Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Coraz bliżej

W pewnym momencie Candy zniknął. Po prostu zniknął. Jack, zdezorientowany, zaczął się rozglądać dookoła.

- Gdzie on jest?! Gdzie jest Candy?! Widzisz go gdzieś?! - zapytał klown. Jason wyprostował się i przelotnym, dzikim wzrokiem przeleciał po całym pomieszczeniu. Nigdzie nie zauważył błazna.

- Nie! Musisz go znaleźć! - zawołał zabawkarz. Następnie ruszył w stronę dziewczyny. Wciąż zginała się ona w konwulsjach na ziemi, ale nie wydawała już z siebie żadnego dźwięku. - Ja zajmę się Sophie! - dodał Jason. Znalazł się przy kręgu stworzonym wcześniej przez Candy'ego, gorączkowo zastanawiając się, co i jak zrobić, aby pomóc swojej przyjaciółce.

Zanim jednak zdołał cokolwiek zrobić, zaczęło się dziać coś dziwnego. Sophie już wcześniej ucichła, ale teraz nagle przestała się rzucać. Klęczała na kolanach, z twarzą schowaną w dłoniach. Potem powoli zaczęła się podnosić. Stopniowo prostowała się, również ostrożnie odsłaniając swoją twarz. Jej oczy... Jej oczy nie były normalne... - Sophie, co ci jest?! - zawołał Jason, zbliżając się jeszcze bardziej do kręgu. Niestety, nadal nie był w stanie w żaden sposób go przerwać. Po chwili zabawkarz poczuł, że ktoś zjawił się obok niego. Ukradkiem spojrzał w bok i ujrzał obok siebie Laughing Jacka.

- Co się dzieje? - spytał klown.

- Nie mam pojęcia - odparł Jason, wracając wzrokiem do dziewczyny i uważnie obserwując, co się z nią dzieje. - Co z Candy'm? - spytał, nie spoglądał już jednak w stronę Jacka. Nie chciał odrywać wzroku od Sophie. Chciał ją obserwować, widzieć, co się z nią dzieje, pomóc jej jakoś, jakkolwiek...

Na razie jednak nie mógł, a przynajmniej nie umiał, nic zrobić. Mógł tylko biernie przyglądać się jej cierpieniu i wszystkiemu temu, co się z nią działo. To znowu jest wina Candy'ego! A ja znowu nie mogę w żaden sposób pomóc mojej najlepszej przyjaciółce, którą przez niego stracę! On znów chce mi odebrać MOJĄ Madeleine! - pomyślał Jason. Nawet nie zauważył, że zaczął nazywać Sophie imieniem jej poprzedniczki, Madeleine. Ogarniała go złość, czysta furia, ale także strach i rozpacz. Z głębi serca nienawidził w tamtej chwili Candy'ego, jednak przede wszystkim chciał jakoś pomóc swojej przyjaciółce. Bał się o nią, nie chciał jej znów stracić. Nie chciał stracić kolejnej bliskiej mu osoby. Nienawiść i rozpacz szalały w jego sercu, przyćmiewając umysł. Jason zacisnął dłonie w pięści i spojrzał pewnym siebie, zdeterminowanym wzrokiem w stronę klowna. Nie zważał na to, że znów sam poranił się własnymi pazurami. Czasami mu się to zdarzało. - Znajdź go! Sprowadź tutaj Candy'ego! On MUSI to jakoś odkręcić! Na pewno wie, jak to zrobić! - zawołał Jason. Jack skinął mu głową.

Klown sam nie wiedział, dlaczego to wszystko robi. Choć może inaczej, wiedział, dlaczego to wszystko robi, ale był świadom tego, że jego powody są nieco głupie, niewystarczające... Robił to bowiem głównie dlatego, że najpierw czuł coś dziwnego, pewnego rodzaju przymus, jakby coś, intuicja czy coś takiego, podpowiadało mu, że powinien pomóc Jasonowi i zaangażować się w całą tą sprawę. Po prostu coś mu podpowiadało, że musi wziąć w tym wszystkim udział.

Wcześniej często polegał na swoim "instynkcie mordercy", który nie raz mu pomagał. Dzięki niemu z łatwością znajdował swoje ofiary, torturował je na najróżniejsze sposoby, bawił się z nimi i nimi, a na koniec zabijał i z łatwością uciekał, znajdując potem nowe ofiary. A to uczucie, które podpowiadało mu, że powinien pomóc Jasonowi i tej dziewczynie było jednocześnie podobne i niepodobne do tego, co odczuwał dzięki swojemu "instynktowi mordercy".

Czuł, że dobrze wyjdzie na tym, jeśli zaufa temu przeczuciu. Jednocześnie jednak nigdy wcześniej nie odczuwał niczego podobnego, więc trochę ryzykował, w ciemno decydując się na postąpienie zgodnie z tym dziwnym przeczuciem. Oprócz tego do działania motywował go fakt, że zdążył już zobaczyć tą dziewczynę i przekonać się, jak bardzo podobno jest ona do Madeleine. Jej wygląd... Całe podobieństwo do Madeleine... To nie może być zwykły przypadek! - pomyślał Jack. Myśląc o tym, zdał sobie jednak sprawę z czegoś jeszcze.

Wrócił myślami do tego dziwnego uczucia... Już kiedyś odczuwał coś podobnego, tylko o tym zapomniał. Ale coś podobnego, podobne przeczucie, że dobrze robi, że powinien postępować tak, a nie inaczej, czuł, gdy przebywał z Madeleine. Gdy zdał sobie z tego sprawę, zamarł. Nie miał pojęcia, czy i jak to może być ze sobą połączone, choć przeczuwał, że to również nie przypadek. Z jednej strony nie miał teraz czasu i możliwości porozmawiać o tym z Jasonem, ale z drugiej, to mogło być coś ważnego. Musiał jakoś więc omówić to na szybko z zabawkarzem. Jack spojrzał w jego stronę.

- Jason... - zaczął, zabawkarz jednak nie pozwolił mu dokończyć.

- Znajdź mi Candy'ego! On to zakończy! Zmuszę go do tego! - zawołał wściekły Jason. Nim cokolwiek więcej zdążyło się zdarzyć czy też zanim ktokolwiek z nim zdążył coś zrobić albo powiedzieć, ku ich zaskoczeniu, obok nich, a konkretnie po drugiej stronie Jasona, pojawiła się chmura niebieskiego dymu, z której po chwili wyłonił się Candy Pop. Błazen niemal całkowicie zignorował obecność Laughing Jacka i Jasona. Zbliżył się do narysowanego przez siebie okręgu, wewnątrz którego Sophie, nadal przerażająco cicha i spokojna, stopniowo się prostowała. Błazen przyglądał się temu wszystkiemu z widocznym zachwytem.

- Tak, tak, nareszcie! Wszystko idzie zgodnie z planem! - zawołał uradowany Candy. Jason nie wytrzymał i rzucił się na niego. Chwycił go za ubrania i gwałtownie oraz mocno nim potrząsnął. Mimo to jednak z twarzy błazna nie znikał radosny uśmiech.

- Niby co idzie zgodnie z planem? Gadaj mi tu zaraz, coś ty znowu wymyślił?! Co robisz Sophie?! I, co najważniejsze, natychmiast przestań ją krzywdzić! - zawołał wściekły Jason. Błazen nie obdarzył go nawet jednym spojrzeniem. Zamiast tego drżącą dłonią wskazał na okrąg, wewnątrz którego znajdowała się dziewczyna.

- Po prostu patrz - odparł błazen. Jason mocniej zacisnął dłonie na jego ubraniu.

- Nie zamierzam stać i przyglądać się z boku, jak realizujesz swoje chore plany, po raz kolejny odbierając mi przy tym najważniejszą dla mnie na świecie osobę! - zawołał zabawkarz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro