Gdy tracisz z oczu to co najważniejsze
-Jeden problem mniej-powiedział Jason, wracając do Jack'a i Madeleine.
-Co właściwie zrobiłeś?-spytał klown, obserwując swoje pudełko, które nadal pozostawało w rękach lalkarza.
-Schowałem swoją pozytywkę-odparł Jason, uśmiechając się tajemniczo do Jack'a.
-Gdzie?-zapytał klown. Ku swojemu zaskoczeniu, zachowanie lalkarza nawet go nie zdenerwowało.
-W sobie-odparł zabawkarz. Jack popatrzył na niego wzrokiem, który jasno mówił, że klown nic z tego nie rozumiał.
-Pozytywka Jasona jest jego sercem. Więc może schować ją we własnym ciele. Trudno to wytłumaczyć, ale tak samo trudno wytłumaczyć, że Jack z pudełka może być żywą postacią-wyjaśniła Madeleine.
-Przynajmniej teraz nie musimy martwić się chociaż o jedną rzecz. Szkoda, że ty tak nie potrafisz-powiedział zabawkarz.
-Szkoda-przyznał klown. Sam się zdziwił, że słowa Jasona znowu go nie zdenerwowały. Chwilowo zapanowała między nimi cisza, kiedy nagle zbliżyli się do nich Hoodie i Toby.
-Coś się dzieje?-zapytał zdziwiony Jason.
-Nie jesteśmy pewni... Dawno już wyszliśmy z miasta, niedługo dotrzemy na miejsce, ale nadal musimy mieć się na baczności-powiedział Toby.
-Powiedz nam coś, czego nie wiemy-odparł klown.
-Hoodie i ja mamy jakieś dziwne wrażenie, że coś tu nie gra...-kontynuował chłopak.
-Niby co takiego? Co znowu?-zapytał Jason. W tej samej chwili z ciemności wyłoniło się kilka ciemnych postaci, tak jakby w jednej sekundzie się tam zmaterializowali. Wszyscy byli tym zaskoczeni, ale niemal od razu przeszli do działania. Ciemne postacie, przypominające sylwetką ludzi, sługi Zalgo, rzuciły się w ich stronę. Toby i Hoodie natychmiast skoczyli do przodu, zasłaniając tym samym Jasona, Jack'a, a przede wszystkim Madeleine. Toby zamachnął się siekierą i wbił ją w głowę pierwszej z postaci.
-Skąd oni się tutaj wzięli?-spytał chłopak.
-Naprawdę chcesz teraz się nad tym zastanawiać?-zapytał Hoodie, uchylając się przed nożem, który w jego stronę posłała inna postać.
-Pilnujcie Madeleine!-zawołał bardziej dla zasady Toby, bo i tak wiedział, że Jason i Jack nie pozwolą, aby cokolwiek stało się dziewczynie. W tej samej chwili jedna z postaci (a było ich coraz więcej), zaszła chłopaka pd tyłu i skoczyła na niego z nożem. Toby zajęty był walką z kimś innym, kto próbował go za wszelką cenę przewrócić. Na szczęście tamta osoba nie miała żadnej broni. Toby odepchnął ją najmocniej jak mógł i odwrócił się, aby się obronić. Nic by to jednak nie dało i chłopak skończyłby z dodatkowym otworem w ciele, gdyby nie pomógł mu Candy. Kiedy Toby był zajęty walką z atakującym go sługusem Zalgo, błazen przeteleportował się obok i drugiego z nich zmiażdżył swoim młotem. Masky dołączył do nich tak szybko jak mógł. Jednak sługusów Zalgo przybywało, byli jak niekończąca się ulewa. Ich czwórka nie mogła sobie z nimi wszystkimi poradzić, więc część ze sług demona korzystało z okazji. Rzucali się w stronę Jasona i Jack'a, chcąc dostać się do Madeleine. Jej przyjaciele musieli więc robić wszystko, żeby ją ochronić.
Jason jedynie odwrócił się i wcisnął dziewczynie do rąk pudełko Jack'a. Madeleine była tak zszokowana, że nawet nie zwróciła uwagi na ten fakt. Stała niczym sparaliżowana i tylko przypatrywała się, jak wokół niej toczy się straszna walka. Ciemnych postaci było coraz więcej i można było odnieść wrażenie, że na miejsce jednej pokonanej zaraz zjawiają się dwie nowe. Jason, wściekły jak jeszcze nigdy, niemal z przyjemnością wbijał w nich swoje pazury. Żałował, że pozbył się swojej ręcznej piły, ale odkąd zaprzestał przerabiania ludzi na lalki nie była mu potrzebna... aż do teraz.
Jack z kolei nie miał już pazurów, ale nadal miał swoją moc, mógł wyczarowywać różne przedmioty i wydłużać swoje ręce. Madeleine... ona tylko dalej stała i przypatrywała się temu wszystkiemu z rosnącym niedowierzaniem. Coraz mocniej też zaciskała ręce na pudełku Jack'a, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Nagle jednak poczuła, że ktoś chwyta ją w pasie. Chciała zacząć się wyrywać i krzyczeć, ale w tej samej chwili ta sama osoba zasłoniła jej usta dłonią. Niewiele myśląc, dziewczyna spróbowała ugryźć swojego napastnika, ten jednak zupełnie na to nie zareagował. Madeleine zaczęła się wyrywać, ale w tej samej chwili przed nią pojawiła się kolejna postać, po czym dziewczyna poczuła silne uderzenie w głowę. Niemal zwaliło ją to z nóg, ale Madeleine wiedziała, że nie może się poddać. Czuła, że ciągną ją gdzieś, starają się odciągnąć od Jasona i Jack'a, którzy, podobnie jak reszta zajęci walką, nawet nie wiedzieli, co się dzieje tuż obok nich.
Dziewczyna poczuła kolejne uderzenie, tym razem w brzuch. Zgięła się wpół, po czym została wręcz przewleczona kilka metrów, a potem ktoś założył jej na głowę jakiś ciemny materiał. Madeleine miotała się, ile mogła, ale w obecnej sytuacji nie miała za wielu szans. Sługi Zalgo z łatwością pochwycili ją i pociągnęli za sobą. Przebiegli kilkanaście metrów, ciągnąc za sobą biedną dziewczynę, która częściowo za nimi biegła, częściowo starała się jakoś wyrwać i częściowo była przez nich wleczona po ziemi. Dziewczyna zaczynała odczuwać już zmęczenie tym wszystkim, ale powtarzała sobie, że nie może się poddać. Nie może!
~*~
Jack odciągnął postać, która właśnie chciała rzucić się na Masky'ego, po czym rzucił ją kilka metrów dalej. Odwrócił się, aby zorientować się w sytuacji, po czym na chwilę zastygł, nie mogąc uwierzyć w to, co widział. A raczej czego nie widział.
-Jason! Nie ma Madeleine!-zawołał. Lalkarz wbił swoje w pazury w ciało jednego ze sług, chwycił go i rzucił nim o drugiego.
-Co? O czym ty mó...-zabawkarz odwrócił się i przerwał, kiedy zobaczył, że tam, gdzie zostawili Madeleine, jej nie było.- Gdzie ona jest?!-zawołał Jason.
-Nie mam pojęcia, przecież była tutaj cały czas!-odparł klown. W tej samej chwili jedna z postaci zaszła lalkarza od tyłu i wbiła mu w brzuch długi pręt. Lalkarz odwrócił się i od niechcenia wbił jej dwa szpony w oczy, czemu towarzyszył wprost nieludzki wrzask. Sługusów nadal było wielu i trochę zajęło im, zanim pozbyli się ich wszystkich, kiedy jednak ich liczba zmalała, Jason niemal rzucił się na Candy'ego.
-Co ty robisz?!-zawołał zaskoczony błazen.
-Co z Madeleine?!-odparł Jason, chwytając chłopaka za gardło, tak jakby chciał go jednocześnie udusić i przebić mu tchawicę swoimi pazurami.
-Nie mam pojęcia o czym mówisz-odparł Candy, po czym zmienił się w kolorowy dym i pojawił ponownie kawałek dalej.
-Co tu się znowu dzieje?-spytał Masky, podchodząc do nich.
-Madeleine zniknęła i to on na pewno za tym wszystkim stoi-odparł lalkarz, ponownie rzucając się w stronę błazna, który automatycznie odskoczył do tyłu.
-Ja nie mam z tym nic wspólnego!-zawołał Candy.
-Jak to "Madeleine zniknęła"?-spytał Masky, zastępując drogę zabawkarzowi.
-Zejdź mi z drogi-powiedział Jason.
-Daj spokój...
-Powiedziałem, że masz mi zejść z drogi! Nie ignoruj tego, co mówię! Bo jeśli przeszkodzisz mi w dorwaniu go, to sam źle skończysz!-przerwał mu lalkarz.
-To ty mi nie groź. Nie zapominaj, kto mnie wysłał-odparł Masky, pochmurniejąc.
-Sam Szatan mógłby cię wysłać, a i tak bym się teraz go nie wystraszył-powiedział Jason, po czym skierował swoją rękę zakończoną ostrymi pazurami w stronę chłopaka, który od razu odskoczył do tyłu.
-Jason, nie ma na to czasu. Trzeba znaleźć Madeleine!-zawołał Jack, stając przed lalkarzem. Słowa klowna nieco jakby uspokoiły zabawkarza.
-On nam powie, gdzie ona jest-odparł lalkarz, wskazując na Candy'ego. Jack odwrócił się w stronę błazna.
-Nie mam pojęcia, przysięgam!-zawołał błazen.- Co ja mam jeszcze zrobić, żebyście mi uwierzyli?!-dodał.
-Skoro nie pomagasz już Zalgo, to skąd masz swój młot? O ile dobrze pamiętam, zabraliśmy ci go-zauważył Jason.
-Potrafię go wyczarować w każdej chwili, nawet jeśli ktoś mi go zabierze i porzuci gdzieś w krzakach!-odparł błazen.
-Stop. Nie rozstrzygniemy teraz, kto ma, a kto nie ma racji. Widzę tylko jedno rozwiązanie. Candy Pop pójdzie wraz z Toby'm do miejsca, gdzie skontaktują się ze Slendermanem i wezwą pomoc, a my spróbujemy jakoś odnaleźć Madeleine-przerwał im Masky.
-Ale jak?! Ona może być wszędzie! Nie wiemy, gdzie oni ją zabrali!-zawołał Jason. W jego głosie słychać było czystą desperację.
-Jeśli mogę, to zasugerowałbym inne rozwiązanie-odezwał się Candy.
-Nie możesz!-zawołał Jason, spoglądając na niego swoimi zielonymi z wściekłości oczami.
-Złapmy jednego z tych sług, żywego-błazen niezrażenie kontynuował.- I dowiedzmy się, gdzie ją zabrali.
-Na pewno z chęcią nam to zdradzą-powiedział Jack.
-Są sługami Zalgo. Oni nie mają już własnej woli, ani odrobiny. Nawet jeśli byśmy ich torturowali, nic nie zdradzą. Nie da się ich w żaden sposób zmusić, bo to już właściwie nie są ludzie-powiedział Toby.
-Wiem to. I mam pewien pomysł. Jestem demonem Night Terrors, więc potrafię manipulować snami. Mógłbym tak zmanipulować jednego z nich, że dowiedziałbym się, gdzie zabrali Madeleine-powiedział Candy Pop.
-A jak chcesz sprawić, żeby ta osoba zasnęła? Zaśpiewasz kołysankę?-spytał nadal wściekły Jason.
-To już zostawiam Jack'owi. Niech wyczaruje jakiś specyfik, który uśpi jednego z nich-odparł błazen.
-To nie jest zły pomysł. Chyba, że ktoś ma jakiś lepszy sposób na sprawdzenie, dokąd zabrali Madeleine?-zapytał Masky, patrząc głównie na Jasona.
-Nie-odparł po chwili lalkarz, z czego wcale nie był zadowolony.-Ale lepiej, żeby ten twój pomysł zadziałał-dodał, zwracając się do błazna.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro