☬.7.☬
Oczy Aleka przybrały złota barwę a chłopcy stanęli w miejscu. Oboje spojrzeli na Aleka.
-kim on jest?
-i czemu wygląda jak my?
Powiedzieli lekko dysząc. Nie no błagam czemu dzisiaj?
-bell,Oli... to jest Alek lightwood.
Alek zamarł i nadal patrzyl w osłupieniu na chłopców którzy wstali i optzepali się. Mrugnelam a oni już stali przy aleku a raczej trzymali go za koszulę i położyli na trawnik poczym Olivier uderzył Aleka w nos a bellamy tam gdzie ja wszystkich biłam gdy chcieli mnie poderwać. Zabolało nie powiem co.
W tedy się ocknęłam i złapałam ich za koszuli.
-co ja mieoalam o biciu innych? mowialm że nie wolno... jak wam nie wstyd wiecie że to jest wasz ojciec?!!!!!
Ostatnie wykrzyczałam a gdy to zrobiłam zamarłam sama nie wierząc co zrobiłam.
Chłopcy zmienili postać i zcaseli się świecić a Alek powoli wstał i spojrzał na mnie. Wyglądał jak naćpany i na kacu od 3 dni bez snu ...
Chlopcy zaczęli się tłumaczyć a ja podniosłam rękę w stronę chłopców a oni zamilkli. Wyciągłam Stellę i narysowałam mu iratze. Jego oczy mówiły za siebie z nie dowierzał.... a chwilę później zemdlał.
-brawo zabiłeś tego debila co jest nasyzm ojcem
-ty te...-olivier zamilkł kiedy się obruciłam.
-nie ma naleśników przez tydzień mówiłam coś na temat krzywdzenia nawet debilów którzy mnie zranili.
Sykłam na nich a ci pochylili głowę.
-a teraz przeniesiecie tego "debila" do mojego domu na sofę i przyniesiecie mi lody z zamrażarki.
Powiedziałam i pociągłam izzy do domu a ci złapali Aleka i zaczęli z nim iść.
-nie upuszczą go?
-nie nie sądzę a nawet jeśli to zasłużył sobie.
-on zemdlał od samej informacji
-albo od ciosu w krocze
-to nie to on zemdlał gdy przetworzył informacje i obrazy
-cos wolno mu szło łowcy nie powinni być czujni?
Zaśmiałem się i z cwanym uśmiechem usiadlam w salonie.
-witajcie-mruklam widząc jace, Ivana, Eryka i Sebastiana. Chwilę później przynieśli chłopcy Aleka i położyli go na sofie.
-a temu co-zapytał z kpiną.
Crystal wzięła kij i tknęła go.
-to żyje?
- nie wiesz umarł.
-to czemu niby ma zamknięte ocz, śpi?
-nie ogląda powieki.
-zemdlał przestać gadać bez potrzeby... już i tak nagieliście zastady i gdzie moje lody
Sykłam a bellamy pobiegł do kuchni za Olivierem.
-no i co ty debilu zrobiłeś.
-to ty pacanów walłeś go w nos.
-spadaj
-a ty idź prostować banany
-chyba twoja stara
-mamy tę samą matkę idioto
-mam do niej zadzwonić?
-mhm z kalkulatora
-z ogórka !
Zaśmiałam się na te kłutnie, chwilę później dostałam lody a Alek ocknął sie.
Alek pov
Spojrzałem na lilie a potem na chłopców za nią. Byli moimi żywymi kopiami. Jedyne co mieli inne to oczy, bo były takie jak te Lili.
Złapałem się za głowę i oparłem o poduszkę usłyszałem śmiech Eryka.
-no proszę znosi to gorzej niż myślałem.
Zaśmiał się i spojrzałem na niego.
Lilia pov
Alek nie dowierzał.
-To jest bellamy starszy z dwójki ubmwielbia czerń więc inni rozpinają go tylko po tym a ja rozpoznaje po czymś innym, a to Olivier młodszy i woli jasne barwy ... są bliźniętami -ugryzlam lody- to również twoi synowie...
-wiec ... kiedy i jak ...
-w dzień mojego powrotu do życia... później zaczęły się bóle brzucha ciągły sen reszta dochodziła później, miałam ci powiedzieć ale tego samego dnia zobaczyłam cię z lydią
-dowiem się czemu chcieliście mnie zabić?
Ci się uśmiechali i w sekundę znaleźli przy aleku ten odskoczył a oni przyjmując jego typowa minę wywrócili oczyma i zasłonili mu oczy i następnie złączyli ręce. Emanowali światłem a Alek uspokoił się a potem sykł z bulu a oni odsunęli się.
-to dużo wyjaśnia .,. za dużo ...
-Wlaśnie... wierzysz mi teraz?
Spojrzał z bólem na chłopców a ci pobiegli do mnie i wtulili się.
-pogodziliscie się?-spytał Oli
-tak pogodziliśmy...
-czyli możemy...
-możecie.
Alek gwałtownie się skulił i zasłonił poduszka a oni podeszli tylko i go przytulili. Moja runa jak i ta Aleka zabłysła.
Sebastian z kwaśną mina wyszedł z pokoju a potem było słychać krzyki z śilowni. Wstałam i pobiegłam za nim. Uderzał w worek był wściekły jego ręce były czarne i miał te swoje długie pazury. Podeszłam i go przytuliłam a ten dalej uderzał w worek i tak jeszcze chwilę. Poczym złapał go i zjechał na kolana a z jego policzków spłynęły krwawe łzy. Spojrzał na swoje ręce.
-lili... dlaczego nie ja? Dlaczego... przecież starałem się każdego dnia przez siedem lat wychowywałem twoje dzieci, każdej nocy byłem pierwszy w twojej sypialni tak bardzo się starałem na nic?-polozyl się na moje kolana i zacisk ręce.-co ma on a ja nie?
-sebastian...
-nie, nie mów.
-Mówiłam co do niego czuje, ty wiesz co do niego czuje owszem Sebastian czyje z tobą więź ale nie każ mi wybierać nawet jeśli kocham was obu to wybiorę jego... ciebie też kocham... ale nie w ten sam sposób.
Sebastian westchł i przytulił mnie a ja zaczesałam jego włosy.
-przepraszam.
-nie szkodzi Lila...to nie było nam pisane rozumiem twój wybór nie jetsem zły, będziesz szczęśliwa a to najważniejsze.
Uśmiechł się i otarł łzy.
-dobra leć ja sobie poczwicze.
Pocalowalam go w polik i wróciłam do pokoju a chłopcy unosili się ....
-a co ja mówiłam na temat lewitowania w domu!?
-ale mamo...
-wasze naszyjniki nie utrzymują tyle siły a nie wiemy jak je ulepszyć więc teraz zesjc na dół a Eryk wyczyści je
Ci jękli ale zeszli i podeszli do Eryka który przejął tę moc i unicestwił.
-dlaczego nie pozwalasz im korzystać z mocy?
-alek... oni są silniejsi niż ja to niebezpieczne
-lila -podszedł.i mnie objął a ja wyskoczyłam jak poparzona.
-jeszcze nie pozowałam ci się zbliżać, rozumiem że to nie ty to zrobiłeś ale musisz udowodnić że ci zależy...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro