Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wspólnie spędzony dość miło czas

Śniadanie zjedli na tarasie. Pogoda była dziś wyjątkowo ładna. Madeleine chciała jeszcze nacieszyć się ostatnimi słonecznymi dniami, zanim jesień rozgości się na dobre. Potem dziewczyna zaproponowała spacer po lesie, który znajdował się dość niedaleko. Ponieważ jednak był dzień, Jason musiał przynajmniej zmienić ubranie, żeby na wszelki wypadek nie zostać rozpoznanym. Z Jack'iem było nieco gorzej... Madeleine nie miałaby nawet ubrań, które by na niego pasowały, chyba że spróbowałaby ubrać go w jakieś kolorowe prześcieradło.

-Nie możesz zrobić jakiegoś czary-mary i zmienić wyglądu?-zapytał Jason.

-Nie mogę. Mam moc, ale nie pozwala mi ona na coś takiego. Myślisz, że gdyby tak było, straciłbym swoje kolory? To nie zależy ode mnie!-zawołał Jack. Madeleine zauważyła, że jego pazury nieco się wydłużyły. W połączeniu z jego zdenerwowanym tonem oznaczało to, że Jack zaraz może się wkurzyć, więc musiała wkroczyć do akcji i załagodzić sytuację.

-A może jest jakiś sposób, żeby inni cię nie widzieli? Na wypadek, gdybyśmy na kogoś wpadli?-zapytała dziewczyna.

-Potrafię stać się niewidzialny-odparł klown, krzyżując ręce, jakby był obrażony.

-Świetnie!-zawołała Madeleine i klasnęła w dłonie.-Idziemy?-dodała po chwili. Jason i Jack spojrzeli na siebie niechętnie.-Błagam, nie zachowujecie się znowu jak dzieci!-zawołała, widząc ich reakcję. Obaj popatrzyli na nią zaskoczeni. Nie spodziewali się takiej reakcji z jej strony.

-Ok, ok, możemy iść-powiedział po chwili Jason. On i Madeleine spojrzeli jednocześnie na Jack'a.

-No to chodźmy-odezwał się klown. Było coś koło południa, więc zdecydowana większość sąsiadów była w pracy. Drogą do lasu nie musieli się właściwie martwić, bo Jason, krótko po tym, jak pojawił się w życiu Madeleine, przeniósł niedaleko jej domu swój warsztat. Jej sąsiedzi albo tego nie zauważyli, albo ich to nie obeszło. Dziewczyna była niemal pewna, że chodziło bardziej o to drugie. Co ich obchodziło, skąd wziął się warsztat z zabawkami. Cieszyli się pewnie, że ich dzieci mają kolejne miejsce, gdzie wydawać mogą pieniądze na swoje zachcianki, bo lalkarz od czasu do czasu sprzedawał niektóre ze swoich wyrobów, ale i tak robił to rzadko. Sam warsztat natomiast doskonale nadawał się do szybkiego przenoszenia się z miejsca na miejsce. Wystarczyło, że cała ich trójka weszła do środka i odczekała kilka minut.

-Ok, już-powiedział Jason, kierując się z powrotem w stronę drzwi.

-Już "co"?-zapytał zdziwiony Jack.

-Już jesteśmy na miejscu-wyjaśniła dziewczyna. Nim klown zdołał cokolwiek jeszcze powiedzieć, lalkarz otworzył drzwi i ich oczom ukazał się las, znajdujący się w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą stały budynki!

-Jak...?!-zawołał Jack.

-Nie tylko ty potrafisz czarować-odparł Jason, podczas gdy Madeleine pociągnęła za sobą klowna na zewnątrz. Komicznie musiała wyglądać z boku scena, gdzie dziewczyna mierząca jakieś metr sześćdziesiąt ciągnie za sobą dwu- albo nawet ponad dwumetrowego klowna, rozglądającego się dookoła ze zdziwieniem widocznym w oczach. Kiedy cała trójka znalazła się na zewnątrz, warsztat zaczął jakby blaknąć, a ostatecznie znikać.

-Co się dzieje?-zdziwił się ponownie Jack.

-Warsztat musi jak najszybciej wrócić na swoje miejsce. Ktoś mógłby zauważyć, że zniknął cały budynek-odparł Jason.

-Czyli to tak zawsze przenosiłeś się z jednego miejsca na inne?-zapytał Jack. Jason nic nie odpowiedział, bo to pytanie było bardziej stwierdzeniem.-Bez sensu. Potrafisz przenieść swój warsztat, ale nie umiesz się teleportować-dodał klown. A gdy to powiedział, zmienił się w chmurę czarnego dymu i zniknął. Pojawił się jakąś sekundę później i kilka metrów dalej. Jason już chciał coś odpowiedzieć, ale wyprzedziła go Madeleine.

-Na litość boską, czy wy kiedyś zakopiecie ten topór wojenny?-zapytała.

-Nie-odparli niemal jednocześnie, po czym spojrzeli po sobie z niechęcią. Dziewczyna westchnęła.

-Jak ja mam z wami wytrzymać?-powiedziała.

-Jakoś musisz-powiedział Jason, gdy już zdołał się uspokoić. Spacerując po lesie, natknęli się na ruiny jakiegoś budynku.

-Co to?-zapytał Jack.

-To był podobno kiedyś jakiś pałacyk. Nawet nie wiem, do kogo należał ani tym bardziej do kogo należy teraz. Nikt tutaj nie przychodzi i o niego nie dba-powiedziała smutnym tonem Madeleine.

-A szkoda, bo to nawet ładne miejsce-dodał Jason. Faktycznie budynek prezentował się dość dobrze. Trzy ściany były niemal całe obrośnięte bluszczem, czwarta zaś była prawie nienaruszona, nie licząc ogromnej wyrwy w miejscu, gdzie powinny znajdować się drzwi. Kiedyś cała budowla otoczona była zapewne jakimś murem, ale teraz jedyną rzeczą, która mogła o tym świadczyć, były niewielkie stosy kamieni porośniętych mchem, widoczne co kilka lub kilkanaście metrów. Madeleine znała to miejsce bardzo dobrze, ale ona i Jason postanowili pokazać je Jack'owi. Klowna nawet zainteresowało zwiedzanie starej budowli. Spędzili tam jakieś trzy godziny, aż w końcu zaczęło się trochę ściemniać. Postanowili wrócić do domu, oczywiście w taki sam sposób, jak tutaj trafili. Warsztat Jasona pojawił się tuż obok pozostałości pałacyku i, tak jak wcześniej, skorzystali z niego, aby przenieść się z powrotem do miasta. Kiedy wrócili do domu, Madeleine stwierdziła, że warto byłoby przejrzeć kolekcję zabawek. Ponieważ było tego całe mnóstwo, Jason i, ku jej lekkiemu zaskoczeniu także Jack, zaoferowali jej swoją pomoc. Kiedy oni sprawdzali stare zabawki, czy nie są zepsute i czy nie należy ich wyczyścić, Madeleine postanowiła wykorzystać okazję. Żaden z nich nie zwrócił na nią uwagi, podczas gdy ona usiadła na krześle przy biurku i zaczęła szkicować to, co widziała przed sobą, czyli czarno-białego klowna i jej najlepszego przyjaciela lalkarza. W pokoju było kilka regałów z półkami, zapełnionymi zabawkami. Teraz oni obydwaj chodzili miedzy nimi, a dziewczyna wykorzystała ich nieuwagę, żeby całą tę scenę narysować. Gdy już skończyła, postanowiła namalować prawdziwy obraz, będący wierną kopią szkicu. Udało jej się już namalować Jack'a i Jasona, musiała jeszcze tylko dorobić tło.

-Czemu właściwie odwalamy za ciebie całą robotę?-zapytał Jack, pojawiając się za dziewczyną. Madeleine podskoczyła na krześle. Zupełnie zapomniała, że klown potrafi się teleportować.

-Bo jesteście tak mili, że zgodziliście się zostać moimi służącymi?-zapytała Madeleine, odwracając się w stronę Jack'a.

-Ah tak? Nie przypominam sobie. Ale muszę przyznać, że namalowałaś całkiem ładny obraz. Zwłaszcza ta czarno-biała postać mi się podoba. Ta czerwonowłosa już nie tak bardzo-odparł klown.

-O co chodzi?-zapytał Jason, podchodząc do ich dwójki.

-Jack ocenia mój obraz-wyjaśniła dziewczyna.

-On? Ja to zrobię lepiej!-zawołał lalkarz.

-Nie wiem, nie wnikam w to, kto jest lepszym krytykiem sztuki. Ale może nie ocenialibyście niedokończonego obrazu?-zapytała Madeleine.

-Już teraz mogę stwierdzić, że jest piękny. Zwłaszcza podoba mi się ta postać w kapeluszu i z czarnymi włosami. Ta czarno-biała już mniej-odparł Jason. Jack posłał mu zdenerwowane spojrzenie, a Madeleine się roześmiała.

-On przed chwilą powiedział dokładnie to samo...znaczy, tylko na odwrót-wyjaśniła, gdy już przestała się śmiać.

-To samo, ale na odwrót?-spytał Jason i uśmiechnął się. Madeleine ponownie się zaśmiała.

-Czy mogę liczyć na to, że pójdziecie sobie gdzieś i pozwolicie mi dokończyć?-zapytała dziewczyna.

-Nie-po raz kolejny Jack i Jason powiedzieli to jednocześnie. Dziewczyna westchnęła i odłożyła na bok pędzel, który do tej pory trzymała w ręce.

-Co chcecie robić?-zapytała i, jak się spodziewała, nie dostała odpowiedzi.-Ok...no to może metamorfozy!-zawołała.

-Co?-zdziwił się Jack.

-NIE!-zawołał w tym samym czasie Jason, a na jego twarzy pojawiło się przerażenie.

-TAK! Najpierw zrobimy ci makijaż i będziesz wyglądać jak klown prosto z cyrku, a potem zajmiemy się tobą!-zawołała Madeleine, wskazując na Jack'a, a potem na Jasona.

-Ok, popieram Jasona. NIE!-odparł klown, nie kryjąc przerażenia. Dziewczyna uśmiechnęła się złośliwie. Jack pomyślał nawet, że nieco sadystycznie, a nie był przyzwyczajony do tego, że to on się kogoś boi, a nie na odwrót.

-Dajcie spokój, przecież to nie boli!-zaśmiała się Madeleine.

-Mojego ciała to nie boli, ale za to moją duszę już tak-odparł lalkarz.

-No weźcie. Nie mam przyjaciółek, z którymi zajmowałabym się takimi rzeczami, więc wy musicie mi je zastąpić!-zaśmiała się Madeleine. Wyglądało na to, że dziewczynie ten pomysł coraz bardziej się podobał.

~*~

-I co? Przeżyliście-powiedziała Madeleine. Szykowała się właśnie do wyjścia do pracy. Jason stał obok z niezbyt zadowoloną miną. Wiedział jednak, że skończył lepiej niż Jack, który do tej pory starał się zmyć z twarzy kolorowy makijaż, przez który wyglądał nawet straszniej niż zwykle. Zjawił się na dole po kolejnych dwudziestu minutach. Idąc po schodach, nadal przecierał twarz rękawami swojej bluzki, które teraz wyglądały, jakby zaczęły odzyskiwać kolory. Albo jakby zabarwiły się w praniu.

-O której wrócisz?-zapytał Jason.

-Amanda powiedziała mi, że wszystko powinno się skończyć gdzieś koło trzeciej. Ja jednak muszę jeszcze pomóc w sprzątaniu, ale nie mam pojęcia, ile to może zająć-odparła Madeleine.

-Nie podoba mi się wizja, w której jesteś poza domem o takiej porze-odparł Jason.

-Brzmisz bardziej jak moja matka, a nie najlepszy przyjaciel.

-Martwię się o ciebie-wyjaśnił Jason, podczas gdy Jack zdążył już do nich dojść.

-Ok, powiem to, co zwykle. Nie zabijajcie się, chociaż chyba już wam to nie grozi. Jason, powiedz mi, jakby dzwoniła Agatha i nagrała się na sekretarkę. Zupełnie zapomniałam, że miałam dziś do niej jeszcze zadzwonić. Spróbuję to zrobić przed pracą. A właściwie, ostatnio zdałam sobie sprawę z kolejnej rzeczy, która was łączy-powiedziała Madeleine.

-Kogo? Mnie i Agathę?-zapytał Jason.

-Nie, was dwóch-odparła dziewczyna, wskazując swojego przyjaciela i stojącego obok niego Jack'a.

-Nas?-zdziwił się klown.

-Aha. Kiedy ty się denerwujesz, wydłużają ci się pazury. A gdy Jason się denerwuje, wiadomo, co się dzieje. Czyli żaden z was nie potrafi ukryć swojej złości-wyjaśniła dziewczyna.-No nic, to do zobaczenia!-dodała, po czym wyszła z domu, zostawiając w nim dwóch byłych (prawie byłych, bo Jack jednak nie zrezygnował z tego na stałe) morderców, zupełnie zaskoczonych tym, co przed chwilą usłyszeli od przyjaciółki jednego z nich.

~*~

Przyjęcie...cóż, widocznie ja i Amanda mamy inne pojęcie na temat znaczenia tego słowa-pomyślała Madeleine, zatrzymując się przed restauracją wskazaną jej przez koleżankę. Wiedziała oczywiście, że w tej części miasta, w restauracji z chińska nazwą, której nawet nie potrafiłaby przeczytać, nie powinna spodziewać się żadnego eleganckiego przyjęcia. Ale nie myślała też, że trafi najwidoczniej w sam środek imprezy. Gdy udało jej się odnaleźć jakieś wolne miejsce parkingowe i kiedy już weszła do środka, prawie zabił ją smród powstały na skutek zmieszanych ze sobą zapachów dymu papierosowego, ludzkiego potu, tanich perfum i zapewne paru innych substancji, niekoniecznie legalnych. Jakimś cudem dotarła do baru, gdzie wytłumaczyła jednemu z barmanów, kim jest i po co przyszła. Prawie zdarła sobie przy tym gardło, chcąc przekrzyczeć muzykę. Już wiedziała, że ta noc będzie koszmarna. Najchętniej odwróciłaby się, wyszła stamtąd i po prostu poszła do domu, aby spędzić resztę wieczoru z przyjaciółmi. Nie mogła jednak teraz się wycofać. Barman zaprowadził ją do części budynku przeznaczonej dla personelu, gdzie jakaś kobieta wepchnęła jej w ręce strój i kazała jak najszybciej się przebrać, okrzykując ją przy tym za spóźnienie. Na stwierdzenie Madeleine, że jest pół godziny przed czasem kobieta odparła, że dziewczyna powinna wiedzieć, że w takim miejscu jak to impreza trwa zawsze i każda para rąk jest potrzebna. To jeszcze bardziej utwierdziło dziewczynę w przekonaniu, że ten wieczór nie zostanie dopisany do Listy Najlepszych Wieczorów Madeleine.

~~~~****~~~~~
Trochę to opowiadanie zrobiło się za słodkie według mnie, ale też za niedługo nieco się to zmieni. A pomysł na pałacyk wzięłam sobie stąd, że taka opuszczona budowla jest właśnie w moim mieście XD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro