Prawdziwe intencje
- Już raz zabiłeś Madeleine! A teraz chciałeś znów to zrobić! - zawołał wściekły Jason.
- Nieprawda! Przejrzyj wreszcie na oczy, nie jestem winny jej śmierci bardziej niż ty! - odparł Jack. Następnie teleportował się na drugi koniec pomieszczenia, unikając dzięki temu ciosu pazurami, który chciał zadać mu Jason. - Powinieneś bardziej na nią uważać! - dodał.
- Uważałem! - krzyknął Jason, po czym ruszył w stronę klowna. - Była moim najcenniejszym skarbem i ochrona jej była dla mnie najważniejsza! I wszystko było dobrze, dopóki ty się nie zjawiłeś! - dodał. Znalazł się już ponownie przy klownie i znów spróbował go zaatakować. Jack jednak ponownie teleportował się, tym razem za Jasona, i, zanim ten zdołał jakkolwiek zareagować, zatopił pazury w jego barku. Zabawkarz wrzasnął z bólu, a następnie odwrócił się. Zamachnął się na przeciwnika, ale Jack ponownie się teleportował, po raz kolejny unikając ciosu.
- Nie dziwię się, że nie podołałeś zadaniu ochrony Madeleine. Nawet ja nie mam problemy z pokonaniem cię, a co dopiero mówić o Zalgo - powiedział.
- Gdyby nie ty, w ogóle nie szukałbym Candy'ego i nie znalazł go! Candy nie zostałby w to wszystko zamieszany i nie doprowadziłby do śmierci Madeleine! - odparł Jason, trzymając się za bark, z którego sączyła się czerwono-czarna krew.
- Tak? A skąd masz tą pewność? Skoro Candy przebywał akurat w okolicy, istniała możliwość, że Zalgo i tak by go zmusił, żeby mu pomógł, więc nie zrzucaj na mnie swoich win! - zawołał Jack.
- Candy przynajmniej stara się jakkolwiek temu wszystkiemu zaradzić, ja pomagam mu, przygotowując rytuał i lalkę Madeleine, a ty co robisz? Nic!
- Też pomagam w przygotowaniach!
- Tyle że twoja pomoc nie daje zbyt wiele. Candy i ja poradzilibyśmy sobie sami! - odparł Jason.
- Akurat! Tak jak ja, nadal nie ufasz Candy'emu i doskonale wiesz, że trzeba go pilnować. Nawet to zadanie by cię przerosło, bo dobrze wiemy, jak Candy załatwił cię ostatnio! Bez najmniejszych trudności cię znokautował! - zawołał Jack.
- Ty... Zabiję cię w końcu, przerobię na pluszaka albo lalkę i oddam do jakiegoś sierocińca, żebyś miał wiecznie kontakt z tymi porzuconymi dzieciakami, które tak uwielbiasz! - zawołał Jason. Następnie, nie zważając na ból, ruszył w stronę klowna, aby wprowadzić swój plan w życie. Jack również czuł nadal wściekłość i najchętniej zabiłby Jasona, ale zdał sobie sprawę, że to, przynajmniej na razie, donikąd ich nie zaprowadzi. To tylko odciągało ich od ich głównego celu.
- Candy, mógłbyś jakoś przemówić Jasonowi do rozumu i go uspo... - zaczął Jack, rozglądając się po pomieszczeniu w celu zlokalizowania błazna. Tyle że nigdzie go nie było. W tej właśnie chwili Jason dotarł do Jack'a i zadał mu cios. Klown, zdezorientowany, nawet nie spróbował zrobić uniku i w konsekwencji pazury zabawkarza zatopiły się w klatce piersiowej Jack'a, z której po chwili wylał się strumień czarnej, smolistej substancji. Jack krzyknął z bólu, po czym teleportował się ponownie parę metrów dalej. - Gdzie jest Candy? - spytał, spoglądając przy tym na Jasona.
Zabawkarz jednak zignorował zupełnie jego słowa. Kierowała nim niczym niepohamowana wściekłość i chęć zabicia Jack'a, którego uważał za swojego największego wroga. Ruszył ponownie w jego stronę, z zamiarem kolejnego ataku. Widząc to, Jack ponownie teleportował się jeszcze dalej. - Gdzie zniknął Candy?! - zawołał, rozglądając się przy tym po pomieszczeniu. Gdy ponownie skupił wzrok na Jasonie, zauważył, że ten jest już znowu dość blisko niego. I że nadal emanuje wściekłością. Klown gorączkowo zastanawiał się, jak to zmienić. Candy, jedyna osoba, która rozumiała rytuał, wiedziała, jak go przeprowadzić, nagle zniknęła. Gdzie mógł pójść? Już szykował rytuał? Jack postanowił na razie nie spekulować na ten temat, tylko skupić się na rozwiązaniu sytuacji z Jasonem. Starał się przypomnieć sobie wszystko, co wiedział o zabawkarzu. I o tym, jak go uspokoić. Tyle że go się nie da uspokoić! Gdy wpada w szał, nie spocznie, póki nie zrobi z kogoś zabawki! Jedyną osobą, która tego uniknęła, była... - Jack przerwał swoje rozmyślania. Wpadł na pomysł. Jason ponownie do niego dotarł, tym razem jednak klown nie teleportował się już nigdzie. Gdy zabawkarz zamachnął się na niego zdrową ręką, Jack chwycił go i zablokował atak. - Jason! Pomyśl o Madeleine! Dla niej to wszystko robimy, prawda? Chcemy ją uratować, chcemy ją wskrzesić! Skupmy się na tym, potem zajmiemy się naszym sporem! - zawołał. Nie był co prawda pewien, czy wywoła to zamierzony efekt, ale tylko na to wpadł. Przez chwilę nic się nie działo, Jason nadal patrzył na niego z wściekłością, a jego jadowicie zielone oczu wyrażały szczerą chęć mordu. Zabawkarz wyrwał się z uścisku klowna. Jack był już nastawiony na kolejny atak i kontynuację walki, tak się jednak nie stało. Jason cofnął się o kilka kroków. Przez chwilę przypatrywał się Jack'owi, po czym jego oczy stopniowo zaczęły blednąć i zmieniać kolor z zielonych z powrotem na miodowe.
- Madeleine... - powiedział cicho Jason. Po chwili w jego włosach pojawiło się kilka czerwonych pasm. Jason odzyskał spokój, a rany obojga zaczynały się już goić. Jack musiał działać szybko.
- Candy zniknął! - zawołał. Gdy Jason usłyszał jego słowa, rozejrzał się po pomieszczeniu. Na początku był trochę oszołomiony i zdezorientowany po całym starciu między nim, a Jack'iem, szybko jednak doszedł do siebie, gdy zdał sobie sprawę z jeszcze gorszej rzeczy.
- Zniknął nie tylko Candy, ale i lalka Madeleine - powiedział, spoglądając z powrotem na Jack'a.
- To co teraz? - spytał klown.
- Na początek sprawdźmy, czy Candy'ego nie ma gdzieś indziej w moim sklepie. Może już przygotowuje rytuał - odparł Jason, choć sam nie był przekonany co do swoich własnych słów.
~*~
Korzystając z tego, że Jason i Jack byli całkowicie zajęci sobą, Candy Pop opuścił zaplecze, na którym mieli przygotowywać rytuał. Zdobył to, czego potrzebował. Madeleine. Teraz mógł powtórzyć swój rytuał i poświęcić tamtą dziewczynę, żeby wskrzesić siostrę, co zamierzał zrobić od samego początku. Gdy znalazł się w sklepie, udał się w stronę wyjścia. Kiedy jednak otworzył drzwi, niemal zderzył się z... Madeleine. Przez chwilę stał, wpatrując się w nią z konsternacją. Skąd ona się tutaj wzięła? Jak? Ożyła? Rytuał, który poprzednio przeprowadziłem, jakoś się powiódł? Ale dlaczego w takim razie wróciła ona, a nie Cane? - pomyślał zaskoczony. Cóż, istniał tylko jeden sposób, aby przekonać się o tym wszystkim. Musiał wyjaśnić to z Madeleine. Swoją drogą, dziewczyna wydawała się niemniej zaskoczona, a wręcz przestraszona, niż on.
- Madeleine? - spytał. Dziewczyna jeszcze przez krótką chwilę wpatrywała się w niego przestraszonymi oczami, po czym w końcu się odezwała.
- Nie... Ale jesteś już drugą osobą, która mnie z nią myli. Pierwszą był Jason. Madeleine i ja musimy być chyba do siebie bardzo podobne - powiedziała. Podobne? Jesteście identyczne! Nawet twój głos brzmi tak samo jak jej!- pomyślał błazen.
- Ach tak? Miło mi w takim razie poznać, jestem Candy Pop, a ty, cukiereczku, jak się nazywasz? - spytał błazen, uśmiechając się przy tym lekko. Coś tutaj nie pasowało. Coś było nie tak, a on musiał jak najszybciej pojąć, o co chodzi. W tym celu potrzebował tej dziewczyny. Musiał się dowiedzieć, co ona ma wspólnego z Madeleine. Bo to nie mógł być przypadek, że obie wyglądają jak swoje kopie.
- Ehm... Jestem Sophie... Przepraszam, ale czy mogłabym wejść do sklepu? - spytała.
- Ach, tak, jasne, ależ oczywiście! - zawołał błazen. Wycofał się z powrotem do środka sklepu, dzięki czemu Sophie mogła wejść do jego wnętrza. Rozejrzała się szybko po pomieszczeniu, po czym spojrzała ponownie na błazna. Jej postawa zdradzała niepewność i lekki strach, co Candy doskonale wyczuwał i co poniekąd, jak zawsze w takich sytuacjach, trochę go bawiło.
- Gdzie jest Jason? - spytała Sophie. Jason to akurat ostatnia osoba, której obecnie tutaj potrzebuję. Mam już dość jego podejrzeń. Jego i Jack'a. Nie wiem, jak długo dam jeszcze radę wciskać im cały ten kit, zanim domyślą się, że to jedna wielka bujda. Muszę działać jak najszybciej - pomyślał Candy.
- Jason... Jest zajęty - odparł.
- Ach tak... - powiedziała cicho Sophie, po czym jej spojrzenie powędrowało w dół i zatrzymało się na tym, co błazen trzymał w dłoniach. - To jego lalka? - spytała. Wyglądała naprawdę prześlicznie. Była piękniejsza od wszystkich pozostałych zabawek, zdaniem Sophie. Co jednak najbardziej przykuło jej uwagę to fakt, że przypominała jej...ją samą. Oraz... Wygląda trochę jak tamta zniszczona lalka. Takie mam wrażenie. Jason ją już naprawił? Jest prawdziwym mistrzem, jeśli z tamtego czegoś odtworzył takie cudo! Ale... Czy to ja? A może to tamta dziewczyna, o której kilka razy wspominał? Mówił, że zrobił ją dla jakiejś przyjaciółki, którą stracił... Może chodziło o tą całą Madeleine? Jeśli to jest lalka, którą zrobił dla niej i którą chciał do niej upodobnić, to my naprawdę wyglądamy niemal jak dwie krople wody - pomyślała Sophie. Następnie z powrotem popatrzyła na błazna, który spojrzał na chwilę na lalkę takim wzrokiem, jakby zdążył już zapomnieć o jej istnieniu. Potem ponownie podniósł wzrok na Sophie i ich spojrzenia spotkały się. Candy Pop ponownie uśmiechnął się lekko. Musiał zachowywać się przyjaźnie, jeśli chciał zrobić na dziewczynie dobre wrażenie i sprawić, aby ona mu zaufała.
- Tak, to jedna z jego lalek. Przepiękna, prawda? Wykonał ją dla naszej wspólnej znajomej...
- Niech zgadnę, dla Madeleine? - spytała Sophie. Błazen pokiwał głową.
- Dokładnie tak - odparł.
- Jeśli mogę spytać, gdzie jest teraz Jason? - zapytała dziewczyna.
- Jason jest...zajęty pracą, nad innymi zabawkami. W tym czasie kazał mi zająć się sklepem - odpowiedział Candy.
- Naprawdę? To dziwne. Mówił, że przez kilka dni będzie zajęty naprawianiem tej lalki, że zamknie sklep i że nie chce niczyjej pomocy. W każdym razie, nie chciał mojej pomocy - odparła cicho Sophie.
- Cóż, Jason jest dziwnym i zmiennym człowiekiem. Ale przy tym bardzo odpowiedzialnym. Pewnie z jednej strony obawiał się, czy dasz sobie z tym radę sama, a z drugiej strony zapewne nie chciał wymagać od ciebie aż tak wiele. W końcu idealne zajęcie się tym jego sklepem, tak, aby Jason był zadowolony, wymaga mnóstwa czasu i graniczy niemal z cudem - odparł Candy. Po raz pierwszy podczas rozmowy z nim dziewczyna uśmiechnęła się lekko. Rozejrzała się przelotnie po sklepie, podziwiając wystawy składające się z zabawek Jasona. Nie zatrzymała jednak nigdzie wzroku na dłużej, i już po chwili ponownie spojrzała na błazna.
- To fakt, Jason wydaje się być strasznym pedantem. Nic oprócz perfekcji się nie liczy - odparła.
- Dokładnie - stwierdził Candy. Korzystając z tego, że udało mu się trochę rozbawić Sophie, postanowił się do niej zbliżyć. Podszedł do niej, ale w tym samym momencie dziewczyna znów stała się czujna i uważna. Coś jej tutaj nie pasowało. W sklepie Jasona, zamiast Jasona, spotkała dziwnego mężczyznę z długimi, niebieskimi włosami, kolorowym makijażem i w stroju błazna? To brzmiało co najmniej dziwnie, jak początek kiepskiego żartu. Nie była do końca pewna, co tu się dzieje, ani czy może temu mężczyźnie w stu procentach wierzyć. Najchętniej jak najszybciej by stamtąd wyszła, ale wcześniej chciała jeszcze porozmawiać z Jasonem i upewnić się, że wszystko w porządku.
- Tak więc... - zaczęła cicho, cofając się kilka kroków. - Jesteś przyjacielem Jasona? - spytała. Candy pokiwał głową. - To dziwne. Znamy się już trochę czasu i nigdy o tobie nie wspominał - dodała Sophie.
- Moja relacja z Jasonem jest...skomplikowana. Tak, to chyba odpowiednie słowo. W każdym razie, on o tobie trochę mi opowiadał. Niewiele, ale zawsze coś. Mówił, że...pomogłaś mu poradzić sobie z pewną stratą - powiedział błazen.
- Stratą? - zdziwiła się Sophie.
- Jak to? To ty nic nie wiesz? - Candy Pop udał zaskoczenie. - Jason miał bardzo bliską przyjaciółkę, która umarła - dodał.
-C-co? Jak to? Jason nigdy o tym nie wspominał - powiedziała Sophie. Choć, jeśli miałaby być szczera, od jakiegoś czasu podejrzewała, że coś podobnego musiało mieć miejsce. Jason kilka razy wspominał o stracie całej tej Madeleine, a to znaczyło, że albo z jakiegoś powodu przestali się przyjaźnić, albo ona... umarła. Błazen tylko potwierdził jej przypuszczenia.
- Widać nie chciał cię tym obarczać. Ale faktem jest, że byli ze sobą naprawdę bardzo blisko i Jason mocno przeżył tą stratę. Przeżywa ją właściwie nawet do teraz, szczególnie w tym czasie - odparł Candy.
- Co? Dlaczego? - spytała Sophie. Nagle ich rozmowę przerwały na krótko hałasy dobiegające z zaplecza. Oboje niemal jednocześnie popatrzyli w tamtą stronę. Gdy Candy zostawił Jasona i Jacka, ci nawet tego nie zauważyli, zbyt zajęci walką. A on planował zabrać to, co było mu najbardziej potrzebne do rytuału, i czym prędzej zniknąć. Teraz błazen oderwał wzrok od drzwi i spojrzał niepewnie na lalkę, a potem na dziewczynę, która nadal spoglądała w stronę zaplecza. Musiał szybko podjąć decyzję. Ta dziewczyna była czymś niezwykłym, czego w ogóle się nie spodziewał i nie wziął tego pod uwagę. W końcu się zdecydował.
- Co to za hała...
- Nieważne - przerwał dziewczynie Candy Pop. Sophie spojrzała na niego zaskoczona. - Chcesz pomóc Jasonowi? Chcesz, żeby poczuł się lepiej? Żeby cierpiał mniej? - spytał.
- Oczywiście, że tego chcę, jest moim przyjacielem! - zawołała dziewczyna. Candy Pop uśmiechnął się lekko, zadowolony z siebie. Na razie wszystko znów układało się zgodnie z jego planem i, choć czekało go trudne zadanie, miał szansę odnieść sukces.
- W takim razie na pewno zgodzisz się mi pomóc, prawda, cukiereczku? - spytał. Nagle znalazł się tuż przed dziewczyną. Zupełnie jakby się teleportował. Jeszcze chwilę temu stał o wiele dalej... - pomyślała zaskoczona dziewczyna. Coraz mniej podobało się jej to wszystko i czuła, że zmierza to w nie najlepszym kierunku. Ten głos, który czasem się w niej odzywał i mówił jej, że coś tutaj nie gra, tym razem odezwał się w niej z jeszcze większą siłą. Chciał ją ostrzec. Sophie czuła, że coś tutaj jest naprawdę bardzo nie tak i że powinna jak najszybciej opuścić to miejsce, przynajmniej na razie. Uśmiechnęła się niepewnie.
- Oczywiście, z wielką chęcią, odezwę się później i ustalimy szczegóły tego, co mam zrobić i w jaki sposób pomóc, dobrze? - spytała. Następnie zrobiła kilka kroków w tył i odwróciła się, chcąc czym prędzej stąd wyjść. W tej samej chwili usłyszała dźwięk naciskanej klamki. Poczuła przy tym czyjąś rękę na swoim ramieniu. Candy Pop zatrzymał ją i szarpnął do tyłu, w swoją stronę. Błazen mocno wbił palce w jej ciało. Sophie niemal od razu rzuciła się do przodu, chcąc się wyrwać, ale Candy Pop ponownie ją do siebie przyciągnął. Chciała na niego nakrzyczeć, spytać go, co on robi, co sobie wyobraża i że ma ją puścić, ale nie zdołała. Drugą ręką błazen zakrył jej usta, nim zdążyła cokolwiek powiedzieć.
- Nigdy nie sądziłem, że przydadzą mi się też jakieś inne zaklęcia z tej księgi - powiedział cicho. W jego głosie słychać było zadowolenie oraz rozbawienie. Sophie była coraz bardziej przerażona. Jaka księga? Jakie zaklęcie? - pomyślała ze strachem, próbując mu się wyrwać. Następnie usłyszała, jak błazen wymamrotał kilka niezrozumiałych dla niej słów. W tym czasie w jej głowie zrodził się jakiś plan. Ugryzła błazna, których cofnął swoją dłoń i cicho zaklął.
- Ty mała dziwko, zapłacisz mi za to! - zawołał. Sophie zignorowała jego słowa i zamiast tego krzyknęła najgłośniej, jak potrafiła.
- Pomocy! Pomocy, ratunku! Jason! - zawołała, próbując się z całych sił wyrwać błaznowi. Candy ponownie mocno ją chwycił, zasłonił jej usta i dokończył zaklęcie niemal w tej samej chwili, w której drzwi prowadzące na zaplecze utworzyły się nagle.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro