Rozdział 20
hejka naklejka
rozdział ma ponad 1200 słów i myśle, ze dużo się w nim dzieje.
jak mówiłam - mam wenę i to raczej tłumaczy dlaczego od braku rozdziałów przez prawie cały rok przeszłam do dwóch rozdziałów w ciągu dwóch dni haha
mam nadzieje, ze wam się spodoba!
koniecznie zostawcie komentarze, bo to meeega motywuje!
All The love
Olszi
***
„Dzień 13
Nie miałem koszmarów ani halucynacji. A przynajmniej nie pamiętam. Zauważyłem, że mam zaniki pamięci. Wiem co robiłem wczoraj, ale gdyby nie ten dziennik nie wiedziałbym co robiłem dwa dni temu. Nie pamiętam też jak nazywa się moja gosposia, musiałem ją pytać o imię.
Dzień spędziłem w miejskiej bibliotece, szukałem informacji o Slendermanie w starych legendach i powieściach. Nie pamiętam czy znalazłem.
Dzień 14
Nie miałem koszmarów ani halucynacji. Oprócz zaników pamięci pojawiły się siniaki. Całe moje ciało wygląda jakby ktoś solidnie mi przyłożył. Chciałem wyjść z rezydencji, ale zapomniałem po co więc spędziłem dzień w domu. Wieczorem zauważyłem, że mam na karku znamię Jego pomocników.
Dzień 15
Nie miałem koszmarów ani halucynacji. Siniaki nie zniknęły, znamię od czasu do czasu intensywnie pulsuje. Pojawił się też ponownie krwotok z nosa. Nie pamiętam co robiłem w ciągu dnia. Myślę, że w zaawansowanym etapie, slendersickness atakuje ciało, a w początkowym i przejściowym (koszmary i halucynacje) psychikę.
Dzisiaj chyba spróbuję zasnąć.
Dzień 16
Spałem spokojnie.
Objawy z dnia 15 nie ustały, z dnia na dzień się nasilają i dochodzą kolejne, co raz gorsze. Po śniadaniu zwymiotowałem krwią. Zakładam, że do dnia 20 będę martwy. Mam nadzieję, że do tego czasu uda mi się zebrać jak najwiecej informacji i wysłać je do Stowarzyszenia Zjawisk Nadprzyrodzonych.
Dzień 17
Obudziłem się w lesie. Nie pamiętam jak się tam znalazłem. Ledwo udało mi się znaleźć drogę do domu. Czułem jak ktoś mnie obserwuje. Po drodze znów zwymiotowałem krwią, ale zauważyłem tez w wymiocinach coś na kształt czarnej macki. Myślę, że to Jego macka. Siniaki i krwotok nie zniknęły.
Znamię silnie piecze.
Czuję, że zbliża się koniec."
***
Mike przeczytał mi ostatnie wpisy z dziennika wujka. Nie odezwałam się ani słowem.
- Mam teorię co do tego jak zginął. - powiedział chłopak. Dalej milczałam.
- W ostatnim wpisie napisał, że obudził się w lesie i nie pamiętał jak się tam znalazł i, ze ledwo pamiętał drogę do domu. Mówiłaś, że w dniu kiedy zaginął, po prostu wyszedł z domu i nigdy nie wrócił. Moim zdaniem znów obudził się w lesie, ale tym razem już nie pamiętał drogi. Możliwe, że błąkał się po nim przez następne dni, a mozliwe, że od razu.. No wiesz. - Gdy skończył mówić, oczekiwał mojej reakcji. A ja po prostu siedziałam i milczałam. W końcu wstałam i przeszłam się po pokoju, próbując zebrać myśli.
- Miałam koszmary, halucynacje i krwotok, teraz mam siniaki i znamię, które już pary razy pulsowało, ale nic nie mówiłam, bo przy innych obiawach wydawało mi się to błahostką. Nie mam tylko zaników pamięci i wymiotów.
Ja pieprze, za pare dni pójdę na spacer, z którego nie wrócę. - Nie panikowała,mówiłam spokojnie, powoli uświadamiałam sobie jak bliskie i realne jest zagrożenie.
- Wymyślimy coś - zaczął chłopak, ale mu przerwałam.
- Nie. Nie wymyślimy, jest za mało czasu. Masz mniejsze objawy ode mnie, myśle, że zarazem o wiele więcej czasu.
Kontynuujmy dziennik. Opiszemy swoje objawy, początki i rozwój choroby jeśli to w ogóle można tak nazwać. Dzięki dziennikowi mamy już naprawdę dużo informacji. - Michael był zaskoczony moimi słowami. Pewnie spodziewał się histerii i paniki. Nie dziwie mu się, szczerze mówiąc tez się tego spodziewałam. Nie wiem dlaczego byłam taka opanowana, może dlatego, że dowiedziałam się co mnie czeka. Wczoraj, kiedy pojawiły się siniaki byłam nieświadoma, przerażona. Teraz tez byłam przerażona, ale w zupełnie inny sposób. Zrozumiałam, ze mój wujek prowadził dziennik nie dla siebie, ale dla innych. Tak jak ja i Mike chcieliśmy walczyć nie tylko dla nas, ale też dla tych, którzy w bliższej lub dalszej przyszłości będą na naszym miejscu. Ja walczyłam głównie dla niego. Czułam się odpowiedzialna za to, ze zachorował. Po tym jak przeczytał mi zapiski, poczułam się silniejsza. Wiedziałam co mnie czeka i dzięki temu mogłam próbowaćo zapobiegać. Mogłam to badać.
Już nie raz moja postawa z motywacji do działania zmieniała się w przerażającą niemoc i aferę.
Dopóki czułam się na siłach, miałam motywacje i.. odwagę? Chciałam to wykorzystać.
A może po prostu strach napędzał mnie do działania?
- Chcesz kontynuować dziennik? - zapytał brunet.
- Tak - odparłam bez chwili zastanowienia.
- Oboje spiszemy swoje doświadczenia. A później... - musiałam odchrząknąć, bo słowa ciężko przechodziły mi przez gardło. - Później, kiedy mnie już nie będzie i ty tez będziesz czuł, ze to co nieuchronne się zbliża... wyślesz zeszyt do tego stowarzyszenia zajwisk nadprzyrodzonych. Ludzie dowiedzą się o Nim i jego pomocnikach. Może znajdą sposób, żeby... - przerwałam i jęknęłam z bólu. Znamię na mojej szyi jarzyło się do czerwoności. Michael poderwał się i nie mam pojęcia skąd na to wpadł, ale oblał mnie wodą z butelki, która stała na komodzie. Rozległ się dźwięk jakby gaszenia i znamię przestało piec, zamiast tego zaczęło delikatnie pulsować.
- Co to do cholery było? - spytał oszołomiony chłopak.
- Chyba Jego reakcja na mój plan - odparłam.
***
A co jeżeli znamię jest dla Niego jak podsłuch? - zapytałam gdy kilkanaście minut później siedzieliśmy w kuchni i ogrodnik odkażał i opatrywał mi znamię, które jak się okazało wypaliło się na mojej skórze zostawiając poważne oparzenie.
- Co masz na myśli?
- Może w ten sposób słyszy moje słowa, myśli i widzi co robię? Pomyśl o tym przez chwilę, zaczęło piec kiedy wyszłam z inicjatywą wysłania dziennika. Tak jakby się przestraszył... - chłopak skończył opatrunek i usiadł przy stole naprzeciw mnie.
- To ma sporo sensu, musimy to koniecznie zaraz zapisać.
- Boże... - Westchnęłam i widząc pytajcie spojrzenie przyjaciela, wytłumaczyłam:
- To jest dla mnie takie absurdalne, takie nierealne, a równocześnie właśnie zbyt prawdziwe. Momentami mam wrażenie jakbym śniła, ale chwilę później jestem przekonana, że to dzieje się naprawdę. Jeszcze niedawno to wszystko było tylko miejską legendą opowiadaną przez Erice na ognisku, a teraz? Teraz to nasza rzeczywistość. Jak my sobie z tym radzimy? Jakim cudem po tym wszystkim co się wydarzyło jeszcze nie powiesiłam się pod sufitem?
Uznaliby mnie za szaloną, a On nigdy by mnie nie dopadł. To o wiele prostsze, nie musiałabym się męczyć.
- Nie wierzę, że naprawdę o tym pomyślałaś. - mówiąc to, podszedł do mnie, ujął moją twarz w dłonie i głęboko patrząc mi w oczy powiedział:
- Radzimy sobie bo mamy siebie i mamy cel, który chcemy zrealizować. Znajdujemy w sobie siłę, o którą byśmy siebie nie podejrzewali w najsmielszych snach. Zamiast sie poddać i ułatwić Mu zadanie, my razem się z tym mierzymy.
Za szaloną i tak cię uznają po tym jak odbiłaś Erice zajebistego chłopaka. Za szaloną sukę. - Słysząc jego słowa, roześmiałam się. Tylko Mike umiał zażartować podczas takiej rozmowy.
- A teraz siedź tu, a ja pójdę pochować wszystkie liny jakie mam w domu lacznie ze skakanką. - Widząc moją minę, parsknął i idąc w stronę kuchni zawołał:
- Głupia jesteś, idę zrobić kawę, bo co jak co, ale kawa nam się przyda jak nic.
Czekając na chłopaka napisałam smsa.
DO: MAMA
nie martw się o mnie kiedy wrócisz, wciąż jestem u Mike'a i wrócę pewnie po 22, kocham cie
Odpowiedź przyszła po chwili.
OD: MAMA
mówiłaś, że on ma dziewczynę
Roześmiałam się pod nosem, czytając wiadomość. Gdyby ona znała prawde... wolałam jej nie psuć wyobrażeń, więc odpisałam tylko:
DO: MAMA
już nie ma, nie wyobrażaj sobie za wiele ;P
OD: MAMA
aaaa wiedziałam! powiedz mu, ze jak ci coś zrobi to będzie miał ze mną do czynienia.
DO: MAMA
przekażę
Sprawdziłam jeszcze messengera. Miałam chyba ze sto nieprzeczytanych wiadomości od Sophie. Zastanawiałam się czy otworzyć konwersację i je przeczytać gdy nagle usłyszałam brzdęk tłuczonego szkła i głośny wrzask, dochodzący z kuchni.
Poderwałam się błyskawicznie i rzuciłam się do kuchni gdzie zastałam roztrzęsionego Mike'a i dwie zbite filiżanki kawy na podłodze.
- Mike? - odwrócił się w moją stronę i wtedy zrozumiałam.
Z nosa leciała mu krew.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro