Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Zachowaj szczególną uwagę

Ten dzień na pewno nie był dobra dla Madeleine. Przedstawienie w przedszkolu przeciągnęło się, skutkiem czego dziewczyna wpadła do biblioteki dokładnie o 16, czyli o godzinie, o której miała już pracować. W dodatku nadal miała na sobie kolorowy makijaż. Na szczęście Agatha, którą miała zmienić, wykazała się wyrozumiałością. Odczekała dodatkowych dziesięć minut i zaproponowała nawet Madeleine, żeby powiedziała potem szefowej, że po prostu zapomniała na czas użyć swojej karty, dlatego godzina jej przyjścia do pracy jest w spisie inna, niż w rzeczywistości. Dziewczyna podziękowała swojej wybawicielce, obiecując jej to kiedyś jakoś wynagrodzić.

-Może kawa w przyszły wtorek? Oczywiście ja płacę-powiedziała Madeleine.

-Daj spokój, nic się przecież nie stało. Każda może płacić za siebie, tylko że wtorek mi nie pasuje-odparła Agatha, owijając się szalem.

-Środa?

-Środa brzmi świetnie-odparła dziewczyna, po czym ruszyła w stronę wyjścia. Zdążyła się jeszcze odwrócić i pomachać na pożegnanie Madeleine, a następnie wyszła. Dziewczyna została sam na sam z mnóstwem książek, co nie miało się zmienić aż do 22.

~*~

Była 21. Wszyscy zainteresowani dawno już opuścili bibliotekę, ale Madeleine, jak przystało na porządną bibliotekarkę, musiała zostać na posterunku do końca zmiany. Chociaż, prawdę mówiąc, nie marzyła o niczym innym bardziej niż o swoim kochanym łóżku albo przynajmniej kubku gorącej kawy. Wpatrywała się w monitor, poprawiając tekst jakiegoś artykułu.

-To ci się chyba przyda-usłyszała za sobą dobrze znany głos, po czym ktoś postawił przed nią jej zbawienie, czyli upragniony kubek z kawą.

-Dzięki, Jason-powiedziała Madeleine, po czum upiła pierwszy łyk. Już po chwili poczuła działanie zbawczej mocy kofeiny.

-Chociaż nie uważam, żeby picie kawy było wskazane przed snem-odparł jej gość.

-Ja wcale nie idę spać-odparła Madeleine.

-Nie, ale pewnie wrócisz do domu i, jak znam życie, pójdziesz prosto do łóżka-powiedział mężczyzna.

-A ty co będziesz robić? I jak w ogóle minął ci dzień?-zapytała Madeleine, odstawiając na blat kubek z kawą.

-Oh, no wiesz...pokręciłem się tu i tam...zrobiłem kilka nowych zabawek...musisz je koniecznie zobaczyć!

-Skoro to są twoje wyroby, nie ma innej opcji. Nawet gdybyś schował je w kufrze, który wrzuciłbyś do rzeki, a mnie związał łańcuchami i zakopał, i tak dowiedziałabym się, co nowego stworzyłeś. Pamiętaj, że jestem największą fanką twoich dzieł, Jason-powiedziała dziewczyna.

-Oczywiście, że pamiętam-uśmiechnął się czerwonowłosy.

-Swoją drogą, mam jeszcze jedno pytanie. Dokąd mnie w końcu jutro zabierasz?-zapytała Madeleine.

-Nic z tego, niespodzianka to niespodzianka-odparł Jason.

-Oj, no weź!

-Nie. Od tygodnia próbujesz to ze mnie wyciągnąć, ale ja się nie dam-odparł lalkarz. Przegadali razem całą godzinę. Madeleine musiała w końcu zamknąć bibliotekę i wrócić do domu. Jason towarzyszył jej w drodze powrotnej. Razem zjedli też dość późną kolację. Potem lalkarz powiedział dziewczynie, że w nocy na trochę zniknie, bo będzie musiał coś jeszcze dla nich przygotować.

-Ja już się zaczynam bać, co ty ZNOWU wymyśliłeś-odparła Madeleine.

-Nie musisz. Na pewno ci się spodoba-powiedział z uśmiechem czerwonowłosy. Dziewczyna pokręciła z niedowierzaniem głową. Czasami zastanawiała się, jak znalazła się w obecnej sytuacji. Siedzi sobie w kuchni i jak gdyby nigdy nic je kolację z kimś w rodzaju czyjegoś WYMYŚLONEGO przyjaciela. W dodatku ten ktoś łatwo wpada w szał, ma magiczne moce i jest byłym mordercą.

-Ej!-zawołała Madeleine. Jej rozmyślania zostały przerwane, kiedy Jason wyrwał jej z rąk kanapkę, którą właśnie sobie przygotowała.

-Nie chciało mi się robić własnej-odparł lalkarz takim tonem, jakby to zdanie mogło wszystko usprawiedliwić. Od zabrania komuś kanapki po wywołanie wojny. Madeleine westchnęła, udając załamaną. Choć Jason zachowywał się czasem arogancko, trochę nielogicznie, impulsywnie i potrafił być naprawdę irytujący, i tak pozostawał jej najlepszym przyjacielem. Jej jedynym przyjacielem. Trudno jej było sobie wyobrazić, że miałoby go już nie być. Madeleine nie pamiętała już prawie swojego życia zanim zagościł w nim Jason. Ok, może to za dużo powiedziane, bo pamiętała tak naprawdę niemal wszystko, tylko że lalkarz stał się dla niej tak ważny, że nie miała pojęcia, jak mogła kiedyś funkcjonować bez niego. Gdy wspominała swoje życie sprzed spotkania z Jasonem, miała czasem wrażenie, że patrzy na życie innej, obcej osoby.

~*~

Madeleine obudziła seria głośnych hałasów. Jakby ktoś wpadła na stertę...czegoś metalowego i ją rozwalił. Odruchowo zapaliła światło. Po chwili dotarło do niej, że dźwięk dochodził z zewnątrz. Na początku zawołała Jasona i to kilka razy, ale jej nie odpowiedział. Przypomniała sobie, że mówił coś o tym, iż w nocy go nie będzie. Madeleine zastanawiała się, czy olać to wszystko i iść dalej spać, czy jednak sprawdzić źródło hałasów. Po chwili jednak wydało się jej, że usłyszała coś na dole, gdzieś w salonie. Od razu w jej głowie pojawiły się obrazy sprzed ostatnich paru dni, widziane kilkanaście razy w gazetach, telewizji i Internecie.

Brutalnie morderstwo całej, czteroosobowej rodziny w domku przy ulicy ****. Policja jak na razie ustaliła, iż nie ma żadnych widocznych śladów włamań. Ciała dwójki rodziców i ich pociech w wieku 4 i 9 lat znalazła ich sąsiadka. Wszyscy byli potwornie okaleczeni, a młodsze z dzieci miało nawet odciętą głowę. Mężczyzna był byłym żołnierzem, a do tego zapalonym myśliwym. W ich domu zaś znaleziono mnóstwo śladów po kulach z broni różnego kalibru. Policja przypuszcza, że być może był to akt w rodzaju zbiorowego zabójstwa. Czy odpowiedzialny jest za to były żołnierz, ojciec dwójki zabitych dzieci? Sąsiedzi twierdzą, że czasami zachowywał się dość "dziwnie i agresywnie". Policja jednak nie wyraziła swojego zdania w tej kwestii. Sprawa jest nadal badana, jednak uprasza się wszystkich, zwłaszcza mieszkańców sąsiednich okolic, o zachowanie szczególnej uwagi-głos spikera rozbrzmiał w głowie Madeleine.

Dziewczyna nie miała nawet pojęcia, że jego słowa aż tak zapadły jej w pamięć. Postanowiła jednak, że dla własnego spokoju musi sprawdzić, czy wszystko w porządku. Miała w domu broń, mały pistolet, ale nigdy nie myślała, że naprawdę będzie musiała go kiedyś użyć, toteż leżał schowany w garażu. Na dole. A ona była teraz na górze. Cholercia, nawet kuchnię miała na dole! Po cichu otworzyła drzwi swojej sypialni. Nie miała jednak odwagi, żeby wyjść z niej bez czegoś do obrony...Ok, można by ją nazwać jakąś paranoiczką, ale nie jeśli w pobliżu twojego domu ktoś kilka dni temu dokonał takiej rzezi, a ty właśnie usłyszałaś jakieś hałasy. Wróciła do sypialni. Jej wzrok spoczął na roślinie na parapecie okna. Bez chwili namysłu chwyciła doniczkę i pewnym krokiem wyszła ze swojego pokoju. Jeśli zaatakuje ją morderca, ona przywali mu w twarzswoim kaktusem Opuntia microdasys.

~*~

Madeleine zapaliła światło niemal w każdym pomieszczeniu. Na szczęście dom okazał się pusty. Na wszelki wypadek jednak postanowiła się też rozejrzeć na zewnątrz.

Zapaliła wszystkie lampy, lampki i lampeczki znajdujące się na zewnątrz, po czym wyszła z domu. Teraz cały jej ogród był oświetlony i wystarczyła jedna rundka dokoła domu, żeby się przekonać, że nikogo tam nie ma. W szopie też raczej nie ukrył się żaden żądny krwi morderca, bo kłódka pozostała nienaruszona. Nagle jednak Madeleine usłyszała ten sam hałas, który obudził ją w nocy. Dochodził zza ogrodzenia. Po krótkiej chwili wahania dziewczyna ruszyła w stronę bramy, którą od razu otworzyła. Coś już wcześniej kazało jej zabrać z domu klucze. Tak oto znalazła się na chodniku, w samej piżamie i szlafroku, z kaktusem w rękach, bo nawet nie pomyślała o tym, żeby wziąć z sobą jakąś lepszą broń.

Madeleine poczuła jednak z tego powodu ulgę. Jeśli ktoś ją zobaczy w środku nocy w piżamie i z kaktusem w ręce, uzna ją po prostu za wariatkę. Jeśli zamiast kaktusa miałaby nóż, uznano by ją za wariatkę i zadzwoniono po policję. Ale, ale, czemu właściwie znalazła się w takiej sytuacji? Przez parę kotów, która postanowiła sobie pobaraszkować w śmietniku jej sąsiadów. Aż dziwne, że nie obudziło to nikogo oprócz niej. Madeleine, z bólem serca, przegoniła koty, obiecując sobie, że zadośćuczyni za ten postępek pomocą w schronisku albo najlepiej jakimś datkiem. Najchętniej wzięłaby je domu, nakarmiła, potem zawiozła do weterynarza albo schroniska, ale dziś była na to zbyt zmęczona. Poza tym był środek nocy, a ona musiała się wyspać przed jutrem. I koty mogłyby ją podrapać. No i umówiła się z Jasonem, nie mogłaby tak po prostu wszystkiego odwołać, bo znalazła dwa bezpańskie koty. Madeleine wiedziała jednak, że to wszystko tylko nic nie warte wymówki i że nie oszuka własnego sumienia, które będzie ją najprawdopodobniej męczyło przez kilka dni.

Dziewczyna schyliła się i podniosła przewrócony wcześniej kosz na śmieci. Wtedy coś przykuło jej uwagę. Na ziemi leżało pudełko, do tej pory przygniecione przez wspomniany kosz. Kiedy Madeleine mu się przyjrzała, uznała, że to jakaś stara zabawka. Widziała starą korbkę, kiedyś zapewne żywe, ale teraz już nieco wyblakłe kolory i jakieś pozostałości napisów z rysunkami. Uznała, że to musi być prawdziwy staroć, który ktoś chciał wyrzucić, a ona nie mogła przepuścić takiej okazji. Zatem wróciła do domu nie tylko z kaktusem, ale i z drewnianym pudełkiem

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro