Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

☬.7.☬

Oczy Aleka przybrały złota barwę a chłopcy stanęli w miejscu. Oboje spojrzeli na Aleka.

-kim on jest?

-i czemu wygląda jak my?

Powiedzieli lekko dysząc. Nie no błagam czemu dzisiaj?

-bell,Oli... to jest Alek lightwood.

Alek zamarł i nadal patrzyl w osłupieniu na chłopców którzy wstali i optzepali się. Mrugnelam a oni już stali przy aleku a raczej trzymali go za koszulę i położyli na trawnik poczym Olivier uderzył Aleka w nos a bellamy tam gdzie ja wszystkich biłam gdy chcieli mnie poderwać. Zabolało nie powiem co.

W tedy się ocknęłam i złapałam ich za koszuli.

-co ja mieoalam o biciu innych? mowialm że nie wolno... jak wam nie wstyd wiecie że to jest wasz ojciec?!!!!!

Ostatnie wykrzyczałam a gdy to zrobiłam zamarłam  sama nie wierząc co zrobiłam.

Chłopcy zmienili postać i zcaseli się świecić a Alek powoli wstał i spojrzał na mnie. Wyglądał jak naćpany i na kacu od 3 dni bez snu ...

Chlopcy zaczęli się tłumaczyć a ja podniosłam rękę w stronę chłopców a oni zamilkli. Wyciągłam Stellę  i narysowałam mu iratze. Jego oczy mówiły za siebie z nie dowierzał.... a chwilę później zemdlał.

-brawo zabiłeś tego debila co jest nasyzm ojcem

-ty te...-olivier zamilkł kiedy się obruciłam.

-nie ma naleśników przez tydzień mówiłam coś na temat krzywdzenia nawet debilów którzy mnie zranili.

Sykłam na nich a ci pochylili głowę.

-a teraz przeniesiecie tego "debila" do mojego domu na sofę i przyniesiecie mi lody z zamrażarki.

Powiedziałam i pociągłam izzy do domu a ci złapali Aleka i zaczęli z nim iść.

-nie upuszczą go?

-nie nie sądzę a nawet jeśli to zasłużył sobie.

-on zemdlał od samej informacji

-albo od ciosu w krocze

-to nie to on zemdlał gdy przetworzył informacje i obrazy

-cos wolno mu szło łowcy nie powinni być czujni?

Zaśmiałem się i z cwanym uśmiechem usiadlam w salonie.

-witajcie-mruklam widząc jace, Ivana, Eryka i Sebastiana. Chwilę później przynieśli chłopcy Aleka i położyli go na sofie.

-a temu co-zapytał z kpiną.

Crystal wzięła kij i tknęła go.

-to żyje?

- nie wiesz umarł.

-to czemu niby ma zamknięte ocz, śpi?

-nie ogląda powieki.

-zemdlał przestać gadać bez potrzeby... już i tak nagieliście zastady i gdzie moje lody

Sykłam a bellamy pobiegł do kuchni za Olivierem.

-no i co ty debilu zrobiłeś.

-to ty pacanów walłeś go w nos.

-spadaj

-a ty idź prostować banany

-chyba twoja stara

-mamy tę samą matkę idioto

-mam do niej zadzwonić?

-mhm z kalkulatora

-z ogórka !

Zaśmiałam się na te kłutnie, chwilę później dostałam lody a Alek ocknął sie.

Alek pov

Spojrzałem na lilie a potem na chłopców za nią. Byli moimi żywymi kopiami. Jedyne co mieli inne to oczy, bo były takie jak te Lili.

Złapałem się za głowę i oparłem o poduszkę usłyszałem śmiech Eryka.

-no proszę znosi to gorzej niż myślałem.

Zaśmiał się i spojrzałem na niego.

Lilia pov

Alek nie dowierzał.

-To jest bellamy starszy z dwójki ubmwielbia czerń więc inni rozpinają go tylko po tym a ja rozpoznaje po czymś innym, a to Olivier młodszy i woli jasne barwy ... są bliźniętami -ugryzlam lody- to również twoi synowie...

-wiec ... kiedy i jak ...

-w dzień mojego powrotu do życia... później zaczęły się bóle brzucha ciągły sen reszta dochodziła później, miałam ci powiedzieć ale tego samego dnia zobaczyłam cię z lydią

-dowiem się czemu chcieliście mnie zabić?

Ci się uśmiechali  i w sekundę znaleźli przy aleku ten odskoczył a oni przyjmując jego typowa minę wywrócili oczyma i zasłonili mu oczy i następnie złączyli ręce. Emanowali światłem a Alek uspokoił się a potem sykł z bulu a oni odsunęli się.

-to dużo wyjaśnia .,. za dużo ...

-Wlaśnie... wierzysz mi teraz?

Spojrzał z bólem na chłopców a ci pobiegli do mnie i wtulili się.

-pogodziliscie się?-spytał Oli

-tak pogodziliśmy...

-czyli możemy...

-możecie.

Alek gwałtownie się skulił i zasłonił poduszka a oni podeszli tylko i go przytulili. Moja runa jak i ta Aleka zabłysła.

Sebastian z kwaśną mina wyszedł z pokoju a potem było słychać krzyki z śilowni. Wstałam i pobiegłam za nim. Uderzał w worek był wściekły jego ręce były czarne i miał te swoje długie pazury. Podeszłam i go przytuliłam a ten dalej uderzał w worek i tak jeszcze chwilę. Poczym złapał go i zjechał na kolana a z jego policzków spłynęły krwawe łzy. Spojrzał na swoje ręce.

-lili... dlaczego nie ja? Dlaczego... przecież starałem się każdego dnia przez siedem lat wychowywałem twoje dzieci, każdej nocy byłem pierwszy w twojej sypialni tak bardzo się starałem na nic?-polozyl się na moje kolana i zacisk ręce.-co ma on a ja nie?

-sebastian...

-nie, nie mów.

-Mówiłam co do niego czuje, ty wiesz co do niego czuje owszem Sebastian czyje z tobą więź ale nie każ mi wybierać nawet jeśli kocham was obu to wybiorę jego... ciebie też kocham... ale nie w ten sam sposób.

Sebastian westchł i przytulił mnie a ja zaczesałam jego włosy.

-przepraszam.

-nie szkodzi Lila...to nie było nam pisane rozumiem twój wybór nie jetsem zły, będziesz szczęśliwa a to najważniejsze.

Uśmiechł się i otarł łzy.

-dobra leć ja sobie poczwicze.

Pocalowalam go w polik i wróciłam do pokoju a chłopcy unosili się ....

-a co ja mówiłam na temat lewitowania w domu!?

-ale mamo...

-wasze naszyjniki nie utrzymują tyle siły a nie wiemy jak je ulepszyć więc teraz zesjc na dół a Eryk wyczyści je

Ci jękli ale zeszli i podeszli do Eryka który przejął tę moc i unicestwił.

-dlaczego nie pozwalasz im korzystać z mocy?

-alek... oni są silniejsi niż ja  to niebezpieczne

-lila -podszedł.i mnie objął a ja wyskoczyłam jak poparzona.

-jeszcze nie pozowałam ci się zbliżać, rozumiem że to nie ty to zrobiłeś ale musisz udowodnić że ci zależy...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro