Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Przyznanie się do winy

Kiedy Jack był już pewien, że wybudzenie się Madeleine to tylko kwestia czasu, chciał odejść. Wiedział, że ona go widziała, jak zabijał tego człowieka i nie chciał więcej z nią rozmawiać. Bał się, tego, co ona zaczęłaby o nim myśleć. Albo zacznie, jak tylko się obudzi i wszystko sobie przypomni. Ale Jason nie pozwolił mu odejść. Chciał, aby klown został, na wypadek gdyby Madeleine się pogorszyło. Ponadto, choć wiedział, co zobaczyła dziewczyna i nie był z tego powodu zadowolony, uważał, że Jack powinien z nimi zostać dopóki dziewczyna się nie wybudzi. Może będzie chciała z nim porozmawiać? Albo przynajmniej zobaczyć go ostatni raz? W końcu on znał Madeleine może nawet lepiej niż samego siebie i wiedział, że dziewczynę dobiłoby, gdyby dowiedziała się, że Jack tak po prostu odszedł. Dlatego właśnie kazał klownowi zostać. Jack jednak, po tym, jak pomógł mu na początku zająć się dziewczyną, praktycznie nie wychodził ze swojego pokoju, a jeśli już, to trzymał się z dala od jej pokoju. Ani razu tam nie zajrzał, poprosił jedynie Jasona, żeby powiedział mu, gdyby Madeleine się wybudziła. Choć klown w głębi duszy sam nie był pewien, czy chce wiedzieć, że odzyskała przytomność. Naprawdę bał się tego, co dziewczyna może o nim pomyśleć. I co może zrobić. Siedząc na łóżku w swoim pokoju Jack przyglądał się właśnie własnej dłoni. Nie dość, że martwił się o Madeleine i o to, co się stanie, jak już się wybudzi, to jeszcze nadal nie wiedział, czemu jego pazury i ubranie się zmieniły. Czuł, że wszystko to doprowadza go do szału. Zastanawiał się nawet, czy, skoro dziewczyna i tak znienawidzi go za to, co zrobił, nie powinien po prostu wyjść w domu w tajemnicy przed Jasonem i odejść. Może zabiłby kogoś po drodze, aby poprawić sobie humor? Poza tym lalkarz cały czas pilnował Madeleine, która lada moment (według Jack'a) powinna dojść do siebie, więc nawet nie zauważyłby na początku jego zniknięcia. Ale jednocześnie klown zdążył już polubić dziewczynę i nawet trochę mniej niechętnie odnosił się do Jasona. I, gdyby to od niego zależało, nie odchodziłby stąd.

~*~

Już niedługo...przyjdę.

Te słowa pobrzmiewały w umyśle Madeleine, kiedy poczuła, że wraca jej świadomość. Oczywiście najpierw musiała zdać sobie sprawę, że ją utraciła. Niemal od razu poczuła, że leży we własnym łóżku. Inne nie byłoby tak wygodne. Spojrzała w bok i ujrzała Jasona, który, gdy tylko zobaczył, że Madeleine odzyskała przytomność, nachylił się w jej stronę.

-Madeleine! Coś cię boli? Żyjesz? Powiedz coś, cokolwiek! Potrzebujesz czegoś? Źle się czujesz?-lalkarz zaczął zadawać jej masę pytań.

-Jason, powoli...ja jeszcze nie myślę w pełni-jej głos brzmiał, jakby nie należał do niej. Przede wszystkim zdała sobie sprawę, że miała mocną chrypę. Była też zaskoczona, że, mając w ustach Saharę, była w stanie wypowiedzieć tak długie zdanie.

-Jasne...jasne-odparł Jason.

-Masz coś do picia?-zapytała, po czym spróbowała się podnieść. Nie było to aż takie trudne. Właściwie to czuła się całkiem dobrze, nie licząc bólu, który próbował rozsadzić jej głowę od środka. Jason natychmiast podał jej szklankę z wodą, która stała na szafce nocnej. Madeleine od razu całą ją opróżniła. Wystarczyło, że spojrzała na swojego przyjaciela, a on bez słowa sięgnął po butelkę z wodą i dolał jej do szklanki. Zanim dziewczyna w końcu mogła odstawić naczynie, wypiła trzy pełne kubki.

-Co się tam stało?-Madeleine nie chciała czekać z zadaniem tego pytania. Chciała jak najszybciej o wszystkim wiedzieć.

-Nie wiem, czy...-zaczął Jason. Dziewczyna była świadoma tego, że jej przyjaciel może nie chcieć jej wszystkiego powiedzieć, zwłaszcza jeśli prawda była bolesna, a zapewne taka właśnie była.

-Jason, masz mi powiedzieć całą prawdę. Natychmiast-powiedziała, siadając na łóżku. Lalkarz westchnął.

-Może powinnaś jeszcze odpocząć?-zapytał. Madeleine posłała mu ponaglające spojrzenie.-Po prostu się o ciebie martwię. Ale jeśli chcesz koniecznie wszystko wiedzieć, to nie będę tego przed tobą ukrywał. Byłaś nieprzytomna kilka dni...-zaczął Jason.

-Kilka dni?!-Madeleine nie kryła zaskoczenia. Nic dziwnego, że tak strasznie chciało się jej pić po przebudzeniu, jakby nie piła...przez kilka dni.-Ale...jak to możliwe? Dlaczego?-zapytała.

-Facet, który cię napadł przystawił ci do ust kawałek materiału nasączony jakimś narkotykiem. Strasznie się o ciebie bałem, zwłaszcza kiedy zemdlałaś. Wiedziałem, że najlepiej będzie wezwać karetkę albo zanieść cię do najbliższego szpitala, ale martwiłem się, bo to oznaczało, że nie widziałbym cię przez cały ten czas. Nie wiedziałbym, gdyby coś ci się stało...i wtedy pomógł mi Jack-wyjaśnił Jason.

-Jack? Pomógł ci? Jak? W czym? I gdzie on jest?-spytała dziewczyna.

-Jack zna się...na truciznach. I narkotykach. Na całej masie różnych substancji. I powiedział, że wie, co ci pomoże. Oczywiście nie zaufałem mu tak od razu. Kazałem mu przysięgać na własne życie, a nawet na dusze Isaac'a. To było tak głupie, że niesamowicie go zaskoczyło, ale chciałem mieć jak największą pewność, że ci pomoże, a nie zaszkodzi. I postanowiłem mu jednak zaufać, mam nadzieję, że nie będziesz na mnie o to zła.

-Stop, Jason. Uratowaliście mnie, więc o NIC nie zamierzam być zła. Ale co właściwie zrobił Jack?-przerwała lalkarzowi Madeleine.

-Wyczarował jakąś strzykawkę z odtrutką. Powiedział, że po takiej dawce narkotyku, jaką wcześniej spożyłaś, możesz być nieprzytomna kilka dni, ale dzięki substancji, którą ci wstrzyknął, przeżyłaś-wyjaśnił jej przyjaciel.

-Ok, rozumiem. A co z Jack'iem? Gdzie on?-spytała dziewczyna.

-On...jest w swoim pokoju-odparł Jason. Ton jego głosu był teraz nieco smutniejszy. Dlaczego ona tak bardzo się o niego martwi?-pomyślał mimowolnie.

-Czyli nic mu nie jest? I tobie też nie?-zapytała Madeleine. Lalkarz uśmiechnął się lekko, nieco uspokojony.

-To tobie groziło wielkie niebezpieczeństwo, a pytasz o nas-odparł.-Ale nie, żadnemu z nas nic się nie stało. To ciebie ktoś napadł-dodał.

-To dobrze, że wam nic się nie stało-odparła dziewczyna.

-To byłoby trudne. Ja i Jack nie jesteśmy przecież ludźmi. Nie tak łatwo nas zranić, nie mówiąc już o zabiciu-powiedział Jason, siadając na łóżku obok Madeleine.

-A wiesz kto to był?-zapytała po chwili dziewczyna. Spojrzała na lalkarza i zauważyła, jak ze zdenerwowania przygryza na chwilę swoje wargi.-Wiesz! Gadaj natychmiast! I nie okłamuj mnie, powiedz mi wszystko!-zawołała Madeleine. Jason westchnął i zaczął jej wszystko opowiadać.

-Kiedy byłaś nieprzytomna, ktoś oczywiście znalazł ciało...-Jason na chwilę przerwał, bo nie był pewien, ile z tamtej nocy dziewczyna pamięta. Ona jednak kazała mu kontynuować.-... tego gościa i zgłosił wszystko na policję. Udało im się go zidentyfikować już następnego dnia. Ustalili, gdzie mieszka i zrobili mu "wjazd na chatę". Gość mieszkał sam, nie udało się odnaleźć żadnych jego krewnych, a jego samego znaleziono na jakimś parkingu, zabitego. Dlatego policja dość dokładnie przeszukała jego dom i...

-I...?-Madeleine ponagliła Jasona. Lalkarz nie chciał mówić jej, co się dokładnie stało, ale wiedział, że jego przyjaciółka mu nie odpuści.

-I znaleźli piwnicę, w której odkryli trzy ciała. Wszystkie należały do młodych dziewczyn. Jak na razie w telewizji ani w gazetach nie powiedzieli nic więcej-wyjaśnił Jason.

-Skąd wiesz?-zapytała dziewczyna.

-Jack przeglądał je niemal codziennie. Poniekąd dlatego, że się nudził, ale też dlatego, że chciał wiedzieć o tej sprawie jak najwięcej-odparł lalkarz.

-Ok, ale mam wrażenie, że nie powiedziałeś mi jeszcze wszystkiego-powiedziała Madeleine. Cała ta rozmowa była dla niej naprawdę trudna i szokująca, ale chciała mieć już ją za sobą. Wszystko, bez żadnych niedopowiedzeń.

-Cóż...ustalili już tożsamość ofiar i...jedną z nich była Agatha-powiedział Jason. Spodziewał się, że Madeleine zacznie nagle krzyczeć albo płakać, ale ona przez kilka minut siedziała w ciszy i dopiero potem wybuchła niekontrolowanym płaczem. Lalkarz przytulił ją. Madeleine mu na to pozwoliła, ale nie odwzajemniła uścisku. Właściwie sama nie wiedziała, czy płacze, bo żal jej znajomej i pozostałych ofiar, czy dlatego, że zdała sobie sprawę, że sama mogła tak skończyć. Jednak...dziwne było dla niej, że nie słyszała wcześniej o żadnych porwaniach ani morderstwach, nie licząc tego popełnionego przez Jack'a zanim się spotkali. O to właśnie zapytała Jasona, kiedy zdołała się nieco uspokoić.

-Tylko ty i Agatha byłyście stąd. A twoją znajomą to złapał najprawdopodobniej, kiedy wracała do miasta od rodziców. Tyle ustaliła policja. Więc mógł myśleć, że jest z innej miejscowości, podobnie jak dwie pozostałe...

-Ofiary-dokończyła za niego Madeleine, po czym przytuliła się do swojego przyjaciela. Chwilę tak siedziała, aż poczuła, że jest zmęczona, mimo że dopiero co się obudziła. Stwierdziła więc, że musi trochę odpocząć. Jason zapewnił ją, że cały czas będzie przy niej, a ona w to nie wątpiła.

~*~

Znalazłem cię

Kiedy Madeleine się obudziła, jej umysł zaprzątała kolejna niepokojąca myśl. Uznała jednak, że to pozostałość po jakimś śnie, którego nie pamięta. Dzięki otwartemu oknu z łatwością mogła stwierdzić, że słońce właśnie zachodzi. Jason, tak jak obiecał, siedział cały czas przy jej łóżku.

-Madeleine!-zawołał, kiedy zauważył, że dziewczyna się obudziła.

-Tak mam na imię-odparła, po czym uśmiechnęła się lekko. Lalkarza to jednak nie bawiło. Za bardzo się o nią martwił. Dziewczyna westchnęła.-Wiesz, zdałam sobie sprawę, że jeszcze nie podziękowałam tobie i Jack'owi za ratunek. Gdyby nie wy, skończyłabym tak jak Agatha i pozostałe osoby.

-Nawet tak nie mów-przerwał jej Jason. Spojrzała na niego zaskoczona i zauważyła, że jego oczy znowu stały się zielone. Lalkarz jednak szybko się uspokoił, bo nie chciał bardziej denerwować swojej przyjaciółki.

-Taka jest prawda. Dlatego chciałabym wam z całego serca podziękować. Poszedłbyś może po Jack'a? Jemu też chcę to powiedzieć-odparła dziewczyna.

-Wiesz, nie jestem pewien, czy to dobry pomysł-powiedział lalkarz.

-Dlaczego?-spytała dziewczyna.

-On się trochę obwinia o to, że zabił tego gościa. I że ty to widziałaś. Chociaż tak naprawdę to moja wina. Nie powinnaś tego widzieć-odparł Jason.

-Co? Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że tylko dlatego mnie unika? Natychmiast go tutaj przyprowadź!-zawołała Madeleine, a jej przyjaciel dobrze wiedział, że dziewczyna mówi na serio. Nie chciał zostawiać jej ani na sekundę samej, ale ona okazała się nieugięta i kazała mu iść po Jack'a. Jason nie miał innego wyboru, jak wykonać prośbę, a raczej rozkaz.

~*~

Jack już dawno opuścił swój pokój i poszedł do salonu, obejrzeć telewizję. Jak na razie w programie informacyjnym powiedzieli jedynie o jakimś głupim strajku i katastrofie ekologicznej mającej miejsce gdzieś na Filipinach. Klown liczył jednak, że dowie się jeszcze czegoś więcej na temat faceta, który omal nie zabił Madeleine. Na myśl o tym nadal czuł wściekłość. Złościł się nie tylko dlatego, że dziewczyna prawie zginęła, ale też dlatego, że musiał go zabić i to na jej oczach. Kiedy w końcu zaczęło mu zależeć na niej i na tym, co myśli na jego temat, ona stała się świadkiem tego, jak on pozbawia kogoś życia i prawdopodobnie już go znienawidziła. Albo znienawidzi, jak tylko odzyska przytomność. Ironia losu? Tym bardziej Jack'a zaskoczyło, kiedy w salonie pojawił się Jason i oznajmił, że Madeleine chce go widzieć.

-Co? Po co?-zapytał klown.

-Chce ci osobiście podziękować za uratowanie życia-odparł lalkarz.

-Albo powiedzieć, jak bardzo mnie nienawidzi. Dzięki, ale wolę zachować resztki godności i po prostu się stąd wynieść, skoro już wiem, że nic jej nie jest-powiedział Jack.

-Nie powiedziałem, że nic jej nie jest-odparł Jason.

-Gdyby coś się jej stało, to nie stałbyś tutaj z takim spokojem. Albo byś ją ratował, albo próbował zabić mnie za to, że jej zaszkodziłem. Poza tym i tak wiem, że to, co jej podałem, nie miało szans jej zaszkodzić-wyjaśnił klown. Następnie wstał z zamiarem opuszczenia tego domu raz na zawsze.

-A ty dokąd? Nigdzie teraz nie idziesz, chyba że na górę, pogadać z Madeleine-powiedział Jason, stając klowni na drodze.

-Po co? Mój widok pewnie tylko ją zdenerwuje-odparł Jack.

-Muszę przyznać, że nadal marzę tylko o tym, żebyś stąd zniknął. Ale skoro ona chce z tobą pogadać, to jesteś jej chyba winny przynajmniej tę jedną, nawet ostatnią rozmowę? Nie mówiłbym tego, gdybym nie wiedział, że ona naprawdę potrzebuje z tobą porozmawiać-powiedział Jason. Nim Jack zdołał coś odpowiedzieć, lalkarz chwycił go i zaczął ciągnąć za sobą w stronę schodów.

-Puszczaj!-zawołał klown, gdy już ogarnął, co się dzieje.

-Nie zachowuj się jak rozkapryszone dziecko-powiedział czerwonowłosy.

-A ty jak wściekła matka! Nie szarp mnie i nie ciągnij!-zawołał Jack, wyrywając się lalkarzowi.

-Słuchaj, przez ciebie Madeleine jest coraz dłużej sama. Ona mi kazała po ciebie iść, a ty cały czas, odkąd z nią tutaj wróciliśmy, chodziłeś przybity. Zapewne dlatego, że spodziewałeś się, że będziesz musiał stąd odejść. Nawet jeśli tak, to masz tam iść i ostatni raz pogadać z Madeleine! A jeśli tego nie zrobisz, zaciągnę cię tam siłą! Nie chcę potem widzieć jej załamanego spojrzenia, kiedy pomyśli, że zniknąłeś stąd bez żadnego pożegnania. Może nawet pomyśli, że wolałeś po prostu wrócić do zabijania. A ja nie zamierzam jej wyprowadzać z błędu, chyba że sam to zrobisz-Jason oczywiście nie mówił do końca na serio. Gdyby Jack tak po prostu odszedł, wytłumaczyłby wszystko swojej przyjaciółce, aby ta nie była z tego powodu zbyt załamana. Ale klown nie wiedział, że lalkarz tylko się tak odgraża, poza tym naprawdę wstrząsnęła nim myśl, że Madeleine mogłaby pomyśleć, iż on po prostu wolał zabijanie od niej. Z ogromną niechęcią poszedł więc za Jasonem do pokoju dziewczyny.

~*~

-No nareszcie! Już myślałam, że o mnie zapomnieliście i zaczęliście razem oglądać telewizję czy robić coś innego!-zawołała Madeleine na widok Jack'a i Jasona. Uśmiechnęła się przy tym, ale żaden z nich nie wydał się rozbawiony jej żartem. Lalkarz najwidoczniej nadal się o nią martwił, a klown...klown miał minę, jakby właśnie został przyprowadzony na własną egzekucję.-Coś się stało?-zapytała Madeleine.

-Podobno chciałaś porozmawiać-odparł Jack.

-No tak, chciałam wam obydwu podziękować za uratowanie mnie!-zawołała dziewczyna, uśmiechając się kolejny raz. Jason przeszedł przez pokój i usiadł na łóżku obok swojej przyjaciółki, ale Jack nadal stał.

-To wszystko?-zapytał. W jego głosie dało się wyczuć jednocześnie smutek, ulgę i zdziwienie.

-Tak. Chociaż, no, zawdzięczam wam życie i nie wiem, jakimi słowami miałabym wam dziękować-odparła zdziwiona Madeleine.

-Świetnie. W takim razie przynajmniej rozstaniemy się bez kłótni-odparł Jack i uśmiechnął się. Ten uśmiech wydał się jednak Madeleine dziwnie smutny.

-Rozstaniemy się? Bez kłótni? O czym ty mówisz?-zapytała dziewczyna, patrząc na zmianę na Jack'a i Jasona.

-Domyślam się, że nie będziesz chciała mnie już więcej widzieć-wyjaśnił klown.

-Co? Niby dlaczego?

-Nie zmuszaj mnie do powiedzenia rzeczy oczywistej. Widziałaś, co zrobiłem i...

-Widziałam tylko, że mnie uratowałeś. Ty i Jason-przerwała mu Madeleine. Jej głos był cichy i drżący, ale dziewczyna zdawała się mówić nadzwyczaj pewnie.

-Ale przecież ja zabiłem tego gościa!-zawołał Jack.

-Na całym świecie codziennie mnóstwo osób zabija kogoś w samoobronie! Na pewno istniał inny sposób, mogłeś go tylko ode mnie odciągnąć, ale pewnie gdyby ktoś groził któremuś z was, a ja miałabym takie moce jak wy, też bym zapewne go zaatakowała i zabiła, nim pomyślałabym o innym rozwiązaniu. Nie pochwalam zabijania, ale w tym wypadku rozumiem cię, Jack-powiedziała Madeleine. Dziewczyna była bardzo przejęta tym, jak na jej słowa zareaguje klown. Jason z kolei był pewien, że teraz już sprawy potoczą się pomyślnie. Jack z nimi zostanie, a ta myśl, ku jego zaskoczeniu, nie denerwowała go tak jak wcześniej. Klown jednak wiedział, że nie może pozwolić na to, żeby Madeleine mu wybaczyła. A przynajmniej dopóki nie przyzna się jej do czegoś jeszcze.

-Tylko że zabiłem kogoś jeszcze-powiedział Jack. Spojrzał najpierw na dziewczynę i zobaczył, jak na jej twarzy malują się szok i zaskoczenie. A kiedy spojrzał na Jasona, zauważył, że ten patrzy na niego z równie dużym zaskoczeniem, a wręcz przerażeniem i kręci głową, jakby chciał powiedzieć "nie rób tego, nie mów jej". Tyle że już było za późno. Jack nie mógł cofnąć swoich słów.

-Jak to? O czym ty mówisz?-zapytała dziewczyna.

-Kiedy z wami zamieszkałem...to zaraz następnego dnia zabiłem jakąś dziewczynę-powiedział klown. Teraz już był gotów na to, że Madeleine go znienawidzi. Dziewczyna poczuła, że jej oddech przyspiesza. Zdążyła już polubić Jack'a i zaufać mu tak jak Jasonowi, a okazało się, że on złamał daną jej obietnicę już następnego dnia. Madeleine nawet na niego nie spojrzała. Była za bardzo tym wszystkim zaskoczona. I załamana.

-Muszę trochę pomyśleć-odezwała się w końcu.

-Potrzebujesz czegoś?-zapytał z troską Jason.

-Nie...zostawcie mnie. Obaj-odparła dziewczyna, po czym spojrzała na klowna. Jej oczy nie wyrażały żadnych emocji. Następnie rzuciła przepraszające spojrzenie Jasonowi.

-Dobrze, niech tak będzie-odparł po chwili lalkarz, po czym wstał i wyszedł z pokoju, zabierając ze sobą klowna.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro