Tajemnicze morderstwa
Zanim wrócili do domu, rozpętała się tak wielka ulewa, że każde z nich w chwili wejścia do korytarza było przemoczone do suchej nitki.
-Pojdę po jakiś ręcznik-powiedziała Madeleine, kiedy już zdjęła kurtkę i buty.
-Ręcznik? A po co ci on?-zapytał Jack, przeczesując swoje mokre, wpadające mu do oczu włosy pazurami. Dziewczyna spojrzała na niego, a potem na Jasona, który, nie zważając na to, że cały ocieka wodą, poszedł prosto do salonu, po czym pokiwała z politowaniem głową. I tak poszła na górę, prosto do łazienki, gdzie wzięła szybki gorący prysznic. Potem zawinęła włosy w ręcznik, ubrała się już w piżamę, narzuciła na siebie jeszcze szlafrok, a następnie poszła do swojej sypialni. Tam, z jednej z półek toaletki, wybrała zmywacz i kilka lakierów do paznokci oraz waciki i zeszła na dół. Jack i Jason zmoczyli cały dywan w salonie i kanapę. To znaczy dziewczyna domyślała się, że oboje za tym stali, choć w pokoju obecnie znajdował się tylko klown.
-Gdzie wcięło tego drugiego debila?-zapytała Madeleine, po czym położyła wszystkie przedmioty na stoliku, który następnie przyciągnęła nieco bliżej jednego z foteli.
-Poszedł po coś do picia-odparł Jack, obserwując jej poczynania.-Co robisz?-spytał, kiedy Madeleine usiadła na fotelu i zaczęła sobie malować paznokcie.
-Maluję paznokcie-odparła zgodnie z prawdą.
-Po co?-zapytał klown.
-Bo lubię, kiedy ładnie wyglądają. Może ty też powinieneś pomalować swoje pazury, żeby od czasy do czasu miały inny kolor niż czarny-powiedziała, po czym spojrzała na klowna i uśmiechnęła się.
-Sugerujesz, że moje pazury wyglądają nieładnie?-spytał Jack, po czym uniósł jedną ze swoich dłoni i przyjrzał się kończącym ją ostrym szponom.
-Wcale tak nie powiedziałam-odparła Madeleine.
-Ale tak to zabrzmiało-odparł Jack. W tej samej chwili do salonu wrócił Jason.-Jason, czy uważasz, że moje pazury są nieładne?-zapytał go klown.
-Zdecydowanie tak. Wyglądają koszmarnie-odparł lalkarz, po czym usiadł na drugim fotelu.
-Koszmarnie...czyli dokładnie tak, jak powinna wyglądać broń służąca do zabijania-powiedział Jack. Szybko jednak zdał sobie sprawę z tego, co powiedział, i spojrzał z niepokojem na Madeleine.
-Spoko, o ile teraz już nie używasz ich do tego, to mi gadanie o zabijaniu nie przeszkadza-odparła dziewczyna, choć nie była to prawda. Starała się jednak brzmieć jak najszczerzej. Podczas gdy ona była skupiona na tym, aby ładnie i dokładnie pomalować sobie wszystkie paznokcie, Jack spojrzał jeszcze na Jasona i uśmiechnął się przepraszająco. Lalkarz posłał mu złowrogie spojrzenie. Klown odwrócił głowę w stronę Madeleine, udając, że tego nie zauważył.-Cholera!-zawołała nagle dziewczyna.
-Co się stało?-zapytali niemal jednocześnie Jason i Jack.
-Przez wasze gapienie się rozproszyłam się i pobrudziłam palec-odparła Madeleine, po czym nasączyła wacik odrobiną zmywacza do paznokci.
-Jak to przez nas się to stało? My nic nie zrobiliśmy-odparł klown.
-Jak ktoś się patrzy na ciebie, gdy coś robisz, to to jest strasznie rozpraszające. Prawda, Jason? Może chcesz, żebym następnym razem, kiedy będziesz tworzył jakąś zabawkę, cały czas patrzyła ci się na ręce?-zapytała Madeleine. Oczywiście nie mówiła tego złośliwie.
-Niekoniecznie-odparł lalkarz.
-No widzisz. A tak swoją drogą, jutro będę miała mnóstwo wolnego czasu. Planowałam, że moglibyśmy coś razem porobić. Tylko wieczorem muszę zastąpić Amandę i iść za nią jako kelnerka na jakieś przyjęcie czy coś takiego. Ale do dziesiątej wieczorem mam czas wolny. Zastanówcie się nad tym, co?-powiedziała dziewczyna.
-Ej, czemu ja wcześniej nie słyszałem o tym zastępstwie?-zapytał Jason.
-Bo Amanda dzwoniła do mnie dzisiaj i miałam wam już wcześniej o tym powiedzieć, ale wypadło mi z głowy. Martwię się po prostu o Agathę-odparła dziewczyna.
-Nie możesz się tak stale zamartwiać-powiedział lalkarz. Madeleine spojrzała na niego, nie kryjąc wdzięczności.
-Gdyby nie ty, tak pewnie by było-odparła z uśmiechem. Jack chrząknął, po czym odezwał się:
-Ale wiecie, że ja nadal tu jestem? Jak wam przeszkadzam, to mogę sobie pójść-powiedział.
-Gdybyś był tak miły, to byłbym wdzięczny-powiedział Jason. Madeleine westchnęła i pokręciła z lekkim niedowierzaniem głową.
-Jason, ty jesteś niemożliwie wredny!-zawołała z uśmiechem.
-Zaryzykowałbym stwierdzenie "względnie miły"-odparł lalkarz.
-Bardziej pasowałoby "bezwzględnie szczery"-powiedział klown.
-A właściwie, to nie nudzisz się za bardzo, Jack, kiedy my śpimy?-zapytała Madelaine, której przypomniało się nagle, że już wcześniej chciała o to zapytać klowna.
-Nie. Zwiedzam dom-odparł Jack nieco znudzonym tonem. Resztę wieczoru spędzili właśnie w ten sposób, rozmawiając w salonie. Potem jak zwykle Jason i Madeleine pożegnali się z Jack'iem i tak jak stało się dwa dni temu, a także wczoraj, lalkarz poszedł spać razem ze swoją przyjaciółką. Jeśli o nią chodziło, czuła, że nie musiała się już bać czarno-białego klowna. Może i był nieobliczalną mordercą, ale wiara w to, że dobro zwycięża nad złem i jej intuicja nigdy jej nie zawiodły. A obecnie obie te rzeczy mówiły jej, że Jack nie miał zamiaru jej krzywdzić. Wiedziała jednak, że, choć odniosła wrażenie, że on i Jason nie są już tak niechętnie do siebie nastawieni, próba wyrzucenia lalkarza ze swojej sypialni na dobre mogłaby się nie powieść. Madeleine znała Jasona i wiedziała, że on nie odpuszczał i nie ufał innym tak łatwo jak ona.
~*~
-Nie udało nam się na nic trafić. Nic podejrzanego-powiedział Masky. Spodziewał się, że Slenderman będzie na nich wściekły, ale tak się nie stało. Wyglądał bardziej na...załamanego.
-Żadnych śladów? Zwiększona ilość morderstw?-spytał Slenderman.
-Trzy miesiące temu zabito tutaj ponad sto osób w przeciągu tygodnia. Zaczęto snuć różne domysły, że to jakiś seryjny morderca, sekta czy inne gówno, ale wszystko ucichło właśnie po tygodniu, nim policja zdołała trafić na jakiś ślad. Od tego czasu cisza. Wiadomo jedynie, że ciała wszystkich osób były w stanie nienaruszonym i nie można było ustalić przyczyny zgonu, bo wszystko było po prostu w porządku-wyjaśnił Masky.
-Dobrze. Przynajmniej tyle udało wam się dowiedzieć. Teraz już jestem pewien, że to sprawka Zalgo. Martwi mnie jednak, że po tej potężnej dawce demonicznej energii wszystko niemal od razu zamilkło...Na pewno demon gdzieś się przyczaił i zbiera siły, aby zaatakować. Musimy być czujni, ale przede wszystkim musimy odnaleźć jego kryjówkę. Sprawdźcie, co łączyło ofiary. Przeszukajcie ich domy, przesłuchajcie bliskich, a jak będzie trzeba, przyprowadźcie ich do mnie-powiedział Slenderman. Proxy pokiwali ze zrozumieniem głowami, po czym udali się, aby kontynuować przydzieloną im ostatnio przez ich szefa misję.
~*~
Madeleine obudziła się nawet wcześniej niż Jason. Jakimś cudem udało się jej wydostać ze swojego łóżka, nie budząc przy tym lalkarza. Po szybkim ogarnięciu się i przebraniu udała się wprost do kuchni. Wczoraj wieczorem wpadł jej do głowy pomysł, który postanowiła zrealizować. Otworzyła lodówkę, aby dowiedzieć się, co dokładnie w niej jest. Po szybkim sprawdzeniu swoich zapasów doszła do wniosku, że może sobie pozwolić na upieczenie babeczek jogurtowo-jabłkowych, które ona i Jason uwielbiali i które (taką miała nadzieję) zasmakują też Jack'owi. Wyjęła potrzebne składniki (szukanie płatków owsianych trochę jej zajęło) i umyła jabłka. Kiedy skończyła, w kuchni pojawił się Jack.
-Co robisz?-zapytał na jej widok.
-A jak myślisz?-odparła Madeleine.-Ale skoro już jesteś, to sięgnij mi z szafy miskę, bo ja nie dosięgam-dodała.
-Zalety bycia dwumetrowym klownem-powiedział Jack, wykonując prośbę.-Co dokładnie pieczesz?
-Babeczki jogurtowo-jabłkowe-odparła dziewczyna.
-Pomóc ci?-zapytał klown, rozglądając się po kuchni.
-To miła propozycja, ale nie musisz. One są tak proste, że nie wiem nawet, w czym miałbyś mi pomóc-odparła Madeleine.
-A właściwie to po co je robisz? Ja mógłbym coś wyczarować, przecież do tej pory was nie otrułem-powiedział Jack.
-O matko, chyba nie myślisz, że piekę te babeczki, bo boję się twoich słodyczy?!-zawołała Madeleine, po czym zaśmiała się krótko.-Nie! Ja po prostu chcę zrobić coś dla ciebie i dla Jasona. Mam nadzieję, że wam zasmakują-powiedziała dziewczyna.
-Na pewno tak będzie-odparł z uśmiechem Jack, podczas gdy Madeleine zaczęła mieszać wszystkie składniki. Ostatecznie poprosiła jeszcze klowna, aby uszykował jej blachę do pieczenia muffinek. Ponadto Jack cały czas przyglądał się, co robi dziewczyna, bo on nie miał w zwyczaju szykować w ten sposób żadnych słodyczy. Po prostu je wyczarowywał, więc dla niego widok kogoś piekącego coś do jedzenia był dość ciekawy. Po jakichś trzydziestu minutach, kiedy po domu rozniósł się zapach piekących się muffinek, w kuchni pojawił się Jason.
-Co tu się dzieje?-zapytał na widok Jack'a i Madeleine.
-Piekę babeczki, a on stara mi się nie przeszkadzać-odparła dziewczyna.
-Ej! Ja nie tylko nie przeszkadzałem, ale jeszcze pomogłem!-zawołał klown, udając oburzenie.
-A dlaczego mnie nie obudziłaś?-spytał lalkarz.
-Pewnie tak słodko wyglądałeś, kiedy spałeś-odparł za dziewczynę Jack.
-Wcale nie! Znaczy, nie do końca. Uznałam, że nie będę cię specjalnie budzić, w końcu ty też musisz się wyspać. A Jack sam tu przylazł. Zapomniałam, że on nie musi spać i jest na chodzie praktycznie cały czas-odparła Madeleine. Miała nadzieję, że Jason się na nich, a właściwie na nią, za to nie zdenerwuje, zwłaszcza po tym, co mu ostatnio powiedziała.
-Aha. No ale przynajmniej obudziłem się akurat na śniadanie-odparł lalkarz.-Jack niczego do nich nie dodał, kiedy nie patrzyłaś?-spytał po chwili czerwonowłosy. Klown posłał mu spojrzenie z serii "serio? ty znowu o tym", a Madeleine pokręciła przecząco głową.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro