Pop goes the weasel!
Madeleine i Jason wrócili do domu późnym wieczorem. Dziewczyna udała się od razu do swojej sypialni, aby zostawić tam swoją nową lalkę. W tym czasie Jason zaoferował się, że zrobi im kakao, a potem obejrzą jeszcze razem jakiś film. Kiedy Madeleine wyszła z pokoju, jej wzrok samoistnie padł na drzwi prowadzące do jej Pracowni. Przypomniała sobie o starej zabawce i po chwili zastanowienia postanowiła się jej jeszcze przyjrzeć, zanim Jason ją zawoła na dół. Usiadła na krześle przy biurku i wyjęła z szuflady pudełko. Spróbowała obrócić korbkę i, ku jej zaskoczeniu oraz zadowoleniu, zaczęła się ona kręcić! Dziewczyna jednak robiła to jak najdelikatniej, aby tylko nie zepsuć całego mechanizmu przez użycie siły.
W końcu po kilku ruchach puściła korbkę i odstawiła pudełko na biurko. Pokój wypełniły dźwięki piosenki "Pop goes the weasel!", jednak były one dość mocno zniekształcone, brzmiały niemal upiornie. Madeleine nie zdziwiła się jednak, w końcu ta zabawka była naprawdę stara. Kiedy muzyka dobiegła końca, początkowo nic się nie wydarzyło. Dziewczyna była trochę zawiedziona, bo myślała, że mimo wszystko zabawka będzie w pełni sprawna, ale może po prostu za wiele wymagała? Mechanizm był stary i zapewne już niejedno przeszedł. Nagle jednak pudełko otworzyło się, ale oprócz tego nie stało się nic więcej. Nic z niego nie wyskoczyło, a przynajmniej nie to, co powinno. W pewnym momencie z pudełka zaczął się wydostawać czarny jak smoła dym. Madeleine mocno się wystraszyła, ale nim zdążyła w jakikolwiek sposób zareagować, pojawiła się przed nią czarno-biała postać klowna, o którym kiedyś już trochę słyszała.
~*~
Dwa duże kubki kakao były już gotowe, a w mikrofali właśnie kończył się robić popcorn. Madeleine potrafiła zrobić swój własny, ale kiedy Jason raz tego spróbował, prawie spalił kuchnię, więc postanowił wykorzystać paczkę kupnego popcornu, którą znalazł w jednej z szuflad. Właśnie zastanawiał się, czy wyłączyć już mikrofalę, czy poczekać jeszcze to pół minuty, które zostało do końca, gdy usłyszał dobiegający go z góry śmiech. Na pewno nie należał on do Madeleine. Była pewna osoba, z którą mu się skojarzył, ale skąd on miałby się tutaj wziąć? Jason jednak bez chwili wahania zostawił wszystko i pognał na samą górę. Kiedy się tam znalazł, od razu zauważył snop światła wydostający się z Pracowni jego przyjaciółki, więc tam też udał się niemal od razu.
~*~
Laughing Jack spojrzał na Madeleine, na której twarzy malowało się przede wszystkim ogromne zdziwienie, po czym roześmiał się. Był to śmiech radosny, ale jednocześnie przyprawiał o ciarki na plecach. To był po prostu wesoły, psychopatyczny, szalony, obłąkańczy śmiech, zapowiedź mnóstwa tortur i śmierci.
-L-laughing Jack?-Madeleine nie chciała, aby zabrzmiało to jak pytanie, ale tak się właśnie stało. Klown natychmiast przestał się śmiać.
-Nie, Święty Mikołaj. A ty to...?-odparł.
-Madeleine. Skąd ty tu...się wziąłeś?-zdziwiła się dziewczyna.
-Uwolniłaś mnie z mojego pudełka, droga Madeleine. A teraz zamierzam ci się odwdzięczy i trochę się z tobą pobawić. To będzie ostatnia zabawa w twoim życiu!-zawołał klown, po czym znowu zaczął się śmiać. Jednocześnie podszedł do dziewczyny i wyciągnął w jej stronę swoją dłoń, zakończoną czarnymi, ostrymi pazurami.
-Zostaw ją w spokoju!-Jack usłyszał za sobą głos, który, zdawało mu się, skądś znał. Kiedy się odwrócił, ujrzał Jasona the Toy Makera.
-Jason? A co ty tu robisz? To twoja ofiara?-zapytał Jack, po czym odwrócił się z powrotem w stronę Madeleine i na nią wskazał. Klown nie krył swojego zdziwienia spowodowanego tym spotkaniem.
-Nie, to moja przyjaciółka. A jeśli jej coś zrobisz, to cię zabiję-odparł lalkarz, po czym zrobił kilka szybkich kroków i znalazł się obok dziewczyny.
-Przyjaciółka? Nie wierzę, znowu dajesz się wykorzystywać?-zapytał Jack. Kwestia znajdowania sobie nowych przyjaciół to jedna z rzeczy, które ich różniły. Klown, po tym, jak potraktował go Isaac, nigdy już nie próbował znaleźć sobie nowego przyjaciela. A Jason wciąż nie tracił nadziei na prawdziwą przyjaźń, co kończyło się tym, że stale był raniony, odtrącany, zapominany i przeżywał cały ból porzucenia na nowo. Jack nie krył tego, jak głupie według niego było postępowanie Jasona, czym okropnie denerwował lalkarza.
-Nie mam ochoty ciebie więcej słuchać. Nie proszę o osąd, radę ani pomoc. Po prostu stąd zniknij-powiedział Jason.
-Zaraz, czy to ty zabiłeś tamtą rodzinę?-zapytała Madeleine, która do tej pory była za bardzo tym wszystkim zaskoczona, aby powiedzieć coś sensownego.
-Tak!-odparł Jack. Ton jego głosu zdradzał, że był z tego powodu bardzo zadowolony, może nawet dumny.-Tylko nie myślałem, że ten facet ma broń i będzie ich wszystkich tak bronił. Tak oberwałem, że musiałem stamtąd jak najszybciej zniknąć i wrócić na trochę do pudełka. Martwiłem się, jak potem się z niego wydostanę, ale mój problem sam się rozwiązał-dodał klown.
-Świetnie. Nie musisz dziękować. Wystarczy, że sobie już pójdziesz-powiedział Jason.
-Może chociaż cukierka?-spytał Jack. Wyciągnął w ich stronę dłoń, na której po chwili pojawiło się mnóstwo kolorowych słodyczy.
-Nie!-zawołał Jason, starając się zasłonić Madeleine.
-A dokąd teraz pójdziesz?-zapytała dziewczyna. Jack i Jason spojrzeli na nią zdziwieni. Dziewczyna oczywiście domyślała się, że klown pójdzie dalej zabijać, a ona nie chciała na to pozwolić z dwóch powodów. Po pierwsze, poznała oczywiście historię Laughing Jack'a i, podobnie jak w przypadku Jasona, było jej go żal. Po drugie, nie mogłaby znieść myśli, że sama uwolniła mordercę, który (według niej nie do końca z własnej winy) zacząłby znowu zabijać niewinnych ludzi.
-A co to za głupie pytanie?-spytał Jack.
-Nie, ja tylko...myślałam, że skoro się znacie, to chcielibyście spędzić razem trochę czasu, więc jak coś, to możesz tu trochę zostać...-zaczęła niepewnie Madeleine. Wiedziała, jak głupio brzmi jej tłumaczenie, poza tym czuła na sobie mordercze spojrzenie Jasona. Jej przyjaciel mówił jej już kiedyś, że nie przepada za Laughing Jack'iem.
-Wykluczone-powiedział Jason, po czym skrzyżował ręce i spojrzał na klowna wzrokiem mówiącym, że powinien czym prędzej już sobie iść.
-Czemu nie?-odparł w tym czasie Jack, po czym spojrzał na czerwonowłosego z szyderczym uśmiechem.-Strasznie się za tobą stęskniłem!-dodał, po czym zaczął się śmiać. Tak naprawdę klowna zaciekawiło to, jak Jason dogaduje się ze swoją nową przyjaciółką i liczył po trochu na to, że będzie świadkiem, jak kolejna osoba go porzuca. Przynajmniej byłoby zabawnie i to był właśnie jego główny motyw pozostania w tym miejscu.
-Ale jeśli chcesz tutaj zostać, to musisz mi...nam obiecać, że nikogo nie zabijesz, kiedy będziesz z nami mieszkał-powiedziała dziewczyna. Skrzyżowała ręce i rzuciła klownowi twarde spojrzenie. Widząc jej "wojowniczą postawę", Jack omal znowu się nie roześmiał.
-Niech będzie-odparł z uśmiechem. Zarówno Jason, jak i Madeleine, byli ogromnie zaskoczeni, że Jack tak łatwo przystał na ten warunek. Według lalkarza aż za łatwo. Dziewczyna zaś była zadowolona, że przynajmniej przez jakiś czas klown nie będzie zabijał...chociaż to oznaczało, że ona będzie musiała przebywać pod jednym dachem z byłym mordercą (tego akurat aż tak się nie bała, bo przekonała się już nie raz, że Jasonowi może ufać) i psychopatycznym, demonicznym klownem, którego najukochańszą zabawą jest zabijanie.
~~~~****~~~~
Mam teraz dużo weny, więc piszę, póki nie odebrała mi tej weny szkoła. A już niedługo, niestety, tak się stanie:( W każdym razie, w końcu mamy całą trójkę głównych bohaterów razem!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro