Propozycja Nie Do Odrzucenia
Sophie zbierała się już do wyjścia.
- Myślę, że jutro też uda mi się wpaść - powiedziała.
- Cieszę się, że tak mówisz. Twoja pomoc naprawdę mi się przydaje - odparł Jason.
- Naprawdę? Mam wrażenie, że niewiele robię - stwierdziła dziewczyna. Uśmiechnęła się przy tym przyjaźnie i założyła swój plecak.
- Nieprawda, twoja pomoc wiele mi daje. Gdyby nie ty, musiałbym to wszystko robić sam. Szłoby mi znacznie wolniej i miałbym mniej czasu do pracy nad swoimi zabawkami. Także bardzo ci dziękuję - odparł Jason, odwzajemniając przy tym uśmiech.
- W takim razie cieszę się, że na coś się przydaję - stwierdziłauradowana Sophie. Skierowała się w stronę wyjścia i już miała się z lalkarzem żegnać, ale wtedy właśnie o czymś sobie przypomniała. - A właśnie, Jason, miałam cię o coś zapytać - powiedziała, zatrzymując się w drodze do drzwi.
- O co takiego? - spytał zabawkarz, podczas gdy Sophie odwróciła się i podeszła do niego.
- Dasz mi swój numer telefonu? Wtedy moglibyśmy uniknąć takich sytuacji jak dziś, mogłabym ostrzec cię, jeśli coś by się stało i nie mogłabym przyjść. Szukałam go wcześniej gdzieś w internecie, myślałam, że może masz podanego maila, numer telefonu czy cokolwiek na jakiejś stronie internetowej sklepu czy na facebook'u, ale ty chyba nie masz żadnej z tych rzeczy albo ja nie potrafiłam tego znaleźć - powiedziała dziewczyna. Jason poczuł się, jakby grunt usunął mu się spod nóg. Musiał szybko coś wymyślić. Nie pomagał mu w tym fakt, że zupełnie nie rozumiał, o jakiej twarzoksiążce mówiła Sophie. I dlaczego miałby takową mieć. Na szczęście jednak szybko wpadł na pomysł.
- Ostatnio mam jakieś problemy z telefonem, muszę go oddać do naprawy. A nie znam swojego numeru na pamięć, więc ci go nie podam, przepraszam - odparł. W duchu cieszył się zaś, że tym razem jego kłamstwo brzmiało znacznie bardziej sensownie.
- Naprawdę? Kurde, to mamy problem. A masz może facebook'a? Wcześniej szukałam na nim twojego sklepu i nie znalazłam, ale może ty masz konto? Możesz mi podać jak się nazywasz i dodam cię - odparła dziewczyna.
- Nie... Nie mam facebook'a - powiedział Jason, nadal zastanawiając się, czym to coś jest, jak się tego używa i czy powinien się o tym czymś dowiedzieć więcej. Jedno jednak było pewne, jeśli Sophie zamierzałaby więcej czasu poświęcać jakiemuś tam facebook'owi zamiast jemu, Jasonowi, to facebook zdecydowanie był jego wrogiem.
- Czyli nie mamy jak się skontaktować...szkoda... Ale jeśli chcesz, ja mogę ci założyć facebook'a! Mogę nawet założyć stronę twojego sklepu, to by ci na pewno pomogło! Stałbyś się bardziej znany, ludzie na pewno oszaleliby na punkcie twoich zabawek! - zawołała podekscytowana dziewczyna.
- Tak myślisz? Cóż, w takim razie muszę to przemyśleć - odparł Jason, starając się ukryć swoje zdenerwowanie. Nie lubił takich sytuacji jak ta, gdy nie dość, że musiał kłamać, to jeszcze nie wiedział nawet, na jaki temat w ogóle kłamie. Sophie na szczęście jednak po raz kolejny mu uwierzyła.
- Jasne. Przemyśl to koniecznie, ja ci naprawdę z chęcią pomogę! - odparła. Następnie pożegnała się z Jasonem i opuściła jego sklep. Zabawkarz odetchnął z ulgą. Tym razem się udało, ale blisko było... Nie będę w stanie długo ukrywać przed nią prawdy o tym, kim jestem. Będę musiał jej to w końcu wyjawić... Tak, muszę to wreszcie zrobić, zamiast zamartwiać się takimi bzdetami jak to, kim lub czym jest facebook. A jeśli nie będzie chciała się ze mną dłużej przyjaźnić, to cóż... Będę musiał zrobić to, co zwykle - pomyślał. Na razie jednak nie chciał się tym wszystkim martwić. Gdy zapadł wieczór, zamknął swój sklep i wrócił do swojej pracowni, aby dokończyć swoją lalkę. Dzień jak co dzień, może nieco bardziej emocjonujący, ale nic aż tak dziwnego się nie wydarzyło... Na razie...
~*~
- Idziesz już? - spytał błazen, gdy tylko wpadł do jednego z pomieszczeń w teatrze, gdzie natknął się w końcu na Puppeteera, którego szukał od dawna. Marionetkarzowi towarzyszył Jack. - Jest już praktycznie noc, nie widać nawet gwiazd, księżyc też jest za chmurami, więc chyba możesz już wyruszyć? - dodał. Starał się ukryć swoje zniecierpliwienie, ale za bardzo mu to nie wychodziło.
- Tak, właśnie zamierzałem pójść do Jasona, ustalałem tylko z Jack'iem ostatnie kwestie dotyczące tego co i jak mam mu przekazać - odparł Puppeteer. Mówił spokojnym, obojętnym tonem, co tylko podkreślało to, jak bardzo cała ta sprawa go nie obchodziła. Jego jedyną motywacją były cukierki, których jeszcze więcej miał mu dać Jack, gdy tylko wypełni swoje zadanie. A Puppeteer, nawet gdyby mu się nie udało porozmawiać z Jasonem i odpowiednio wszystkiego wytłumaczyć, przez co nie dostałby owych cukierków, nie rozpaczałby nad tym zbytnio. Wcześniej już potrafił sobie radzić bez nich, nie były mu więc one niezbędne, z czego i Candy i Jack doskonale zdawali sobie sprawę. Dla Puppeteera gra toczyła się tylko o głupie cukierki wywołujące depresję, dla Jack'a wszystko wiązało się z tym, czy uda mu się odzyskać utraconą przyjaciółkę, a dla Candy'ego od tych wydarzeń zależało z kolei odzyskanie siostry.
- Strasznie się niecierpliwisz i to przeżywasz - powiedział Jack, przyglądając się podejrzliwie Candy'emu. Nadal nie do końca mu ufał i nie był pewien, ile prawdy było w tym, co mówił na temat wskrzeszenia Madeleine. Niestety obecnie mógł polegać tylko na nim. Liczył więc, że Jason zgodzi się im pomóc i razem znów sprowadzą Madeleine na ten świat. Świat żywych, z którego zbyt szybko przeniosła się do świata śmierci - pomyślał zasmucony tym wszystkim Jack. Na zewnątrz jednak starał się nie dać nic po sobie poznać, aby ani Puppeteer, ani Candy, nie domyślili się, o czym obecnie myślał. Candy jednak znacznie bardziej skupił się na słowach Jack'a i popatrzył na niego złowrogo.
- Pragnę ci tylko uprzejmie przypomnieć, że nie tylko ty straciłeś bliską osobę, którą chcesz odzyskać - mówiąc to Candy brzmiał, jakby tak naprawdę życzył klownowi, aby ten zdechł jak najszybciej i jak najboleśniej, w całkowitym osamotnieniu.
- Ale dacie radę się nie pozabijać, gdy ja to wszystko będę załatwiał u Jasona? - spytał z obawą Puppeteer. Bądź co bądź, zostawiał ich obu w swoim ukochanym teatrze, jedynie Zachary i Emra mogli teraz mieć oko na tą nienawidzącą się dwójkę. Tyle że jakie szanse w starciu z demonem i demonicznym klownem ma człowiek i wskrzeszona marionetka? Żadne. Tak więc jego obawy nie były bezpodstawne. Błazen spojrzał na marionetkarza.
- Nie no, skądże znowu, Jack i ja za bardzo się lubimy, żeby się nawzajem pozabijać, prawda? - odparł Candy. Pod koniec swojej wypowiedzi przeniósł wzrok na Jack'a i uśmiechnął się złowieszczo. Klown niemal od razu odwzajemnił ten fałszywy uśmiech.
- Oczywiście, mój ulubiony błaźnie - odparł. Jego głos wprost ociekał sarkazmem. Puppeteer westchnął ciężko.
- No dobrze, niech stracę. Idę teraz złożyć wizytę Jasonowi. Wy dwaj... postarajcie się nie pozabijać i nic nie zniszczyć. W razie czego ostrzegłem już Zacharego i Emrę, gdybyście czegoś chcieli, możecie liczyć na ich pomoc. I oni też będą was pilnować i o wszystkim, coście tu robili pod moją nieobecność, doniosą mi. Są to w końcu moi proxy i powiedzą mi wszystko, bez względu na to, jak bardzo ich ewentualnie zastraszycie - powiedział Puppeteer.
- Jak miło, załatwiłeś nam aż dwie nianie - odparł z ironią Candy. Jack rzucił błaznowi kolejne zdenerwowane spojrzenie, po czym uspokoił się lekko i zwrócił wprost do marionetkarza.
- Spokojnie. Skoro tak wiele dla nas robisz, my nie rozwalimy ci w zamian domu ani tym bardziej nie będziemy ci zastraszać sług - powiedział. Puppeteer spojrzał niepewnie najpierw na niego, potem na Candy'ego.
- No dobrze, załóżmy, że wam wierzę. Wrócę na pewno przed świtem - odparł Puppeteer. Następnie opuścił pomieszczenie i skierował się prosto w stronę wyjścia. Miał przynajmniej to szczęście, że przestało już padać. Marionetkarz rozejrzał się uważnie, sprawdzając, czy nie ma nikogo w okolicy. Wyglądało na to, że nie, mógłby więc poruszać się bez używania swojej umiejętności niewidzialności, oszczędzając w ten sposób część swojej energii. A gdyby rozmowa z Jasonem nie poszła zbyt łatwo, warto byłoby mieć energię na ewentualne starcie lub ucieczkę. Jasona w końcu nigdy nikt nie mógł do końca zrozumieć ani przewidzieć jego zachowania. Ostatecznie jednak uznał, że woli nie ryzykować, że ktoś zwróci niepotrzebnie uwagę na jego świecące oczy, stał się więc niewidzialny i ruszył w stronę, gdzie znajdował się sklep lalkarza. Na szczęście Jack co nieco pamiętał jak do niego dotrzeć, a i sam Jason opowiedział marionetkarzowi podczas ich poprzedniego spotkania, gdzie jest jego sklep, więc dotrzeć tam nie było aż tak trudno.
~*~
Jasonowi śniło się, że do jego sklepu znów przyszła Sophie. Z tym, że tym razem po chwili okazała się ona naprawdę być Madeleine, jego Madeleine. Jason czuł radość, której wprost nie dało się opisać, strasznie cieszył się z wizyty Madeleine, bardziej niż normalnie, choć nie do końca wiedział, dlaczego jej obecność go tak cieszyła. Opowiadał jej o swoich nowych zabawkach i o planach na kolejne nowe zabawki, a ona jak zwykle przysłuchiwała się temu wszystkiemu z zachwytem i dawała mu nawet drobne rady lub podsuwała jakieś pomysły. W pewnym momencie dziewczyna oparła się o ladę i zaczęła delikatnie stukać palcami o blat. Na początku mu to nie przeszkadzało, ale po chwili już zaczęło go to strasznie denerwować.
- Madeleine, mogłabyś przestać? - spytał. Dziewczyna jednak nie posłuchała go. Wręcz przeciwnie, zaczęła uderzać palcami o blat jeszcze głośniej. - Maddie, proszę, przestań - dodał, starając się nadal zachować spokój. Jego przyjaciółka, jakby na złość jemu, znów zaczęła to robić jeszcze głośniej. Jeszcze kilka razy prosił ją, aby przestała i się uciszyła, ale za każdym razem ona zaczynała jedynie pukać palcami o drewno coraz głośniej, przy czym w żaden inny sposób nie reagowała na jego słowa. W końcu więc nie wytrzymał. - KAZAŁEM CI PRZESTAĆ! - krzyknął zdenerwowany. Poczuł jednocześnie, że znów musiał się przemienić, przynajmniej częściowo...
... W tej samej chwili obudził się, uniósł lekko głowę i rozejrzał się dookoła. Znów zasnąłem w warsztacie? - pomyślał zaskoczony, widząc, że znajduje się właśnie w swojej pracowni. Wyprostował się na krześle, ignorując ból karku, którego zapewne nabawił się przez spanie w tak dziwnej i niewygodnej pozycji. Świetnie, teraz przez najbliższy tydzień będzie mnie bolało - pomyślał. Przejechał ręką po swojej szyi, jednocześnie obracając głowę w bok, po czym wrócił wzrokiem do kartek, które leżały na jego biurku i które posłużyły mu za poduszki. Były to plany jego nowych zabawek. Wtem Jason przypomniał sobie o Madeleine i o swoim śnie, który wydał mu się niezwykle realistyczny. Wystraszył się, że mógł coś zrobić swojej przyjaciółce, ale wtedy właśnie zdał sobie sprawę z tego, że przecież ona nie żyje. Opuściła go, tak jak i inni. Jason na nowo pogrążył się w smutku, który zalał jego serce, ale z całej tej melancholii wyrwało go po chwili głośne walenie. Jason, zaskoczony, wstał i udał się w stronę, z której dochodziło. Nie uważał, aby mu się wydawało. Skierował się więc w stronę swojego sklepu, a gdy się w nim znalazł, hałas powtórzył się. Jason podszedł do drzwi, zastanawiając się, co się tutaj dzieje. Gdy je otworzył, przeżył niemały szok.
~*~
- Martwię się. A co jak mu się nie uda? A co jak coś źle przekaże? Co jak nam spieprzy cały plan? - spytał Jack. Z całego tego zdenerwowania zaczął spacerować po pomieszczeniu w te i we wte. Candy przyglądał mu się niespokojnie, siedząc na parapecie dużego okna.
- Przestań! Nawet tak nie mów! Musi mu się udać, jak on to spieprzy, to go chyba zabiję! Nawet jeżeli on jest już martwy, to go i tak zabiję jeszcze raz! - zawołał równie zdenerwowany Candy. Nie minęło wiele czasu od wyjścia Puppeteera, ale oni już umierali ze strachu i z ciekawości jak powiedzie się ich plan.
- Potrzebujecie czegoś? - dało się słyszeć cichy, ciepły, kobiecy głos. Jack i Candy jak na zawołanie jednocześnie spojrzeli w stronę wejścia, gdzie stał Zachary, a wraz z nim druga postać. Nie trudno było w niej rozpoznać Emrę, dawną miłość szkolną ich duszka, a obecnie jedną z jego proxy.
- Dzięki, ale nie - odparł błazen. Emra przyjrzała im się przez chwilę.
- Dobrze. W takim razie gdybyście jednak czegoś potrzebowali, Zachary wam we wszystkim pomoże albo zawiadomi mnie. Ja muszę się jeszcze zająć czymś innym - powiedziała, po czym pożegnała się z nimi i oddaliła się. Poruszała się co najmniej dziwnie. Jej chód był sztywny i nieporadny, wyglądała jak marionetka, którą porusza marionetkarz-amator. Patrząc na nią, Candy uzmysłowił sobie, że Puppeteer przecież też potrafi wskrzeszać ludzi. Ostatecznie przywrócił do życia swoją ukochaną Emrę, po tym jak spotkał ją, wpadł w szał i ją udusił. Zdążył zapomnieć o tym fakcie, ale szybko doszedł do wniosku, że ani on, ani Jack czy Jason nie stracili wiele. Nie chciałby, aby jego siostra wróciła do życia jako marionetka i szczerze wątpił, aby któryś z nich zgodził się na coś takiego dla Madeleine. Jedyną opcją pozostawał więc jego plan. Gdy Emra odeszła, Jack oraz Candy zostali tylko z Zacharym.
- A ty nie musisz jej pomóc czy coś? - spytał Jack.
- Nie. Mam za zadanie pilnować was - odparł chłopak.
- Jak miło, że się o nas troszczysz - stwierdził z ironią Candy. Na jakiś czas między nimi znów zapadła cisza, Jack wrócił do chodzenia po pokoju w jedną i w drugą stronę, podczas gdy Zachary usiadł na tym samym parapecie, na którym siedział Candy, ale po przeciwnej stronie. Jak miło, że Puppeteer wspaniałomyślnie naprawdę załatwił nam nianię - pomyślał błazen, spoglądając na chłopaka. Zachary oczywiście od razu poczuł na sobie jego wzrok. Popatrzył obojętnie na Candy'ego, po czym przeniósł wzrok na wciąż zdenerwowanego Jack'a. Błazen po chwili zrobił to samo. Przyglądał się znudzonym wzrokiem, jak klown spaceruje zdenerwowany.
Widok był trochę zabawny, prawie trzymetrowy, czarno-biały klown z przydługimi rękoma chodzący w te i we wte. Jack radził sobie z tym wszystkim coraz gorzej. Nie dość, że nadal nie był pewien co do intencji Candy'ego i tego, czy może mu zaufać, to jeszcze w niedalekiej przyszłości miał ponownie skonfrontować się z Jasonem, który pewnie jak zwykle będzie go obwiniał o śmierć Madeleine.
Tylko myśl o odzyskaniu swojej przyjaciółki sprawiała, że nie zwariował jeszcze do końca ani nie poddał się. Musiał przyznać, że na tej dziewczynie zależało mu chyba nawet bardziej niż kiedykolwiek na Isaacu. Dlatego właśnie słowa Jasona tym bardziej go raniły. Zrobiłby wszystko, aby Madeleine wtedy nie wyskoczyła z okna za jego pudełkiem. Milion razy bardziej wolałby zginąć zamiast niej. Ale skoro przeżył i miał teraz szansę przywrócić jej życie, planował to zrobić. W gruncie rzeczy nie liczył się dla niego Candy Pop i jego dobre lub złe intencje, nie liczył się dla niego Jason the Toy Maker ani Puppeteer, ani też nikt inny. Liczyła się dla niego tylko jego przyjaciółka, którą kiedyś chciał zabić, a teraz dałby się zabić za nią. Nagle jego rozmyślania i zamartwianie się przerwał głos błazna. - Mógłbyś przestać? - spytał Candy. Jack spojrzał na niego zdezorientowany. Błazen sam był mocno poddenerwowany, ale nie było tego po nim aż tak bardzo widać. Starał się wyglądać, jakby to wszystko go zbytnio nie obchodziło, toteż jedyną oznaką jego zdenerwowania było to, że co chwila zagryzał lekko dolną wargę. Miał już jednak dość obserwowania Jack'a.
- O co ci chodzi? - spytał klown.
- Przestań chodzić w te i we wte! Denerwuje mnie to! - zawołał Candy, posyłając Jack'owi wkurzone spojrzenie. Klown skrzyżował ręce.
- Obchodzi mnie to tyle co nic. Ja też się denerwuję - odparł Jack.
- A nie mógłbyś na przykład denerwować się w inny sposób? - zapytał Candy. On i Jack zmierzyli się spojrzeniami, niczym rewolwerowcy z dzikiego zachodu, którzy mają zamiar zaraz nawzajem się zastrzelić.
- Puppeteer byłby wdzięczny, jeśli nie rozwalilibyście mu teatru pod jego nieobecność - wtrącił cicho Zachary. Obaj popatrzyli na niego w tej samej chwili. Normalnego człowieka zapewne przeraziłoby, gdyby dwójka morderców, jeden w stroju błazna, drugi w stroju czarno-białego klowna, popatrzyła się na niego takim wzrokiem, jakby widzieli w niego swoją kolejną ofiarę, ale na nim nie zrobiło to większego wrażenia. Był w końcu proxy Puppeteera, w ciągu swojego życia musiał znosić gorsze rzeczy. Jack jedynie prychnął, po czym wrócił do spacerowania po pomieszczeniu. Candy zaś zmierzył Zacharego nieprzyjemnym spojrzeniem.
- W dupie mam to, czego chciałaby ta zdrewniała marionetka - syknął. Następnie podciągnął kolana do brody, objął nogi rękoma i tak siedząc na parapecie, mimowolnie zaczął się lekko kołysać. Zachary, w całym swoim profesjonalizmie, musiał przyznać, że obaj wyglądali dość zabawnie.
~*~
Jason otworzył drzwi tylko po to, aby przekonać się, że za nimi nic nie było. Zdenerwowany z powrotem je zatrzasnął. Zanim jednak zrobił cokolwiek więcej, zauważył, że w pomieszczeniu trochę się rozjaśniło. Odwrócił się i spostrzegł Puppeteera, stojącego pomiędzy nim, a ladą sklepu. Marionetkarz uśmiechnął się i wtedy ciemne wnętrze sklepu zalała jeszcze większa ilość światła.
- Witaj, przyjacielu po fachu. Poniekąd - powiedział. Jason zmarszczył lekko brwi.
- Czego chcesz? - zapytał, podchodząc do Puppeteera szybkim krokiem.
- To już nie można tak po prostu odwiedzić znajomego? Sam mnie przecież zaprosiłeś do siebie, jak tylko się spotkaliśmy - powiedział marionetkarz.
- To prawda, ale nie sądziłem, że zdecydujesz się złożyć mi wizytę w środku nocy i to tak szybko. Znam cię aż za dobrze, więc ponawiam pytanie. Czego chcesz? - spytał Jason. Następnie skrzyżował ręce i popatrzył uważnie Puppeteerowi w oczy. Wytrzymał jakieś dziesięć sekund, zanim musiał odwrócić na chwilę wzrok, aby nie oślepnąć od jego światła.
- Fakt, znasz mnie aż za dobrze. Ale, po pierwsze, najpierw musisz się uspokoić, obiecać, że wysłuchasz mnie do końca i że się na mnie nie wściekniesz - powiedział marionetkarz. Zabawkarz ponownie na niego spojrzał.
- Gadaj zaraz, po co przyszedłeś - powiedział.
- Obiecaj to, o co cię prosiłem - odparł Puppeteer.
- Masz piętnaście sekund i albo zaczynasz gadać, albo wywalam cię z mojego sklepu, albo zaraz to z ciebie zrobię marionetkę - powiedział Jason. Zachował przy tym śmiertelną powagę. Chciał być pewien, że Puppeteer nie uzna tego wszystkiego za żart. Marionetkarz westchnął.
- Widzę, że nie mam co liczyć na ciepłe, przyjacielskie przyjęcie - powiedział.
- Czas ci ucieka - odparł zabawkarz. Ledwo hamował swoją złość wynikającą z ciekawości i obawy o to, po co marionetkarz się u niego zjawił.
- To może zacznę od tego, że chciałbym pogadać o jednej z twoich przyjaciółek - powiedział Puppeteer. Jason nawet nie próbował ukryć swojego zdumienia.
- Której? Maggie? Amelii? I dlaczego nagle chcesz o niej rozmawiać? - spytał.
- O żadnej z nich, musimy porozmawiać o tej... Nie Maggie, tylko.... Ona miała na imię jakoś podobnie... Maddie? - odparł niepewnie Puppeteer.
- Dlaczego chcesz ze mną porozmawiać o Madeleine? - zapytał podejrzliwie Jason.
- Wiem, że ona nie żyje. Ale istniej opcja, żeby przywrócić ją do życia - powiedział Puppeteer. Zabawkarz popatrzył na niego obojętnie.
- Tsa, wiem nawet jaki. Ale mnie nie interesuje przerobienie Madeleine na żywą marionetkę. To znaczy, nie żeby coś, nie mam nic do Emry, ale nie chcę, aby Madeleine wróciła pod taką postacią - powiedział.
- Wiem, wiem. Nikt nie potrafi niestety dostrzec piękna marionetek. Są takie ładne, urocze, delikatne i posłuszne, ale nawet ty nie potrafisz tego dostrzec. W każdym razie, mi nie o to chodziło. Zjawili się u mnie Candy Pop i Jack, prosząc, abym ci przekazał, że Candy wie, jak wskrzesić Madeleine - powiedział marionetkarz. Postanowił zaryzykować i wyjawić całą prawdę Jasonowi od razu. Ten przez chwilę patrzył się na swojego znajomego, jakby nie mógł zrozumieć, co ten właśnie do niego powiedział. W końcu zdołał z siebie cicho wykrztusić jakieś słowa. Miał przy tym wrażenie, że dużo kosztuje go to wszystko, a w ustach zaschło mu, jakby miał w nich Saharę.
- Co ty...właśnie powiedziałeś? - spytał.
- Że Candy Pop wie jak wskrzesić Madeleine - odparł Puppeteer. Jason potrzebował kolejnej chwili, aby przetrawić tą informację. Rozumiał słowa marionetkarza, ale jednocześnie jakby nie mógł pojąć, co ten do niego mówi. Pokręcił lekko głową.
- Jeśli żartujesz...
- Myślisz, że nie mam lepszych rzeczy do robienia niż przychodzić do ciebie i żartować z takich rzeczy? Poza tym, nie jestem samobójcą! Znaczy, no dobra, jestem samobójcą, ale i tak nie zdecydowałbym przyjść do ciebie i okłamać cię na temat twojej przyjaciółki. Słuchaj Jason, Candy i Jack sami kazali mi to wszystko tobie powiedzieć. Bali się, że ich w ogóle nie będziesz chciał słuchać. Ale do tego wszystkiego potrzebują twojej pomocy, więc kazali też spytać się ciebie, czy mogą na nią liczyć - powiedział Puppeteer. Jason jednak nie słuchał go gdzieś od połowy jego wypowiedzi. Zamiast tego skupił się na wszystkich swoich wspomnieniach związanych z Madeleine, o których teraz sobie przypomniał. Przesuwały się one w jego myślach niczym kadry z jakiegoś filmu. Tęsknił za nią, tak cholernie za nią tęsknił, za swoją jedyną, idealną przyjaciółką, która go opuściła. A teraz zaistniała szansa, że do niego wróci. Byłby głupcem, gdyby nie zdecydował się pomóc tego dokonać, prawda?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro