Przeczucie
Mógł ją zabrać wszędzie! - pomyślał ze złością Jason, spoglądając w stronę jednej ze swoich lalek. Patrzył na nią, ale jej nie widział, bo jego umysł był teraz zajęty czymś innym. Nie... Nie mogę myśleć, że mi się nie uda, że to niemożliwe... Muszę się skupić. Jason postanowił przynajmniej spróbować zachować spokój. Przywołał w myślach wspomnienie Madeleine, licząc na to, że nie wywoła u niego większej złości, tylko go uspokoi, tak jak zazwyczaj. Tak było na szczęście i tym razem. Co prawda czuł gniew na myśl, że jego przyjaciółki już z nim nie ma i że winni są temu między innymi Jack i Candy, a teraz może stracić kolejną przyjaciółkę, czego winni znowu będą Jack i Candy. Gdy jednak myślał o Madeleine, o tym, jaka była wyjątkowa, ile szczęśliwych chwil z nią spędził, łatwiej było mu pokonać złość.
Teraz już wiedział, że zapewne to wszystko było spowodowane tym, że dziewczyna miała w sobie domieszkę anielskiej krwi, przez co była w stanie wpłynąć na takie potwory jak on czy Laughing Jack. Nagle Jason wyprostował się gwałtownie na swoim fotelu. Anielska krew! - pomyślał, zaskoczony, że wcześniej w ogóle o tym nie pomyślał. Madeleine była wyjątkowa i mogła uspokoić mnie zawsze, gdy wpadałem w szał. Nie stworzyłem z niej lalki, bo już była idealna. A nawet gdy nie spędzała ze mną czasu... Nie czułem się przez nią porzucony. Nie aż tak bardzo. Byłem w stanie to zaakceptować i znieść, nie robiłem tego co zwykle. Nie zmieniłem jej w lalkę z zazdrości, bo była inna niż ludzie, których do tej pory spotkałem. A to wszystko dlatego, że jej dalekim przodkiem był anioł. Sophie... Sophie działa na mnie podobnie jak Madeleine. Myśl o niej mnie uspokaja. Do tego wygląda zupełnie jak ona. Wątpię, żeby hobby aniołów było schodzenie na ziemię, zakochiwanie się w ludzkich kobietach i płodzenie dzieci, ale przecież ten anioł, lub któryś z jego potomków, mógł mieć więcej niż jedno dziecko. A to dziecko też mogło mieć dziecko, i tak dalej, aż do Sophie. Sophie też mogła mieć w sobie krew anioła. Być może ma jej mniej, dlatego Zalgo na początku nie zainteresował się nią, ale możliwe, że kiedy posiadłby duszę Madeleine, chciałby też uzyskać duszę Sophie.
Bo jak inaczej wytłumaczyć to, że tylko przy Sophie czuję się jak przy Madeleine, tylko ona tak na mnie wpływa? I jest do niej tak podobna, wręcz identyczna. Oczywiście, przez zapewne setki lat, podczas których ich przodkowie żyli i zakładali rodziny, geny mogły się bardzo wymieszać i to byłoby naprawdę niespotykanie, gdyby Madeleine i Sophie mimo to były aż tak podobne, ale...wystarczyłoby, że ich rodzice byliby do siebie podobni, do tego jeśli Madeleine i Sophie naprawdę byłyby spokrewnione, byłaby wtedy spora szansa, że będą bardzo podobne - pomyślał. Jason wstał ze swojego fotela i zaczął krążyć niespokojnie po pomieszczeniu. Musiał się skupić. Najlepiej będzie, jeśli spróbuję...stać się Candy'm. Muszę myśleć jak on, i znaleźć się w jego położeniu. To będzie trudne, bo nie wiem nawet, po co on właściwie zabrał ze sobą lalkę Madeleine i samą Sophie? Co znowu planuje? Przecież Zalgo zginął, zabił go Slenderman, prawda?
A jeśli nie? Jeśli Slenderman się pomylił i Zalgo jakimś cudem przeżył? Ale po ostatniej walce potrzebował tysiące lat, żeby się odrodzić. A tym razem dzięki poświęceniu i sile Madeleine, Zalgo osłabł tak, że Slenderman zranił go tak bardzo, iż uznał, że go zabił. Czy po tak ciężkim ciosie nawet tak potężny demon jak on byłby w stanie wrócić do siebie tak szybko? Ale załóżmy na chwilę, że tak się stało. Zalgo mógł znowu skontaktować się z Candy'm i poprosić go o wypełnienie jego rozkazów, pewnie w zamian za jakąś bzdurę. Ten błazen zawsze był zdradziecką szują, między innymi dlatego nigdy nie uważałem go za swojego prawdziwego przyjaciela, a nawet kolegę. Był co najwyżej znajomym. A teraz jest znajomym, który po raz kolejny zagraża mojej przyjaciółce. Prawdziwej przyjaciółce. A ja za wszelką cenę muszę ocalić Sophie. Co zatem zrobiłbym na miejscu tego błazna? Oczywiście jak najszybciej dostarczył zdobycz swojemu demonicznemu Panu... Ale Zalgo, nawet jeśli się odrodził, pewnie ma niewiele mocy. Candy co prawda ma tą swoją księgę czarów czy czegoś tam, ale czy zna dobrze wszystkie zaklęcia? Tak samo nie zna okolicy... Wiem, że moc błazna nie pozwala mu teleportować się na znaczne odległości, na przykład do innego miasta, tak samo jak nie może się teleportować z rzeczami lub ludźmi. Ale teraz to zrobił, pewnie dzięki pomocy Zalgo lub księgi, więc jeśli pomógł mu Zalgo, to znaczy, że ten demon nadal jest silny i zachował jakąś część swojej mocy. Jeśli teleportował się z pomocą zaklęcia z księgi to z kolei znaczy, że w jakimś stopniu jednak może z niej korzystać.
\Ale istnieje szansa, że Zalgo ma niewiele mocy, bo został w końcu ranny i minęło niewiele czasu od tej sytuacji. A jeśli chodzi o księgę, Candy naprawdę może nie znać jej aż tak bardzo. Istnieje więc opcja, że użył teleportacji, aby uciec z mojego sklepu, ale może ma swoją kwaterę gdzieś tutaj? W okolicy? Może nie oddalił się tak daleko, bo nie pozwala mu na to jego moc, nieznajomość terenu i odpowiednich zaklęć oraz niemoc Zalgo. On może być gdzieś w okolicy - pomyślał Jason. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to wątła nadzieja. Nie miał żadnych dowodów na poparcie swoich myśli. Mógł się najzwyczajniej w świecie mylić, mogło się okazać, że Zalgo jednak ma dość mocy, albo że Candy zna dość dobrze zaklęcia z księgi i dzięki temu dawno już teleportował się gdzieś na inny kontynent. Ale ta myśl, to jedyna, co Jason miał. Uchwycił się jej desperacko, tak ja tonący chwyta się każdej rzeczy, która znajdzie się w jego zasięgu. Jedynym pocieszeniem był fakt, że poczuł nagle dziwny przypływ...czegoś, co nazwałby wiarą. Albo po prostu pewnością. Nagle poczuł, że intuicja dobrze mu podpowiada, że powinien postąpić właśnie w ten sposób. Poszukać Candy'ego i Sophie w okolicy miasta, w opuszczonych budynkach, ruderach, lesie, tam, gdzie Candy mógłby się schować razem z Sophie, gdyby chciał się ukryć przed ludźmi. I przed Jasonem. Z tą myślą, i z tą dziwną pewnością oraz wiarą, zabawkarz opuścił swój sklep. Musiał odszukać tego zdrajcę i uratować przed nim swoją przyjaciółkę.
~*~
Candy popchnął dziewczynę, która potknęła się i upadła na podłogę.
- Siedź tam w kącie i więcej mnie nie denerwuj, bo pożałujesz, żeś się w ogóle urodziła! - zawołał, nie kryjąc swojego zdenerwowania. Następnie pokręcił lekko głową. - Co ja mam z tobą za utrapienie! Jeśli Madeleine była anielskim dzieckiem, ty musisz być jakimś piekielnym bachorem! - dodał.
Sophie nic mu nie odpowiedziała, bo nie mogła. Miała usta zaklejone taśmą, związane ręce i nogi. Zdołała jedynie podczołgać się jakoś pod ścianę i oprzeć o nią plecami, po czym spojrzała na swojego oprawcę. Jej oczy przepełnione były cierpieniem i strachem, ale na Candy'm nie robiło to wrażenia. Przywykł już do widoku takich spojrzeń rzucanych w jego stronę. W końcu był tym, kim był. Mordercą. Mordercą, który zamierzał odzyskać siostrę. - Nie gap się tak na mnie, jakbym zabił ci szczeniaczka czy coś! - dodał. Następnie odwrócił się od dziewczyny. Odszedł kilka kroków i usiadł na betonowej podłodze. Po kilku godzinach poszukiwań udało mu się w końcu znaleźć w tym lesie jakieś miejsce, które nadawało się na tymczasową kryjówkę. Był to stary, opuszczony budynek. Nie wyglądał zbyt zachęcająco z zewnątrz, zarośnięty, brudny, z dziurami w ścianach i zabitymi deskami oknami. Candy spodziewał się zatem, że raczej niewielu ludzi się tutaj zapuszcza. Liczył na to, że tutaj będzie miał trochę czasu, aby wszystko ogarnąć i odpowiednio rozplanować. Postawił na ziemi swoją torbę, w której miał najpotrzebniejsze rzeczy. To sprawiło, że jeszcze więcej kurzu wzbiło się w powietrze. Candy zakaszlał. Nienawidził kurzu. Wygrzebał ze swojej torby księgę i zaczął przeglądać ją w nadziei, że znajdzie w niej coś, co pomoże mu zrozumieć całą tą sytuację.
~*~
Jack doskonale rozumiał, że Jason coś przed nim ukrywał, zresztą podobnie jak Candy. Klown czuł wściekłość na myśl, że ponownie dał się zwieść i oszukać, do tego jeszcze Jason ewidentnie coś kręcił. Kim była ta osoba, której krzyk słyszał? I gdzie zniknął nagle Candy? Z księgą, lalką Madeleine i prawdopodobnie tą osobą? To wszystko było aż zbyt podejrzane. Jack zastanawiał się, co robić, aż w końcu wpadł na pomysł. Postanowił po prostu zaczekać. Nie zamierzał nigdzie odchodzić. Mógł stać się niewidzialny i poczekać tutaj, obserwując działania Jasona. W ten sposób miałby szansę przekonać się, co się tutaj właściwie dzieje. Lepsze to niż nic. Po prostu poczuł, że to najlepsze, co może zrobić w obecnej sytuacji, i tak też postanowił postąpić. Coś podpowiadało mu, że to najlepsze rozwiązanie. Stał się więc niewidzialny i postanowił poczekać w pobliżu sklepu Jasona, tak, aby ani sam zabawkarz, ani żaden człowiek nie mógł go zauważyć. Musiał trochę poczekać, ale opłaciło mu się. Nic niezwykłego nie działo się przez resztę dnia, ale wieczorem drzwi sklepu Jasona otworzyły się nagle i ze środka wyszedł zabawkarz we własnej osobie. Zamknął swój sklep i odszedł. Jack po chwili ruszył za nim.
~*~
Po namyśle Jason postanowił po prostu sprawdzić wszystkie opuszczone miejsca i budynki w okolicy. Od razu wyeliminował te, które były w centrum miasta. Nie sądził, aby Candy albo Zalgo wybrali na swoją siedzibę właśnie takie miejsce. Postanowił sprawdzić miejsca na obrzeżach miasta, począwszy od tych znajdujących się stosunkowo blisko miasta, a skończywszy na tych, które znajdują się dość głęboko w lesie. Miał zamiar sprawdzić wszystkie miejsca, o których słyszał. Najpierw skierował się do miejsca, gdzie znajdowała się osoba, która mogła mu pomóc. Przebył niemal całe miasto, aby dotrzeć do tego miejsca, miał jednak nadzieję, że będzie mu się to opłacało.
Pomału zapadał wieczór, więc spieszył się, aby zdążyć, nim postać, z którą chciał porozmawiać, wyruszy na swoje łowy. W końcu udało mu się dotrzeć na miejsce. Zauważył opuszczony teatr już z daleka, i wtedy przyspieszył kroku. Liczył na to, że Puppeteer nadal jeszcze tam jest. Mógł coś wiedzieć na temat Candy'ego, dlatego Jason postanowił zacząć swoje poszukiwania właśnie od tego miejsca. Musiał jednak mieć się na baczności. Zawsze istniała możliwość, że Puppeteer też był w zmowie z Zalgo i Candy'm. Poza tym jakiś czas temu, gdy szukał Laughing Jacka, bo Madeleine pragnęła go odnaleźć, zgłosił się po pomoc właśnie do Candy'ego Popa, czego potem pożałował. Teraz szukał Sophie, a żeby ją odnaleźć, zamierzał skorzystać z pomocy Puppeteera. Miał nadzieję, że tym razem nie pożałuje skorzystania z pomocy jednego ze swoich... znajomych. Stanął przed drzwiami opuszczonego teatru i po prostu je otworzył, nie zaprzątając sobie nawet głowy pukaniem. Puppeteer sprowadził mu na głowę Jack i Candy'ego, czyli same kłopoty. Poniekąd odpowiadał za to wszystko, więc musiał mu teraz pomóc. W przejściu Jason spotkał się właśnie z samym Puppeteerem. Marionetkarz popatrzył na niego zaskoczony.
- Jason the toy maker zaszczycił moje skromne progi? - spytał, po czym na twarzy Puppeteera pojawił się szeroki, szyderczy uśmiech. Jason poczuł wściekłość, ale przed rzuceniem się na marionetkarza powstrzymała go nie tyle myśl o Madeleine, ile myśl o Sophie. Musiał się opanować, dla niej, aby jak najszybciej ją uratować.
- Gdzie on jest? - zapytał Jason, ignorując zaczepkę marionetkarza. Puppeteer popatrzył na niego jeszcze bardziej zaskoczony. Lalkarz spostrzegł jakiś ruch za plecami swojego rozmówcy i spojrzał tam. Po chwili z ciemności wynurzył się jakiś chłopak, przyglądając się uważnie im obojgu. Jason domyślił się, że musiał być to jeden z proxy Puppeteera.
- O kim mówisz? - spytał marionetkarz. Jason ponownie przeniósł na niego wzrok.
- Jak to o kim? O Candy'm! - zawołał.
- Candy? O co z nim chodzi? - spytał Puppeteer.
- Muszę wiedzieć, gdzie on jest - odparł Jason.
- A skąd ja mam to niby wiedzieć? - zapytał Puppeteer.
- Wcześniej był u ciebie, razem z Jackiem. Może teraz też gdzieś się tutaj chowa? Razem z... osobą, której szukam - odparł zabawkarz. Z każdym jego słowem marionetkarz wydawał się jeszcze bardziej zdziwiony.
- Mogę cię zapewnić, że nigdzie go tutaj nie ma. Ani Candy'ego, ani Jacka, ani żadnej innej osoby - odparł Puppeteer. Jason przyjrzał mu się nieufnie.
- Jaką mam pewność, że nie kłamiesz? - spytał Jason. Marionetkarzy wzruszył niedbale ramionami.
- Ja, twój ukochany przyjaciel, miałbym kłamać? - zapytał, uśmiechając się przy tym złośliwie. To tylko bardziej zdenerwowało lalkarza.
- To nie są żarty! Zacznij traktować to poważnie! - zawołał Jason.
- Ale dlaczego miałbym to zrobić? Wpadasz tutaj znikąd, wieczorem, kiedy ja mam inne sprawy na głowie, i zaczynasz się awanturować i żądasz, żebym ci powiedział, gdzie jest Candy! Wybacz, ale mam ważniejsze rzeczy do zrobienia. Zack znalazł dla mnie świetną osobę, od lat walczy z depresją i stanami lękowymi. Będzie dla mnie idealną pożywką na kilka miesięcy, więc, z łaski swojej, odejdź, bo właśnie idę na kolację - odparł marionetkarz, patrząc wrogo na Jasona. Ten jednak nie zamierzał jeszcze rezygnować.
- Trzymasz się całkiem nieźle, możesz więc śmiało trochę poczekać. A moja sprawa nie może poczekać. Tutaj się waży los bardzo ważnej dla mnie osoby! Chcę przeszukać twój teatr - odparł Jason. Puppeteer popatrzył na niego zaskoczony. A potem się zaśmiał.
- Jesteś naprawdę zabawny, Jason - odparł po chwili. Zabawkarz spiorunował go wzrokiem.
- Nie żartowałem - powiedział. Puppeteer momentalnie spoważniał.
- Chyba jednak żartowałeś. Uznajmy to po prostu za nieśmieszny żart... albo w sumie całkiem śmieszny, i zapomnijmy o tym - odparł marionetkarz.
- Chcę sprawdzić ten teatr, i mi na to pozwolisz i zrobię to teraz, jak najszybciej, a potem ty udasz się do swojej nowej, depresyjnej przyjaciółki, i jako przyjaciele, rozejdziemy się w pokoju - odparł Jason. Puppeteer popatrzył na niego w ciszy, po czym uśmiechnął się.
- Chyba śnisz, że tak zrobię. To nie jest koncert życzeń, a mój wspaniały teatr to nie twój sklep z zabawkami. Ty tutaj nie rządzisz - odparł marionetkarz. Jason popatrzył na niego ze złością. Puppeteer mógł dostrzec, jak oczy jego znajomego zmieniają kolor na zielony, a pojedyncze pasma włosów stają się białe. - Jeśli myślisz, że w jakikolwiek sposób skłonisz mnie do zmiany zdania, to źle myślisz - dodał marionetkarz. Jason popatrzył na niego z pogardą.
- Nie potrzebuję twojego pozwolenia! - odparł. Następnie minął zaskoczone tymi słowami Puppeteera i ruszył w głąb korytarza, prowadzącego do miejsca, które zapewne było kiedyś szatnią. Stamtąd Jason mógłby dotrzeć do niemal każdego miejsca w tym teatrze. Mógłby, ale nie miał ku temu sposobności. Zachary, który do tej pory po prostu przysłuchiwał się w ciszy ich rozmowie, również był dość mocno zaskoczony tą nagłą zmianą sytuacji. Jednak będąc sługą Puppeteera miał już do czynienia z dziwniejszymi sprawami, do tego nauczył się reagować jak najszybciej. Doskonale wiedział, co powinien zrobić, choć niezbyt mu się to uśmiechało. Zrobił kilka kroków w stronę Jasona, aby go zatrzymać, ale przystanął, gdy ujrzał przed sobą złote nici. Puppeteer obwiązał swoje sznurki wokół ręki zabawkarza i mocno nimi szarpnął. Zatrzymał w ten sposób Jasona, a ten, zaskoczony, popatrzył za siebie, na marionetkarza.
- Powiedziałem już, że nie pozwolę ci panoszyć się od tak po moim teatrze. Dość już mam z wami wszystkimi problemów! Najlepier Laughing Jack i Candy Pop, teraz ty! Powtarzam, to nie jest twój sklepik z zabawkami! Lepiej dla ciebie będzie, jeśli to pojmiesz, i opuścisz mój teatr! - zawołał Puppeteer.
- Doskonale, po raz kolejny przyznajesz się, że z nimi współpracowałeś! Co takiego ci zaoferowali w zamian za pomoc w ich intrydze? Co takiego dał ci Candy Pop za udział w jego planie?! - spytał zdenerwowany Jason. Zachary cofnął się, przyglądając się całej tej scenie z niepokojem. Jasne było dla niego, że żaden z nich nie zamierzał ustąpić drugiemu. Już pojawienie się kilka dni temu dwójki tych dziwaków mu się nie spodobało, czuł, że nic dobrego z tego nie wyniknie. A teraz proszę, mieli tutaj kolejnego, tym razem wściekłego, potwora! Zachary nie miał pojęcia co robić. Po namyśle postanowił najpierw wycofać się i odszukać Emrę. Ona była mądrzejsza. Chłopak czuł, że Emra podejmie lepszą decyzję co do tego, co powinni oboje teraz zrobić. Puppeteer i Jason, zajęci sobą, nawet nie zwracali uwagi na Zacharego.
- O czym ty gadasz?! Jaka intryga? Jaki plan? Oszalałeś jeszcze bardziej? Czy po drodze do mnie uderzyłeś się gdzieś w głowę? - spytał Puppeteer.
- Nie rób ze mnie idioty! - zawołał Jason. Marionetkarz cicho prychnął.
- Gdzież bym śmiał. Sam sobie aż zbyt dobrze radzisz w robieniu z siebie idioty, na pewno nie potrzebujesz mojej pomocy - odparł Puppeteer.
- Nie żartuj sobie! - zawołał zabawkarz. Następnie szarpnął ręką, wokół której owinęły się sznurki Puppeteera. Jason zaczął raz za razem szarpać nią, kręcić dłonią i drapać nici, aż za pomocą swoich pazurów całkiem je podarł, co zajęło mu niewiele czasu. Z zadowoleniem zauważył, że zniszczenie sznurków sprawiło Puppeteerowi prawdziwy ból. Marionetkarz popatrzył wściekły na to, co zostało z jego złotych sznurków, a potem przeniósł wzrok na zabawkarza.
- Teraz to ty mi za to zapłacisz! - zawołał, nie kryjąc swojej złości. Z jego palców pojawiły się kolejne nici, tym razem więcej. Zamierzał ich użyć, aby opleść nimi Jasona i przejąć kontrolę nad jego własnym ciałem. Planował zrobić z niego swoją marionetkę. Wiedział, że to najłatwiejszy sposób na wygranie, Jason z kolei zdawał sobie sprawę, że Puppeteer właśnie to będzie próbował zrobić. Przygotował się zatem do odparcia jego ataków, zamierzał podrzeć wszystkie jego sznurki, a po pokonaniu go sprawdzić dokładnie to miejsce, odnaleźć Sophie i uratować ją przed Candy'm. Nim jednak zdołali rzucić się sobie do gardeł, drzwi wejściowe po raz kolejny się otworzyły, tym razem z głośnym hukiem. Obaj popatrzyli w ich stronę.
- Szybko! Jason, nie mamy czasu do stracenia! Też to czujesz, prawda?! - zawołał Laughung Jack, stojący w przejściu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro