Powrót Madeleine
- Co jeszcze będzie potrzebne? - spytał Jason, krzyżując ręce. Candy zaczął wymieniać, odliczając na palcach.
- Ostry nóż, kielich, najlepiej złoty albo srebrny, coś martwego, najlepiej jakieś zwierzę, do tego kamienie, masa kamieni, najlepiej takich wielkości pięści i kilka ziół, dziewanna, jaskółcze ziele, koniczyna, wrotycz. Z tego wszystkiego mam dziewannę i wrotycz, resztę trzeba będzie zdobyć - powiedział Candy.
- Koniczyna raczej nie powinna być problemem, ale co z tym jaskółczym zielem? Co to w ogóle jest? - spytał Jack. Candy wzruszył niedbale ramionami.
- Zioło, przecież powiedziałem. Dość pospolite, rośnie niemal wszędzie oprócz gór, ale ja niestety miałem pecha i na nie nie trafiłem. Trzeba będzie go poszukać - odparł błazen. Jason potarł lekko palcami swoje skronie, bo czuł, że od tego wszystkiego zaczyna go boleć głowa. Nie wspominając o tym, że był już zmęczony, musiał jednak najpierw doprowadzić to wszystko do końca. Dla Madeleine.
- Dobra, ostry nóż na pewno mam. Złoty kielich też się znajdzie - powiedział.
- A skąd ty masz niby złoty kielich? - zapytał Jack.
- Nie mamy teraz czasu żebym ci to tłumaczył. Mam i już. Bywało się w różnych miejscach i dostawało różne rzeczy, tyle - odparł Jason, nawet nie patrząc na klowna. Ten zaś zacisnął ze złości dłonie w pięści, ale nic więcej nie powiedział. Nie mógł się doczekać, aż Madeleine do nich wróci i wreszcie będzie mógł zająć się swoją przyjaciółką. I być może lepiej mu będzie wtedy znieść Jasona. Może nawet Madeleine uznałaby Jasona za winnego jej śmierci i została tylko z Jack'iem? W takiej sytuacji lalkarz wściekłby się i mógłby nawet zagrozić dziewczynie, ale Jack nie zamierzałby jej znowu stracić. Ochroniłby ją przed Jasonem, był tego pewien. Wiedział jednak, że to tylko jego marzenia. Poznał już Madeleine i nie uważał, aby była ona zdolna znienawidzić i zostawić Jasona, niestety. W jego głowie tliła się też okropna myśl, że być może będzie dokładnie na odwrót, być może to jego Madeleine uzna za winnego jej śmierci. Ale nie chciał nawet dopuszczać do siebie tej myśli. Nie przeżyłby odrzucenia przez kolejnego przyjaciela. - Martwe zwierzę i kamienie też trzeba będzie załatwić - dodał Jason.
- Jack i ja możemy się tym zająć, podczas gdy ty zajmiesz się lalką Madeleine - zasugerował Candy. Klown spojrzał na błazna.
- To chyba dobry pomysł - stwierdził. Jason zamyślił się na chwilę. Musiał jeszcze raz poszukać lalki Madeleine i tym razem nie było innej opcji niż znalezienie jej. Doskonale o tym wiedział. Była jednak jeszcze jedna kwestia. Sophie. Mimo że wizja odzyskania Madeleine była wspaniała i obiecująca, nie była też pewna. Mogło się nie powieść. Tak czy inaczej Jason nie chciał, przynajmniej na razie, tracić Sophie, która była dla niego namiastką Madeleine. Była niczym jej zamiennik i dzięki temu Jason codziennie czuł się lepiej z myślą, że może nie ma już Maddie, ale za to jest przynajmniej Sophie. Nie chciał, aby którekolwiek z tych dwojga dowiedziało się o Sophie. Byłoby to zbyt ryzykowane. Poznali Madeleine i przez to teraz ona nie żyła, nie zamierzał więc znowu ryzykować. Nie chciał znów tracić kogoś tak ważnego. Miał więc wiele rzeczy do pogodzenia ze sobą i musiał to wszystko rozegrać jak najlepiej. Po chwili jednak w jego głowie zaczął powstawać jakiś plan.
- Tak, tak, to dobry pomysł - powiedział. Jack i Candy spojrzeli na niego nieco zdziwieni. Jason zdawał sobie sprawę, że ton jego głosu zdradzał jego zdenerwowanie, więc odchrząknął lekko, aby móc mówić pewniej. - Tak jak powiedziałem, moim zdaniem to dobry pomysł. Sporo mamy tego wszystkiego do załatwienia, więc trochę nam to pewnie zajmie. Wy nie potrzebujecie snu, co dobrze się składa. Jest noc, więc pewnie trudno będzie znaleźć jakiekolwiek zioła, ale za to to idealny moment na poszukiwanie jakiegoś martwego zwierzaka i przyniesienie go... Gdzie właściwie przeprowadzimy ten rytuał? - spytał Jason. Po chwili na Candy'm spoczęły spojrzenia ich obu.
- Najważniejsze to zgromadzić wszystkie potrzebne rzeczy. Rytuał można przeprowadzić wszędzie, w twoim sklepie, albo w jakimś odosobnionym miejscu, w jaskini na przykład, jeśli boisz się o swój sklep - odparł Candy. Przynajmniej tym razem mówił szczerą prawdę.
- O tyle dobrze, że nie będzie trzeba szukać żadnego specjalnego miejsca. A jak dokładnie będzie on przebiegał? - zapytał Jason. Candy bez zająknięcia wyrecytował z pamięci kłamstwo, które uszykował sobie specjalnie na tą okazję, gdy będzie musiał odpowiedzieć na takie pytanie.
- Trzeba będzie powiedzieć zaklęcie, trzymając w ręce nóż, a potem z jego pomocą wyciąć na kamieniach odpowiednie symbole - powiedział.
- Chcesz ciąć nożem kamienie? - spytał podejrzliwie Jack. Candy przewrócił oczyma.
- Po to właśnie jest to zaklęcie, aby można było to zrobić - powiedział. - Potem należy ułożyć z nich okrąg, a w tym okręgu zmieszać krew czegoś martwego, w naszym przypadku będzie to jakiś zwierzak, z tymi ziołami, co trzeba zrobić najlepiej w złotym lub srebrnym naczyniu. Następnie trzeba to wylać na ciało osoby, którą chce się wskrzesić. My zamiast ciała będziemy mieli lalkę, ale ona jest wykonana z ciała Madeleine, więc powinno zadziałać - dodał błazen.
- Powinno? - spytał Jack.
- Nigdy tego nie robiłem ani też nie jestem znawcą nekromancji, ale moja wiedza oraz to, co wyczytałem w tej księdze pozwalają mi stwierdzić, że z dużym prawdopodobieństwem odniesiemy sukces - odparł błazen.
- Cudownie, po prostu cudownie. Tyle zachodu i nawet nie mamy pewności, że to zadziała - wymamrotał cicho Jason, po czym odwrócił się i podszedł na chwilę do lady. Candy przyglądał mu się nieco zaskoczony, podczas gdy Jack cały czas mierzył go podejrzliwym spojrzeniem.
- A co z Cane? - spytał klown. Candy spojrzał na niego zupełnie zbity z tropu.
- Co z Cane? - powtórzył za Jack'iem. Zupełnie nie wiedział, o co może chodzić klownowi.
- Jak zamierzasz wskrzesić ją? Powiedziałeś, że muszą być wskrzeszone razem - odparł Jack. O tym fakcie zapomniał, wymyślając swoją wymówkę. Od dawna już otaczał się kłamstwami i wiedział, że musi tym bardziej się pilnować. Jedna pomyłka może wszystko zniszczyć. Cały misterny plan obróci się w pył. Ta sytuacja była tylko tego potwierdzeniem. Musiał jak najszybciej coś wymyślić. Czuł na sobie uważne, świdrujące spojrzenia ich obu, co tylko bardziej go denerwowało. Nie mógł jednak pozwolić sobie nawet na chwilę słabości, musiał działać. Działać pewnie, tak, aby wszyscy, łącznie z nim samym, odnieśli wrażenie, że wie, co robi. Zastanowił się przez chwilę, czy to nie zakrawa już o oszukiwanie samego siebie, ale szybko stracił tym zainteresowanie. Nie miał czasu, aby zaprzątać sobie głowę takimi drobiazgami.
- Madeleine i Cane, tak jak mówiłem wcześniej, zginęły właściwie z powodu tej samej istoty - na początku mówił cicho, bez przekonania, bo sam właściwie do końca nie wiedział, co zamierza powiedzieć. W miarę jednak jak w jego głowie rodziło się i kształtowało kolejne kłamstwo, mówił z coraz większym przekonaniem. - Wyczytałem też w tej księdze, że jeśli wskrzesza się kilka osób, których śmierci były w jakiś sposób połączone, prawdopodobieństwo sukcesu jest większe - dodał. Jason wrócił do szukania czegoś za swoją ladą, ale Candy nie miał wątpliwości, że nadal uważnie się im przysłuchuje.
- Jakim cudem? Skoro wskrzesza się kilka osób, to to chyba powinno być trudniejsze - stwierdził Jack.
- Tak, w teorii. Ale w praktyce... Wskrzeszanie polega na tym, aby przyzwać duszę i wprowadzić ją z powrotem do ciała. A jeśli nie ma się ciała, to potrzeba jakiegoś przedmiotu związanego ze wskrzeszaną osobą, choć wtedy jest mniejsza szansa na powodzenie. W każdym razie, każda z takich przyzywanych dusz ma swoją...energię życiową. I tą energię wykorzystuje się też przy wskrzeszaniu danej osoby. A gdy wskrzesza się więcej osób, które zginęły z tego samego powodu, mają one razem więcej takiej energii niż miałyby osobno - wyjaśnił Candy.
- To brzmi tak nieprawdopodobnie, że aż chyba uwierzę, że mówisz prawdę - stwierdził Jason, który w tym czasie ponownie do nich podszedł. - Gdybyś chciał nas oszukać, wymyśliłbyś raczej coś bardziej prawdopodobnego, prawda? - dodał, przyglądając się uważnie Candy'emu. Błazen przez chwilę czuł się, jakby spojrzenie lalkarza prześwietlało go na wylot i jakby Jason znał całą prawdę i wiedział, że to wszystko to kłamstwo. Zaraz jednak pozbył się ze swojej głowy tak absurdalnych myśli. To nonsens. Gdyby Jason odkrył, że to kłamstwo, już dawno zrobiłby ze mnie lalkę - pomyślał.
- Dokładnie, nie jestem przecież idiotą. Nie mówiłbym czegoś tak dziwnego i nieprawdopodobnego, gdyby to nie była prawda. Zresztą, nie zmuszam was do udziału w tym wszystkim. Ostatecznie sam mogę spróbować wskrzesić, ale tylko Cane - odparł. W duchu jednocześnie gratulował sobie za tak śmiałą prowokację i opanowanie sytuacji, ale też umierał ze strachu przez myśl, że Jason i Jack mogą się wycofać z tego wszystkiego w ostatniej chwili. A on potrzebował ofiary do rytuału.
- Nic na tym nie stracimy, jeśli spróbujemy - stwierdził po chwili namysłu Jack. Jason, chcąc nie chcąc, musiał przyznać mu rację. Bez względu na to, czy Candy kłamał, czy mówił prawdę, nie wyglądało na to, aby groziła mu jakaś strata. Mógł za to odzyskać Madeleine. Wciąż nie do końca ufał temu błaznowi, nie po tym wszystkim, czego się dopuścił. Nie chciał z nim współpracować już nigdy więcej, a zwłaszcza, jeśli chodziło o Madeleine, ale wiedział jedno. Nie wybaczyłby sobie, gdyby nie spróbował jej wskrzesić.
~*~
- Zmarnowaliśmy tyle czasu na twoje bezsensowne pytania! I na szukanie głupiego kielicha... Sam byś sobie z tym poradził! - zawołał Jack. Nic więcej nie zdołał dodać, bo Candy stanowczo pociągnął go w stronę drzwi.
- Jack, przymknij się. Skoro tak żal ci straconego czasu, nie marnuj go już więcej na swoje gadanie - powiedział błazen. Klown niechętnie odwrócił się i poszedł za Candy'm w stronę wyjścia.
- Znacznie ciężej będzie zdobyć martwe zwierzę o tej porze. Znaczy, trudno będzie je tutaj niezauważenie przenieść - stwierdził klown, zanim wyszli.
- To zajmiemy się w tym czasie zbieraniem kamieni - odparł Candy.
- A nie moglibyśmy ich po prostu wyczarować? I ty i ja to potrafimy - zasugerował Jack.
- Mógłbyś uważać, gdy udzielałem odpowiedzi na pytania Jasona. Nie, nie możemy tego zrobić. Księga wyraźnie zabrania tego. Musimy własnoręcznie pozbierać, poszukać, ukraść lub stworzyć rzeczy potrzebne do rytuału. Jeśli wykorzystamy w nim cokolwiek, co powstało dzięki magii, diabli wezmą cały rytuał - odparł Candy.
- Naprawdę? Dlaczego? - spytał Jack. Błazen wzruszył ramionami, po czym stanął przed drzwiami wyjściowymi i spojrzał na Jack'a.
- A czy to ja ten rytuał układałem? - odparł.
- Gdzie to jest niby napisane w tej książce? - spytał klown.
- Mam ci teraz pokazywać? I tak tego nie zrozumiesz, poza tym jeszcze przed chwilą żal ci było straconego czasu na bezsensowne pytania Jasona, więc nie postępuj tak jak on - odparł błazen. Zirytowany Jack jakimś cudem powstrzymał się od wbicia swoich pazurów w twarz Candy'ego, po czym oboje stali się niewidzialni i w końcu wyszli ze sklepu. Jason odetchnął z ulgą. Choć od samego początku, gdy tylko usłyszał o tym, że można wskrzesić Madeleine oraz co jest do tego potrzebne, palił się do działania, musiał zachować rozwagę. Przez to, zanim ostatecznie zdecydował się pomóc Jack'owi i Candy'emu, pół nocy zadawał im wszelkie dręczące go pytania, aby ostatecznie rozwiać swoje wątpliwości. Potem jak najdłużej starał się zająć czymś ich uwagę, aby jak najbardziej opóźnić ich wyjście po potrzebne składniki. Oczywiście najchętniej zrobiłby wszystko od razu, ale... Nie mógł ryzykować, że Jack i Candy spotkają Sophie.
Nie była ona Madeleine, ale mimo to stała się kimś mu bliskim. Nie chciał ryzykować, aby i ją spotkał przez tą dwójkę podobny los jak jego poprzednią przyjaciółkę. Poza tym, jeśli wskrzeszenie nie udałoby się, nie miałby Madeleine, ale miałby przynajmniej Sophie. To kolejny powód, dla którego pod żadnym pozorem nie chciał im mówić o tej niezwykłej dziewczynie. Uznał, że najlepiej będzie wysłać Candy'ego i Jack'a po potrzebne przedmioty za dnia, aby uniknąć ich spotkania z Sophie, a gdy ona się tutaj zjawi, zabronić jej przychodzenia do jego sklepu, przynajmniej na jakiś czas. Było to ryzykowne, ale mniej podejrzane, niż gdyby Jason nagle zaproponował przeniesienie sklepu w zupełnie inne miejsce. A Jack i Candy byli inteligentni i mogliby się w takim przypadku domyślić, że coś tutaj nie gra.
W oczekiwaniu na przyjście Sophie, Jason postanowił zająć się ostatnią rzeczą, którą miał jeszcze do zrobienia. Teraz już naprawdę musiał znaleźć lalkę Madeleine i nie było opcji, żeby mu się to nie udało. Postanowił jeszcze raz dokładnie przeszukać cały sklep. Gdyby sytuacja tego wymagała, gotów byłby nawet rozebrać go cegła po cegle, deska po desce, aby ją odszukać. Zaczął od swojego warsztatu. Musiał szukać dokładnie, ale jednocześnie szybko, chciał się wyrobić, zanim wrócą Candy i Jack. Sprawdził najpierw swój pokój, potem swoją pracownię, ale żadna z lalek nie była jego Madeleine. Jason przyjrzał się lalce, nad którą zaczął pracować tuż po tym, jak skończył Madeleine. Mimo że przez tak długi czas nie tworzył zabawek z ludzi, ta udała mu się, wyglądała wyjątkowo pięknie, przez co Jason zostawił ją dla siebie, zamiast wystawić w sklepie. Miała długie, lekko kręcone, kasztanowe włosy i zielone oczy. Cerę miała jasną, z piegami. Przypominała mu trochę Madeleine, ale jednak nieco się od niej różniła. Jason wykonał dla niej zieloną sukienkę, która podkreślała kolor jej oczy, długą do kolan. Dość prostą, gdyż w tym wypadku prostota dodawała jego zabawce urody. Była naprawdę piękna i Jason był z niej szczerze dumny, gdy ją stworzył. Teraz jednak na jej widok czuł tylko wściekłość. W porównaniu do jego Madeleine, prawdziwej Madeleine, była tylko zwykłą zabawką. Do tego ta lalka, ta nic nie znacząca lalka, nadal tu była, podczas gdy Maddie zaginęła. Pod wpływem impulsu Jason po prostu strącił lalkę z biurka z taką siłą, że ta poleciała parę metrów i uderzyła prosto w ścianę, na której się rozbiła. Jej resztki spadły na ziemię, po czym nagle w pokoju zaległa cisza. Już wcześniej było tutaj cicho, jednak teraz Jason miał wrażenie, jakby wręcz cały świat na chwilę się wyciszył. Już po chwili jednak to wrażenie zniknęło.
- Jason?! Wszystko dobrze?! - głos dochodził ze sklepu. I mógł należeć tylko do jednej osoby. Właściwie do dwóch, ale Madeleine jeszcze nie żyła, więc musiała to być Sophie. Nawet mówiły podobnie, przez co czasem zdarzało mu się naprawdę zapominać, że ma do czynienia z kimś innym, a nie ze swoją najlepszą przyjaciółką. Na dźwięk jej głosu, Jason ucieszył się, ale przede wszystkim spanikował. Jak najszybciej odnalazł lusterko i z ulgą stwierdził, że jego wygląd wrócił już właściwie do normy. Odetchnął więc głęboko i wyszedł do swojego sklepu, gotowy na konfrontację z Sophie i na wyjaśnienie jej jakoś, dlaczego muszą się przestać widywać. Zdecydowanie nie był jednak gotowy na to, co tak naprawdę ujrzał. Sophie stała pomiędzy ladą, a półkami, naprzeciwko drzwi prowadzących do warsztatu. Gdy tylko Jason z nich wyszedł, natychmiast napotkał jej zatroskane spojrzenie. To jednak nie było wszystko. Sophie trzymała w rękach lalkę. Lalkę Madeleine. Jason był tym faktem tak zaskoczony, że na początku nie wiedział nawet, jak zareagować ani co powiedzieć. Po prostu stał i wpatrywał się w trzymaną przez Sophie zabawkę. - Wszystko dobrze? - powtórzyła z przejęciem Sophie. Dopiero te jej słowa sprawiły, że Jason ocknął się.
- Tak... Tak... - powiedział, ale nie zabrzmiało to zbyt przekonująco. Sophie zmarszczyła lekko brwi, podczas gdy zabawkarz w kilku krokach pokonał dzielącą ich odległość i znalazł się przy niej. - Skąd ją masz? - zapytał, wskazując na lalkę. Zanim dziewczyna zdążyła odpowiedzieć, Jason wyrwał jej ją i zaczął się jej przyglądać. Wyglądała okropnie. Włosy... wyglądały, jakby były spalone. I po części wyrwane. Ubranie było zniszczone i poszarpane, a na samej lalce widniały czarne ślady, coś jak sadza... Nie mówiąc już o rysach. Bez wątpienia jednak była to jego Madeleine. - Zabrałaś mi ją?! - zawołał zdenerwowany Jason, po czym spojrzał ponownie na przestraszoną jego reakcją Sophie.
- N-nie, znalazłam w sklepie - odparła cicho.
- Nie kłam. Nigdzie nie mogłem jej znaleźć od dawna, a teraz ty nagle z taką łatwością na nią trafiłaś? Dlaczego mi ją zabrałaś? Dlaczego ją zniszczyłaś? - spytał. Czuł, że zaczyna tracić nad sobą kontrolę.
- Nie zabrałam jej, przysięgam! Nigdy nie zabrałabym żadnej z twoich lalek ot tak. Znalazłam ją tutaj, na jednej z półek! Mogę pokazać, gdzie dokładnie - powiedziała Sophie. To było dziwne, ale... Na dźwięk jej słów Jason jakimś cudem się uspokoił. Nadal był na nią zły, ale już nie wściekły. Potrafił kontrolować swoją złość, choć do tej pory wychodziło mu to tylko przy Madeleine, bo, jak się okazało, miała ona w sobie anielską krew. Sophie była niczym jej kopia, a do tego chyba działała na Jasona podobnie. Raczej nie były zaginionymi bliźniaczkami, między nimi była co najmniej kilkuletnia różnica wieku... Ale co, jeśli są jednak jakoś spokrewnione? Może są dalszą rodziną... Madeleine mówiła, że nie zna prawie nikogo ze swojej dalszej rodziny, bo jej dziadkowie z obu stron umarli jeszcze przed jej narodzinami, a o innych członkach rodziny jej rodzice rzekomo nie wiedzieli. Ale mogli przecież kłamać. Albo... Sam nie wiem. Ale to nie może być przypadek - pomyślał Jason. Przynajmniej w tym czasie zdołał się jakoś uspokoić. Zabrał od Sophie lalkę i uważnie się jej przyjrzał. Wcześniej podejrzewał, że to tamta dziewczyna, która chciała go okraść, zdołała jakoś zabrać mu wcześniej Madeleine albo że lalka zgubiła się gdzieś podczas tej próby kradzieży. Teraz lalka nagle z powrotem pojawia się, cała zniszczona. Sam nie wiedział, co ma o tym myśleć. Lalka zniknęła jeszcze przed pojawieniem się Sophie, więc ona nie mogła tego zrobić, zresztą, jaki miałaby w tym cel? Ale jeśli nie ona, to kto? I kto tak zniszczył jego lalkę? Ukochaną przyjaciółkę?
- Jason? - spytała z obawą w głosie Sophie. Zabawkarz jakimś cudem oderwał wzrok od lalki i spojrzał na dziewczynę. - Dobrze się czujesz? Co ci się stało? O co chodzi z tą lalką? Jest aż tak ważna? Dlaczego jest więc zniszczona? - dodała Sophie. Jason ponownie spojrzał na zabawkę.
- Dobre pytanie - powiedział. Przez chwilę nie wiedział, co jeszcze mógłby dodać i jakich słów powinien użyć, wkrótce jednak słowa same zaczęły mu się cisnąć na usta i układać się w kolejne spójne kłamstwo. - To dla mnie bardzo ważna lalka. Zrobiłem ją dla przyjaciółki, którą straciłem dawno temu. Zawsze o nią dbałem i pilnowałem jej, ale jakiś czas temu mój sklep prawie okradziono i wtedy właśnie ta lalka się zagubiła. Myślałem, ze zabrali ją złodzieje, przeszukałem naprawdę cały sklep. Nie mam pojęcia, jak ją znalazłaś, ale dziękuję ci - dodał, po czym spojrzał z powrotem na Sophie. Dziewczyna nie wyglądała na do końca przekonaną, czemu Jason nie dziwił się. Przed chwilą on sam omal nie zdenerwował się przez to wszystko. Gdyby tak się stało, najpewniej i z niej zrobiłby lalkę. Sophie przeczuwała więc, że coś było nie tak, ale nawet przez myśl jej nie przeszło, jak wielkie niebezpieczeństwo jej groziło.
- Skoro tak, to naprawdę mogę ci po prostu pokazać, gdzie ją znalazłam - odparła po chwili.
- Dziękuję, ale nie jest to teraz dla mnie ważne. Najważniejsze, że ją odzyskałem. Niestety nie wiem, co jej się stało, więc będę musiał poświęcić sporo czasu, żeby ją naprawić - stwierdził Jason.
- Jeśli chcesz, mogę ci pomóc - zasugerowała Sophie. Perspektywa spędzenia z tą niezwykłą osobą czasu zawsze podobała się Jasonowi, ale nie teraz, gdy na drodze stanęły mu dwie, a właściwie trzy przeszkody. Dwie z nich zwały się Candy i Jack, którzy pod żadnym pozorem nie mogli poznać Sophie. Trzecią przeszkodą było to, że gdyby dziewczyna pomogła mu w naprawie lalki, niechybnie dowiedziałaby się, z czego jest ona wykonana, a to nie byłaby dla Jasona najlepsza sytuacja.
- Dziękuję, ale poradzę sobie sam. Ta lalka... choć nie wygląda, jest dość skomplikowaną zabawką, a nad jej szczegółami długo pracowałem, więc naprawą wolę zająć się sam, aby nic mnie nie rozpraszało i aby zrobić wszystko jak najszybciej - odparł.
- Skoro tak, to rozumiem. Mam nadzieję, że wróci do dawnego stanu. Na pewno była piękna - powiedziała Sophie. Madeleine? Och, nawet nie wiesz jak bardzo była piękna i dobra - pomyślał Jason. Na tę myśl w zepsutym, mrocznym sercu ponownie obudziło się uczucie smutku, ale otuchy dodał mu fakt, że być może już niedługo znów zobaczy swoją najlepszą przyjaciółkę. A jeśli nie, to zawsze będzie miał przy sobie Sophie, bo nie pozwoli na to, aby i ona go opuściła.
- Zaiste, była piękna. Chyba zamknę sklep i zajmę się nią od razu - odparł po namyśle zabawkarz.
- Jeśli chcesz, ja mogę zająć się sklepem - zasugerowała Sophie. Jason z jakiegoś powodu ufał tej dziewczynie tak samo jak kiedyś Madeleine, co tylko utwierdzało go w przekonaniu, że obie muszą mieć ze sobą coś wspólnego. Jednak nie o zaufanie tu chodziło. Candy i Jack zawsze mogli niespodziewanie wrócić i natknąć się na Sophie. Jason musiał jakoś zadbać o to, aby nigdy nie miało to miejsca.
- Nie chcę, abyś musiała wziąć na siebie obowiązek opieki nad całym sklepem, poza tym masz szkołę i własne zajęcia - odparł Jason. Jednocześnie ze zdziwieniem zdał sobie sprawę, jak dziwnie los z niego zażartował. Nienawidził, gdy jego przyjaciółki uważały szkołę lub jakąkolwiek inną rzecz za ważniejsza od spędzania z nim czasu, tymczasem teraz sam musiał namawiać Sophie, aby zostawiło go i zajęła się czymś innym.
- Jakoś bym sobie poradziła, tak myślę. Ale rozumiem cię. W takim razie będę się pomału zbierać - stwierdziła Sophie. Gdy powiedziała te słowa, właściwie poczuła ulgę. Jason niby wyjaśnił jej, że ta lalka była dla niego bardzo ważna, co mogło wyjaśniać jego nagłą złość, tym bardziej, że od dawna jej szukał, ale... Było w tym wszystkim coś, co zaczęło mocno niepokoić Sophie i nie dawało jej spokoju. Zaczęła odczuwać jakiś dziwny lęk i mimo że nadal uważała zabawki Jasona za arcydzieła, sam sklep wydał jej się...jakiś inny. Czuła się w nim niemal jak w klatce, w której ktoś odciął dostęp powietrza i w której zaraz się udusi.
- Jasne. Wpadnij za kilka dni - odparł Jason.
- Oczywiście. To do zobaczenia! - powiedziała, po czym skierowała się z powrotem w stronę drzwi.
- Do zobaczenia... - odparł cicho Jason. Drzwi zamknęły się za Sophie i ta skierowała się w stronę swojego domu. - ...Madeleine - dodał zabawkarz, spoglądając ponownie na zniszczoną lalkę. Czekało go dużo pracy. Pocieszały go jednak myśli, że przynajmniej odzyskał już swoją lalkę, niedługo może odzyska prawdziwą Madeleine, no i ma jeszcze Sophie, którą udało mu się ukryć przed Candy'm i Jackiem. Gdy udał się do swojego warsztatu, był więc w dobrym humorze. Odłożył lalkę na stół, przy którym zwykle pracował i dokładnie się jej przyjrzał.
Postanowił, że najpierw umyje ją, aby pozbyć się tych czarnych śladów i znajdzie dla niej jakieś nowe, tymczasowe ubrania. Zadanie nie było łatwe, gdyż ślady te mocno się trzymały i po godzinie czyszczenia większość z nich była w takim samym stanie jak wcześniej. Jason westchnął z rezygnacją, ale nie pozostało mu nic więcej, jak starać się dalej. Zajęło to sporo czasu, ale w końcu większość z tych śladów ustąpiła. Wyglądały one rzeczywiście jakby ktoś po prostu rzucił jego lalkę w ogień, co było prawdopodobne, zważywszy na spalone włosy i zniszczone ubranie. Rysy również mogły pojawić się pod wpływem ognia lub tego, co jeszcze znajdowało się w palenisko. Na myśl o tym, że ktoś jego Madeleine potraktował w ten sposób, Jasona opanowała niepohamowana wściekłość. Każda osoba, na której by w tej chwili trafił, z pewnością skończyłaby jako lalka, bo nie umiałby się opanować.
Jego Madeleine, tak zniszczona, tak zbezczeszczona. Jason obiecał sobie, że gdy to wszystko minie, dowie się, kto to zrobił i zemści się na tej osobie okrutnie. Jego wściekłość przeszkadzała mu jednak w pracy, a pracując nad Madeleine musiał przecież działać jak najdokładniej.
Aby się uspokoić, zaczął myśleć o swojej przyjaciółce i przywoływać w myślach związane z nią wspomnienia. Po jakimś czasie to pomogło i poczuł się odrobinę lepiej. Mógł kontynuować swoją pracę. Niestety, sporo miał jeszcze do zrobienia. Materiał, z którego wykonał lalkę, będący idealnym połączeniem ludzkiej skóry ze sztucznym tworzywem, które chroniło skórę od zepsucia, był nadpalony i porysowany. Jason musiał go przetopić, dodać zdecydowanie więcej plastiku, którego nie cierpiał, w miejsce zniszczonego materiału. Dopiero po stworzeniu tej mieszanki mógł na nowo pokryć nią ciało Madeleine, tworząc dla jej lalki jakby nową skórę. Na szczęście żadne fragmenty pod skórą nie zostały uszkodzone.
Na koniec zostały jeszcze włosy. Również nadpalone i poszarpane. Jason zdecydował się przyciąć te, które pozostały, żeby zniszczenia nie były tak widoczne. Uznał, że odcięte fragmenty ponownie przyczepi do skóry głowy i zagęści w ten sposób włosy. Aby choć trochę wróciły do wcześniejszego stanu, znów musiał jednak użyć sztucznych włosów, aby dodatkowo zagęścić i przedłużyć włosy Madeleine. Na szczęście zawsze dbał, aby mieć w swoim warsztacie wszystko, co mogłoby mu się przydać podczas tworzenia lalki, więc nie było problemu ze zdobyciem wszystkich tych materiałów.
Na sam koniec ubrał lalkę w nową sukienkę, błękitną w kwiaty. Nie bardzo pasowała mu ona do Madeleine, jego przyjaciółka zdecydowanie zasługiwała na coś bardziej wykwintnego, jednak obecnie posiadał tylko to. Wreszcie, po kilku godzinach ciężkiej pracy, lalka była gotowa. Jason robił co mógł, ale i tak nie był zadowolony z efektu. Trzeba byłoby chyba być ślepym, żeby uznać, że lalka choć trochę przypomina Madeleine. Albo wcześniejszą wersję siebie. Cóż, przynajmniej oczy pozostały te same, ponieważ nie zostały uszkodzone i nie musiał ich wymieniać. Nadal spoglądały na niego niebieskie oczy jego przyjaciółki, a nie szklane guziki, które musiał wkładać w miejsce oczu tym lalkom, których gałki oczne były zbyt uszkodzone lub których kolor oczu chciał zmienić. Po skończone pracy pozostawił lalkę na stole, przy którym nad nią pracował, a sam usiadł obok i przyglądał się jej. Pozostało mu tylko czekać na Candy'ego i Jacka, a w międzyczasie mógł zastanowić się, co jeszcze może poprawić w zabawce.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro