Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Pozbyć się przeszkód

Zdecydował, że po prostu pójdzie do tego domu. Po drodze postara się wymyślić, jak pozbyć się stamtąd Jasona i Jack'a. Nie mógł jednak dłużej czekać. Wizyta tych trzech stworów (trudno ich nadal nazywać ludźmi) przypomniała mu, dlaczego musi się spieszyć. Nie był pewien, na ile może ufać temu całemu Zalgo i ile czasu ma, aby pomóc swojej siostrze. Tak więc, jak zaplanował, udał się w drogę do domu, którego poniekąd dotyczyło jego zadanie.

Kiedy dotarł na miejsce, miał już idealny, według niego, plan, który nie był aż tak wielkim kłamstwem. Jason i Jack, po tym, jak odprowadzili Madeleine, zdecydowali się jak zwykle wrócić na kilka godzin do jej, a właściwie teraz już ich wszystkich, domu. Planowali zająć się czymś, a potem jak zawsze wrócić po swoją przyjaciółkę. Jack zdecydował się zająć robieniem słodyczy, a Jason postanowił dokończyć naprawę pudełka z wyskakującym pajacykiem, które Madeleine ostatnio kupiła w "Sklepie Andersona". Usiadł na krześle w kącie kuchni, aby nie przeszkadzać klownowi, który najwidoczniej dostatecznie dobrze bawił się sam ze sobą. Kiedy błazen stanął przed bramą, użył po prostu domofonu. Gdyby, w najgorszej okoliczności, otworzyła mu dziewczyna, o którą chodziło, raczej nie powinna się go aż tak bardzo wystraszyć, skoro już mieszka z dwójką morderców. Tak się jednak nie stało. Rozległ się brzęczący dźwięk, a po chwili błazen bez problemu mógł już wejść na teren posesji, co mocno go zaskoczyło. Znacznie bardziej zaskoczony był jednak Jason, kiedy ujrzał stojącego przed bramą Candy Pop'a. Zdecydował się jednak wpuścić go, aby dowiedzieć się, dlaczego tutaj przyszedł. Wyskoczył z domu, jakby ten właśnie się palił, i jak najszybciej skierował się w stronę błazna, który zdążył dopiero przejść przez bramę.

-Co ty tutaj robisz?-spytał zaskoczony Jason.

-Mi też miło cię widzieć, zwłaszcza po tym, jak pomogłeś mi znaleźć mojego kolegę-odparł Candy Pop.

-Ok, ok. Cześć, miło mi cię widzieć, zwłaszcza po tym, jak pomogłeś mi znaleźć mojego...kolegę-odparł Jason.

-To brzmi o wiele lepiej-powiedział błazen.

-No więc co tutaj robisz?-powtórzył lalkarz.

-Przyszedłem, gdyż potrzebuję waszej pomocy. Twojej i Jack'a. Właściwie to potrzebuję pomocy od kogokolwiek-odparł błazen smutnym tonem.

-Co się stało?-zaniepokoił się Jason.

-Chodzi o moją siostrę-powiedział błazen.

-Candy Cane? Co z nią?-zdziwił się lalkarz.

-Chodzi o to, że miałem się z nią tutaj spotkać, ale to się nie udało. Nie przyszła na spotkanie i obawiam się, że coś jej się mogło stać-odparł Candy Pop.

-Niby dlaczego tak myślisz?-zapytał Jason.

-Kiedy widzieliśmy się ostatnio, mówiła, że ostatnio na jej trop wpadła policja i nie chcą się od niej odczepić. Byłem pewien, że to nic takiego i jak zawsze sobie poradzi, ale boję się, że jednak jej się nie udało-wyjaśnił błazen.

-W takim razie skąd masz pewność, że uda ci się ją tutaj znaleźć?-zapytał lalkarz.

-Nie mam, ale nie zaszkodzi spróbować, nie? Pomożecie mi?-spytał Candy Pop.

-Myślę, że tak. Zaraz zapytam Jack'a. Ale skąd właściwie wiedziałeś, gdzie mieszkamy?-zapytał Jason. Tym pytaniem zaskoczył błazna, który wcześniej nie pomyślał, że może je usłyszeć. Natychmiast się zestresował, ale na szczęście wpadł na pewien pomysł.

-Jack mi powiedział, jak się spotkaliśmy-powiedział Candy Pop. Liczył na to, że Jason nie spyta o to klowna, a jeśli tak, to będzie musiał coś jeszcze wymyślić.

-Aha. W takim razie wejdź na chwilę-powiedział Jason. Nie za bardzo uśmiechało mu się zapraszanie morderczego błazna do domu Madeleine, ale wiedział, że jest mu to winien, w końcu właśnie dzięki niemu odnalazł Jack'a. Kazał zaczekać błaznowi w przedpokoju, podczas gdy sam poszedł do klowna.

-Mamy gościa-powiedział Jason, wchodząc do kuchni.

-Kogo? Madeleine już wróciła?-spytał Jack.

-Nie. Przyszedł Candy Pop i prosi, żebyśmy pomogli mu poszukać siostry-powiedział Jason.

-Candy Pop? A co on tutaj robi?-zdziwił się klown.

-Powiedział, że ty mu powiedziałeś, jak tutaj dotrzeć-odparł lalkarz.

-Naprawdę?-zdziwił się Jack.

-Było tak?

-Nie mam pojęcia. Nie pamiętam niczego takiego, ale szczerze mówiąc, nie bardzo zwracałem uwagę na to, co sam mówię, wtedy kiedy opuściłem was i spotkałem Candy'ego-powiedział po chwili namysłu Jack. Jason wetschnęł.

-Następnym razem nie opowiadaj od razu pierwszej lepszej napotkanej creepypaście, gdzie mieszkamy. Nie chodzi tutaj ani o mnie, ani tym bardziej o ciebie, ale to może się źle skończyć dla Madeleine-upomniał klowna Jason.

-Ok, ok, już nie będę. Zresztą, nie mam już zamiaru za często spotykać się z innymi creepypastami-odparł Jack, idąc za lalkarzem do przedpokoju.-Część Candy-dodał, widząc niebieskiego błazna. Wydał się Jack'owi dziwnie smutny, jakby czymś przejęty, ale kto by się nie martwił, gdyby zniknęła mu siostra. Jednakże na widok Jack'a Candy Pop otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.

-Jesteś...kolorowy?!-zawołał zaskoczony.

-Aaa, no fakt, nie da się ukryć, że nabrałem trochę kolorów-odparł klown.

-Jak to możliwe?-zdziwił się błazen. Jack spojrzał na Jasona, jakby szukał u niego aprobaty dla słów, które właśnie chciał wypowiedzieć, a potem odparł:

-Zaprzyjaźniłem się z pewną dziewczyną i sądzę, że dzięki niej odzyskałem kolory-wyjaśnił klown.

-Zaprzyjaźniłeś się? Ty? Niemożliwe!-zawołał błazen.

-Jak widać możliwe. Ona jest wyjątkowo. Jason też się z nią od dawna przyjaźni-powiedział Jack.

-Naprawdę? I pewnie mieszkacie tutaj razem z nią?-zapytał Candy Pop.

-Tak. Skąd wiedziałeś? O tym też ci mówiłem?-zdziwił się klown.

-Nie, ale domyśliłem się-odrzekł błazen. Jego głos brzmiał dziwnie, jakby smutno, ale jednocześnie Candy mówił takim tonem, jakby ich za coś przepraszał.

-Więc zapodziała ci się Candy Cane?-zapytał nagle Jason, zmieniając w ten sposób temat.

-Dokładnie tak. Chcę jej poszukać. Pomożecie mi?-spytał błazen.

-Wydaje mi się, że nie będzie problemu-powiedział klown.

-Mi też się tak wydaje. Mamy trochę czasu-dodał lalkarz.

-Świetnie. Więc chodźmy. Możemy przeszukać las, a potem, na przykład, sprawdzić posterunek policji-powiedział Candy Pop.

-No to nie stójmy tak i nie traćmy czasu-powiedział klown, po czym uśmiechnął się radośnie. Następnie całą trójką wyszli z domu. Rzeczywiście zdecydowali się najpierw przeszukać las, gdyż to było najbezpieczniejsze miejsce. Zaplanowali, że dopiero później, jeśli będzie trzeba i starczy im czasu, sprawdzą w miasteczku. Jason i Jack ostrzegli swojego kolegę, że mogą mu towarzyszyć tylko kilka godzin, bo potem muszę iść po Madeleine, która jest w pracy. Candy Pop od razu wiedział, co to dla niego znaczy. Już wcześniej po swobodnym zachowaniu się ich obydwu domyślił się, że dziewczyny nie ma w domu. Raczej nie rozmawialiby z nim tak na luzie, gdyby istniało ryzyko, że on i ta cała Madeleine się spotkają. To, że dziewczyna jest w pracy, oznaczało, że towarzyszą jej ludzie. Czyli Candy Pop musiał zrobić wszystko, aby zatrzymać Jasona i Jack'a jak najdłużej i aby Zalgo mógł zająć się duszą dziewczyny. Czuł się potwornie z tego powodu, że musi oszukać swoich przyjaciół, ale najważniejsza była dla niego jego siostra. Candy Pop może i był bezdusznym mordercą, ale Candy Cane była w końcu jego bliźniaczką, którą kochał i nie chciał, żeby coś się jej stało. A Jason i Jack to tylko... koledzy, których lubił. Szkoda tylko, że muszę ich wykorzystać, aby ją ocalić-pomyślał ze smutkiem błazen.

~*~

-Więc od czego zaczniemy?-zapytał Toby. On, Masky i Hoodie znajdowali się właśnie w jakimś miasteczku, do którego wysłał ich Slenderman. Miejsce, gdzie cyrk "Arlekinada" miał mieć swój następny występ sprawdzali już inni proxy. Miasto, w którym Slenderman natknął się na cztery ciała martwych nastolatków i gdzie wyczuł dużą ilość demonicznej energii było już sprawdzone. Dlatego na wszelki wypadek cała ich trójka została jeszcze wysłana, aby sprawdzić miejsce, gdzie cyrk zagościł jeszcze wcześniej.

-Chodźmy do biblioteki. Może znajdziemy tam coś ciekawego, a do tego jeszcze ludzie lubią zostawiać w takich miejscach różne ogłoszenia jak na przykład zaproszenia do cyrku-powiedział Masky. Na szczęście, kiedy wyruszali na misje, chroniły ich czary (lub moce, jak kto wolał) Slendermana i nikt nie zwracał uwagi na trójkę zamaskowanych nastolatków z bronią różnego rodzaju, która weszła do biblioteki.

-C-co r-r-robimy?-zapytał Hoodie.

-Ty pójdziesz poszukać, czy nie ma czegoś w gazetach. Toby, idź sprawdzić plakaty i ulotki. Ja pójdę z kimś porozmawiać-powiedział Masky. Zrobili tak, jak on zarządził. Hoodie poszedł sprawdzić najnowsze wydania gazet, Toby miał zaś ogarnąć ogłoszenia wiszące na jednej ze ścian i ulotki, które można było wziąć ze specjalnie przeznaczonej do tego półki. Masky podszedł zaś prosto do lady. Było już dość późno i w bibliotece było niewielu ludzi.

-Dzień dobry-powiedział do dziewczyny siedzącej za ladą. Pierwszą rzeczą, na jaką zwrócił uwagę, było to, że dziewczyna była bardzo ładna.

-Dzień dobry-odpowiedziała mu i uśmiechnęła się.-W czym mogę pomóc?-spytała.

-Chciałbym zapytać o cyrk-odparł Masky.

-O cyrk?-zdziwiła się dziewczyna.

-Tak. Nazywa się chyba "Arlekinada"-powiedział chłopak.

-Faktycznie, ten cyrk był ostatnio w naszym mieście. Mamy nawet nadal ogłoszenia i jeszcze nie zdjęliśmy plakatu, ale sam cyrk już dawno odjechał-powiedziała dziewczyna.

-A nie stało się w związku z tym mieście coś dziwnego? Może ktoś się zgubił albo zaginął?-zapytał Masky.

-Nie...-powiedziała niepewnie Madeleine. Niestety słowa chłopaka przywołały wspomnienia o tym, jak sama omal nie została porwana. I zabita.

-Coś się stało?-zapytał Masky. Służąc Slendermanowi, nauczył się wyczuwać zmiany w ludzkim nastroju. Właściwie to nauczył się bardzo wielu rzeczy, bo służba u Slendermana nie była łatwa.

-Nie, nic-odpowiedziała dziewczyna i ponownie się uśmiechnęła. Jednak tym razem ten uśmiech wydał się chłopakowi sztuczny.

-Na pewno?-spytał Masky.-Może moglibyśmy porozmawiać w jakimś lepszym miejscu? Albo jak skończy pani pracę?-zapytał jeszcze chłopak, po tym jak musiał na chwilę odejść od lady, aby jakaś inna dziewczyna mogła wypożyczyć książkę.

-Z chęcią, ale nie mogę teraz zrobić sobie przerwy, a po pracy przychodzą po mnie Jason i Jack...-powiedziała Madeleine, nim zdążyła pomyśleć i ugryźć się w język.

-Jason i Jack?-powtórzył Masky.

-Tak, moi przyjaciele-powiedziała dziewczyna. Ton jej głosu wydał się chłopakowi mocno nerwowy.

-Ok, w takim razie dłużej pani nie przeszkadzam-powiedział, po czym pożegnał się. Potem wyszedł z biblioteki i przed wejściem zaczekał na swojego brata i drugiego towarzysza.

-Toby i ja jeszcze trochę pokręcimy się po mieście, a ty zaczekaj tutaj i sprawdź tę dziewczynę. Wydaje mi się jakaś dziwna. Coś...nie daje mi spokoju. Ok, Hoodie?-powiedział Masky. Każdy proxy dość szybko uczył się, nawet nieświadomie, łączyć ze sobą pozornie niezwiązane fakty. Służba u Slendermana to nie była szkoła baletowa. Trzeba było mieć pewność, że można ufać własnej intuicji i rzeczywiście z niej korzystać.

-D-dobra-odparł jego brat.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro