Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Kłamstwa, kłamstwa, kłamstwa

Puppeteer lekko uchylił drzwi i wślizgnął się jak gdyby nigdy nic do środka. Wyglądało na to, że w pobliżu nikogo nie było, mógł więc odetchnąć z ulgą. Szybko jednak okazało się, że to niemożliwe. W holu zjawił się Candy Pop.

- Puppeteer? No nareszcie, ile można czekać! - zawołał, po czym już kilka sekund później pojawił się przed marionetkarzem. Panował nadal mrok, rozjaśniany jedynie przez nikłe światło blednących gwiazd wpadające przez okna oraz przez światło wydobywające się z oczu marionetkarza. Jednak oni oboje byli przyzwyczajeni do takich warunków i doskonale wszystko widzieli. Dzięki temu też Puppeteer z łatwością dostrzegł, że Candy miał przy sobie tą torbę, z którą zjawił się tutaj. Właściwie to nie odstępował jej na krok podczas pobytu tutaj, co zaczęło trochę ciekawić marionetkarza, ale nie miał ochoty zagłębiać się bardziej w ten temat.- Załatwiłeś wszystko? - dodał błazen.

- Oczywiście, że tak. Z Jasonem można się bardzo dobrze dogadać, pod warunkiem, że robi się to na spokojnie i nie wkurza się go specjalnie co pięć minut - odparł marionetkarz.

- Ja wcale tak nie robię! A tak poza tym, to ile ty to załatwiałeś? Nie było cię prawie całą noc, czy ty wiesz, co ja tutaj przeszedłem? Umierałem ze strachu! - zawołał Candy.

- Ze strachu o mnie czy o powodzenie mojej misji? - spytał ironicznie Puppeteer. Candy skrzyżował ręce.

- O ciebie to akurat się nie boję, zawsze sobie świetnie radzisz, lampko - odparł. Zapewne wkurzony jego słowami Puppeteer przerobiłby go w tej chwili na jedną ze swoich marionetek, ale uniemożliwiło mu to pojawienie się także Jack'a, a wraz z nim Zacharego.

- Puppeteer! Nareszcie wróciłeś! I jak poszło?! - zapytał Jack, w jednej chwili teleportując się obok tej dwójki.

- Wyluzuj, misja zakończona sukcesem - powiedział Candy. Jack odetchnął z ulga, ale zaraz zadał marionetkarzowi kolejne pytanie.

- A dlaczego tyle cię nie było? - spytał, spoglądając z powrotem na Puppeteera. Ten jakby od niechcenia wzruszył ramionami.

- Po drodze wpadłem do takiej jednej...mojej przyszłej ofiary. Musiałem się w końcu pożywić czyimś cierpieniem, nie? - odparł.

- Mogłeś się pospieszyć, ja...to znaczy my odchodziliśmy tutaj od zmysłów - powiedział Candy. Puppeteer posłał mu wkurzone spojrzenie.

- Przecież wy wszyscy dawno już postradaliście zmysły - stwierdził, po czym zwrócił się do Zacharego, który w tym czasie doszedł do nich. - Czy coś niepokojącego miało miejsce pod moją nieobecność? - zapytał swojego proxy. Chłopak pokręcił głową, ale nie zdążył nic powiedzieć. Ubiegł go Candy.

- Nie, twoja niania dobrze nas pilnowała! A teraz mów co konkretnie załatwiłeś! - powiedział. Puppeteer westchnął i zwrócił się z powrotem do niego i do Jack'a.

- Możecie spotkać się z Jasonem w jego sklepie. Zgodził się tylko i aż na to. Najlepiej jak najszybciej - odparł marionetkarz.

- Powiedziałbym, że to podejrzane, że koniecznie chce się spotkać z nami w swoim sklepie, ale akurat u niego to normalne - stwierdził Candy.

- Ale skoro zgodził się nam pomóc, jak najszybciej musimy to załatwić! Teraz tylko wystarczy, że odstąpi nam ciało, znaczy lalkę Madeleine i wszystko będzie dobrze! A jeśli usłyszy, że dzięki temu wskrzesimy Madeleine, na pewno da się przekonać! - zawołał Jack. Sam podświadomie doskonale wiedział, że przekonanie Jasona do czegokolwiek, a już zwłaszcza do oddania jednej ze swoich cennych lalek nie będzie proste, jednak wolał o tym teraz nie myśleć. Wreszcie coś szło zgodnie z ich planem, wreszcie choć przez chwilę wszystko zaczęło się układać. Był z tego powodu ogromnie szczęśliwy i nie chciał sobie teraz tego szczęście psuć tak złymi przemyśleniami.

- W sumie masz rację, nie ma na co czekać. A skoro kazał nam zjawić się jak najszybciej to...chodźmy tam teraz! - stwierdził Candy Pop, po czym uśmiechnął się lekko.

- Najpierw uregulujcie zapłatę. Jesteście mi coś winny - powiedział Puppeteer.

- Nie ja, tylko Jack - odparł błazen. W tym czasie marionetkarz popatrzył wyczekująco na klowna. Jack szybko wyciągnął przed siebie dłoń, na której pojawiło się pudełko, wielkości podobnej do tego, od którego zależało życie klowna.

- Masz, tutaj jest tyle cukierków, na ile się umówiliśmy - powiedział. Puppeteer zabrał od niego pudełko, po czym otworzył je i uważnie przyjrzał się temu, co było w środku. Zaiste były to cukierki, w szarych papierkach. Wyglądało niemal identycznie jak te, które Jack podarował mu poprzednio na próbę. Życie jednak nauczyło marionetkarza, aby nigdy nikomu ślepo nie ufać. Podniósł wzrok na swojego sługę.

- Zjedz jednego - powiedział, podsuwając w jego stronę pudełko wypełnione słodyczami. Zachary spojrzał zaskoczony na swojego pana.

- Ja? Ale przecież... Ja się nie nadaję do takich testów. Już i tak mam pewnie depresję albo jakieś inne przypadłości... - odparł niepewnie chłopak. Zaiste, nie było dla nikogo zaskoczeniem, że przebywając na stałe w pobliżu Puppeteer chłopak najprawdopodobniej chorował na tego typu zaburzenia. Marionetkarza to jednak nie przekonało.

- Najwyżej nasilą ci się objawy, jeśli jednego zjesz. Mam rację, Jack? - spytał Puppeteer, spoglądając na chwilę na klowna.

- Właściwie to tak. Jeśli Zachary ma już, dajmy na to, depresję, te cukierki wzmocnią chwilowo jej objawy - odparł klown.

- Świetnie! - zawołał Puppeteer, po czym przeniósł wzrok z powrotem na Zacharego. - No to śmiało! - dodał. Chłopak popatrzył niepewnie na pudełko z cukierkami będące w rękach jego pana, po czym westchnął i niechętnie sięgnął po jednego z nich. Szybko odpakował go i zjadł.

~*~

- Dobrze. Wywiązaliście się ze swojej części umowy. Możecie odejść - powiedział Puppeteer. Jack i Candy spojrzeli na niego zaskoczeni, po czym błazen odwrócił się jeszcze i spojrzał na drugą część pokoju, gdzie skulony w kącie siedział Zachary.

- Nie żebym się nie cieszył, że możemy już zakończyć tę wizytę, ale skąd wiesz, że cukierki działają? - spytał błazen, po czym spojrzał ponownie na Puppeteera. Marionetkarz uśmiechnął się tajemniczo.

- Czuję to - odparł.

- Czujesz? Jak to? - zdziwił się Candy. Puppeteer wzruszył ramionami.

- Tak jak ty potrafisz wyczarować swój młot, a Jack zatrute cukierki, tak ja potrafię wyczuć emocje i uczucia ludzi. Wiem, kiedy czują smutek, ból i kiedy cierpią, bo tym się żywię. I dzięki temu wiem, że Zachary jest teraz w dużo gorszym stanie emocjonalnym niż poprzednio, choć może tego po nim nie widać. Tak więc mam pewność, że cukierki działają - wyjaśnił Puppeteer.

- Jak to możliwe, że ty naprawdę żywisz się emocjami? - spytał Candy.

- Jeżeli tak bardzo cię to interesuje, to gdy załatwimy już to wszystko i wskrzesimy Madeleine, no i twoją siostrę, to możesz sobie przyjść do Puppeteera i przy herbatce oraz ciastku pogadacie sobie o swoich mocach, na razie może jednak skupimy się na naszym głównym zadaniu? - spytał Jack. Następnie chwycił Candy'ego i zaczął go niechętnie ciągnąć w stronę drzwi wyjściowych. - Jesteśmy ci wdzięczni za pomoc! - zawołał jeszcze na odchodnym.

- Polecam się na przyszłość jako mediator, interesy z wami robi się nie najgorzej - odparł Puppeteer. Kilka minut później dało się słyszeć trzask drzwi i marionetkarz został w pokoju sam ze swoim proxy. Puppeteer odwrócił się niechętnie w stronę Zacharego.

- Gdzie jest Emra? - spytał, podchodząc do chłopaka. Ten podniósł na niego zdezorientowany wzrok. - Nie zamierzam się powtarzać, odpowiadaj jak się pytam! - zawołał Puppeteer, wkurzony brakiem odpowiedzi ze strony jego proxy. Tym razem Zachary popatrzył na niego z przestrachem.

- Sz-szyje s-su-sukienkę dla t-twojej marionet-tki, tak jak ch-chciałeś - odparł chłopak.

- Bardzo dobrze, przynajmniej z niej jest jakiś pożytek - stwierdził Puppeteer, po czym bez słowa minął swojego sługę i odszedł jednym z korytarzy.

~*~

Gdy wreszcie dotarli do sklepu, Jack zatrzymał się przed wejściem i z niepokojem zaczął przyglądać się drzwiom. Ostatnim razem, gdy tam przebywał, miał dość nieprzyjemną konfrontację z Jasonem, a sam lalkarz tylko rozdrapał jego rany, oskarżając go o śmierć Madeleine... Jego ukochanej przyjaciółki.

- Długo zamierzasz tak stać i gapić się na te drzwi? Nie przyszliśmy tutaj po to, jakbyś nie pamiętał. Mamy trochę inny cel - powiedział Candy Pop, który w tym czasie zdążył do niego dołączyć. Klown posłał mu wkurzone spojrzenie.

- Wiem o tym! - warknął, po czym chwycił klamkę i szarpnął drzwi. One jednak ani drgnęły. - Zajebiście! Zamknięte! Kurwa, świetnie! - krzyknął, po czym odsunął się od drzwi, wpatrując się w nie z nienawiścią. Candy patrzył na to wszystko z lekkim zdziwieniem. Następnie sam podszedł do drzwi.

- Jak znam Jasona, wystarczy, że zapukamy i grzecznie poczekamy, aż zdecyduje się nas wpuścić - powiedział błazen, po czym podniósł rękę i uderzył kilka razy o drewniane drzwi. Rozległ się dźwięk pukania, a potem zapanowała cisza.

- I co? Twój genialny plan też zawiódł - stwierdził klown, gdy nic się nie działo. W tej samej chwili za drzwiami dało się słyszeć kroki. Candy popatrzył z tryumfem na klowna. - Zamknij się! - rzucił krótko Jack, zanim jego towarzysz zdołał cokolwiek powiedzieć. Następnie drzwi otworzyły się i stanął w nich Jason, który zmierzył ich obu nieprzyjemnym spojrzeniem.

- Podobno chcieliście porozmawiać o Madeleine - powiedział. W tym przypadku wolał nie bawić się w żadne maniery i od razu przejść do rzeczy.

- Tak. Chcesz gadać tutaj, gdzie na dobrą sprawę usłyszeć nas może każdy przechodzień, który postanowił wybrać się na jakiś nocny spacer, czy jednak wpuścisz nas do środka? - spytał Candy. Ton jego głosu, jak i cała jego postawa sprawiały wrażenie, jakby niezbyt się tym wszystkim przejmował. Było jednak zupełnie inaczej. W środku wprost umierał ze strachu, bowiem teraz zaczynała się jedna z najtrudniejszych części jego planu uratowania Cane. Jason ponownie obrzucił uważnym, dość złowrogim spojrzeniem lekko uśmiechniętego błazna i milczącego dotąd klowna, po czym uchylił lekko drzwi.

- Wejdźcie zatem - rzucił krótko, a następnie odsunął się, robiąc im miejsce. Gdy znaleźli się w środku, Jason i Jack po raz kolejny zmierzyli się wzrokiem, niczym zawodowi bokserzy przed starciem, podczas gdy Candy z zainteresowaniem rozejrzał się po ciemnym wnętrzu sklepu. Bądź co bądź potrzebował TEJ lalki. I to w nienaruszonym stanie. A teraz była zniszczona, bo poprzednie próby nie dały wyczekiwanego rezultatu. Nie mógł jednak ot tak poprosić Jasona o naprawę lalki, bo jak wytłumaczyłby mu, w jaki sposób wszedł w jej posiadania? Uznał więc, że najlepiej będzie gdzieś mu ją niezauważenie podrzucić i wtedy jakoś poprosić lalkarza o naprawienie jej. - A więc? Czemu zawdzięczam tę niezbyt przyjemną wizytę dwójki osób, które zabiły moją najdroższą przyjaciółkę? - spytał Jason. Słysząc te słowa, Jack poczuł jednocześnie ogromną wściekłość, ból i smutek.

- Nie zabiłem Madeleine! To ty to zrobiłeś, gdy pozwoliłeś się jej wyrwać i pobiec do tego okna! - zawołał. Jednocześnie poczuł, że jego pazury się wydłużają. Na reakcję Jasona nie musiał długo czekać. Jego oczy w przeciągu chwili zmieniły kolor na jadowicie zielony, a część włosów odbarwiła się na biało.

- Ty śmiesz zarzucać mi, że to JA jestem winny?! Gdybyś się nie zjawił, Madeleine nie musiałaby nawet cię ratować! Wszystko przez ciebie! - krzyknął wściekły zabawkarz.

- Gdybym się nie zjawił, sam nie dałbyś rady Zalgo! I Madeleine i tak by na tym ucierpiała! - odparł Jack. Jason poczuł, jak na skórze na jego dłoniach i twarzy odnawiają się jego stare rany, których nabawił się między innymi podczas robienia swojej pozytywki. TEJ pozytywki.

- Dałbym sobie radę, uratowałbym Maddie, gdyby nie ty, żałosna pomyłko! Nic dziwnego, że Isaac cię zostawił, przynosisz swoim przyjaciołom tylko nieszczęścia i śmierć! Isaac się z tobą przyjaźnił i go zabiłeś! Madeleine się z tobą zaprzyjaźniła i zrobiłeś jej to samo! - zawołał Jason. W tym czasie Candy, który usłyszał jego słowa, zdecydował, że czas wkroczyć do akcji. Nie sądził nawet, że sprawy ułożą się dla niego tak pomyślnie i Jason oraz Jack na kilka minut skupią się tylko na sobie. Dzięki temu on bez problemu mógł na chwilę od nich odejść i przejść się między półkami. Nie znalazł jeszcze idealnego miejsca dla lalki, ale gdy usłyszał słowa zabawkarza, wiedział, że musi załagodzić sytuację między nimi, zanim się rozszarpią. Jak najszybciej więc wyjął lalkę z torby, co trochę mu zajęło, zważywszy na to, że była ona na samym dnie, a potem odłożył ją na jedną z półek. Omal jej przy tym nie upuścił, ostatecznie jednak nic się jej nie stało. Następnie wrócił do dwójki swoich dawnych przyjaciół, którzy dosłownie skoczyli sobie do gardeł. Pod nieobecność Candy'ego, Jack doskoczył do Jasona i przeorał mu twarz swoimi pazurami, ten z kolei odsunął się od klowna, zasłaniając się przed jego atakiem.

- Nigdy więcej tak nie mów! Nie masz prawa wspominać o Isaac'u ani oskarżać mnie o śmierć Madeleine! - krzyknął rozwścieczony Jack.

- To ty nie masz nawet prawa wymawiać jej imienia! Pozbawiłeś ją życia, a ja to samo zrobię z tobą, znajdę to twoje głupie pudełko i zniszczę! - odparł Jason.

- Ale jak już skończycie się kłócić to w końcu zajmiemy się wskrzeszaniem Cane i Madeleine? - spytał Candy, gdy tylko z powrotem zjawił się przy nich. Na szczęście byli zbyt zajęci sobą, żeby w ogóle zauważyć jego chwilowe zniknięcie. Gdy wypowiedział te słowa, jak na zawołanie obaj spojrzeli w jego stronę. - O, widać potraficie się choć przez chwilę nie kłócić, super! - dodał, po czym uśmiechnął się ironicznie. Jason zmierzył go nieufnym spojrzeniem.

- Czego chcecie? - spytał, nie spoglądając przy tym nawet na Jack'a.

- Tego, co słyszałeś. I o czym mówił ci Puppeteer. Zamierzamy wskrzesić Madeleine. To znaczy wy możecie ją wskrzesić jeśli chcecie, bo ja będę wskrzeszał Cane - odparł błazen.

- Ale... jak dokładnie zamierzacie tego dokonać? Co chcecie zrobić? - zapytał zabawkarz.

- Wskrzesić Madeleine i Cane, tak jak powiedziałem. Ale pierwszą rzeczą, jaką musicie sobie uświadomić, to to, że jeśli się na to zgodzicie, będziemy musieli współpracować. A jak do tej pory chyba nie szło wam to najlepiej - powiedział Candy.

- Dla mojej Madeleine zrobię wszystko, nawet podejmę się współpracy z tym tutaj... - odparł lalkarz, spoglądając nieprzychylnie na Jack'a. Ten odwzajemnił jego złowrogie spojrzenie.

- Mógłbym powiedzieć to samo - stwierdził klown. Jason zignorował jego słowa i zwrócił się ponownie do Candy'ego. Wyglądał już nieco lepiej, jego oczy przybrały normalny kolor, włosy też wracały do stanu wyjściowego i większość ran już zniknęła.

- Ale najpierw macie mi wytłumaczyć, co dokładnie zamierzacie? Bez tego na nic się nie zgodzę - powiedział Jason. Candy pokręcił lekko głową. Podejrzliwy zupełnie jak Jack. Obaj są tak podobni, a tak bardzo się nienawidzą - pomyślał błazen. Nie odważył się jednak wypowiedzieć tych słów na głos, za bardzo obawiał się reakcji, jaką mogłyby wywołać.

- Wiesz, ma się te znajomości tu i tam... Znalazłem pewną ciekawą księgę - zaczął błazen.

- Jaką księgę? - spytał zabawkarz. Candy posłał mu wkurzone i zniecierpliwione spojrzenie.

- Szybciej ci to wytłumaczę, jeśli nie będziesz mi przerywał - powiedział. Jason, choć słowa błazna niesamowicie go zdenerwowały, wprost nadludzkim wysiłkiem powstrzymał swój kolejny wybuch złości. Nie potrafił tego nigdy kontrolować, chyba że chodziło o Madeleine. W takim przypadku potrafił jeszcze nad sobą zapanować. Candy, widząc że Jason wreszcie zamilkł, kontynuował wdrażanie swojego planu. - Dobrze więc, posłuchaj mnie teraz uważnie. Znalazłem księgę, która zawiera w sobie liczne czary, w tym czary dotyczące nekromancji. Nekromancja to...

- Wiem, co to jest nekromancja - przerwał mu zirytowany lalkarz. Candy spojrzał na niego obojętnie.

- Spoko, chciałem wytłumaczyć, bo Jack tego nie wiedział gdy tłumaczyłem to wszystko jemu - odparł. Jason spojrzał z pogardą na klowna.

- Jack nie jest zbyt obyty w świecie - stwierdził. To niesamowicie zdenerwowało klowna.

- A ty jesteś takim znawcą wszystkiego? - spytał.

- Cóż, przynajmniej staram się posiąść wiedzę na jak najwięcej tematów. Oczywiście najbardziej interesuje mnie tworzenie zabawek, ale to nie znaczy, że zamierzam pozostać jakimś niewykształconym troglodytą pod innymi względami - odparł. Jack zacisnął dłonie w pięści. Na szczęście jednak zanim skoczyli sobie do gardeł ponownie wkroczył Candy.

- Dziewczynki, obie macie fajne zabawki, a teraz może jednak przestaniecie się kłócić i skupimy się na głównej kwestii? - spytał. Obaj popatrzyli na niego zaskoczeni, po czym ponownie spojrzeli z nienawiścią na siebie, nic więcej jednak nie powiedzieli. - Kontynuując, zdobyłem tą księgę z czarami nekromanckimi. Nie pytajcie nawet co musiałem zrobić żeby ją zdobyć... Szukałem jej po prostu przez cały ten czas uruchamiając wszelkie kontakty wśród istot nadludzkich.

- Zgaduję, że zmierzasz do tego, że dzięki zawartym w niej czarom da się wskrzesić Madeleine? Ale po co to mówisz? I po co miałbyś się dla niej starać? Wątpię, żeby nagle dopadły cię wyrzuty sumienia - przerwał mu Jason. Ton jego głosu zdradzał jego niedowierzanie i podejrzliwość. Candy'ego zaś ogarnęła ogromna chęć rzucenia się na Jasona i wydrapania mu tych jego zmieniających kolor oczu, a potem rozdrapania mu twarzy, torturowania, a na koniec roztrzaskania młotem w pył jego pozytywki... Przynajmniej dzięki tej wizji był w stanie jakoś się opanować. Na jego twarzy pojawił się nerwowy uśmiech. Candy chciał ukryć z jego pomocą swoje mordercze zapędy, ale dokonał tylko tego, że wyglądał jakby miał ochotę komuś mocno przywalić. A właściwie to miał ochotę zrobić to Jasonowi.

- Nie wiem, czy pamiętasz... - zaczął powoli. Starał się mówić spokojnym, w miarę neutralnym tonem i ukrywać to, że tak naprawdę ma ochotę w tej chwili zabić Jasona. -... ale w całym tym zamieszaniu umknął ci taki jeden, nieistotny fakt. Moja siostra też wtedy zginęła - powiedział Candy. Choć uśmiechał się, jego oczy płonęły nienawiścią i żądzą mordu, co wyglądało dość nietypowo. I irytowało Jasona. Czuł się, jakby Candy miał do niego o to wszystko pretensje, podczas gdy to on przecież stanął na ich drodze, prawda? I zgodził się pomóc Zalgo.

- Cane już swoje przeżyła, poza tym ty mogłeś nacieszyć się nią dłużej, niż ja moją Madeleine, więc twój ból jest mniejszy niż mój - stwierdził Jason. Gdy usłyszał te słowa, Candy'ego ogarnął nieopisany gniew. Na szczęście Jack w porę zareagował i stanął między nim a Jasonem, spoglądając na lalkarza.

- Jason, daj mu na chwilę spokój. Nieważne jest teraz co zrobił i za co. Ważne jest to, co może powiedzieć i zrobić dla Madeleine - powiedział.

- Mhm, no niech stracę. Niech się streszcza, nie mam więcej czasu - odparł lalkarz. Jack odsunął się i umożliwił im ponownie spojrzenie na siebie. Candy wykorzystał zaś tą krótką chwilę ich rozmowy, aby samemu się uspokoić. Myśl o siostrze. Myśl o Cane. To dla niej musisz się uspokoić i to dla niej musisz podjąć się współpracy z tymi idiotami, którzy nie widzą nikogo poza sobą.

- Jasne, już tłumaczę - powiedział Candy, ponownie uśmiechając się do Jasona, tym razem zrobił to jednak przyjaźnie. - Są w niej czary pozwalające na wskrzeszanie ludzi i innych istot. Ponieważ Cane i Madeleine zginęły tego samego dnia i niejako z powodu tej samej istoty, muszą zostać wskrzeszone razem - dodał. Całe szczęście że to wszystko to tylko jedna wielka bujda i nie będę musiał wskrzeszać tej suki. Z miłą chęcią popatrzę na waszą rozpacz gdy zdacie sobie sprawę z tego, że nie odzyskacie swojej Madeleine. Nie obchodziła was moja strata, więc teraz ja z tym większą radością będę się cieszył waszą stratą - pomyślał błazen.

- No dobrze, to brzmi całkiem obiecująco, ale jak chcesz tego wszystkiego dokonać? Na pewno rytuał wymaga wielu przygotowań - odparł Jason. Tu Jack nie wytrzymał i się wtrącił.

- Tak, dlatego potrzebujemy twojej pomocy. Do rytuału potrzebne jest dobrze zachowane ciało Madeleine. Znając życie, zrobiłeś z niej lalkę i dzięki temu jej ciału nic się nie stało, a Candy mówił, że pod taką postacią jak najbardziej możemy go użyć - powiedział klown. Swoim zachowaniem Jack nieco zdenerwował błazna. Miał on swój plan działania i nie chciał, aby klown przeszkadzał mu w jego realizacji. Jason zaś nie dowierzał słowom, które usłyszał. Utrata lalki była dla niego sporym ciosem, ale teraz miało się jeszcze okazać, że z tego powodu Madeleine do niego nie wróci?! Postanowił jednak nie dać nic po sobie poznać i ze spokojem przeniósł wzrok z Jack'a z powrotem na błazna.

- Rozumiem. A mógłbym chociaż zobaczyć samą książkę? - spytał Jason.

- Jasne - odparł natychmiast Candy, po czym wyjął z torby ów przedmiot i podał go zabawkarzowi. Ten wziął książkę i zaczął się jej uważnie przyglądać. Była gruba, miała co najmniej z tysiąc stron. Do tego oprawiona była w twardą, ciemnobrązowa oprawę, na której widniał złoty napis...po łacinie. Jason otworzył książkę i przekartkował kilka stron, po czym zmarszczył z niezadowolenia brwi.

- Co tu jest napisane? - spytał.

- Ojej, czyżby nasz wszechstronnie wykształcony zabawkarz nie znał łaciny? Niemożliwe, a gdzie twoja erudycja? - spytał Jack. Jason posłał mu zdenerwowane spojrzenie, a jego oczy na chwilę zalśniły na zielono. Na szczęście pomyślał o Madeleine i się uspokoił.

- Tak jak powiedział Jack, to łacina - powiedział w tym czasie Candy, czym ściągnął na siebie z powrotem uwagę ich obu. - Wy jej nie znacie, ale ja owszem. Stąd wiem, co jest tam napisane i jak należy przeprowadzić rytuał. Będę robił za tłumacza - powiedział Candy. Jason zmrużył lekko oczy.

- Nie ufam ci - odparł bez ogródek. Błazen wzruszył ramionami.

- Nie dbam o to. Tak samo jak nie dbam o to co wy obaj o mnie myślicie. I o Cane. Ale faktem jest, że tylko dzięki mnie możecie odzyskać tą swoją...Madeleine - powiedział błazen. Imię osoby, przez którą poniekąd stracił ukochaną bliźniaczkę, ledwo przeszło mu przez usta, na szczęście nie dał tego po sobie poznać. Jason zaś wrócił spojrzeniem do książki i skupił wzrok na czarnych literach, układających się w niezrozumiałe dla niego, łacińskie słowa. Myślał przy tym o Madeleine. O jej śmiechu, jej pięknych oczach, jej głosie. O tym jaka była dobra i jak wspaniałą przyjaciółką dla niego była. A on nie zdołał jej ocalić. Wszystko by zrobił, aby ją odzyskać. I aby zwrócić jej ten największy dar, życie. Bo bez względu na to jak bardzo się starał, nie potrafił stworzyć lalki, która zapełniłaby pustkę w jego sercu powstało po utracie Madeleine. Nawet lalka z niej samej nie była w stanie tego zrobić. Nic nie było tak doskonałe jak jego prawdziwa Madeleine i nawet on nie potrafił jej odwzorować. Tylko że nadal pozostawała ta jedna, męcząca go kwestia. Musiał zrobić wszystko, aby Jack i Candy nie dowiedzieli się, że nie ma lalki, inaczej być może błazen przeprowadziłby rytuał inaczej i wskrzesił tylko Cane, bez Madeleine. Jason musiał ich jakoś zatrzymać i czymś zająć, a w międzyczasie jeszcze raz poszukać lalki. Od tego miało zależeć wszystko. Podniósł wzrok z powrotem na błazna.

- Myślę, że mogę spróbować wam pomóc. Ale muszę najpierw dopracować lalkę Madeleine, to zajmie jeszcze kilka dni - powiedział ze spokojem.

- Nie wierzę! Ty niby jej nie dopracowałeś? Jak cię znam, spędziłeś nad nią mnóstwo czasu i jest w idealnym stanie. Nie ma na co czekać, trzeba działać jak najszybciej - stwierdził Jack. Jason spojrzał na niego obojętnie, starając się nie dać poznać po sobie, że kłamie.

- Nie da się tego obejść - powiedział z naciskiem. Jack przewrócił oczyma.

- Daj spokój, Jason, nie jest ważny jej stan, ważne, żeby ta lalka po prostu była - powiedział. Nieoczekiwanie z pomocą przyszedł mu Candy.

- Jack, Jack, Jack... - powiedział cicho, kręcąc przy tym głową. - Przecież mówiłem ci, że potrzebne jest nam DOBRZE zachowanie ciało Madeleine. Im w lepszym stanie będzie, tym lepiej wszystko pójdzie. Chyba więc warto poczekać trochę, aby Jason dopracował lalkę? - dodał, spoglądając na klowna. Ten zmierzył go uważnym spojrzeniem, po czym przeniósł wzrok na lalkarza, mrużąc lekko oczy. Wyglądał jakby intensywnie się nad czymś zastanawiał.

- No dobra - stwierdził wreszcie, dając tym samym za wygraną. - Niech wam będzie. Jeśli faktycznie, im lepsza lalka, tym lepszy efekt, niech Jason jeszcze chwilę nad nią popracuję - dodał, spoglądając na zmianę na zabawkarza i błazna. Po chwili jednak jego wzrok zatrzymał się na Jasonie. - Ale lepiej żebyś się pospieszył - dodał z powagą.

- Wiem o tym. Sugerujesz, że nie zależy mi na Madeleine na tyle, żebym działał szybko i dokładnie? - spytał Jason. Atmosfera znowu zgęstniała i w powietrzu zawisła niewypowiedziana groźba. Candy znów musiał interweniować. Zdawał sobie doskonale sprawę z powagi sytuacji i o ile Madeleine, której nawet nie zamierzał wskrzeszać, zbytnio go nie obchodziła, o tyle bardzo martwił się o los siostry, zależny od tego, co teraz postanowią. W środku jednak jakąś jego część bawiło to, jak nawzajem się oszukują. On okłamywał ich, że oprócz Cane, da radę wskrzesić Madeleine. Jason oszukiwał ich z kolei twierdząc, że ma lalkę. Błazen doskonale wiedział, że lalka Madeleine musiała być dla niego jedną z najważniejszych. Na pewno zauważył jej zniknięcie i przez to na pewno wiedział, że ją stracił. A mimo to udawał, że ją posiada. Jack więc wypadał najgorzej, bo był okłamywany przez nich obu, o czym nie miał pojęcia.

- Najważniejsze, żeby lalka była w jak najlepszym stanie, a nikt nie zadba o to lepiej, niż Jason. Jack i ja zajmiemy się pozostałymi potrzebnymi przedmiotami - powiedział Candy. Obaj spojrzeli na niego zaskoczeni.

- Pozostałymi? - zdziwił się Jack.

- No tak. Nie myśleliście chyba, że wystarczy tylko lalka? - odparł Candy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro