Imieninowy Prezent Dla Brata
Najpierw parę ogłoszeń. Primo, przypominam o wyborze dodatkowej postaci w komentarzach (najlepiej pod rozdziałem o rocznicy), do końca stycznia rozpstrzę każdą opcję UwU
Secundo, choć to właściwie ważniejsze, ale nieco dłuższe, zdecydowałam się zadedykować ten rozdział mojej znajomej z wattpada, z kilku powodów m.in. dlatego, że trochę się już znamy, uważam ją za wspaniałą osobę, która dostarcza mi informacji o creepypastach, tłumaczy je czasem (smutne jest życie człowieka, który umie rosyjski, a nie angielski, wiem z doświadczenia XD). No i pisze ona świetne opowiadania UwU i dzięki niej i mojej drugiej znaj zaczęłam tworzyć memy z creepypast i wszelkich fanfików xD
Stąd trzecie pytanie. Wstawić tutaj memy z dotyczące tego fanfika? Czy nie chcecie, abym wam psuła jakoś czytanie opowiadania? Bo mi to właściwie tylko jedno, decyzja należy do was, ludziki:3
Dobrą, to chyba koniec.
Lecimy z tą akcją! 😎
~~~~****~~~~
- Sophie, to co? Idziesz z nami? - spytała dziewczyna.
- Nie, wiesz, serio, nie mam czasu. Poza tym, muszę jeszcze wpaść do jakiegoś sklepu z zabawkami czy słodyczami i kupić coś bratu, za dwa dni ma imieniny - odparła Sophie.
- Aaa... No jak tam chcesz. Iść z tobą? - zapytała jej koleżanka.
- Nie, wiesz, nie musisz, idź z resztą.
- Na pewno?
- Na pewno.
- No dobrze. To do jutra! - zawołała jej koleżanka. Obie przytuliły się na pożegnanie, po czym Sophie wyszła ze szkoły. Jej znajoma musiała jeszcze poczekać na resztę "ekipy". Sophie postanowiła wrócić do domu nieco dłuższą trasą, ale miałaby dzięki temu okazję zahaczyć o kilka sklepów z zabawkami i słodyczami.
Zastanawiała się, czy lepiej będzie kupić bratu jakąś czekoladę, zestaw słodyczy, czy misia albo zwykły samochodzik. Wątpiła bowiem, aby było ją stać na coś więcej. Zatrzymywała się na chwilę przy każdej wystawie sklepowej, ale do żadnego ze sklepów nie weszła, gdyż nadal nie miała pojęcia, co powinna kupić. Zaczęła się już obawiać, że nie da rady nic dobrego wybrać. Zatrzymała się przy kolejnej wystawie i zaczęła się przyglądać zabawkom. I wtedy poczuła się niemal...jak rażona piorunem. Na wystawie ujrzała to, czego się spodziewała, czyli mnóstwo zabawek, głównie misiów i lalek, czyli nic, co mogłoby zainteresować jej czteroletniego brata. Mimo to w tych zabawkach było coś takiego, że Sophie niemal automatycznie podeszła do drzwi i nacisnęła klamkę.
Nie zamierzała oczywiście kupować sobie lalki, chociaż...sama nie wiedziała jeszcze, co zamierzała. Gdy znalazła się w środku, wszystko wydało się jej jeszcze lepsze i piękniejsze. Sklep zupełnie nie wyglądał jak sklep, sprawiał o wiele cieplejsze wrażenie, czuła się tam praktycznie jak w domu, a właściwie nawet lepiej. Wszędzie stało mnóstwo półek z zabawkami. Sophie podeszła powoli do jednej z nich i zaczęła przyglądać się kilku przepięknym lalkom. W tle słyszała, jak sprzedawca rozlicza jakąś inną klientkę. W końcu kobieta ta opuściła sklep, a Sophie poczuła, że ktoś do niej podszedł.
~*~
Jack nadal nie był przekonany, czy powinien wierzyć Candy'emu. Właściwie pewien był, że w tym wszystkim kryje się jakiś podstęp, poza tym nie mógł tego sprawdzić, nie rozumiał słów zapisanych w księdze. Jednak mimo wszystko wizja, jaką roztoczył przed nim błazen, czyli możliwość wskrzeszenia jego zmarłej przyjaciółki, była bardzo obiecująca. Klown obiecał sobie, że jeśli nic z tego nie wyjdzie, weźmie przynajmniej odwet na Candy'm i wyrwie mu wszystkie flaki, rozdrapie twarz, poodcina kończyny, a na koniec wyrwie mu jeszcze serce, wepchnie do gardła i odetnie głowę.
W najgorszych chwilach, gdy miał problem ze wszystkimi wątpliwościami i bał się, czy Candy czegoś jeszcze nie kombinuje, wyobrażał to sobie i od razu czuł się lepiej. Może i jego "znajomy" był prawie nieśmiertelny (kiedyś sądził, że Candy jest nieśmiertelny, tak jak Cane, ale, jak widać, to nie była do końca prawda) i zregenerowałby się po czasie, ale to byłoby jeszcze lepsze! On, Jack, mógłby karać błazna w ten sposób za oszukanie go raz za razem, aż do znudzenia. A że najprawdopodobniej nie znudziłoby mu się to nigdy, zapewniłby swojemu dawnemu przyjacielowi wieczne tortury. Chyba że to, co mówił błazen, okazałoby się prawdą, wtedy nie musiałby tego wszystkiego robić i mógłby cieszyć się powrotem swojej Madeleine. Choć zapewne musiałby dzielić się tym szczęściem z Jasonem, niestety, który na pewno nie odpuści, gdy dowie się o ich planach.
- Właśnie zdałem sobie z czegoś sprawę - powiedział Jack, przerywając panującą między nimi od dłuższego czasu ciszę.
- Z czego? - spytał Candy, odwracając się do klowna.
- Jak zamierzasz przekonać do tego wszystkiego Jasona? Co mu powiesz?
- Nie myślałem o tym, ale chyba to, co tobie powiedziałem - odparł Candy.
- Wiesz, że w takim przypadku on będzie chciał koniecznie ci pomóc, a do tego pewnie jeszcze stale będzie sprawdzał postęp twojej pracy, że tak to ujmę? - spytał Jack.
- Wiem, poniekąd o to mi chodzi, w końcu potrzebna mi jego pomoc. I tobie też, dla dobra Cane i Madeleine - powiedział Candy.
- No tak, ale jak to sobie wyobrażasz? Na mój widok Jason pewnie rzuci się na mnie z pazurami, a i na ciebie też może, kto wie, czy i ciebie nie obwinia za jej śmierć - odparł Jack.
- Właściwie masz rację, nie pomyślałem jeszcze o tym... - skłamał Candy. Tak naprawdę odkąd tylko spotkał klowna planował, jak to najlepiej rozegrać i na szczęście na coś wpadł. Długo zastanawiał się, czy powinien dopuścić do spotkania Jasona i Jack'a i w końcu uznał, że lepiej okłamywać ich razem niż osobno, żeby nie musiał martwić się, co któremu powiedział. Ponadto, będąc razem, będą być może tak zajęci nienawidzeniem się, że tym trudniej będzie im cokolwiek zauważyć. -... Wydaje mi się jednak, że powinniśmy iść do niego razem. Może i na początek faktycznie rzuci się w furii z pazurami nie tylko na ciebie, ale i na mnie, jednak po pierwsze, razem łatwiej nam go będzie na pewno przekonać. Na przykład kiedy ty będziesz się przed nim bronić, ja wytłumaczę, o co nam chodzi. Po drugie, jeśli się z nami zgodzi, a zapewne tak zrobi, w końcu zależy mu na Madeleine, razem będzie nam lepiej i łatwiej działać. Sprawniej załatwimy wszystko co potrzeba, nie sądzisz? - dodał Candy.
- Mówisz nawet z sensem. Oprócz tego fragmentu o mojej walce z Jasonem, to nie do końca do mnie przemawia, ale poza tym to brzmi nawet dobrze jak na twój plan - odparł Jack.
- Dzięki. Przypominam ci, że cała ta akcja z wskrzeszaniem to mój plan. A co do reakcji Jasona i tego jak go przekonamy, mamy jeszcze trochę czasu, żeby to ustalić, nie? Jak myślisz, kiedy dojdziemy do miasta? - spytał błazen. Klown wzruszył ramionami.
- Kilka dni i będziemy - odparł.
- Jeszcze tylko kilka dni? Cudownie! - zawołał Candy, po czym uśmiechnął się z radością.
~*~
Jason miał przeciętny dzień w pracy. Kilka osób kupiło parę jego gorszej jakości zabawek (tylko takie sprzedawał, arcydzieła zostawiał sobie, choć ludzie podziwiali z zachwytem nawet to, co mu nie wyszło), jeszcze więcej odwiedziło jego sklep, żeby choć przyjrzeć się tym małym dziełom sztuki. Jasonowi nigdy nie przeszkadzało traktowanie jego sklepu niemal jak muzeum, wręcz przeciwnie, zawsze cieszyło go zainteresowanie ludzi. Teraz jednak radość została zastąpiona przez obojętność. Od zniknięcia Madeleine nie zrobił ani jednej zabawki, nawet takiej z człowieka.
Nie był w stanie się przemóc, czuł, jakby coś go od środka blokowało. Jakimś nadzwyczajnym cudem zmusił się przynajmniej do otworzenia sklepu. Liczył na to, że rzucenie się w wir zwykłej pracy sprawi, że jakoś sobie poradzi ze stratą swojej lalki, a może po czasie jego stan polepszy się na tyle, że będzie już w stanie tworzyć nowe zabawki. Na razie jednak na to się nie zanosiło. Żył z dnia na dzień, zapomniał nawet o dziewczynkach, którym obiecał naprawić pudełko Jack'a, a one albo też o tym zapomniały, albo bały się wrócić po nie. Albo cokolwiek innego, zresztą powód nie był ważny, zwłaszcza że Jason nie miał teraz absolutnie głowy do myślenia o takich błahostkach, w dodatku cholernie nieprzyjemnych, bo związanych z Jack'iem. Wszystko wskazywało na to, że i ten dzień nie będzie się niczym wyróżniał. Właśnie obsłużył kolejną klientkę i został sam na sam w sklepie z jakąś młodą kobietą, która przyglądała się jego zabawkom. Normalnie Jason miał w zwyczaju podchodzić do takich samotnych osób i zagadywać, licząc na to, że znajdzie przyjaciela albo chociaż materiał na lalkę, jednak od dłuższego czasu nie miał już ochoty szukać ani jednego, ani drugiego. Tym bardziej więc nie mógł zrozumieć sam siebie, kiedy odszedł od lady i podszedł do dziewczyny. Czuł się tak, jakby coś niemal "kazało" mu do niej podejść.
- Mogę w czymś pomóc? - spytał. W tej samej chwili kobieta odwróciła się, a on doznał ogromnego szoku. Miał wrażenie, jakby w jednej chwili ziemia usunęła mu się spod nóg i nie mógł pojąć, jakim cudem zdołał nadal utrzymać się w pionie. Ta kobieta, a właściwie dziewczyna (bo wygląda na nastolatkę) jest taka podobna do... Te włosy, oczy, usta, ten sam kolor, ten sam kształt, wygląd... Choć Madeleine miała chyba minimalnie dłuższe włosy, ale poza tym wszystko się zgadza. Ona nawet nie jest podobna, wygląda zupełnie jak Maggie - pomyślał Jason, widząc przed sobą tą dziewczynę. Zaiste, ta osoba była niczym jej najdokładniejsza kopia.
- Madeleine? - spytał z nadzieją Jason, choć nie był w stanie zrozumieć, jakim cudem jest jeszcze w stanie cokolwiek powiedzieć.
- Eee... Chyba mnie pan z kimś pomylił. Mam na imię Sophie - odparła dziewczyna, po czym uśmiechnęła się nieco, co było jednak efektem lekkiego zdenerwowania niż gestem przyjaźni.
- Ty... Nazywasz się Sophie? Jesteś pewna? - zapytał lalkarz. Dziewczyna uśmiechnęła się jeszcze szerzej, tym razem rozbawiona słowami zabawkarza.
- Tak, przecież to właśnie powiedziałam - odparła.
- To niemożliwe - stwierdził Jason, kręcąc przy tym lekko głową z niedowierzaniem. Właśnie stanęła przed nim jak żywa Madeleine, nie poznała go i powiedziała, że ma na imię Sophie. To było niemożliwe, nienormalne, dziwne i niewytłumaczalne. Jack musiał gdzieś podrzucić mu podstępem swoje podtrute cukierki z narkotykami, a on przypadkiem je zjadł, to było jedyne słuszne wytłumaczenie tego wszystkiego. Miał zwidy, ale jednak stał tam, widział ją, czuł, że to wszystko prawda.
- Ależ możliwe, tak nazwali mnie rodzice - odparła dziewczyna, po czym odwróciła się w stronę regału wypełnionego zabawkami. - Przepiękne. Nigdy nigdzie nie widziałam aż tak uroczych misiów i tak dokładnych lalek. Pewnie właściciel nie zamawia ich z Chin? Tak niespotykane rzeczy rzadko są made in China - dodała. Jason jakimś cudem zdołał w miarę dojść do siebie.
- Nie, nie zamawia ich z Chin. Sam je robi - powiedział.
- Naprawdę? - zapytała dziewczyna, jednocześnie odwracając się w jego stronę.
- Tak.
- Pewnie długo nad nimi pracuje. I bardzo się stara. Niech pan mu przekażę, że są przepiękne. Choć pewnie często to słyszy - powiedziała Sophie.
- To prawda, dość często ma przyjemność słyszeć pochwały na temat swych dzieł. Ale nie będę musiał nic mu przekazywać, już mu to powiedziałaś - odparł zabawkarz.
- Naprawdę? To pan je stworzył? - spytała dziewczyna, z podziwem w głosie.
- Tak. Nazywam się Jason. Wybacz mi, proszę, że dopiero się przedstawiam, powinienem był zrobić to już wcześniej, ale... przypominasz mi kogoś i kiedy cię zobaczyłem, przypomniałem sobie o tej osobie i, sam nie wiem, rozproszyłem się - odparł Jason.
- Serio? To nic! Mam tylko nadzieję, że nie przywołałam jakichś złych wspomnień! - powiedziała Sophie, na co Jason najpierw pokręcił lekko głową, a dopiero potem odpowiedział.
- Nie. A właściwie to czego tutaj szukasz? Może chciałabyś którąś z moich lalek? - spytał.
- O! Nie, nie ma mowy! Na pewno mnie na żadną nie stać, nawet najgorszą! Znaczy, nie żeby któraś była najgorsza, wszystkie są najlepsze, ale mnie i tak nie stać na pewno na najgorszą z tych najlepszych, znaczy...
- Spokojnie, rozumiem, co chcesz powiedzieć - przerwał jej Jason. Normalnie pewnie nazwanie którejkolwiek z jego laleczek "najgorszą" zdenerwowałoby go, ale teraz, gdy spotkał tą niezwykłą, tak podobną do Madeleine dziewczynę, nie miało to aż takiego znaczenia.
- Tak naprawdę szukam jakiegoś prezentu na imieniny brata - powiedziała Sophie.
- Brata?
- Tak. Ma cztery lata i obsesję na punkcie samochodów, ale wątpię, czy stać mnie na kupienie czegoś fajnego - powiedziała dziewczyna.
- Hm... Mój sklep szczyci się tym, że ma niskie ceny. Ale jeśli to cię nie przekona, możesz kupić którąś z zabawek, które zwykłem trzymać na zapleczu. Mam tam głównie zabawki, które muszę jeszcze dopracować czy poprawić, więc mogę sprzedać je po zaniżonej cenie - powiedział Jason.
- Naprawdę? To by było cudowne, na pewno nawet taka niedokończona zabawka musi wyglądać świetnie, skoro pod koniec wyglądają tak! - zawołała uradowana dziewczyna, wskazując na zabawki na regałach.
- Sama to ocenisz, jeśli zechcesz. To co? Idziemy je obejrzeć? - zapytał zabawkarz.
- Z chęcią! - zawołała Sophie, a niedługo później ruszyła za Jasonem w stronę niebieskich drzwi prowadzących na zaplecze sklepu z zabawkami Jasona the Toy Makera.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro