pokoju nowej przyjaciółki, ale ostatecznie zawrócił.- I wiesz co? Wspomnisz kiedyś moje słowa, Caroline Forbes.- Puścił do niej oczko i wyszedł szepcząc coś pod nosem.

Zdeterminowana, by jak najszybciej znaleźć się przy przyjaciółce, Care podeszła do toaletki i chwyciła lokówkę. Nie całe dziesięć minut później była gotowa, włączając w to pełny, aczkolwiek naturalny makijaż podkreślony jedynie malinowym błyszczykiem.

- I jak?- Spytała wychodząc z sypialni.

- Perfekcyjnie.- Odrzekł wampir uśmiechając się szeroko.

- To chyba dobrze?- Poruszyła zabawnie brwiami.- Idziemy?

- Tak. Chodźmy.

***

- Myślisz, że Hope chciałaby widzieć jak jej ukochany tata zabija?- Odezwała się Hayley z założonymi rękoma.

- Och, Hayley. Nie zauważyłem cię.- Odezwał się Klaus. Odrzucił ostatnie truchło czekoladowo włosej dziewczyny i wstał z charakterystycznym tylko dla niego uśmieszkiem. Rozłożył ręce w geście powitania.- Długo tu stoisz?

- Dość długo.- Warknęła ciemnowłosa.- Daj spokój Klaus. Nie odstawiaj szopki.

- Jakiej szopki?- Zaśmiał się.- To ty urządzasz mi awanturę. Sama daj spokój i wyluzuj. Już nie pamiętasz jak pustoszyłaś Kocioł?- Podszedł do niej.

- Wtedy nie było z nami Hope. Byłam załamana, a ty zabijasz, bo ci się to podoba.

- A czego oczekujesz po kimś kto przez wieki zabijał?- Spytał Marcel.

- Och, Marcel! Marie Anne i mój najukochańszy brat!- Klasnął w dłonie jak małe dziecko.- Powiedziałbym, że dobrze was widzieć, ale niestety tak nie jest, bo przerwaliście mi i matce mojej córki jakże ekscytującą wymianę zdań.

- Idźcie.- Odezwał się Elijah.

- Jasne, ale...- Zaczęła Bennett, ale pierwotny jej przerwał.

- Później im powiem.

- No to do zobaczenia- Marcel chwycił czarownicę w pasie i zniknął z nią w mgnieniu oka.

- Więc Niklausie... Mam nadzieję, że posprzątasz po sobie.

Zdziwiona Labonaire spiorunowała ciemnowłosego wzrokiem ku uciesze Klausa.

- Elijah- Hayley przybrała poważny ton głosu.- Musimy porozmawiać. TERAZ.- Położyła nacisk na ostatnie słowo tylko po to, aby zwrócić na siebie uwagę ukochanego. Wiedziała, iż Elijah ma teraz ważniejsze rzeczy na głowie, ale poczuła nagłą potrzebę rozmowy o wczorajszym incydencie z sobowtórem.

- Kłótnie małżeńskie. Kocham to.- Skomentował Niklaus.

- Dosyć.- Elijah uniósł lewą dłoń do góry, by uciszyć brata.- Chodźmy. Porozmawiamy po drodze.- Objął ją ramieniem tym samym wzbudzając dreszcz towarzyszki.

Gdy tylko zniknęli za drzwiami bramy zaraz po nich pojawili się Kol i Caroline.

***

Przez całą drogę do posiadłości Mikaelsonów Caroline myślała nad tym jak poprowadzić ewentualną konfrontacje między nią, a Klausem. Pomyślała o wszystkim, na przykład: o ciętych ripostach, które zwaliłyby  z nóg znienawidzonego pierwotnego, ale nie na tyle ciętych, by jakkolwiek mocno go zranić. Care doskonale wbiła się podróż do umysłu hybrydy i zdarzenie, które miało tam miejsce pomiędzy nimi, przeważyło o ,,łagodności" wobec pierwszego. Dopinając wszystko na ostatni guzik nagle uderzył ją w nozdrza silny zapach rozkładających się zwłok oraz zaspach zasychającej krwi. Z wielkim szokiem rozejrzała się w koło. Widok krwi i stosów ciał sparaliżował Caroline do tego stopnia, iż nie była w stanie nic powiedzieć ani się ruszyć. Stała z otwartą buzią na środku dworku nie zwracając zbytniej uwagi na mówiącego do niej Kola i stojącego przed nią Niklausa. Dopiero kiedy najmłodszy z Mikaelsonów pstryknął palcami przed oczami blond wampirzyca, ta wróciła do świata żywych.

Zamrugała kilka razy. Dopiero w chwili kiedy ujrzała osłupiałego Klausa zrozumiała, gdzie jest. A co najważniejsze, zauważyła, iż mieszaniec uważnie jej się przygląda. Pomimo wcześniejszych planów co powiedzieć, jaką obelgą rzucić, zaniemówiła. Z resztą Klaus nie pozostał jej dłużny; również zaniemówił.

Jego słodki anioł stoi przed nim tak blisko, na wyciągnięcie ręki. Przez krótki moment chciał ją porwać w ramiona, mocno przytulić i nigdy nie puszczać. Pragnął pocałować ją jak wczorajszego wieczora, gdy wniknęła do jego umysłu. W tamtej chwili pragnął tak wiele! Klaus nie zdawał sobie sprawy z tego, iż Caroline przez ułamek sekundy też o tym marzyła. Ale co do czego przyszło oboje stali w miejscu. Wpatrzeni w siebie bez słowa przenikali się wzrokiem oczekując reakcji tego drugiego. Ledwo powstrzymywali się od zrobienia największej głupoty jaką tylko mogli zrobić. Tak o to Caroline Forbes i Klaus Mikaelson działają na siebie. I mimo, że wszyscy to widzą, żadne z nich do tego się nie przyzna.

Dzięki Bogu, pomyślała Care biorąc duży chaust powietrza.

Było blisko, pomyślał Klaus uśmiechając się sam do siebie w duchu. Z zewnątrz jednak przybrał maskę obojętności pomimo wcześniejszego osłupienia. Przecież obiecał swojej kochanej Caroline, że to co zdarzyło się w jego umyśle nie ujrzy światła dziennego. Od spełnienia swych pragnień trzymała go nie tylko obietnica złożona wampirzycy, ale też to co obiecał sobie samemu: Straciłem zbyt wiele ważnych osób od czasu naszej rozłąki. One przychodziły i odchodziły, a to wszystko przez to kim jestem. Kim byłem. Nie chcę tego dla niej. Nie chcę takiego życia dla mojej Caroline. Nie chcę jej śmierci. Nie chcę i jej stracić dlatego też będę musiał trzymać ją na dystans. Dla jej dobra.

- Caroline...- Odezwał się pierwszy Klaus.

- Daruj sobie.- Warknęła po czym z założonymi rękoma ominęła go szerokim łukiem kierując swe kroki na pierwsze piętro- obejmujące pokoje sypialniane- w poszukiwaniu tej sypialni, w której przebywa Julia. Chętnie zaczekałaby na instrukcje Kola, gdzie ma iść, ale wolała jak najszybciej opuścić miejsce, w którym przebywała jej słabość. Nie chciała bowiem, by doszło do czegoś czego będzie żałować i co będzie wypominane jej do końca życia. A jak wiadomo taki termin dla wampira to bardzo długo.

Kol z rozbawieniem obserwował starszego brata. Odkąd pamięta nazywa go tchórzem. Podczas, gdy Niklaus uważa się za bezdusznego i niezniszczalnego potwora tak naprawdę jest małym chłopcem pragnącym jedynie uwagi i miłości. Z biegiem lat strach przed samotnością wpędził go w paranoiczny obłęd. Od tamtego czasu zaufanie komu kolwiek, w tym własnej rodzinie, przychodzi mu z ogromnym trudem. Wszędzie wietrzy spiski i chce wszystkich kontrolować czego efektem jest wielokrotne sztyletowanie swego rodzeństwa za nieposłuszeństwo i knowania przeciwko niemu. I za to najmłodszy z Mikaelsonów ma do niego głęboką urazę. Jednak na przestrzeni lat nie zmieniło się jego współczucie wobec adoptowanego syna Mikaela. W końcu tak naprawdę był poniżany całe ludzkie życie, a to wszystko za sprawą ich matki, Esther. To ona uczyniła Klausa słabszym poprzez naszyjnik powstrzymujący jego wilczą naturę i to przez nią Mikael poniżał go na każdym kroku, iż do niczego się nie nadaje. A kiedy stał się najpotężniejszą istotą na świecie wszystko zdusił w sobie i stał się tyranem niczym ojczym. Chciał za wszelką cenę udowodnić, że też jest silny. Całe przedstawienie ciągnęło się przez lata i nawet, gdy Mikael został zabity przez samego Klausa to niebieskooki nadal pozostał nie wzruszony i obojętny. Tak głęboko w sercu hybrydy zaszyło się pragnienie zadowolenia ojca.

A teraz? Najpotężniejsza istota na globie stała niczym kłoda na widok kobiety.

- Jeśli zaraz nie przestaniesz się śmiać to...- Zaczął Klaus, ale Kol mu przerwał. Jak na niego przystało, w wielkim stylu.

- To co?- Rozbawiony podszedł bliżej Nik'a.- Zabijesz mnie? Wyrwiesz mi język? Wydrapiesz oczy? Zasztyletujesz mnie? Powiedzieć ci coś?- Zrobił krok w tył.- Nie zrobisz nic- zaśmiał się.

- Chcesz się przekonać?

- Nie muszę. Ja to wiem.

- Doprawdy?- Blondyn podszedł bliżej młodszego brata. Szykował się właśnie do skręcenia karku brunetowi kiedy usłyszał tak dobrze znany mu, pełen oburzenia głos.

- KLAUS!- Krzyknęła Caroline.

- Nadal chcesz mi coś zrobić?- Spytał drwiąco ciemnooki.

Mieszaniec niechętnie puścił ofiarę nie dalekiego mordu i spojrzał na dwie dziewczyny stojące za jego plecami. Pierwsze co rzuciło mu się w oczy to nie wściekłe spojrzenie wampirzycy, ale to kto stoi u jej boku. Piękna dziewczyna, na oko dwudziesto kilku letnia, o czekoladowych oczach i tak samo ciemnych, lekko kręconych włosach. Podobne zamiłowanie do mody, a nawet mimika twarzy...

- Katerina, miło cię widzieć- odezwał się. W odpowiedzi usłyszał tylko dźwięczny śmiech uprzedzony zdaniem:

- O nie, znowu to samo.- Julia pewnym krokiem podeszła do hybrydy i uśmiechnęła się. Z opowieści Care wywnioskowała, iż stojący przed nią osobnik jest największym dupkiem świata, ale wie również to, że przyjaciółka lubi wyolbrzymiać pewne sprawy. Koniec końców nawet jeśli pierwotny wziął ją za Katherine to przynajmniej nie chciał jej zabić jak Elijah.- Widać, że Katherine jest sławna tylko szkoda, że nie żyje, a ty dobrze o tym wiesz. Jestem Julia.

- To niemożliwe.

- Tak jak to, że masz niezłego farta. Gdyby nie moja krew nie byłoby cię tutaj- powiedziała spokojnie.- Ale zacznijmy od nowa. Jestem Julia Castillo i jestem nowym sobowtórem. Doppelgängerem jak kto woli. I uprzedzając wszystko co chcesz powiedzieć: tak, jestem wierną kopią Katherine Pierce.- Uśmiech z twarzy brunetki nie znikał.

- I jak na...- Klaus zbliżył się do niej i wciągnął powietrze. Do jego nozdrzy dotarł zapach świeżej, słodszej niż inne, krwi.- I jak na człowieka jesteś bardzo odważna.

- To chyba się polubimy.

- Nie wątpię.- Uśmiechnął się.

Czarujący, pomyślała szatynka. Zeszła Klausowi z drogi i stanęła obok Kola.

- Jesteś w błędzie- powiedział szeptem pierwotny.

- Nie rozumiem.- Julia pokręciła głową.

- Jestem bardziej czarujący niż on.- Wskazał palcem na brata, który wdał się właśnie w zaciętą wymianę zdań z Caroline.

- Skąd ty...?- Spojrzała na niego pytająco.

- Czytałem ci w myślach. Wiesz, uroki bycia pierwszym wampirem.- Puścił jej oczko.

Julia poczuła jak się rumieni, a całe jej ciało zalała fala gorąca. Kol ma rację. Wystarczy na niego spojrzeć. Za dziecka bała się wampirów, z czasem zakochała się w nich, a to wszystko za sprawą licznych filmów i seriali telewizyjnych poświęconych właśnie tym istotom. Nigdy jednak nie wierzyła w to, że stwory z bajek dla dzieci naprawdę istnieją. Jedynie chciała w to wierzyć. Tak jak Bella z Edwardem, tak i ona pragnęła, nadal pragnie, przeżyć epicką miłość pełną pasji i namiętności z nieśmiertelnym. A tu proszę! Wampiry istnieją i do tego pierwsze wampiry od których wywodzi się cała reszta!

Przełknęła ślinę i wracając wzrokiem do dwójki kłócących się kochanków, powiedziała:

- Powiedzieć ci coś?

- Mów.

- Coś czuję, że zaraz skoczą sobie do gardeł.

W odpowiedzi usłyszała prychnięcie towarzysza.

- Mam świetny pomysł.- Oznajmił Kol.- Chodźmy się napić, a oni niech się kłócą. Co ty na to?

- No nie wiem- spojrzała na niego- Care mnie zabije.

- Julia Castillo, sobowtór, godna następczyni tej suki Petrovej, boi się zwykłego wampira? Na twoim miejscu bałbym się mnie. Jestem pierwotnym, złotko.- Uśmiechnął się czarująco.

- Jest moją przyjaciółką. A ja chętnie przyjrzę się jak popełnia głupotę za głupotą. Wiesz co mam na myśli?

- Oczywiście, że tak. Powiedziałem jej to nawet wczoraj i dzisiaj, ale mnie nie słuchała. Jesteś pewna, że nie chcesz iść?

- Tak. Innym razem.

- Jak będzie okazja.- Puścił ostatni raz oczko w stronę Argentynki i zniknął.

***

- Jesteś niemożliwy!- Krzyknęła Forbes.- Jesteś tu nie cały dzień, a pozabijałeś większość dziewczyn w mieście.

- Turystek.- Klaus uśmiechnął się w sposób w jaki tylko on to robi.

- To nie ma znaczenia. Jesteś okropny.- Skrzywiła się.

- Ale go kochasz- wtrąciła się Julia. Jej słowa wprawiły Caroline i hybrydę w nie mały szok.

- C-c-c-o?- Wyjąkała blondynka.

- To co słyszałaś. Sami dobrze wiecie o czym mówię.

Niklaus nie był w stanie nic powiedzieć. Szatynka zaskoczyła go nagłym wyznaniem. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego co czuje do niego Caroline, a mimo to wyznanie Julii wprawiło go w stan chwilowego zamroczenia. Po raz pierwszy ktoś głośno to powiedział.

- Co się tak patrzycie jakbyście ducha zobaczyli? Rozumiem jestem piękna i gorąca, ale bez przesady. Zarumienię się jeszcze. A tak poważnie- dodała widząc zastygnięte twarze przyjaciół w jednej i tej samej minie- głowa zaraz mi wybuchnie. Caroline, możemy iść? Jeszcze będziecie mieli okazję porozmawiać.

- Jasne. Chodźmy.- Caroline czym prędzej ruszyła przed siebie. Nie pożegnała się z Klausem, zrobiła to tylko ciemnooka.

***

Kuchnia w mieszkaniu Caroline jest nie wielkich rozmiarów, ale wampirzyca z łatwością pomieściła tam wszystkie potrzebne rzeczy codziennego użytku. Dochodził późny wieczór. Forbes krążyła po pomieszczeniu z kąta w kąt wkurzając tym samym siedzącą przy kuchennym blacie Julię. Argentynka popijając sok z wyciskanych pomarańczy próbowała nie zwracać uwagi na zachowanie przyjaciółki. Jednak kiedyś i jej musiały puścić nerwy.

- Co tak łazisz z kąta w kąt jak nienormalna?

- Zastanawiam się czy zadzwonić do Marcela, czy nie.

- Kogo?- Skrzywiła się nie wiedząc o kim mówi Care.

- Czarnoskóry wampir. No wiesz, ten seksowny i czarujący. Ten co miał przyprowadzić czarownicę.

- Ahhhh, ten!- Zaśmiała się. Faktycznie, Marcel Gerard jest pociągający.- Miałam okazję go poznać. Miły gość. Wydaje się w porządku.

- W tym świecie nikt nie jest w porządku. A na pewno nie ci którzy mają coś wspólnego z Klausem- odparła Barbie Vampire.- To jego stary znajomy.

- Och.- Castillo zwiesiła głowę, by po chwili spojrzeć na Caroline z rozbawieniem i uśmiechem przyklejonym do twarzy od ucha do ucha.- Po pierwsze: Marcel może i ma coś wspólnego z nim, ale coś mi mówi, że nie jest taki zły. Przynajmniej dla tych, którzy mu nie podpadli. Poza tym mówiłaś, że jest w porządku. Pamiętasz?

- Tak.

- Po drugie i ostatnie najważniejsze: skoro ci co mają coś wspólnego z Klausem, jak twierdzisz, są z góry źli i powinnyśmy ich unikać, to oznacza, że nie mogę się z tobą przyjaźnić.

- Julia, nie miałam tego na myśli...

- Ale tak to zabrzmiało! I wiesz, nie mam do ciebie pretensji o to, ale na Boga, dziewczyno zdecyduj się w końcu czego chcesz! Mówisz, że nienawidzisz pierwotnych, a po mojej rozmowie z Kolem wywnioskowałam, że zaprzyjaźniliście się. Mówisz, że nienawidzisz Klausa tak bardzo, a kochasz go! Lubisz Marcela, a teraz mówisz takie coś! Caroline Forbes, jak teraz nie zadzwonisz do Marcela to zrobię to sama.

- Masz rację.

- Więc dzwoń, a jutro mi opowiesz o czym rozmawialiście. A teraz wybacz, ale jestem zmęczona. To był długi dzień.- Zeszła ze stołka, ubrała skórzaną kurtkę i bez słowa opuściła mieszkanie.

- O Boże!- Jęknęła Care. Bez zbędnego przedłużania wyciągnęła telefon z kieszeni kurtki i wybrała numer Gerarda, który dostała przy okazji ich pierwszego spotkania. Powiedział wtedy: Gdy będziesz potrzebować pomocy, albo będziesz chciała z kimś pogadać przy lampce dobrego wina, zadzwoń o każdej porze dnia i nocy. Wampirzyca mimo wolnie uśmiechnęła się. Po drugim sygnale po drugiej stronie słuchawki usłyszała męski głos.- Cześć, Marcel. To ja Caroline. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. Nie mam co robić i pomyślałam, że możemy się spotkać. Więc... Spotkamy się pod Rosseau za pół godziny?

Od Autorki: A więc jest 3341 słów samego opowiadania bez mojej notki. Nie jestem wielką fanką przerywania książki notkami, uwagami lub nominacjami. Ale jeśli mus to mus. [ Robię to tylko dlatego, że według mnie jest to ważne ] Chcę tylko poinformować was o tym, że rozdziały będą pojawiały się w nie regularnych odstępach czasu, ponieważ najzwyczajniej w świecie brakuje mi czasu na zaglądanie tutaj, a wiadomo, że byle czego nie dam wam do czytania. NIE ZAWIESZAM! Żeby nie było. Po prostu, np. rozdział 11 pojawi się za tydzień, a 12 za dwa-trzy tygodnie jak ten, a 13 znowu za tydzień. To wszystko zależy od tego czy będę miała czas, a nie wenę, bo tego ostatniego mam pod dostatkiem! Mam dosłownie milion pomysłów na raz, więc nie macie się o co martwić, że was opuszczam. O nie! Dlatego też mam nadzieję, że zostaniecie ze mną pomimo tej, zapewne chwilowej, niedogodności jaką jest brak czasu [ czyt.szkoła ]. No to do następnego rozdziału kochani 😄 💋.

P.S. A skoro już byłam zmuszona tu napisać ważną dla mnie i dla was notkę, to przy okazji zapraszam na moją drugą książkę pisaną od nowa pt. Ostatni Raz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro