Cyrk "Arlekinada"
Następnego dnia Madeleine musiała wykonać kilka telefonów. Przede wszystkim miała za zadanie wytłumaczyć się właścicielce biblioteki, dlaczego zniknęła na tyle dni. Musiała też powiedzieć coś pozostałym osobom, z którymi w ciągu tych kilku dni była jakoś umówiona. Nikomu nie powiedziała jednak prawdy. Winowajca i tak już nie żył, ofiary zostały odnalezione, a nawet jeśli jeszcze nie wszystkie, to ona nic o nich nie wiedziała. A nie chciała niepotrzebnie się w to wszystko mieszać, tym bardziej, że nadal była zasmucona z powodu odejścia Jack'a. Była zła na samą siebie, że nie powiedziała klownowi od razu, że mu wybacza.
Udało jej się jakoś udobruchać większość osób wyjaśnieniem, że miała nagłe i poważne zatrucie pokarmowe i trafiła do szpitala. Do tego czuła się tak źle, że nie miała nawet siły podnieść się z łóżka, a co dopiero do kogoś zadzwonić. Każdy, kto ją znał, wiedział, że Madeleine nie ma rodziców, chłopaka ani przyjaciół (ma Jasona, ale o tym nikt nie może wiedzieć), więc wiadomo było, że nie miał kto powiadomić osób, dla których miała coś zrobić, że jest w szpitalu. Zachowała pracę w bibliotece, ale jej budżet doznał dość poważnego uszczerbku. Dlatego też kilka dni później zdecydowała się przyjąć zlecenie od pewnego muzeum sztuki na wykonanie kopii kilku obrazów. Z tego powodu siedziała teraz w swojej Pracowni i malowała.
Niedokończony obraz przedstawiający Jack'a i Jasona leżał teraz w kącie, podczas gdy ona skupiała się na jak dokładniejszym odwzorowaniu kolejnego dzieła znanego artysty. Czasami lubiła sobie pomarzyć, że to jej obrazy stają się tak popularne, że ludzie są skłonni zapłacić tysiące dolarów za same ich kopie. Malowanie było jedną z rzeczy, które kochała. Tak samo było ze zbieraniem starych zabawek. Jason na początku przypatrywał się, jak Madeleine pracuje. Od czasu tego napadu z jeszcze większą niechęcią zostawiał ją samą choćby na sekundę. W końcu jednak zdecydował się spróbować po raz kolejny poszukać jakichś informacji na temat Laughing Jack'a.
Nie chciał, aby klown ponownie zaczął zabijać, a już tym bardziej nie chciał, żeby dowiedziała się o tym Madeleine. Prawda była jednak taka, że gdyby Jack wrócił do morderczego fachu, gazety, telewizja i Internet od razu zaczęłyby o tym mówić i pisać. A to ułatwiłoby jego znalezienie. Jason włączył telewizor i odszukał jakiś program informacyjny, a potem jeszcze uruchomił laptopa Madeleine. Nie przepadał za technologią, ale umiał się w tym odnaleźć. Planował poszukać jakichś artykułów, w których być może byłoby coś o klownie-mordercy. Nie znalazł jednak nic aktualnego. W końcu co go obchodziło, że dwa lata temu gdzieś na Florydzie morderca, najprawdopodobniej o pseudonimie Laughing Jack (ludzie nadal nie wiedzieli, że za morderstwa zazwyczaj odpowiadają prawdziwe postacie z creepypast, które ISTNIEJĄ, a nie psychopaci, którzy się po prostu nimi inspirowali) dopuścił się brutalnego morderstwa na całej sześcioosobowej rodzinie? Potrzebował takich informacji, które byłyby mu w stanie pomóc ustalić miejsce pobytu Jack'a TERAZ, a nie dwa lata temu.
Oparł się na oparciu kanapy i odchylił do tyłu głowę, wzdychając z niezadowoleniem. Wtem ciszę przerwał głos dochodzący z głośników jakiegoś auta, które od dwóch dni jeździło po okolicy i informowało o rychłym przybyciu cyrku o nazwie "Arlekinada". Z nudów wyprostowałsię i wpisał tę nazwę w Google. Pierwszy link, jaki się pojawił, odsyłał do jakiegoś artykułu. Kliknął w niego i zaczął łczytać z rosnącym zainteresowaniem. Okazało się, że w pewnej miejscowości krótko po występie cyrku "Arlekinada" dwóch nastolatków, którzy prawdopodobnie na nim byli, nie wróciło do domu. Ich ciała odnaleziono kilka dni później w jakiejś rzece. Jeden z nich miał obrażenia, jakby ktoś próbował go po prostu zmiażdżyć, uderzając jakimś ciężkim narzędziem. Drugi miał liczne ślady walki, siniaki, zadrapania i inne rany, ale za główną przyczynę zgonu uznano uduszenie. Cała ta sprawa zainteresowała Jasona, któremu dość szybko udało się ustalić, że od jakiegoś czasu po tym, jak w jakimś mieście zawita wspomniany cyrk, ginie tam jedna czy dwie osoby. Nikt jak dotąd tego ze sobą nie powiązał, ale Jason wysnuł pewne przypuszczenia.
Oczywiście nie mam pewności, że za tym wszystkim rzeczywiście stoi właśnie ta osoba, ale może tak właśnie być. Wtedy może okazać się, że on coś wie o Jack'u. Może nawet klown się z nim kontaktował albo dołączył lub dołączy się do niego. Przecież miejsca klowna, podobnie jak błazna, jest w cyrku, prawda? Jeśli Jack właśnie tak pomyśli, to możliwe, że spotkanie z tą osobą pomoże mi go odnaleźć. A nawet jeśli wszystko okaże się zwykłym przypadkiem i to wcale nie on stoi za tymi morderstwami, to nic nie stracę, jeśli po prostu pójdę do tego cyrku, prawda?-pomyślał Jason. Poza tym lalkarz i tak wiedział, że podjął już decyzję o wizycie w cyrku, jak tylko połączył ze sobą tajemnicze morderstwa i występy "Arlekinady".
~*~
Jason dowiedział się, że przedstawienie w cyrku ma mieć miejsce następnego dnia wieczorem. Wtedy właśnie Madeleine miała być w pracy w sklepie należącym do rodziców jej znajomej. Lalkarz cieszył się, że nie musiał niczego tłumaczyć dziewczynie. Odprowadził swoją przyjaciółkę do pracy, a potem jak najszybciej popędził do cyrku. Wiedział, że lepiej by było, gdyby odszukał go przed występem, ale to oznaczało też, że musiał jakoś niepostrzeżenie przedostać się do namiotów należących do pracowników cyrku, który okazał się naprawdę wielki. Jason postanowił więc na początek zaryzykować i podejść do kasy z biletami. Przywitał się i kupił dla niepoznaki bilet. Tak naprawdę chodziło mu o pewną ważną informacje.
-Czy zna może pani Candy Pop'a?-zapytał, a bileterka spojrzała na niego zaskoczona.
-Oczywiście nie ze tak! To nasza największa gwiazda! Dołączył do nas niedawno, ale wszyscy już zdążyli go polubić. Dzięki niemu zyskaliśmy na popularności! Czego on nie potrafi! Chciałabym umieć tyle sztuczek co on. Chociaż trzeba przyznać, że czasem zachowuje się dość dziwnie. Rzadko z kimś gada i jeszcze nigdy nie widziałam go bez stroju w którym występuje- odparła dziewczyna. Jason poprosił ją, żeby opisała mu wygląd tego chłopaka. Jak się spodziewał, pasował on idealnie do opisu Candy Pop'a, którego znał.
-A mógłbym z nim porozmawiać? Albo dowiedzieć się chociaż, gdzie zwykle czeka na występ?-spytał Jason.
-W swoim namiocie. Ale rozmowa z nim raczej nie będzie możliwa. Nie można wchodzić na teren cyrku, na którym znajdują się namioty pracowników. I wątpię, że on w ogóle miałby ochotę z kimkolwiek rozmawiać-powiedziała dziewczyna.
-Ah, rozumiem-powiedział Jason, po czym podziękował za wszystko swojej rozmówczyni i zaczął się oddalać.-Tak gwoli ścisłości, do niego pewnie należy największy namiot, cały niebiesko-fioletowy?-zapytał. Zatrzymał się na chwilę i spojrzał za siebie, na zdziwioną dziewczynę.
-T-tak-odparła zaskoczona.
-Ok, teraz już jestem w pełni usatysfakcjonowany. Jeszcze raz dziękuję-odparł lalkarz, po czym odszedł jak najdalej. Teraz był już niemal pewien, że Candy Pop przyłączył się do tego cyrku. Korzystając z zamieszania wywołanego tym, że czasu do rozpoczęcia przedstawienia było coraz mniej, Jason postanowił poszukać błazna. Kilka razy zaczepił go jakiś pracownik cyrku, ale skłamał im, że się zgubił, szuka kogoś albo po prostu chciał zobaczyć zwierzęta. Za każdym razem udało mu się jakoś wymigać, a jeśli ktoś odprowadzał go do głównego namiotu i kazał mu czekać na występ, jak tylko ta osoba znikała, szedł dalej szukać swojego znajomego. Denerwowało go już to wszystko, ale powtarzał sobie, że robi to dla Madeleine i że nie może dać się ponieść emocjom. Odkąd Jack zniknął, choć dziewczyna udawała, że wszystko jest ok, Jason widział, że bardzo to przeżywa. Normalnie pewnie byłby zazdrosny o klowna, ale wiedział, że nie ma o co. Madeleine wiele razy powtarzała mu, że lalkarz jest jej najlepszym przyjacielem. Miała ponadto w sobie coś takiego, co sprawiało, że Jason nigdy w to nie wątpił, choć czasem dawał się ponieść złości czy zazdrości. Lalkarz chciałby, aby Madeleine skupiła się tylko na nim, ale wiedział, że to było niemożliwe. A on tak ją kochał, że, w przeciwieństwie do innych przypadków, tym razem mógł się pogodzić z tym, że musi się nią dzielić. Poza tym lalkarz zrobiłby wszystko, aby polepszyć humor swojej przyjaciółki. Myślał nad tym wszystkim, kiedy zauważył, że ktoś stoi przed klatką tygrysów. Jakie było zaskoczenie Jasona, kiedy tym kimś okazała się osoba, której szukał!
-Candy Pop!-zawołał. Błazen zaczął rozglądać się dookoła z zaskoczeniem na twarzy, aż w końcu dostrzegł lalkarza.
-Jason?!-zawołał. Trudno powiedzieć, czy był bardziej ucieszony, czy zaskoczony jego widokiem. Chwilę później wybuchł niekontrolowanym śmiechem. To łączyło go z Laughing Jack'iem, zawsze ze wszystkiego się śmiali.
-Tak, to ja-odparł lalkarz, podchodząc do błazna.-Dawno się nie widzieliśmy, prawda?-dodał.
-Prawda, ale na pewno nie z mojej winy-odparł błazen.
-Z mojej też nie. Jakoś tak nie wpadaliśmy na siebie-powiedział Jason.
-Ale teraz na siebie wpadliśmy. A raczej ty z jakiegoś powodu mnie odnalazłeś, bo nie wierzę, że trafiłeś tutaj przypadkiem-odparł Candy.
-Więc nie będę próbował ci tego wmawiać-powiedział lalkarz.
-Skąd wiedziałeś, gdzie jestem?-spytał Pop.
-To nie było trudne. Znam twoją ulubioną strategię zabijania. Dołączyć się do jakiegoś cyrku i podróżować z nimi, zabawiając się po występach. Nie lepiej by było porozmawiać gdzieś indziej?-zapytał Jason.
-Lepiej. Na przykład w moim namiocie, ale mimo wszystko wolę pogadać tutaj. I tak nikt nas nie usłyszy, bo wszyscy zajęci są przygotowaniami do występu-odparł Candy.
-A ty nie?
-Ja zawsze jestem gotowy-powiedział błazen, po czym zaśmiał się.-W każdym razie, może powiesz mi teraz, po co mnie szukałeś?-spytał gdy już się uspokoił.
-Chciałem zadać ci jedno pytanie-powiedział Jason. Candy Pop uniósł jedną brew, czekając na to, co powie dalej znany mu lalkarz.-Czy wiesz, gdzie jest Laughing Jack?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro