I
Kolorowe materiały falujące na wietrze, szemrzący dźwięk szklanych paciorków uderzających o siebie, a nade wszystko zgiełk ludzkich głosów. Raiya zaczerpnęła głęboko gorące, suche powietrze i otworzyła szeroko zielone oczy, po czym bez zastanowienia wmieszała się w tłum kupujących. Targ był olbrzymi, a ona miała jedynie parę godzin, zanim samolot zabierze ją z tego raju i pozostawi w domu, z dala od orientalnego, magicznego miejsca.
Jej wzrok przeskakiwał ze straganu na stragan, szukając czegoś, co pomoże jej zachować wspomnienie tych dni i słonecznego Dubaju, do którego prawdopodobnie już nigdy nie wróci. Zdrowie dziadka nie pozwoli mu na podjęcie się po raz kolejny takiego wysiłku, zwłaszcza, że już teraz odchorowywał upalny klimat.
Zagłębiła ręce w szeleszczących chustach, mieniących się tak intensywnymi kolorami, że przyprawiały o zawrót głowy, a potem przejechała ręką po paciorkach nanizanych na cienkie rzemyki. To nie było to, takie same przedmioty niejednokrotnie widywała w swoim kraju, jak również w tym, w którym od niedawna mieszkała. Poruszyła się niespokojnie. Chciała znaleźć coś, co zachwyci dziadka i być może pozwoli wydrzeć z jego ust kolejną niesamowitą historię.
Nie pamiętała swoich rodziców, od zawsze była tylko ona i tajemniczy staruszek, którego życie mogłoby być kanwą dla niejednej książki. Mówił jej, że rodzice nie byli gotowi ani na dziecko ani na związek. Prawdopodobnie każde zdążyło ułożyć sobie życie i zapomnieć o wpadce sprzed lat. Raiyji to nie przeszkadzało. Miała dziadka, który oddawał jej każdą wolną chwilę i okazywał rodzicielską miłość na każdym kroku, więc czego więcej mogła pragnąć?
Wysłał ją na dobre studia, na szanowanym uniwersytecie. Pomógł znaleźć pierwszą pracę, a teraz, z okazji dwudziestych trzecich urodzin, umożliwił jej poznanie tego niezwykłego miejsca, tak odmiennego od wszystkiego co znała. Powiodła wzrokiem po okolicy - to tu według opowieści spędził pięć czy sześć lat swojej młodości, które zawsze wspominał z błyskiem w oku. Czy również przychodził na ten targ?
Słońce zaczęło przygrzewać jej ramiona, dając do zrozumienia, że zmitrężyła już dość czasu na przemyślenia, nie wykonując nawet kroku. Taka okazja się już nie powtórzy. Niemal potykając się o własne nogi, ruszyła dalej. Skryła się w cieniu zadaszenia, które rozciągało się nad dalszą częścią i dawało choć odrobinę chłodu.
Nie dostrzegła go od razu, skupiona na workach wypchanych przyprawami i różnymi przysmakami, na które padało rzęsiste światło lamp. Dopiero po chwili zwróciła uwagę na niepozorne drzwi z wprawionym witrażem. Z lekką niepewnością pchnęła jej i wcisnęła się do środka, gdzie natychmiast zalał ją zapach kadzideł. Szmaragdowe oczy z błyskiem podniecenia skupiły się na wypełnionych dziwnymi rzeczami półkach. Porcelanowe filiżanki, ręcznie malowane szale, które z nabożną czcią jedynie lekko musnęła palcami.
- Pomóc w czymś?
Głos płynący z pomiędzy regałów sprawił, że podskoczyła przestraszona. Słowa były wymawiane po angielsku z bardzo ciężkim akcentem, przez co stały się trudne do zrozumienia.
- Szukam pamiątki - odparła cicho, rozglądając się wokół.
W końcu dostrzegła staruszka, który przyglądał się jej z nieskrywaną pogardą. Wiotkie ręce splótł na klatce piersiowej, dając jej do zrozumienia, że nie ma tu czego szukać.
- Pamiątki - odparł szyderczo - można kupić na zewnątrz.
Na twarz Raiyji wpełzł rumieniec zakłopotania, jednak nie mogła się zmusić do wyjścia. To miejsce było takim, jakiego szukała. Czuła to i nie mogła pozwolić, by złośliwy sprzedawca przeszkodził jej w planach.
- Nie szukam taniej chustki ani przewodnika z obrazkami. Chcę czegoś, co pomoże mi pamiętać.
Starzec otworzył szerzej oczy, jakby w wyrazie zaskoczenia, a ona, ignorując go, ruszyła wgłąb sklepu, czując, że podąża krok w krok za nią. Nie zwracała uwagi na wwiercające się w jej plecy spojrzenie i parła naprzód. Palcami przejeżdżała po niejednej rzeczy, jednak nic nie było odpowiednie. Westchnęła ciężko. Co powie dziadkowi? Że Dubaj nie miał jej nic do zaoferowania? Stanęła po środku i po raz ostatni powiodła spojrzeniem po całości.
Jej uwagę przyciągnął złoty błysk, w kierunku którego natychmiast ruszyła. Albo to, albo nic. Rozgarnęła chusty broniące dostępu do jednej z półek i wyciągnęła zza nich lampę. Złota, lekko chropowata powierzchnia ozdobiona misternymi zdobieniami zdawała się promienieć odbitym światłem.
- Chcę tę lampę.
Brązowe, otoczone zmarszczkami oczy spoczęły na jej twarzy, jakby sprzedawca był niepewny, czy zdecyduje się na sprzedaż.
- Zapłacę ile trzeba - dodała zdezorientowana.
Starzec odwrócił się i ruszył między półki, machając lekceważąco ręką.
- Weź ją sobie. Niech będzie pamiątką i po mnie, dziecko.
Przez chwilę stała nieruchomo, patrząc jak znika za zakrętem, niepewna co powinna zrobić. Czemu ofiarował jej tak piękny przedmiot i nie zażądał zapłaty? Podążyła za nim, jednak kiedy skręciła nikogo już tam nie było. Poczuła nieprzyjemny dreszcz na ramionach i nie zastanawiając się dłużej, szybkimi krokami opuściła sklep. Dopiero, gdy wyszła na słońce i pozwoliła mu się ogrzać, uczucie niepokoju zniknęło.
Z westchnieniem włożyła lampę do torby, by nikt nie wyrwał jej skarbu z ręki. Uśmiechnęła się lekko. Czy to wystarczy, by dziadek sięgnął po fajkę i zaczął przed nią tworzyć wizje przeszłości? Zerknęła na płócienną torbę i przycisnęła ją mocniej do siebie.
Taki swego rodzaju wstęp, prolog nowego pomysłu. Nie wiem kiedy z nim ruszę, ani czy ruszę, ale prawdopodobnie dopiero gdy uda mi się dojść do porozumienia z Rioką, Acairem, Emmą i resztą moich wymyślonych wariatów. Zapewne będzie to miało miejsce w wakacje.
Taka sobie tam,
Blanccca Meduza
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro