Nieoczekiwane Spotkanie
~Tydzień później~
Chłopak przyniósł pudełko Jack'a do swojego pokoju i rzucił na biurko. Znalazł je przypadkiem, a że lubił majsterkować, postanowił je nieco odnowić. Klown liczył, że szybko zostanie uwolniony, jednak się przeliczył. Nastolatek następnie opuścił swój pokój i wrócił wieczorem, tuż przed snem. Następnego dnia rano, ujrzawszy pudełko Jack'a, uznał, że zajmie się nim popołudniu. Popołudniu z kolei zjawiło się kilku jego znajomych i wyciągnęło go gdzieś z domu. Tak było przez niemal cały tydzień, pudełko Jack'a stało na biurku, chłopak co jakiś czas sobie o nim przypominał, planował coś zrobić, a potem i tak nic się nie działo. Klown miał dość i coraz bardziej martwił się, kiedy zostanie uwolniony. Czy zostanie uwolniony. Przez to, że kiedyś zmuszony był tkwić w tym pudle przez trzynaście długich lat nie dziwota, że nabawił się swego rodzaju traumy i niepokoił się, wręcz panikował, gdy był w nim dłużej, a możliwości do opuszczenia go brakowało, tak jak było tym razem. Któregoś dnia Jack, jak zwykle pozostawiony sam sobie w pudełko na biurku w pokoju nastolatka, usłyszał głośne krzyki, a następnie ciężkie kroki. Po chwili do pokoju weszła jakaś kobieta, z czarnym workiem na śmieci w ręku.
- Nie mogę! Dłużej już nie wytrzymam z tym niewdzięcznikiem! A to jest tak samo mój syn, jak i twój! - zawołała, po czym schyliła się i zaczęła zbierać z podłogi liczne pomięte kartki, które następnie wrzucała do worka.
- I w związku z tym co?! - dało się słyszeć z głębi domu męski głos.
- Też mógłbyś mi pomóc! - odparła kobieta.
- Ponieważ to mój syn, to chcę, aby nauczył się brać za siebie odpowiedzialność! Zostaw to, niech ma burdel w pokoju jak chce! Albo sam nauczy się sprzątać, albo nie, jego sprawa! Przecież jak dorośnie, to nie będziesz mu stale chyba sprzątała w domu, nie? Nie powinniśmy tego jego bałaganu tykać, poza tym, znowu wyrzucisz coś, co jest mu potrzebne i będzie się awanturował! - odpowiedział mężczyzna.
- Ale jak to tak zostawić! Taki bałagan! - zawołała kobieta. Nie uzyskała już żadnej odpowiedzi i przez chwilę sprzątała w ciszy, po czym zaczęła sama do siebie psioczyć cicho na swojego syna. - Mały niewdzięcznik! Wykończy swoją matkę! Mógłby już sam o siebie zadbać! A nie tylko, stara matka musi mu sprzątać! - wołała, wrzucając do worka kolejne papierki, resztki po jedzeniu, różne inne śmieci. Następnie wyprostowała się i jej wzrok spoczął na pudełku Jack'a. - I jeszcze znosi jakieś śmieci do domu - stwierdziła ze złością, pakując przedmiot do worka. Klownowi niezbyt podobało się wylądowanie w tym miejscu, będąc otoczonym przez same śmieci. Poza tym, nic stamtąd nie widział, tylko ciemność, mógł jedynie słuchać tego, co się dzieje wokół. Kobieta skończyła sprzątanie i odnalazła męża.
- Masz - powiedziała, wręczając mu worek do śmieci.
- Znowu będzie awantura - stwierdził, biorąc go od niej.
- Ale przynajmniej będzie czysto. Nie pokusi się, żeby wyjąć te śmieci ze śmietnika - odparła kobieta. Na początku ich syn czasem tak robił, przez co straciła ona w niego zupełnie wiarę i od dłuższego czasu śmieci zebrane w pokoju syna dla bezpieczeństwa kazała wynosić mężowi do lasu, nieopodal którego mieszkali. A on, nie chcąc wszczynać awantury z żoną, robił to. I tym razem, nie chcąc znosić jej kłótni i krzyków, zabrał śmieci i wyszedł z domu. Odszedł spory kawałek od domu, po czym zostawił worek ze śmieciami, w tym z pudełkiem Jack'a, i odszedł.
~*~
Nie, nie, nie, nie, nie! - myślał zrozpaczony Jack. Jego rozpacz wzrosła jeszcze bardziej, kiedy jakieś lisy, w poszukiwaniu czegoś do zjedzenia, zniszczyły worek i klown mógł się przekonać, że jest w samym środku lasu, bez szans na wydostanie się z pudełka. Na szczęście wspomniane zwierzęta szybko straciły zainteresowanie jego pudełkiem, jednak to było tylko niewielkie pocieszenie.
Czas mijał, aż w końcu zaczęło zmierzchać, a potem nastała noc. Jack był coraz bardziej wściekły, ale też przestraszony. Kto niby odnajdzie go w środku nocy? Kto uwolni go z pudełka? Jak? Kiedy? Kto? NO KTO?! Te i inne myśli wciąż męczyły przerażonego Jack'a, a czas mijał nieubłaganie. I żadna szansa na uwolnienie się nie nadchodziła. Nie było dla niego żadnej nadziei, przynajmniej do czasu... Jack'owi wydało się, że słyszy jakieś hałasy. Od razu uznał, że to kolejne dzikie zwierzęta, jednak niewiele później klown spostrzegł światło. W miarę, jak się zbliżało, mógł dostrzec, że jest to światło latarki.
A tej latarki musiał ktoś przecież używać. Z powodu ciemności Jack widział tylko zarysy postaci, która mogłaby minąć go, nawet nie zdając sobie sprawy z jego obecności. Jednak tak się nie stało, człowiek ten za późno zauważył zbiorowisko śmieci i, chcąc je ominąć, potknął się o pudełko Jack'a. Przez to spod kaptura postaci wysunęło się kilka pasm włosów, gdy spojrzała ona ze zdziwieniem na pudełko Jack'a, przez tą chwilę, zanim oślepiło go światło latarki, klown mógł dostrzec jej twarz. I wtedy też dowiedział się, że absolutnie nie ma do czynienia z człowiekiem.
W duchu zaczął się modlić, aby ta osoba mu pomogła. Zrobiłby dla niego wszystko, tylko niech go uwolni! A tak się składało, że również ta osoba znała Jack'a. Nie podejrzewała co prawda, że to własnie z jego pudełkiem ma do czynienia, jednak najpierw podniosła je, chcąc sprawdzić, przez co takiego omal się nie wywróciła. Następnie mężczyzna ten przyjrzał się przelotnie pudełku, które zamierzał wyrzucić, gdyż nie miał czasu na oglądanie nocą śmieci w lesie. Jednak zanim to zrobił, zakręcił kilka razy korbką. Ponieważ znał Jack'a, i to dość dobrze, w dodatku był on postacią być może dość ważną w jego planie, na myśl o nim zrobił to właściwie bez namysłu. Muzyka zagrała cicho, po czym postać ta rzuciła niedbale pudełko na ziemię i ruszyła dalej. Nie spodziewał się ani trochę, że ma w rękach prawdziwe pudełko Jack'a, tym większe więc było jego zaskoczenie, gdy usłyszał za sobą cichy hałas. Odwrócił się, ale w ciemnościach nie zdołał dostrzec dokładnie ulatniającego się z pudełka czarnego dymu. Poświecił światłem latarki przed siebie, aby lepiej zorientować się w sytuacji i sprawdzić, co się właśnie stało. Trudno stwierdzić, czyje zdziwienie było większe, jego czy Jack'a.
- Jack? - spytał zaskoczony.
- Candy? - zapytał w tej samej chwili klown.
~*~
Sophie rzuciła nieprzyjemne spojrzenie swojemu młodszemu, rozpłakanemu na dobre bratu. Mimo zakazów rodziców, biegał po domu, przewrócił się i przyrżnął głową w podłogę. Na szczęście nie mocno, ale rozciął sobie przy okazji policzek. Ich matka właśnie opatrywała mu ranę, a on krzyczał, jakby go obdzierali ze skóry. Dziewczyna westchnęła głośno, chcąc w ten sposób dać upust swemu niezadowoleniu. Była zmęczona, chciała w ciszy odpocząć albo posłuchać muzyki, a ta mała wytwórnia hałasu jej to uniemożliwiała.
- Sophie, odrobiłaś już lekcje? - spytał jej tata, wchodząc do kuchni.
- Tak - odparła, nawet nie podnosząc na niego wzroku znad telefonu.
- A posprzątałaś pokój? - spytała jej mama, skończywszy sprawę z jej, nadal płaczącym, bratem.
- Jeszcze nie, ale zrobię to - odparła dziewczyna.
- Kiedy? - zapytała matka.
- No nie wiem, może jutro - stwierdziła Sophie.
- Wczoraj też mówiłaś, że zrobisz to jutro. A wczorajsze jutro jest dzisiaj - odparł jej ojciec.
- No tak, ale teraz nie mam czasu - wyjaśniła.
- Jak to nie masz czasu? A co takiego ważnego robisz? - zapytał.
- Piszę z pewną ważną dla mnie osobą.
- Z kim?
- Nie musisz wiedzieć - odparła dziewczyna, na co jej ojciec westchnął i posłał zatroskane spojrzenie żonie, po czym wrócił wzrokiem do swojej córki.
- Posłuchaj, nie jestem zwolennikiem takich metod, ale jeśli dziś jeszcze nie posprzątasz swojego pokoju, to będę zmuszony zabrać ci ten telefon, słyszysz? - zapytał. Dziewczyna posłała mu zdenerwowane spojrzenie.
- Jasne, stosuj te swoje metody szantażu ze średniowiecza! Świetnie! - zawołała.
- Sophie, ja ciebie tylko informuję...
- A ja przecież nic nie mówię! Skoro masz taki fetysz na punkcie sprzątania przeze mnie tego mojego pokoju, to super, świetnie, gratuluję, zrobię już to. Idę, już idę - stwierdziła dziewczyna. Następnie wstała od stołu, wyszła z kuchni i udała się w stronę schodów, a potem prosto do swojego pokoju. Mężczyzna pokręcił lekko głową i spojrzał ponownie na swoją żonę.
- Nie wiem, kogo jej nastoletni bunt wykończy szybciej, nas czy ją? - spytał.
- Ona wygląda, jakby miała się całkiem dobrze, więc podejrzewam, że nas - odparła kobieta, po czym lekko się uśmiechnęła. Następnie zaproponowała swojemu synkowi, którego do tej pory starała się jakoś pocieszyć i uspokoić, wspólne oglądanie jego ulubionej bajki, na co ten ochoczo przystał. - Będzie trzeba zrobić jej nową, moralizatorską pogadankę na temat sprzątania. Albo wręcz przeciwnie, nie mówić nic i zobaczymy, jak długo sama wytrzyma bez sprzątania. Zawsze możemy iść na taką wyniszczającą wojnę - powiedziała jeszcze do męża, wychodząc z kuchni. Mąż w duchu przyznał jej rację, po czym podszedł do blatu, aby zrobić sobie kilka kanapek, co było jego głównym celem wizyty w kuchni.
~*~
Sophie wpadła do swojego pokoju jak huragan. Naprawdę miała zamiar zacząć sprzątać, ale na samym zamiarze się skończyło, gdyż właśnie usłyszała w słuchawkach swoją ulubioną piosenkę. Zamknęła więc drzwi i zaczęła swój dziki taniec, podczas którego skakał, wyginała się i machała głową wraz z włosami na wszystkie strony. A gdy piosenka się skończyła, odtworzyła ją jeszcze raz, potem jeszcze i jeszcze. Obiecała sobie przy tym w duchu, że posprząta dzisiaj, wieczorem, aby jej rodzice się już nie denerwowali. Zrobiłaby to nawet już teraz, no ale jednak jej ulubiona piosenka ją przyzywała, a ona nie mogła tego wezwania tak po prostu zignorować. No przecież posprzątam, tylko trochę później. Nic się przecież takiego nie stanie, nie? Ostatecznie będzie czysto i rodzice nie będą się już musieli martwić i denerwować - pomyślała, kiedy wspomniana ulubiona piosenka poleciała w jej słuchawkach po raz kolejny.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro