Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nowa Lalka W Kolekcji

- Cudownie, więc wszystko ustaliliśmy? - spytał Candy, starając się ukryć swoją radość, nie chciał ostatecznie za bardzo zwracać na siebie uwagi.

- Myślę, że tak - powiedział Puppeteer, po czym spojrzał na Laughing Jack'a.

- Dostaniesz połowę cuksów przed rozmową z Jasonem i połowę po - powiedział klown.

- Zgodnie z umową. Ale porozmawiam z nim dopiero kolejnej nocy - odparł marionetkarz.

- Co? Dlaczego niby tak późno? A teraz to co niby takiego robisz, że nie możesz się do niego pofatygować i tego załatwić? - zapytał zdenerwowany Jack. Candy wyjątkowo tym razem doskonale go rozumiał, bo sam czuł dokładnie to samo. Niecierpliwie i ze strachem czekał na rozwój wydarzeń, tym bardziej, że miał dodatkowe zmartwienie. Jack jedynie wyczekiwał chwili, gdy Madeleine do niego wróci. Candy musiał zorganizować w tajemnicy cały rytuał, tak aby nie wyszło na jaw, że potrzebuje Madeleine, aby wskrzesić Cane i tak naprawdę nie zamierza ratować dziewczyny. Cały czas musiał się pilnować, aby z niczym się nie zdradzić. Puppeteer słysząc słowa klowna, prychnął.

- Wschodzi słońce, zaraz zacznie się dzień. Jak wiesz, nie przepadam za światłem. W dzień nigdzie nie wychodzę i niczego nie załatwiam, wszystko robią za mnie moi proxy, ale oni nie będą w stanie porozmawiać z Jasonem tak, jak trzeba z nim rozmawiać, nie wspominając już o tym, że Jason nie przepada za nimi. Więc jeśli chcecie skorzystać z mojej pomocy, musicie poczekać do kolejnej nocy - odparł marionetkarz. Jack nic nie powiedział, tylko skrzyżował ręce i westchnął z irytacją.

- Co masz właściwie w tej torbie? - spytał nagle Puppeteer, spoglądając na torbę, którą przyniósł z sobą Candy. I której o mało co nie zgubił ostatnio w lesie, kiedy przeżywał na nowo śmierć Cane. Błazen poczuł, jak cały się spina.

- Ma tam rzeczy potrzebne nam do załatwienia sprawy z Jasonem, nic ci do tego, co to jest - powiedział Jack. Candy jak nigdy był mu wdzięczny za wstawienie się za nim, choć nie był pewny, dlaczego klown to zrobił. Jack zaś po prostu nie chciał mieszać w sprawę Madeleine niepotrzebnie jeszcze większej liczby osób. Ta dziewczyna była naprawdę wyjątkowa i klown nie miał ochoty rozmawiać niepotrzebnie o ich przyjaźni z kolejnymi osobami pokroju Candy'ego czy Puppeteera, którzy nigdy nie rozumieli jego tęsknoty za prawdziwym przyjacielem. Jack miał już szczerze tego wszystkiego dość i tak naprawdę pragnął jedynie, aby to wszystko się skończyło i aby mógł naprawdę ponownie porozmawiać z jedyną osobą na świecie, która potrafiła go zrozumieć nawet lepiej niż Isaac, dla którego go stworzono.

- Ach tak? Wolałbym wiedzieć, co wnosicie do mojego teatru - odparł Puppeteer, nie do końca zadowolony z takiej odpowiedzi klowna.

- Ach tak? A mi się wydaje, że ten opuszczony teatr nie należy do ciebie, tylko do władz miasta albo coś takiego - stwierdził Jack. To tylko zwiększyło niezadowolenie marionetkarza, ale przynajmniej więcej już nic nie powiedział. I, na szczęście, obaj stracili zainteresowanie torbą Candy'ego, która nadal, oprócz potrzebnej księgi, skrywała w sobie równie potrzebną, zniszczoną lalkę Madeleine.

~*~

- Przepraszam za spóźnienie! - zawołała Sophie, wbiegając do sklepu. Szybkim krokiem podeszła do lady i zatrzymała się tuż przed nią, oddychając z trudem. Jason przyjrzał się jej zaskoczony. Oparł dłonie na ladzie tak, że palce miał pod spodem.

- Co się stało? - spytał z troską, jednocześnie starając się jak najlepiej opanować swoją złość na dziewczynę. Tak, on potrafił w tej samej chwili jednocześnie o się o nią martwić, cieszyć z jej wizyty i denerwować się, że ośmieliła się spóźnić, przez co on wystraszył się, że dziś do niego nie przyjdzie. A przez to z kolei zaczął się zastanawiać, czy oby na pewno nie zrobił nic źle? Czy nie dał jej jakichś powodów do strachu? Czy ona nie wystraszyła się, nie okazała się być zepsutą i nie postanowiła go porzucić, jak setki innych osób przed nią? Na szczęście jednak wróciła do niego, więc jego obawy okazały się być bezpodstawne.

- Z matmy oddawał dziś sprawdziany i okazało się, że nie do końca dobrze mi poszło. A że matma nie jest moją najmocniejszą stroną, to wolałam to poprawić od razu, póki jeszcze pamiętam cokolwiek. Musiałam więc zostać trochę po lekcjach, żeby to napisać, a nie miałam jak ci o tym powiedzieć, więc jeszcze raz przepraszam - powiedziała dziewczyna. Jason, czując tym większą ulgę po tym, jak zrozumiał z jak błahego powodu Sophie się spóźniła, uśmiechnął się przyjaźnie.

- Nic się nie stało - powiedział, choć samo wypowiedzenie tych słów wiele go kosztowało. W końcu stało się, i to wiele. Z dnia na dzień zależało mu na tej zwykłej, ale jednocześnie niezwykłej dziewczynie coraz bardziej i chyba nie przeżyłby jej tak nagłego zniknięcia. Albo odtrącenia przez nią. W każdym razie, jeśli Sophie kiedykolwiek mnie odtrąci, ona sama na pewno tego nie przeżyje. Nie w takiej formie w jakiej istnieje teraz, ale przecież życie jako lalka jest nawet lepsze niż jako człowiek, bo nie jest się wtedy zepsutym - pomyślał Jason.

- Nigdy więcej nie będę mogła przyjść do twojego sklepu - usłyszał nagle słowa Sophie, które sprawiły, że w jednej chwili świat się dla niego zatrzymał, a on sam poczuł ogromną złość. Spuścił głowę pewien, że jego oczu zmieniły już kolor, a dosłownie chwilę później poczuł jak na jego dłoniach pojawiają się pazury, które wbił od spodu w drewnianą ladę, na szczęście Sophie nie mogła tego ani widzieć, ani słyszeć. - Ty mnie w ogóle słuchasz? Od pięciu minut stoję tu i coś do ciebie mówię, nawet na to, że więcej miałabym się tutaj nie zjawić, nie zareagowałeś jakoś specjalnie - powiedziała dziewczyna. Następnie odwróciła się i podeszła do jednej z półek stojących niedaleko, po czym jak zwykle zaczęła się przyglądać zabawkom.

- Zaraz...czyli....będziesz nadal tu przychodzić, tak? - zapytał Jason, który jakimś cudem zdołał na tyle opanować swój głos, że nie zdradził on całej tej wściekłości, która się w nim rozszalała.

- No...raczej tak - odparła niepewnie dziewczyna, którą znów opanowało to dziwne uczucie strachu. Stoi do mnie tyłem, dwa metry dalej, wystarczy, że ją złapię, zaciągnę siłą do swojej pracowni i zrobię z nią to, co powinienem zrobić już dawno. Naprawię ją - pomyślał Jason. Zamiast tego jednak, kiedy spostrzegł, że dziewczyna się odwraca z powrotem w jego stronę, szybkim ruchem podszedł do znajdujących się za nim drzwi, która prowadziły na zaplecze.

- Zaraz wrócę, muszę jeszcze tylko coś załatwić - powiedział szybko i już chwilę później zniknął za nimi najszybciej jak tylko był w stanie. Sophie patrzyła za nim, zaskoczona tym jego nagłym zniknięciem. Odwróciła się z powrotem w stronę półki, odłożyła na nią trzymaną lalkę i podeszła do owych drzwi, mimo strachu, jaki znów poczuła. Momentami coś jakby podpowiadało jej, że to miejsce jest jakieś inne, ale nie do końca w dobrym sensie. Że jest dziwne, że coś tutaj nie pasuje, ale przecież wszystko było w porządku, prawda? Na dobrą sprawę nie działo się nic niepokojącego, nie licząc tych jej dziwnych i niewytłumaczalnych ataków strachu. Ale była już bliska uwierzenia, że po prostu naoglądała się za dużo horrorów o lalkach i teraz ma zwidy, a jej podświadomość przechowuje głęboko ukryty strach przed nimi, którym momentami karmi ją w tym sklepie, ostatecznie w końcu pełnym lalek. Cholera, całkiem mądrą jak na mnie teorię wymyśliłam... Muszę w domu poczytać o tym, czy to w ogóle jest możliwe. I koniecznie nigdy więcej nie oglądać "Annabelle" - pomyślała.

- Jason, wszystko w porządku? - spytała. Na początku nie otrzymała odpowiedzi i trochę się przestraszyła. Już zaczęła się zastanawiać, czy nie powinna jednak wejść na zaplecze i sprawdzić, co się dzieje z Jasonem, ale wtedy lalkarz odezwał się.

- Nie, wszystko dobrze, daj mi...chwilę - powiedział. Słowa wypowiedział z niezwykła wprost szybkością, jedynie pod koniec jakby się zawahał. I brzmiał co najmniej...dziwnie. No ale skoro mówi, że wszystko dobrze, to chyba wszystko jest naprawdę dobrze, nie? - pomyślała niepewnie Sophie.

Postanowiła ostatecznie zaczekać na dalszy rozwój wydarzeń. W tej samej chwili Jason spoglądał w niewielkie lusterko, które miał zawsze na wszelki wypadek w jednej z szuflad swojego biurka w pracowni. Służyło mu ono do kontroli własnego wyglądu w tych wyjątkowych chwilach, kiedy musiał mieć pewność, że nie wygląda jak psychopata robiący z ludzi lalki, tylko jak miły lalkarz-zabawkarz. A taka chwila miała miejsce właśnie teraz. Uspokój się, uspokój się, uspokój się, nie czuj złości, nie jesteś zły! Jesteś oazą spokoju, ta małolata wcale cię nie zdenerwowała i wcale nie masz ochoty zrobić z niej lalki - powtarzał to sobie w myślach, chcąc się uspokoić, efekt jednak był zupełnie odwrotny.

Do tej pory na jego dłoniach pojawiły się pazury, a oczy rozświetlił zielony blask, ale teraz na jego twarzy pojawiły się pierwsze, niewielki, czarne bruzdy, a kilka pojedynczych pasm włosów zmieniło kolor na biały. Świetnie! Po prostu świetnie! Ona nie może mnie takiego zobaczyć! Ale skoro nie mogę tego zmienić, to będę musiał ją dziś w końcu naprawić, aby została ze mną na zawsze - pomyślał Jason, spoglądając w lusterko, które pokazywało mu jego dalszą, stopniową przemianę. Mimowolnie uśmiechnął się na myśl, że już nie będzie musiał się martwić, czy Sophie do niego ponownie wróci, czy nie. Bo począwszy od dziś, nigdy go już nie opuści, on na to nie pozwoli.

~*~

Minęła połowa dnia. Połowa dnia! A Jack czuł się, jakby minęło już dwadzieścia lat. W oczekiwaniu aż zapadnie noc wcale nie pomagał fakt, że miał już "doświadczenie w czekaniu". Może i tkwił porzucony w pudełku przez trzynaście lat, ale to tylko sprawiło, że teraz tym gorzej znosił czekanie na wszystkie ważne wydarzenia. Cały czas miał cichą obawę, że będzie musiał czekać tyle, ile czekał na powrót Isaaca. A to wydawało mu się wtedy wiecznością. Myśląc o tym wszystkim, Jack spoglądał przez jedno z okien na nieciekawy widok na zewnątrz. Znów się rozpadało, całe niebo zasnuły szare chmury. Tym bardziej denerwował go fakt, że nawet mimo tego, że nie było widać słońca, Puppeteer nie zgodziłby się na wyjście. Nie i już, bo jest dzień! Jak na zawołanie do uszu klowna dotarł głos marionetkarza.

- Wyglądasz, jakbyś zaraz miał się popłakać - powiedział. Jack odwrócił głowę i ujrzał postać marionetkarza w najbardziej oddalonym zakątku pokoju, tam, gdzie docierało najmniej nikłego światła, wpadającego przez okno. A jakże, zawsze jak najdalej od światła - pomyślał klown.

- Wydaje ci się - odparł niechętnie, po czym wrócił do patrzenia za okno.

- Może jakbyś kogoś zabił, przeszłoby ci? Tu śmiało możesz wychodzić za dnia - powiedział Puppeteer.

- Nie chcę - odparł po krótkiej chwili Jack.

- Nie chcesz wychodzić?

- Nie chcę zabijać - powiedział klown.

- Jak to? - zdziwił się marionetkarz.

- Tak to. Nie mam ochoty - odparł zwięźle klown. Nie zamierzał tłumaczyć się ze swoich decyzji i przeżyć Puppeteerowi. Nie chciał zaś zabijać dlatego, że czuł, że skoro Madeleine może do niego niedługo wrócić, nie powinien więcej tego robić. Bo jak inaczej będzie w stanie spojrzeć jej w oczy? Co jej powie? Wystarczająco denerwował się tym, że bał się, co zrobi jego przyjaciółka na wieść, że po jej śmierci wrócił do zabijania, liczył jednak, że da mu jeszcze jedną, kolejną już szansę. Nie chciał nawet brać pod uwagę tego, że mogłoby być inaczej.

- No niech ci będzie - powiedział Puppeteer, po czym widząc, że klown nie ma ochoty na kontynuację rozmowy, po prostu odszedł. Jack został sam, po raz kolejny w swoim życiu, ale tym razem nie przeszkadzało mu to aż tak. Wolał być samemu niż musieć znosić towarzystwo kolejnej osoby, która nie rozumie jego bólu i tęsknoty za przyjaciółką. Mam nadzieję, że już niedługo będę mógł znów z tobą porozmawiać. I że wybaczysz mi wszystko, co zrobiłem po twojej śmierci, Madeleine - pomyślał Jack, przyglądając się kroplom deszczu uderzającym o szybę okna.

~*~

Chwycił za klamkę. Zamierzał otworzyć drzwi, wyjść i schwytać Sophie, a potem zrobić z nią to, co powinien zrobić już dawno temu, ale zanim zdążył je w ogóle uchylić... Przypomniał sobie, jak chciał zrobić lalkę z Madeleine. Wiele razy pragnął tego dokonać, jednak jakimś cudem przy niej potrafił opanować swoje skłonności. Przy niej mógł opanować swą złość, zazdrość, ona potrafiła też sprawić, że nie czuł strachu. Nie bał się, że zostanie kolejny raz porzucony przez kolejną już przyjaciółkę.

Może to właśnie przez to, że Madeleine miała w sobie krew anioła, ale jej jednej potrafił całkowicie zaufać i wierzył, że ona go nie zdradzi i nie opuści. W jednej chwili przypomniał sobie co najmniej kilka sytuacji, w których każdą inną osobę dawno uznałby za zepsutą i naprawił, robiąc z niej lalkę, ale nie Madeleine. Wystarczająco dziwne jak na niego było już to, że gdy Madeleine pierwszy raz przekroczyła próg jego sklepu, dzięki czemu się poznali, pozwolił jej wtedy wrócić do domu. I za każdym razem, gdy go odwiedzała, pozwalał jej odejść, mimo że o każdą inną osobę dawno stałby się zazdrosny, że chce wrócić do domu i spędzać czas bez niego. Ale nie o Madeleine. Myśląc o tych wszystkich wspomnieniach, poczuł, że mimowolnie się uspokaja. Jason spojrzał jeszcze raz w swoje lusterko. Jego włosy odzyskiwały powoli swój normalny, czerwony kolor, zaś oczy, choć nadal zielone, nie emanowały już takim blaskiem jak jeszcze chwilę wcześniej.

- Zaraz wracam - powiedział, chcąc w ten sposób nieco uspokoić zapewne zdenerwowaną Sophie. Wrócił do swojej pracowni i jeszcze raz spojrzał w lusterko. Wyglądał już niemal normalnie, zostały jeszcze tylko pojedyncze pasma białych włosów, jego oczy przybrały już na szczęście normalny wygląd. Jason rozejrzał się uważnie po pomieszczeniu. Jego wzrok spoczął na nieskończonej jeszcze lalce prostytutki, którą sprowadził tutaj niedawno, aby ją naprawić. Wtedy wpadł na pewien pomysł. Spojrzał w lusterko jeszcze raz, chcąc upewnić się, że wygląda już normalnie, po czym odłożył je na miejsce i wrócił do Sophie.

- Jason, wszystko w porządku? - spytała, dość mocno zdenerwowana tym wszystkim.

- Tak. Wydawało mi się tylko, że usłyszałem jakiś hałas. Obecnie pracuję nad nową, piękną lalką i bałem się, że coś się stało - odparł. Uśmiechnął się przy tym lekko, chcąc zabrzmieć bardziej wiarygodnie.

- Naprawdę? Ja nic nie słyszałam - odparła Sophie.

- Nic dziwnego, nic się nie stało, musiało mi się wydawać. Wybacz, że zareagowałem tak...gwałtownie, dużo się napracowałem nad tą zabawką - odparł lalkarz.

- Jasne, rozumiem. Ja byłam wściekła jak mój brat rozlał mi farbę na rysunek, który robiłam dwie godziny, a co dopiero musiałbyś ty czuć, kiedy coś stałoby się jednej z twoich zabawek? Spędzasz nad nimi pewnie wiele dni albo i więcej czasu - stwierdziła Sophie. Nadal czuła lekki niepokój, coś jej jakby w tym wszystkim nie pasowało, ale to, co mówił Jason, wydawało się jej prawdopodobne. Tak samo jego reakcja, choć naprawdę dość gwałtowna, nie wydawała się jakaś specjalnie przesadzona, przecież jeśli bardzo martwił się, że ta lalka mogła na przykład spaść i się zniszczyć, chyba nic dziwnego, że tak zareagował, prawda?

- Cieszę się, że mnie rozumiesz. Chyba w takim razie możemy się zabierać do pracy, co? - spytał Jason. Żadne słowa nie były w tamtym momencie w stanie opisać ulgi jaką poczuł, kiedy Sophie uwierzyła w jego co najmniej dziwne i niespójne kłamstwo.

- Chyba tak - odparła Sophie, nadal nieco niepewnie. - Co mam zrobić? - dodała po chwili. Przynajmniej skupię się na jakimś zadaniu i może przestanę się tak dziwnie, niespokojnie czuć - pomyślała. Jason uśmiechnął się jeszcze raz i zaczął jej tłumaczyć wymyślone na szybko zadania, kazał jej, tak jak poprzednio, głównie pomóc mu porozstawiać nowe zabawki i pomóc przy obsłudze klientów. Niewiele od niej wymagał, ostatecznie nie potrzebował jej po to, aby pomagała mu w sklepie. Potrzebował jej jako swojej przyjaciółki, niemal idealnej kopii Madeleine. Gdyby okazała się nie dość idealną kopią, nadal mogę ją jeszcze naprawić, choć dziś jeszcze zdołałem się przed tym powstrzymać - pomyślał, spoglądając na Sophie, rozkładającą na półce nowe zabawki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro