Poczwórne Morderstwo
Jack ponownie syknął z bólu, czując kolejne uderzenie. Gdy ktoś kopał jego pudełko, czuł się tak, jakby kopano jego samego. Minęło już kilka dni od czasu incydentu z Jasonem, kiedy to lalkarz tak bardzo chciał zabić Jack'a, niszcząc jego pudełko. Klownowi udało się co prawda uciec, ale po tym wszystkim, zarówno on, jak i jego pudełko, potrzebowali regeneracji. Tak, nie tylko klown mógł się regenerować, jego pudełko również miało taką zdolność, tyle że wymagało to znacznie więcej czasu. Jack nie miał za wiele czasu na szukanie skrytki dla swojego cennego skarbu, był środek dnia, więc ktoś mógł zwrócić uwagę na dwumetrowego, czarno-białego klowna, dlatego też jak najszybciej wrócił do pudełka. I w nim spędził kilka kolejnych dni, regenerując się. W pudełku, które teraz było tak bezczelnie KOPANE! Grupka nastolatków, która postanowiła zrobił sobie mały spacer nocą po mieście, uznała to jak widać za iście przezabawną rozrywkę. Podawali je do siebie nawzajem, kopiąc w nie i przesuwając tym samym po chodniku, czemu towarzyszyły ich śmiechy. Oraz ciche jęki Jack'a, ale tego nie mogli słyszeć, gdyż klown był uwięziony w swoim pudełku i coraz bardziej martwił się takim obrotem spraw. Czasem miał wrażenie, że przez swoje pudełko, jest tak naprawdę jeszcze bardziej bezbronny niż ludzie, których przecież z taką łatwością zabijał.
- Szkoda tylko, że ten kwadrat to nie jest taki trochę...bardziej okrągły, lepiej by się to kopało - powiedział jeden z nastolatków. Reszta, słysząc jego słowa, zaczęła się śmiać.
- Heh, okrągły kwadrat, ty to się już lepiej nie odzywaj, debilu - powiedział jeden z nich, gdy już się uspokoili.
- Ej, mam pomysł - powiedział nagle inny chłopak, opierając jedną stopę o pudełko klowna. - Zakład, kto szybciej rozwali to cholerstwo? - spytał z uśmiechem, po czym z całych sił kopnął pudełko Jack'a w stronę ściany budynku. Odbiło się ono od niej, co klown dość mocno poczuł. Żebym ja zaraz was nie rozwalił - pomyślał ze złością.
- Dobry pomysł! - zawołał kolejny nastolatek. Podbiegł do pudełka Jack'a i znów kopnął je dwa razy mocniej niż do tej pory, w stronę swojego towarzysza, który z kolei zrobił to samo. I tak zabawa zaczęła się na nowo. Zabawa, w czasie której Jack przeżywał katusze i na zmianę krzyczał z bólu lub wściekłości, złorzeczył oraz odgrażał się niczego nieświadomym nastolatkom. Mogłoby się to skończyć tak, że te zwykłe, uliczne łobuzy, rozwaliłyby pudełko Jack'a, nie mając nawet świadomości, od jakiego potwora uwolnili własnie świat. Staliby się nieświadomymi bohaterami, wielkimi bohaterami. Właśnie, mogłoby się to tak skończyć, ale skończyło się inaczej. O wszystkim zadecydował krótki moment, gdy jeden z chłopców kopnął pudełko Jack'a w stronę śmietnika, który następnie się przewrócił. Nastolatkowie przyjrzeli się temu z obojętną miną.
- Może teraz pójdziemy coś zjeść? - spytał jeden z nich. Żadnemu nie uśmiechało się bowiem grzebanie w śmieciach za jakąś starą zabawką. Nie doczekał się jednak odpowiedzi, gdyż zamiast niej, usłyszał cichy huk. Żaden z nich nie miał prawa wiedzieć, że tak brzmi otwierające się pudełko Laughing Jack'a, tak samo jak żaden z nich nie mógł przewidzieć, że podczas uderzenia w śmietnik, korbka od owego pudełka nieznacznie się przekręci, wręcz odrobinę. Wystarczyło to jednak, aby wprawić w ruch stary mechanizm, a hałas wywołany uderzeniem i przewróceniem się śmietnika, zagłuszył krótką melodię z pozytywki. Nastolatkowie stali tak przez chwilę, najpierw zaskoczeni samym hałasem, a potem czarnym dymem, który pojawił się znikąd. A niewiele później, z owego dymu, wyłonił się Jack, w całej swojej przerażającej postaci. Nie mógł powstrzymać się od szerokiego uśmiechu na widok wystraszonych min swoich nowych przyjaciół.
- Kim ty jesteś? - spytał w końcu jeden z chłopców. Jack zaśmiał się cicho, ale krótko.
- Zaskoczcie mnie kiedyś i zadajcie jakieś inne pytanie, co? - odparł po chwili.
- Co? O czym ty pierdolisz? - zapytał drugi z nastolatków. Jack spojrzał na niego, przez co chłopak zamarł z przerażenia.
- O czym ja "pierdolę"? O, już śpieszę z wyjaśnieniami. Jak to szło? "Kto szybciej rozwali to cholerstwo"? No to teraz ja zabawię się w "kto z was szybciej zginie"! - odparł Jack, po czym zaczął się śmiać, ale tym razem już dużo głośniej. Przerażeni nastolatkowie przez jakiś jeszcze czas tylko mu się przyglądali. W końcu jeden z nich odzyskał panowanie nad sobą. Starając się nie okazywać strachu, podszedł do klowna i zatrzymał się tuż przed nim.
- Nie wiem, co z ciebie za dziwak i średnio mnie to obchodzi, ale spierdalaj stąd, to jest nasz rewir! - zawołał, a chwilę później zaczął krztusić się krwią, gdyż Jack, kompletnie go nie słuchając, uniósł rękę i wbił mu swoje pazury w brzuch. Chłopak, ze zdziwienia, rozszerzył tylko oczy, ale nie był w stanie nic już powiedzieć.
- Ojej, wygląda na to, że ten dziwak, którego nie znasz, właśnie wbił ci swoje pazury w brzuch. Okropnie musisz się z tym czuć, nieprawdaż? - stwierdził klown, po czym wyszarpnął swoje szpony z ciała chłopaka. Ten zaś chwycił się za ranę, spojrzał na nią z niedowierzaniem, potem, z jeszcze większym niedowierzaniem i przerażeniem popatrzył na Jack'a, a następnie zrobił parę kroków do tyłu i przewrócił się.
- Teraz będziecie uciekać, czy umrzecie z godnością? - spytał Jack. Odpowiedzią na jego pytanie była seria krzyków, a potem ucieczka pozostałej trójki nastolatków. - Rozumiem, czyli jednak wybieracie pierwszą opcję. Jakbyście mieli jakiekolwiek szanse - stwierdził klown. Ponieważ chłopcy krzyczeli, musiał się ich dość szybko pozbyć. Teleportował się przed pierwszego z nich, które na niego wpadł. Zanim zdążył mu się wyrwać, Jack wbił mu swoje pazury w twarz tak głęboko, jak tylko mógł. Gdy je wyszarpnął, miał na nich jego krew i kawałki mózgu. Klowna oczywiście widok ten niesamowicie rozbawił, podczas gdy jego ofiara padła na ziemię bez tchu. Zostało jeszcze dwóch - pomyślał Jack. W paru oknach zapaliły się już światła, klown musiał się więc spieszyć. Teleportował się ponownie i stanął na drodze ostatniej dwójce. Wydłużył swoje ręce i chwycił jednego z nich, po czym przyciągnął do siebie i załatwił go w podobny sposób, rozrywając na strzępy swoimi pazurami.
- Zostałeś tylko ty - stwierdził Jack, patrząc z radością na ostatniego z nastolatków, który nie ruszył się przez ten cały czas ani o milimetr, zbyt sparaliżowany strachem. - Nie martw się, podobno skręcenie karku nie boli aż tak bardzo - dodał klown, po czym zaśmiał się cicho. Następnie sekundę później znalazł się przed swoją ofiarą, która jakby ocknęła się z letargu i chciała rzucić się ponownie do ucieczki, ale było już za późno. Jack chwycił go za głowę i przekręcił ją w bok pod nienaturalnym kątem, aż usłyszał ciche chrupnięcie. Zostawił ciało chłopaka, które uderzyło o ziemię, a sam wrócił szybko po swoje pudełko. Przydała mu się przy tym jego umiejętność bycia niewidzialnym, bo dzięki temu żadna z osób, które zainteresowały się w końcu tym, co się tam wydarzyło, go nie zauważały. Klown mógł zabrać swoją najcenniejszą rzecz i zniknąć niezauważenie w całym tym zamieszaniu, które wybuchło niewiele później.
~*~
- To na nic. A ty wyglądasz tylko coraz gorzej. Dlaczego nie możesz zrobić dla mnie tego, czego chcę?! Przecież nie chciałem cię skrzywdzić celowo, musiałem to zrobić! Dla niej... I teraz też to robię dla niej, a ty mi w tym ani trochę nie pomagasz! - zawołał, po ze złością kopnął kamień znajdujący się tuż obok lalki. Mimo że zabawka wyglądała już o wiele gorzej, miała nieco przerzedzone włosy, cała wyglądała, jakby była porysowana, do tego jedno oko jej trochę wypadało, nie odważył się uderzyć w nią.
Czuł do niej niepohamowaną niechęć i złość, ale nie chciał jej przypadkiem zniszczyć. Widział w niej coś, co może mu się jeszcze przydać, ale na pewno nie w takim stanie. Tak naprawdę na początku nie czuł żalu do dziewczyny za to, co go...ich przez nią spotkało. Była mu właściwie obojętna, liczyło się tylko to, że dzięki niej mógł się zemścić za swoją stratę. Potem jednak okazało się, że ta cała Madeleine, nawet po śmierci, może się przydać do jego planów, więc zaczął z nią wiązać swoje szczere nadzieje. A teraz z kolei wyglądało na to, że sprawa z nią nie pójdzie tak dobrze i łatwo jak się spodziewał, dlatego też początkowa obojętność, potem chwilowa radość, przerodziły się w złość i nienawiść, wywołane jego żalem i cierpieniem.
Powtarzał rytuał wiele razy, ale jedynym efektem było tylko to, że to, co zostało z ciała Madeleine, coraz bardziej ulegało zniszczeniu. A on jej ciała również potrzebował, aby dobrze przeprowadzić rytuał. Łącznik między światami musiał mieć bowiem realne, materialne ciało. Tyle że jej ciało było teraz jeszcze bardziej zniszczone niż przedtem. Nie ma innego sposobu. Nie znam się na naprawianiu lalek, tylko jedna osoba to potrafi. No, może dwie, ale Puppeteer'a trudniej będzie mi teraz znaleźć. Jason musi ją na nowo naprawić, abym mógł ją wykorzystać. Udało mi się zdobyć lalkę dzięki temu, co jest zapisane w tej księdze czarów od siedmiu boleści, więc znajdę sposób, żeby za jej pomocą odszukać Jasona. To jego dzieło, więc wskaże mi do niego drogę. A potem coś mu nazmyślam, może nawet powiem mu, że znalazłem tą jego lalkę gdzieś porzuconą, będzie mi nawet wdzięczny z być może za zwrócenie jej...Naprawi ją, a wtedy ja znów ją niepostrzeżenie zabiorę. Trafi ponownie w moje ręce, cała i odnowiona, a wtedy już na pewno mi się uda. MUSI! Musi... - pomyślał, czując, jak zaczynają się w nim budzić na nowo dwa sprzeczne uczucia.
Ekscytacja na myśl o nowym planie oraz rozpacz i rozczarowanie, że osiągnięcie celu tak bardzo odwlecze się w czasie, jednak nic nie mógł na to poradzić. Może gdybym był sprytniejszy, mądrzejszy, więcej bym rozumiał i szybciej przeprowadził dobrze cały rytuał. Może wtedy już dawno osiągnąłbym cel. A może, gdybym był lepszym bratem, nie musiałbym teraz robić tego wszystkiego - pomyślał jeszcze. Ostatni raz przyjrzał się zniszczonej lalce, odwrócił głowę ze wstrętem i wrócił do odłożonej na chwilę książki. Musiał trochę nadgonić z lekturą, gdyż zmieniły mu się teraz plany.
~*~
Jack'owi nie uśmiechało się pozostanie w tym mieście. Głównym powodem był oczywiście Jason i związane z jego osobą złe wspomnienia. Nie uśmiechał mu się też jednak powrót do pudełka, miał go na razie trochę dość. Najchętniej odszedłby stamtąd jak najdalej i jak najszybciej, na to jednak również nie miał szans. Sprawa poczwórnego morderstwa szybko musiała się wydać, toteż w mieście zaroiło się od policji, a oni z kolei raczej zwróciliby uwagę na dziwną, lewitującą zabawkę. Pomimo bowiem, że Jack mógł być niewidzialny, jego pudełko już takiej zdolności nie miało.
Nie mógł zaś ryzykować zauważenia, zamiast tego więc poszukał sobie dogodnego miejsca w jakimś zaułku między blokami i tam postanowił przeczekać resztę nocy oraz dzień, będąc cały czas niewidzialnym i pilnując przy tym swojego pudełka jak oka w głowie, albo i bardziej. Ponieważ kilka dni temu, gdy zmuszony został dość nagle i w pośpiechu opuścić sklep Jasona w biały dzień (a do tego przez tego zabawkarza był wtedy w nie najlepszej formie), nie zdołał odejść daleko, zanim wrócił do swojego pudełka. Również nastolatkowie, z którymi miał do czynienia Jack, nie zabrali jego pudełko zbyt daleko od sklepu Jasona, stąd też ze swojego obecnego miejsca pobytu miał na niego dość dobry widok.
Minęła dość zapracowana i pełna przejęcia noc, podczas której policja zaczęła już swoje śledztwo na temat morderstw, i nastał równie zapracowany dzień. Jack miał okazję przekonać się, że Jason ponownie uruchomił swoją działalność. Ze swojego obecnego miejsca pobytu widział, jak lalkarz otwiera sklep, widział też, jak wchodzą do niego pierwsi klienci, a po pewnym czasie także policja. Spodziewał się, że Jason mógł zostać przesłuchany jako ewentualny świadek zdarzenia, może do tego na przykład pytali mu się, czy ma w sklepie monitoring, który mógłby coś nagrać? Oczywiście Jack za bardzo się tego nie spodziewał.
Zaczął jednak zastanawiać się, co by się stało, gdyby policja odkryła narzędzia i prawdziwy warsztat pracy jego "przyjaciela"? Choć nietrudno było się domyślić, że, w takiej sytuacji, również skończyliby w najlepszym wypadku jako lalki, w najgorszym zaś Jason po prostu by ich zabił i nawet nie trudził się naprawianiem ich. On naprawia ludzi, a ja się z nimi zaprzyjaźniam. Obaj zostaliśmy porzuceni przez swoich przyjaciół, ale w inny sposób i inaczej na to zareagowaliśmy. Ciekawe, czy, gdyby Isaac był dziewczyną, taką na przykład Annabelle, skończyłbym tak samo albo chociaż podobnie jak Jason? Jako marny zabawkarz? Który szczyci się naprawianiem ludzi, a tak naprawdę sprowadza na nich śmierć, jak na Madeleine? Ciekawe swoją drogą, ile z tej jego historyjki jest prawdą. Może ta jego Annabelle po prostu zauważyła, jakim okropnym i zakłamanym sukinsynem jest Jason, a że do tego jej porywczy, nie zniósł dobrze jej krytyki i stało się co się stało. Nie zdziwiłbym się, gdyby właśnie tak było - pomyślał Jack, który początkowo obserwował otoczenie, w tym sklep Jasona, z obojętnością, ale teraz zmieniła się ona w czystą złość.
Gdy dzień minął, na szczęście bez większych problemów, Jack miał ochotę złożyć kolejną wizytę Jasonowi, ale tym razem to on miał ochotę coś mu zrobić... Odszukać jego pozytywkę i ją zniszczyć, tak lalkarz miał zamiar zrobić z jego pudełkiem, jednak wiedział, że Jason nie jest aż takim idiotą i na pewno bardzo dobrze ją ukrył. Nawet gdyby coś mu zrobił, aby zyskać czas na przeszukanie sklepy, mogłoby mu się to nie udać. Jednakże wściekłość Jack'a tylko narastała, więc w obawie przed tym, że może zrobić coś głupiego i nielogicznego, jak najszybciej musiał opuścić miasto.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro