·~♡~·
Wziąłem głęboki wdech i ruszyłem przed siebie. Przed chwilą wyszedłem od fryzjera. Podjąłem dość drastyczny krok, by ściąć moje długie włosy. Było mi żal, gdy fryzjerka zbliżyła maszynkę do mojej głowy i wykonała pierwszy ruch. Myślałem wtedy, że trzeba coś zmienić w życiu, a dokładnie na okazję, która zbliżała się wielkimi krokami, a jeszcze dokładniej chodziło o dzisiejszą, pierwszą rocznicę ślubu z Kellinem! Stolik już został zarezerwowany w bardzo drogiej francuskiej restauracji. Do romantycznej kolacji pozostało kilka godzin, więc szybko wsiadłem za kółko samochodu i ruszyłem wprost do domu, by wziąć kąpiel.
Kellina nie było w domu, bo chciał się przygotować na rocznicę u naszej koleżanki Danielle. Oboje chcemy zrobić na sobie piorunujące wrażenie, więc nie chcieliśmy patrzeć na siebie, gdy szykowaliśmy się na spotkanie.
Auto zostało zaparkowane w garażu, a ja ruszyłem do szafy znajdującej się w garderobie, by przygotować wyprasowaną wcześniej koszulę. Z komody wyciągnąłem ręcznik kąpielowy oraz bieliznę i wszedłem do łazienki.
Zaraz po wejściu do pomieszczenia przejrzałem się w lustrze. Nowa fryzura do mnie pasowała, sprawiała, że wyglądałem o dziesięć lat młodziej. Gdy skończyłem się przeglądać i podziwiać, zrzuciłem z siebie czarny podkoszulek na ramiączka, odsłaniając tym samym mój umięśniony tors. Następnie rozpiąłem guzik i rozporek w moich podartych krótkich dżinsach, a potem zsunąłem je z siebie, tym samym zostając tylko w samych bokserkach. Ubrania wrzuciłem do pralki, a razem z nimi resztę brudnych ciuchów z kosza na pranie. Przed włączeniem urządzenia ściągnąłem z siebie bieliznę oraz skarpetki, umieściłem je w pralce, a następnie ją uruchomiłem.
Stałem na środku łazienki kompletnie nagi i gdy miałem już wchodzić do kabiny prysznicowej, zadzwonił mój telefon znajdujący się w salonie na etażerce. Głośność dzwonka była dostatecznie wysoko ustawiona, bym mógł usłyszeć sygnał wydawany przez urządzenie, nawet gdybym brał prysznic. Woda nie była w stanie zagłuszyć mojego telefonu.
Wybiegłem z łazienki, by odebrać. Mój penis kołysał się we wszystkie strony i delikatnie uderzał o uda. Podniosłem komórkę z blatu i odebrałem. To była Danielle.
- Halo? - powiedziałem po naciśnięciu zielonej słuchawki. - Hej Danielle, co tam?
- Hej Vic, jak tam przygotowania do kolacji? - spytała z zaciekawieniem. - Bo właśnie teraz Kellin wszedł do łazienki i bierze prysznic.
- Przygotowania super, właśnie też miałem iść się myć, już wchodziłem i telefon zaczął dzwonić, pomyślałem „może to coś ważnego", więc odebrałem.
- Dobra, więc ja nie przeszkadzam już. Chciałam dowiedzieć się tylko jak tam. Leć myć jajca, pa. - rozłączyła się, a ja uśmiechnąłem się pod nosem. „I jak tu jej nie lubić?" pomyślałem.
Wróciłem do łazienki i wskoczyłem do kabiny prysznicowej, zamknąłem ją i puściłem na ciało wodę w temperaturze letniej. Chwyciłem w jedną dłoń mydło, a w drugą gąbkę. Namydliłem gąbkę i zacząłem pocierać przedmiotem o tors, potem nogi, ręce. Spłukałem z siebie białą pianę i na dłoń nalałem sobie troszkę szamponu do włosów. Delikatnie wmasowywałem płyn w skórę głowy.
Po wyjściu z kabiny wziąłem ręcznik i zacząłem się wycierać, a potem przewiązałem sobie ręcznik w pasie. Zajrzałem do apteczki i wyciągnąłem z niej maszynkę i piankę do golenia. Nałożyłem piankę na poliki i okolice ust i szybkim ruchem wykonałem pierwsze pociągnięcie. Dalej już poszło szybko. Pod koniec czynności zaciąłem się nad wargą, dlatego, że się spieszyłem. Jeszcze dokładniej przetarłem ciało ręcznikiem i założyłem krwistoczerwone bokserki.
Ciepłe powietrze z suszarki leciało wprost na moje włosy. Było ono bardzo przyjemne, ścięcie włosów było okropne, ale przynajmniej teraz szybciej będą suche.
Uśmiechnąłem się pod nosem i założyłem koszulę. Pierwszy raz w życiu pięknie wymodelowałem swoje włosy. Kiedyś było to tylko przeczesanie i założenie na głowę czapki.
Wyszedłem z łazienki i udałem się po spodnie leżące na łóżku w sypialni. Wciągnąłem je na nogi i zapiąłem guzik, a następnie rozporek.
Czas bardzo szybko minął. Dostrzegłem zegar, który wskazywał godzinę osiemnastą. Byłem prawie spóźniony do restauracji, prawda, mam jeszcze pół godziny, ale samo dotarcie do miejsca, w którym mamy mieć kolację rocznicową zajmie mi dwadzieścia minut. „Cholera" - pomyślałem.
Wydarzenie jest dla nas oboje ważne. W końcu to pierwsza rocznica ślubu. Zdawałem sobie sprawę, że jeśli się spóźnię to Kellin, może się obrazić. Będzie mi później mówić, że „zaniedbujesz mnie", „nie myślisz o nas poważnie, skoro odwalasz takie coś". Czasem mam dosyć jego pierdzielenia. Rzeczą ludzką jest spóźnienie się, chociaż z jednej strony jego rozumiem.
Nie tracąc ani chwili dłużej wyszedłem z mieszkania, chwytając parasol. Za oknem słyszałem padający deszcz. Wiatr był niesamowicie silny, przeginał drzewa, prawie je łamiąc. Na całe szczęście nic się nie stało.
Już po oddaleniu się o parę metrów od domu wiatr wygiął mi parasolkę, tym samym łamiąc jej wszystkie druty. „Przeklęta parasolka za piętnaście dolarów!" - denerwowałem się w myślach, jedynie bluzgałem pod nosem.
Cały mokry wkroczyłem do restauracji. Ludzie patrzyli się na mnie jak na ducha. „Nigdy mokrego faceta nie widzieliście?!" - mruknąłem pod nosem. Kelner był tak miły i zaprosił mnie zaplecze, bym mógł się wytrzeć i osuszyć.
Wróciłem na salę i usiadłem przy zarezerwowanym wcześniej stoliku. I czekałem. Zegar wybił godzinę wpół do siódmej, a jego nadal nie było. „Przecież to nie w jego stylu". Poczułem wibracje w kieszeni kurtki. Była to Danielle.
- Halo?
- Vic! Stało się coś okropnego! - mówiła, przełykając gorzkie łzy. - Kellin miał wypadek. Obawiam się, że śmiertelny. - zamarłem.
- Ale jak to „chyba"? - wydukałem.
- Bo nie chcieli mi powiedzieć nic więcej. Vic, przyjedź jak najszybciej, wypadek był przy markecie „Samosara", trzy ulice od waszej restauracji. Jestem w drodze.
- Dobra, już jadę, ale jak się dowiedziałaś?
- Wykręcił do mnie numer i gdy odebrałam, było słychać huk, jakby zderzenie.
- Już wiem wystarczająco. Idę tam.
- Okej, czek... - rozłączyłem się.
Ta wiadomość była dla mnie czymś, co mnie rozbiło.
Powiedziałem menadżerowi sali, że odwołuje rezerwację, bo muszę pilnie wyjść, a koszty uregulujemy potem.
Biegłem tyle, ile sił miałem w nogach. Po parunastu minutach dotarłem na miejsce wypadku. Auto było całkowicie zmasakrowane. Nadjeżdżająca ciężarówka nie miała szans wyhamować.
Ktoś zawiadomił karetkę, która w tej chwili przyjechała. Sanitariusze poszli do wraku samochodu i wyciągnęli zmiażdżone ciało mojego męża. Zapakowali go w czarny plastikowy worek. Jeden z nich podszedł do mnie.
- Czy to jest pański parter? - spytał sanitariusz.
- Raczej już był... ale tak.
- Bardzo mi przykro, że coś takiego się stało. Proszę przyjąć moje kondolencje.
- Dziękuję.
- Proszę się trzymać panie Fuentes. Wszystko się ułoży. Do widzenia.
- Do widzenia.
Przez jeszcze długi czas patrzyłem na odjeżdżającą karetkę, w tym czasie na miejsce wypadku przyjechała rudowłosa Danielle. Nic nie mówiła, tylko mnie przytuliła.
- Wszystko będzie dobrze Victorze.
Łzy napłynęło mi do oczu, bo chyba właśnie teraz zrozumiałem, co tak naprawdę się stało. Byłem w bardzo wielkim szoku.
Danielle zawiozła mnie do siebie do domu. Zaparzyła melisy oraz dała mi tabletki na uspokojenie. Bardzo się i mnie troszczyła. Dała mi suche ubrania na przebranie i położyłem się na kanapie, natychmiast usnąłem.
Rano gdzieś koło godziny ósmej wstałem i bez słowa wziąłem tabletki, popiłem je wódką i wyszedłem, a to wszystko, gdy Danielle spała. Pojechałem na most. Stanąłem na krawędzi. Ludzie się zebrali wokół.
- Jaki idiota!
- Coś ty i tak nie skoczy.
Ludzie drwili ze mnie. Nikt mi nie chciał nawet pomóc, aż w końcu skoczyłem. Spadając do wody, uderzyłem głową o ostry kamień. Moje ciało zabrał nurt, a leki i alkohol sprawiły, że organy wysiadły. Nie było ratunku.
Tam z góry usłyszałem, że to Danielle przecięła hamulce w aucie Kellina, bo „nadal mnie kochała". To było okropne z jej strony, ale skąd wiedziała, że tak wszystko się potoczy? Teraz siedzi w areszcie i oczekuje na wyrok. Pragnę, by dostała dożywocie i do końca swego marnego życia cierpiała...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro