2.
Wysoki chłopak zszedł powoli po schodach zakładając na siebie koszulkę. Kto normalny o pierwszej w nocy dobija się do drzwi? Kto w ogóle budzi ludzi o takiej godzinie?
- Idę, już idę! - krzyknął. Pukanie i dzwonienie nagle całkiem ustało.
Kiedy otworzył drzwi nikogo nie zastał po drugiej stronie. Dokładnie rozejrzał się po bokach na wypadek, gdyby gdzieś w krzakach siedział ukryty żartowniś. Jednak jedyne co zobaczył to biała, równo poskładana kartka na wycieraczce. Podniósł ją, jeszcze raz rozglądając się wokół i zamknął drzwi. Poszedł z powrotem na górę do swojego pokoju i usiadł na łóżku. Po rozłożeniu kartki mocno zdziwił się pierwszymi linijkami tekstu.
Drogi Jeanie,
Odchodzę, przepraszam, znikam jak cień. Krótkie życie się skończy, nigdy oczu nie otworzę.
Zgaduję, że jesteś zaskoczony tym listem, przecież mogłem po prostu z Tobą porozmawiać. Jednak chyba nie dałbym rady powiedzieć Ci tego wszystkiego prosto w oczy, a Ty zapewne nie dałbyś mi dokończyć. Teraz, kiedy mnie nie ma jestem naprawdę szczęśliwy. Po raz pierwszy spełniło się moje marzenie. Drugim, które nie spełni się raczej nigdy było to, abyś odwzajemnił kiedyś moje uczucia do Ciebie. Kiedyś, kiedykolwiek. Ale wiem, że nie warto się łudzić. Ktoś powiedział, że jeśli nie chcesz żyć dla siebie to powinieneś żyć dla kogoś. Celem tego jest tylko to, aby ludzie cierpieli. Kiedy ty nie czerpiesz z życia przyjemności to nawet życie dla ukochanej osoby boli. Te wszystkie ciosy, uderzenia, cierpienia. To nie ma sensu.
Nie płacz po mnie, pomyśl o tym, że teraz Twój przyjaciel jest szczęśliwy i nie znęca się nad nim pijany ojczym.
Nie chciałem Ci o tym mówić, bałem się, że mnie odrzucisz. Może to i dobrze, bo nawet jeśli zostałbyś przy mnie to przynajmniej nie musiałeś mi współczuć.
Bolała mnie cisza, którą dawali mi inni ludzie. Pomimo tego, że krzyczałem nikt nie przychodził. Oprócz Ciebie. Jako jedyny wyciągnąłeś do mnie rękę. Dzięki Tobie chociaż przez chwilę mogłem się uśmiechać i zapomnieć o całym złym świecie, dopóki byłem z Tobą czułem czym jest życie normalnego człowieka, który nie martwi się tym, że kiedy przyjdzie do domu zostanie pobity, zwyzywany czy zgwałcony przez przez ojczyma i całkiem olany przez własną matkę.
To moja wina, dobrze wiem, że zabłądziłem. Przepraszam za wszystkie błędy, które udało mi się w życiu popełnić. Po odejściu ojca mogłem jakoś pomóc matce, która zaczęła pić.
Ciągle pamiętam dzień, kiedy tata od nas odszedł. Powtarzałem, że "będzie dobrze". Ale obaj dobrze wiedzieliśmy, że on już nigdy nie wróci.
Pokochałem Cię, bo dawałeś mi ciepło, którego nie dawał mi moja "rodzina". Dzięki Tobie spędziłem jedyne w swoim życiu święta z kimś, kogo obchodziłem. Jestem Ci za to bardzo wdzięczny.
Dziękuję Ci za wszystko, co dla mnie zrobiłeś. Byłeś moją jedyną świecącą gwiazdą na niebie, która oświetlała mi drogę w mroku. Mam nadzieję, że dla innych też będziesz taką gwiazdą.
Nie wrócę już, więc nie czekaj.
Na zawsze Twój
Marco
Z oczu Jeana wpływały coraz obfitsze strumienie łez. Nie miał zielonego pojęcia co ma teraz zrobić. Gdyby tylko wiedział wcześniej... Cholera! Przecież on też go kochał! Dawał wyraźne sygnały piegusowi, myślał, że tamten to zauważa!
Chłopak szybko wstał i zbiegł na dół, wybiegł z domu mocno trzaskając drzwiami. Nie trudził się nawet z zamknięciem ich. Nic go już teraz nie obchodziło. Nie myślał gdzie biegnie, nogi same wybierały kierunek, a coraz to nowsze łzy utrudniały widoczność.
Po dość długim i wyczerpującym biegu chłopak zatrzymał się. Już wiedział, gdzie jest. To było ich ulubione miejsce. Marco uwielbiał oglądać miasto z góry, zawsze siadał na krawędzi i mówił, że chciałby latać jak ptak.
Podszedł do brzegu i spojrzał w dół. Był na dachu opuszczonej fabryki, którą razem z przyjacielem przypadkiem odkryli. Była niedaleko domu blondyna. Na ziemi, oświetlone przez światło księżyca leżało ciało.
Ciało jego przyjaciela.
Zamknął oczy, próbując odciągnąć od siebie wszystkie wspomnienia z nim związane. Jego stopy na krawędzi. Po polikach spływy fale łez, których nie mógł powstrzymać. Tak samo jak nie mógł powstrzymać swojego następnego ruchu. Pchnięty, jak gdyby pomogła mu niewidzialną ręką rzucił się z dachu lądując z niewyobrażalną siłą na betonie, tuż obok zimnego ciała Marco. Jego ukochanego Marco. Nawet on się nie spodziewał, że skoczy.
Ich płuca nie wydadzą już tchu,
Oczy zostaną zamknięte na wieki,
Serca uśpione do końca świata.
Młode ciała w bezruchu na zawsze,
Nie zaznają ciepła.
Ogarnął ich wieczny sen.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro