Ona jest moja
Madeleine zamknęła bibliotekę. Tego wieczoru nawet tuż przed zamknięciem kręciło się w niej wielu ludzi, więc dziewczyna była zadowolona, że Jason i Jack nie postanowili odwiedzić jej jeszcze w pracy. Spodziewała się, że będą czekali gdzieś na zewnątrz. Zdziwiła się zatem dość mocno, kiedy ich nie ujrzała. Po dłuższej chwili pomyślała nawet, że robią sobie z niej żarty i zaraz we dwóch wyskoczą zza któregoś rogu, przyprawiając ją o stan przedzawałowy. Tak się jednak nie stało.
Zaskoczona dziewczyna skierowała się więc od razu do domu. Z biblioteki miała do niego dość blisko, więc rzadko brała ze sobą samochód. Poza tym, mimo ostatnich przeżyć, nie obawiała się nocnych spacerów, bo zawsze towarzyszył jej Jason, a teraz także Jack. Madeleine postanowiła jednak nie dać się strachowi. Musiała w końcu jakoś dotrzeć do domu. Profilaktycznie jednak co jakieś cztery kroki rzucała za siebie "taktyczne spojrzenie", aby wykonać "taktyczny zwiad okolicy" i przekonać się, że nikt za nią nie idzie. Jeśli ktoś zauważy mnie przez okno, pomyśli, że jestem wariatką-zauważyła.
Nie przejmowała się tym jednak zbytnio. Szła dalej przed siebie, wdrażając w życie swoją strategię bezpiecznego powrotu do domu. Aby zająć mózg czymś w miarę miłym, zaczęła sobie wyobrażać, jaki ochrzan da Jasonowi i Jack'owi za to, że po nią nie przyszli. Może i nie umawiali się, ale zawsze tak robili! Jednak mimo podjętych środków ostrożności dziewczyna była śledzona, choć nie zdawała sobie z tego sprawy. Czy Hoodie zasługiwałby na miano "jednego z najlepszych proxy Slendermana" gdyby była go w stanie jakoś nakryć zwyczajna dziewczyna? Choć w połowie drogi coś zaniepokoiło Madeleine. Sama nie wiedziała, co to było, ale zaczęła się dokładnie rozglądać. To utrudniło zadaniem Hoodie'mu, ale w końcu był on zawodowcem w kwestii śledzenia, walki i zabijania. Choć w tym przypadku miał do wykonania tylko jedną z tych rzeczy.
W końcu Madeleine ujrzała swój dom i jakimś cudem powstrzymała się, aby nie zacząć biec w jego stronę. Nieświadomie jednak przyspieszyła. Dotarła do bramy, otworzyła ją, weszła na podwórko, zamknęła bramę. Następnie chciała wejść do domu. Zaskoczyło ją to, że drzwi były zamknięte na klucz. Co oni znowu wymyślili?-pomyślała Madeleine, szukając wśród kolekcji swoich kluczy tego, który otwierał drzwi wejściowe do jej domu. W końcu go znalazła i podniosła na wysokość oczu z wyrazem triumfu na twarzy. Następnie wsunęła go w dziurkę. Klucz jak zwykle gładko wszedł i tak samo gładko i bezproblemowo dał się przekręcić.
Dziewczyna weszła do domu, od progu wołając Jasona i Jack'a. Drzwi zamknęły się za nią, ale Hoodie nadal pozostał w ukryciu. Nie chciał, by zauważyła go przez okno. Albo żeby zobaczyli go jacyś sąsiedzi. Odczekał jeszcze w ciszy kilka minut. Intuicja proxy rzadko zawodziła, a Hoodie ponadto ufał swojemu bratu. I wierzył w jego słowa. Jeśli Masky uważał, że trzeba było tą dziewczynę sprawdzić, to musiał to zrobić i przyłożyć się do zadania jak do każdego innego. Sekundy jednak mijały, zamieniając się w minuty i nic się nie działo. W końcu Hoodie westchnęł zrezygnowany. Widocznie tym razem intuicja zmyliła jego brata. Już miał odejść, kiedy do jego uszu dotarł kobiecy krzyk pochodzący z domu, do którego przed chwilą weszła śledzona przed niego dziewczyna.
~*~
Hoodie, nie zastanawiając się długo, rzucił się w stronę bramy. Bez większych problemów wspiął się na nią i zeskoczył po drugiej stronie. Kiedy dobiegł do drzwi, okazało się, że były otwarte. Normalnie nie pędziłby tak do czyjegoś domu tylko dlatego, że słyszał z niego krzyki, ale to nie był byle kto, tylko dziewczyna, którą miał śledzić. Pierwsze, co poczuł, kiedy wdarł się do domu, to gorąco, jakby w środku wybuchł pożar. Potem pobiegł dalej do miejsca, z którego słyszał krzyki i gdzie, wydawało mu się, temperatura była najwyższa. W pokoju, który wyglądał na salon, ujrzał przerażoną dziewczynę, którą miał śledzić. Nie to jednak najbardziej nim wstrząsnęło. Niemalże tuż przed nią widział postać, której nigdy nie pomyliłby z nikim innym, nawet obudzony w środku nocy. Zalgo. W tym samym momencie Madeleine i demon spojrzeli na Hoodie'go, który wbiegł do domu. Trudno powiedzieć, które z nich miało na twarzy większe zdziwienie. Jednakże u dziewczyny było widać także ulgę, jakby cieszyła się na widok potencjalnego wybawcy. Z kolei wyraz twarzy Zalgo zmienił się już po chwili na sadystyczny, a po początkowym zdziwieniu nie było śladu.
-Proszę, proszę, oto i mały proxy Slendermana. Z chęcią bym cię zabił, jak już z nią skończę, ale przyjemniej będzie odłożyć to jeszcze na później, kiedy już pokonam twojego pana. Możesz mu przekazać, że odzyskałem swoją moc i tym razem nie uda mu się mnie pokonać-powiedział demon, po czym wyciągnął swoją szponiastą dłoń i chwycił nią dziewczynę za ramię, odwracając ją przodem ku sobie. Madeleine syknęła z bólu, gdyż dotyk demona spowodował poparzenie na jej skórze. Nim jednak stało się coś więcej, Hoodie skoczył do przodu i wbił w rękę Zalgo wyjęty zza pasa nóż. Kończyna demona zamieniła się w dym, a on sam cofnął się z wrzaskiem.
-Chyba jeszcze j-jej nie o-odzyskałeś, s-skoro szkodzi c-ci broń na zwykłe d-demony-powiedział Hoodie, po czym chwycił dziewczynę i zaczął uciekać. Madeleine nie miała specjalnie wyboru i musiała pobiec za nim. Nagle jednak przypomniała sobie o czymś i gwałtownie przystanęła, przez co Hoodie omal się nie przewrócił. Żadne z nich nie spodziewało się, że dziewczyna ma tyle siły.
-C-co ty robisz?!-zawołał proxy. Mimo że wszystko trwało dosłownie chwilę, wystarczyło, aby Zalgo zdążył ich dogonić.
-Muszę jeszcze coś ze sobą wziąć-powiedziała Madeleine, po czym odwróciła się i pobiegła w stronę demona. Kiedy była blisko niego, uchyliła się przed jego ciosem i wbiegła na schody. Nie myślała teraz o niczym innym, tylko o pudełku Jack'a i pozytywce Jasona. Zalgo oczywiście chciał skierować się za nią, ale Hoodie mu na to nie pozwolił. Doskoczył do demona, zadając mu kolejne rany. Slenderman wyposażył już wcześniej wszystkich swoich proxy w broń, która była skuteczna przeciwko różnym istotom, także demonom. Hoodie miał przy sobie kilka noży i dwa pistolety, co według niego powinno mu na razie wystarczyć. Zadał Zalgo kilkanaście szybkich ran, po czym pobiegł za dziewczyną. Miał szczęście, że demon był bardzo słaby i nie mógł dostatecznie się bronić. Ponadto normalnie Hoodie dawno by już stamtąd zwiał, ale skoro Zalgo złożył tej dziewczynie wizytę i tak o nią walczył, to musiała być w jakiś sposób ważna. Kiedy tylko chłopak znalazł się na górze schodów, zaczął ją wołać.
-Ej! Jesteś tu?!-zawołał, nie wiedząc nawet, w stronę którego z pomieszczeń ma się udać. Po chwili jednak Madeleine wybiegła ze swojej Pracowni z pozytywką w jednej ręce i pudełkiem-zabawką w drugiej.
-Nigdzie bez tego nie pójdę-powiedziała twardo. Hoodie nie chciał tracić czasu na tłumaczenie jej, dlaczego powinni skupić się na ucieczce, a nie na zabieraniu zabawek, dlatego natychmiast się na to zgodził.
-Jest tutaj jakieś duże o-okno?-spytał.
-Jest w sypialni, i w mojej Pracowni i w...-zaczęła dziewczyna.
-Ok, chodźmy t-tam. P-potrzebne mi d-duże okno-przerwał jej chłopak. Madeleine zaprowadziła go do swojej sypialni. Zauważyła, że na jednej z półek nadal leży lalka podarowana jej ostatnio przez Jasona.
-I co teraz?-zapytała Madeleine. Hoodie wyjrzał przez okno.
-Skaczemy-odparł.
-C-co?-zdziwiła się dziewczyna.
-T-to tylko pierwsze p-piętro. A-a na dole jest d-dużo trawy. Nie b-będzie tak źle-e, chyba, że chcesz w-wrócić na dół-odparł chłopak.
-Oczywiście, że nie chcę!-zawołała dziewczyna.
-Więc skoczysz-powiedział proxy. Madeleine podeszła do okna i otworzyła je. Musiała przy tym oczywiście odłożyć pozytywkę i pudełko. Następnie popatrzyła z wahaniem w dół, potem z powrotem na oba przedmioty. Nagle wyciągnęła po nie ręce, chwyciła je i rzuciła w dół, celując nimi w krzaki rosnące przy ogrodzeniu otaczającym jej dom. Liczyła na to, że w ten sposób uchroni zabawki jeszcze bardziej przed zniszczeniem. Nie mogła skakać z nimi, bo mogłaby zmiażdżyć je własnym ciałem. Następnie Madeleine usiadła na parapecie, przełożyła obie nogi tak, że zaczęły jej zwisać po drugiej stronie okna i...zawahała się.
W końcu to była duża wysokość dla kogoś, kto nie przywykł do skakania z pierwszych pięter. Wtedy jednak poczuła, że ktoś ją lekko popycha. Zsunęła się i zaczęła spadać w dół. Wylądowała na ugiętych nogach, po czym przewróciła się do tyłu. Miała to szczęście, że ziemia nie była tutaj aż tak twarda, można by nawet uznać, że wpadła w błoto. W jednej chwili poczuła się, jakby na ułamek sekundy ktoś wypompował z jej płuc dosłownie całe powietrze. W jej głowie pojawiła się wtedy straszna myśl, że może coś sobie uszkodziła i nie będzie mogła oddychać. Zniknęła jednak, kiedy Madeleine wzięła pierwszy wdech. Chwilę później poczuła w ból w nogach, jakby ktoś je przypalał żywym ogniem, ale jakoś znalazła w sobie siłę, żeby go zignorować, podejść do krzaków i zacząć w nich szukać pozytywki i pudełka. Ból nóg nie wydawał się jej tak dużym problemem w zestawieniu ze stworem, który pojawił się w jej domu, choć Madeleine wiedziała, że nie powinna tego ignorować. Po chwili usłyszała za sobą odgłos głuchego uderzenia. Odwróciła się i ujrzała chłopaka, który już zdążył się podnieść i do niej podchodził. Dziewczynę mocno zdziwiło to, jakim cudem on zachowywał się, jakby ten skok w ogóle nie zrobił na nim wrażenia.
-Chodź, n-nie mamy czasu-powiedział, wyciągając do niej rękę.
-Muszę znaleźć pozytywkę i pudełko. Bez nich nie idę-odparła Madeleine, wracając do poszukiwań.
-Chodź!-zawołał chłopka i, ku jej zaskoczeniu, chwycił ją mocno za ramię i pociągnął w swoją stronę. Ona zaś, ku jego zaskoczeniu, natychmiast mu się wyrwała.
-Nie!-zawołała.
-Te zabawki nie są teraz ważne-powiedział chłopak.
-Są-odparła Madeleine i spojrzała na niego tak, że od razu pojął, iż bez nich dziewczyna naprawdę nigdzie się nie ruszy. Rzucił się więc, aby jej pomóc. Tak oto chłopak z czarną maską z odwróconym uśmiechem i żółtą bluzą oraz mocno pokiereszowana dziewczyna grzebali w nocy w krzakach w celu znalezienia dwóch zabawek. Gdy już im się to udało, Hoodie chwycił dziewczynę, aby z nią uciec. Niestety zanim zdołał dobiec do bramy, drogę zasłoniły mu wysokie płomienie.
-Dokąd to? Ona jest moja!-zawołał Zalgo, wychodząc, a właściwie jakby "wylewając się" z domu, gdyż całej jego postaci towarzyszyło coś na kształt czarnego dymu, przez co demon poruszał się dość dziwnie.
~~~~****~~~~
Wymyśliłam sobie wyzwanie. Chcę dokończyć to opowiadanie do końca roku szkolnego, trzymajcie za mnie kciuki XD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro