Candy wykorzystuje okazję
- Zajęło nam to co prawda więcej czasu, niż planowaliśmy, ale mamy niemal wszystko - powiedział Candy. On i Jason szli właśnie krótkim korytarzem w stronę drzwi prowadzących do sklepu. Błazen zostawił tam Jack'a, a sam poszedł poszukać zabawkarza. Jason sam właściwie na niego trafił. Jak tylko zdał sobie sprawę z czyjejś obecności, odszukał Candy'ego. Nie chciał na razie, aby on albo Jack dowiedzieli się, że odnalazł lalkę Madeleine. Oczywiście zdawał sobie sprawę z tego, że, tak czy inaczej, będzie im musiał o tym powiedzieć, bo jest ona potrzebna do rytuału. Ale na razie wolał sam cieszyć się z odzyskania swojej przyjaciółki. Choć cała ta sytuacja z nagłym zniknięciem lalki i równie nagłym jej odnalezieniem wydawała się Jasonowi bardzo dziwna i miał na ten temat kilka teorii, żadna właściwie nie zakładała, że tak naprawdę sprawcą całego tego zamieszania jest jego dawny przyjaciel, który szedł właśnie obok niego, udając, że nie ma o niczym pojęcia.
Candy po mistrzowsku grał idiotę, a w środku tak naprawdę nie mógł się doczekać aż jego plan się spełni. Zatrzymali się przy drzwiach, które Jason otworzył.
- Co wyście narobili?! - zawołał zabawkarz.
W szoku przyglądał się widokowi, który właśnie zastał. Laughing Jack stał obok lady... na której leżał martwy jeleń. Krew ciągle jeszcze wyciekała z jego ciała, brudząc samą ladę i podłogę. Jason był tak zaskoczony tym widokiem, że przez dłuższy czas stał w miejscu, z dłonią zaciśniętą na klamce, i przyglądał się temu. Candy Pop minął go i energicznym krokiem podszedł do Jack'a. I do jelenia. Martwego jelenia. Martwegi jelenia, który brudził Jasonowi sklep!
- Spokojnie, mamy nie tylko to, ale też kamienie i większość ziół - powiedział błazen, stając obok klowna. Jason przeniósł wzrok z jelenia na błazna i spostrzegł, że ten uśmiecha się. Zabawkarz spojrzał z powrotem na martwe zwierzę.- Który z was, debile, wrzucił to tutaj?! - krzyknął, podchodząc do sklepowej lady. Candy spojrzał na Jasona ze zdziwieniem.- No a co mieliśmy z nim zrobić? Oprawić i przyczepić do ściany? Wtedy to nie zadziała! Potrzebne nam jak najświeższe ciało... Jason spiorunował błazna wzrokiem. - Położyliście tego jelenia na mojej ladzie! - przerwał mu zabawkarz.- Przecież zawsze pracujesz w ten sposób nad swoimi lalkami, nie rozumiem, w czym problem - stwierdził Jack. Jason spojrzał na niego, a jego oczy zalśniły na zielono. - Nie robię tego w sklepie! Ja tutaj przyjmuję klientów! - zawołał zabawkarz.- Chyba ofiary - stwierdził cicho błazen.- Na to samo wychodzi! Tak czy inaczej, nie mogę się nimi zajmować, jeśli moja lada będzie zakrwawiona, a tego pewnie nie da się już zmyć... Zabierajcie to coś z lady, natychmiast! - zawołał Jason.- No dobra, ale to gdzie mamy dać tego jelenia? - spytał Candy.- Gdziekolwiek, byle nie tutaj! Dalej, zabierajcie go, a ja wam zaraz pokażę, gdzie go możecie zostawić - odparł Jason.
Candy i Jack po chwili chwycili jelenia i zabrali go z lady. Jason pokazał im, gdzie znajduje się pokój, w którym tworzy swoje lalki i tam kazał im go zanieść. Gdy błazen i klown zajmowali się tym, Jason wyszedł na chwilę na zewnątrz. Czuł, że jeśli zostanie z nimi choć trochę dłużej, rozerwie ich obu albo zrobi z nich lalki. Gdy wyszedł z pokoju, pomyślał przede wszystkim o Madeleine. Tylko myśl o niej potrafiła go uspokoić. Przynajmniej dopóki nie zobaczył długiego, czerwonego śladu, ciągnącego się od sklepu przez cały korytarz aż do pokoju, w którym pracował nad swoimi ludzkimi lalkami i gdzie chwilowo kazał im zostawić jelenia. Patrząc na krwawy ślad, mógł jedynie cieszyć się, że Sophie przez kilka następnych dni nie zjawi się tutaj.
~*~Sophie podniosła wzrok znad telefonu i spojrzała na brata. Damian nadal siedział na dywanie na środku pokoju, otoczony przez stos książek. Najniższa półka w regale z książkami w salonie należała właśnie do niego, a zapełniona była w większości przez wszelkiego rodzaju atlasy i encyklopedie dla dzieci, na których punkcie od dawna miał fioła.
Obecnie pozdejmował z półki je wszystkie i próbował wybrać tą, którą Sophie miałaby razem z nim przejrzeć. Musiała się nim zająć, dopóki nie wrócą rodzice, którzy wyszli na dziś wieczór do swoich znajomych. Upewniwszy się, że z jej bratem wszystko w porządku, Sophie wróciła do pisania z Darią. Głównie komentowały wydarzenia ze szkoły, wyzywały nauczycieli i żaliły się sobie nawzajem, jak bardzo mają dość szkoły. Niestety, wkrótce musiały to zakończyć z powodu zwanego potocznie Damianem.
- Sophieee! Ja nie wiem, co wybrać! - zawołał jej brat. Dziewczyna podniosła na niego wzrok.- Cokolwiek. To co wybierzesz, to ci poczytam - odparła.- No ale ja nie wiem, co chcę! - odparł Damian. Sophie przewróciła oczami, po czym skupiła się na odpisywaniu na wiadomość Darii, która zapytała ją właśnie o zadanie z matematyki.- No to nie wiem. Wybierz coś o zwierzątkach, lesie czy jakichś roślinkach - odparła cicho. Po chwili Damian podszedł do niej z kilkoma książkami, które położył na kanapie obok niej. Potem jeszcze kilka razy cofnął się i przyniósł resztę książek. Sophie raz po raz spoglądała na niego, zastanawiając się przy okazji, dlaczego jej brat postawił sobie za cel wybudowanie stosu z książek na kanapie obok niej.
Nie żeby jakoś mocno ją to interesowało, ale ostatecznie miała się nim przecież opiekować i musiała sprawdzać co jakiś czas co robi. W tym czasie Damian przeniósł większość książek.
- Mogę ci pokazać, jakie mam książki? I pomożesz mi wybrać? - spytał, siadając obok swojej siostry. Sophie westchnęła, napisała Darii, że musi kończyć, po czym odłożyła telefon. Żałowała, że nie mogła wyżalić się jej z tego, co naprawdę ją martwiło, niestety domyślała się już od dawna, że jej przyjaciółka nie podziela jej zachwytu tym niezwykłym sklepem. Daria pewnie nie widziałaby żadnego problemu w tym, że Jason poprosił Sophie, aby nie odwiedzała go przez kilka dni. Jasne, pewnie uznałaby to za dziwne, ale nie przeżywałaby tego tak, jak Sophie. A ona z jakiegoś powodu była smutna, że nie będzie widziała tego miejsce przez dłuższy czas.
Czasem co prawda czuła się tam dziwnie, momentami nawet odczuwała mocny niepokój z jakiegoś powodu, ale za każdym razem ganiła się w myślach za swoje dziecinne lęki. Bądź co bądź, to było tylko miłe miejsce, zwykły sklep, w którym po prostu było jej fajnie. Nie miała nawet z kim podzielić się tymi myślami. Postanowiła jednak na razie skupić się na Damianie, a potem dalej się zamartwiać. Przysunęła się do brata.
- No dobrze, pokaż, co tam masz, skoro tak bardzo chcesz - odparła. Chłopiec uśmiechnął się i sięgnął po pierwszą książkę. Damiana nie trzeba było dwa razy zachęcać. Od razu zaczął jej pokazywać wszystkie swoje atlasy i dziecięce encyklopedie, najwięcej uwagi i czasu poświęcając oczywiście na przegląd tych o kosmosie i samochodach.
Żaden z tych tematów nie interesował zbytnio Sophie i w sumie w obu więcej od niej wiedział nawet sam Damian, ale jako bohaterska, starsza siostra, postanowiła się poświęcić i wytrzymać to wszystko. Jakoś to przebolała, potem zrobiła im tosty do jedzenia, a później wrócili rodzice i nie musiała już dłużej zajmować się bratem.
Czekały na nią lekcje i zadania, niestety średnio była w stanie się na nich skupić. Wciąż dręczyła ją myśl o tej dziwnej sytuacji z lalką i Jasonem. Albo w ogóle o tym jak dziwne było to wszystko. Pomagała za darmo w sklepie z zabawkami, gdzie jakiś miły, ale momentami trochę dziwny albo straszny facet tworzył i sprzedawał swoje zabawki. Mimo to jednak nie potrafiła przestać o tym myśleć albo zrezygnować z tego. Zabawki były piękne. Wydawało się, że to wręcz niemożliwe, aby ktokolwiek potrafił zrobić tak idealne lalki i inne zabawki, a jednak Jason tego dokonał. Poza tym w miejscu była jakaś taka aura... Momentami straszna, tajemnicza, a momentami wręcz magiczna.
Gdy tam przebywała, przypominały jej się beztroskie czasy dzieciństwa. No, może nie aż tak beztroskie, bo trochę problemów wtedy miała, ale jednak... Zwykle czuła się tam po prostu dobrze i bezpiecznie. W pewnym momencie napisała do niej Daria. Miała problem z wyborem prezentu na urodziny innej znajomej.
Sophie skupiła się więc na pomocy w wyborze i starała się nie myśleć o swojej dziwnej sytuacji. Jednak żadna propozycja nie była dobra. Znajoma Darii nie czytała książek i nie lubiła większości słodyczy. Nie przepadała też za żadnymi bibelotami, figurkami czy kwiatkami, a jeśli chodziło o ubrania, Daria bała się, ze kupi coś, co nie będzie w jej guście.
Po wielu dyskusjach i pomysłach Sophie zaproponowała po prostu jakiegoś uroczego misia. O dziwo pomysł ten przypadł Darii do gustu. Chcąc pomóc przyjaciółce, Sophie zaproponowała, że kupi jej jutro jakiegoś w sklepie Jasona. Daria miała mało czasu i kilka ważnych sprawdzianów w tym tygodniu, więc od razu się zgodziła i podziękowała Sophie za pomoc. Co prawda dziewczyna miała przez kilka dni nie zjawiać się w sklepie, bo miał być on zamknięty, ale liczyła na to, że Jason zgodzi się, aby kupiła jakiegoś misia, w końcu przez ten czas trochę się już poznali.
Liczyła że po znajomości zrobi dla niej wyjątek, a do tego ta sytuacja nadal nie dawała jej spokoju, było w tym wszystkim coś dziwnego, co chciałaby spróbować jeszcze raz wyjaśnić. Właściwie to Daria ze swoim problemem z prezentem spadła jej nieomal z nieba, przynajmniej dzięki temu będzie miała jeszcze szansę porozmawiać z Jasonem.
Pogadała później jeszcze trochę z Darią i ustaliła szczegóły, po czym wróciła do lekcji. Wieczorem, gdzieś w połowie odrabiania lekcji uznała w końcu, że nie jest w stanie dłużej tak czekać w niepewności i postanowiła, że spróbuje poszukać jeszcze trochę informacji o Jasonie i jego sklepie. Niestety, nie znalazła nic, oprócz artykułu, który już wcześniej czytała. Nie poddawała się jednak i szukała nadal. Google i YouTube nie były jednak w stanie za bardzo jej pomóc, ale w pewnym momencie, gdy szukała informacji o Jasonie, lalkach, woskowych lalkach i tworzeniu zabawek, zaczęły się jej wyświetlać naprawdę ciekawe filmiki.
Po jakimś czasie trafiła na recenzję horroru "Dom Woskowych Ciał" i zaczęła ją oglądać. Zaciekawiła ją na tyle, że w połowie wyłączyła recenzję i poszukała filmu. Gdzieś koło 2 w nocy skończyła go oglądać. Musiała przyznać, że był naprawdę ciekawy. Największe wrażenie zrobiła na niej scena, gdzie mężczyzna odkrył, iż jego przyjaciel został zmieniony w woskową lalkę i próbował go uwolnić, zdrapując z niego wosk wymieszany z jego skórą. Była naprawdę niepokojąca i straszna, ale w końcu o to chodzi w horrorze, aby był straszny. Oczywiście później przez godzinę nie mogła zasnąć, bojąc się, że ktoś porwie ją z jej domu i zrobi z niej woskową lalkę. Na nic zdało się racjonalne tłumaczenie sobie, że to przecież niemożliwe. Uwielbiała oglądać horrory, ale nawet po tych najmniej strasznych bała się wtedy wszystkiego.
~*~- Zajmijmy się tym jak najszybciej - powiedział Jack, spoglądając na ciało jelenia, z którego nadal na podłogę kapała krew.- Wyśmienity pomysł! - zawołał Candy. - Pozbierajmy tutaj to wszystko - dodał.- Tutaj? - spytał Jason, wchodząc do pomieszczenia. - Chcecie przeprowadzić rytuał w mojej pracowni? - dodał. Candy rozejrzał się szybko po pomieszczeniu.- To miejsce wydaje się być w porządku. Mówiłem, można to zrobić wszędzie. No chyba że wolisz, abyśmy brudzili krwią, kamieniami i ziółkami twój sklep i bezcenne, wystawione w nim zabawki - odparł błazen.- Nie uśmiecha mi się ta opcja - stwierdził Jason, podchodząc do nich.
Widok jelenia cały czas przypominał mu o tym, co odjebali jego dwaj...współpracownicy, i nadal odczuwał na tę myśl złość, ale na szczęście myślenie o Madeleine i o tym, że niedługo ją odzyska, pomagało mu zachować spokój, jak zawsze zresztą.
- No to chyba to miejsce będzie najlepsze - powiedział Candy.- To od czego mamy zacząć? Oskórować tego jelenia czy co? - spytał Jack. Candy przewrócił oczami.- Już nie pamiętasz? Mówiłem przecież. Najpierw zaklęcie i wycinanie nożem znaków na kamieniach - odparł Candy.- Aha. No to chyba nie ma na co czekać, wal z tym zaklęciem - powiedział klown.- Przynieś tutaj te kamienie - odparł Candy.
Jack podszedł do jednej ze ścian, o którą oparty był worek wypełniony kamieniami i przyniósł go koło drewnianego stołu, na którym leżało truchło jelenia.
- Pójdę po kielich i nóż - stwierdził Jason, kierując się ponownie w stronę drzwi.- Weź kilka noży, zaczarujemy je i będziemy mogli zająć się tym razem. Pójdzie szybciej - powiedział Candy.- Jasne - odparł Jason, po czym wyszedł. Wraz z Jack'iem zostali sami.- Możemy zająć się na przykład już tymi ziółkami w międzyczasie? - spytał klown.- Nie. Mówiłem przecież, wszystko trzeba robić po kolei. Najpierw noże, kamienie i układanie z kamieni okręgu - odparł Candy. Klown już nic więcej nie powiedział. W ciszy zaczekali, aż wróci Jason, wraz z kielichem i trzema nożami. Położył je na stole obok martwego jelenia.- W takim razie zaczynaj - powiedział zabawkarz, spoglądając na Candy'ego. On i Jack odsunęli się od stołu, zostawiając miejsce błaznowi.- No dobra, to zaczynajmy zabawę - powiedział Candy.~*~Na przygotowywaniu wszystkiego, co potrzebne do rytuału, spędzili całą noc i jeszcze sporą część następnego dnia, ale w końcu wszystko było gotowe. No, prawie wszystko. Brakowało jeszcze tylko lalki, którą Jason gdzieś schował, przez co Candy'emu nie udało się jej znaleźć i zabrać. Żałował tego, bo wolałby wskrzeszać swoją siostrę gdzieś indziej. Gdzieś z dala od tej dwójki, którzy od razu, jak tylko zorientują się, że ich oszukał, znienawidzą go pewnie jeszcze bardziej, w ogóle nie licząc się z tym, dlaczego musiał to zrobić.
Oni tą swoją marną Madeleine znali stosunkowo krótko, poza tym i tak miała w sobie niewiele tej anielskiej krwi i mocy. Prędzej czy później by umarła, a Cane... gdyby nie to, co się stało, żyłaby wiecznie. Cane była taka jak on, nie groziła jej starość, choroba ani żadna inna słabość.
Nigdy nie powinna była umrzeć, co niestety miało miejsce, poniekąd przez niego, bo nie potrafił ani pokonać tego demona, ani dostarczyć mu tego, czego chciał. Teraz jednak zamierzał to wszystko naprawić i odzyskać siostrę. W gruncie rzeczy nie obchodziło go tak bardzo, co Jason i Jack o nim pomyślą. Nic mu nie zrobią, a on będzie się mógł tak czy inaczej cieszyć z powrotu siostry. Musiał jedynie dalej utrzymywać tą dwójkę w przekonaniu, że robią to wszystko, aby wskrzesić je obie. Candy podszedł do swojej torby i wyjął księgę, po czym otworzył ją na odpowiedniej stronie i udał, że wszystko sprawdza.
- Wygląda na to, że wszystko odpowiednio przygotowaliśmy. Teraz musimy tylko zająć się lalką - powiedział, po czym oboje, razem z Jack'iem, spojrzeli na Jasona. Zabawkarz westchnął.- Zaraz ją przyniosę - odparł, po czym wyszedł, zostawiając ich samych. Po zamknięciu się drzwi w pomieszczeniu zapanowała całkowita cisza. Po jakimś czasie jednak przerwał ją Jack.- A ty? - spytał. Candy spojrzał na niego lekko zdziwiony. - Co zamierzasz wykorzystać, aby wskrzesić Cane? Nie masz jej ciała - dodał klown.
Candy poczuł ostre ukłucie w okolicy serca na dźwięk słów Jack'a. O proszę, czyli jednak nawet ktoś taki jak ja ma serce i uczucia - pomyślał mimowolnie. Na zewnątrz jednak starał się zachować spokój. Wyciągnął przed sobą dłoń.
- Mam to - powiedział. W tej samej chwili na jego dłoni zapłonął na chwile niebieski ogień, a kiedy zgasł, można było dojrzeć na niej kolorowe kółka. - Bransoletki Cane - dodał Candy. Jack chciał jeszcze coś powiedzieć, ale błazen go uprzedził. - Po tym jak Zalgo wyssał Cane duszę, jej ciało wkrótce rozpadło się na proch i tylko to po niej zostało - dodał, spoglądając na Jack'a.
Choć starał się brzmieć jak najbardziej neutralnie, klown doskonale wyczuł w jego głosie smutek, ból i nienawiść. I doskonale wiedział, że to ostatnie uczucie skierowane jest nie tylko do Zalgo, ale i do Jasona oraz jego samego. Cóż, Candy niewątpliwie również doświadczył straty. Kiedyś może, kiedy Madeleine żyła, Jack choć trochę by się tym przejął. Ale po jej śmierci miał wrażenie, że jego serce stało się jeszcze czarniejsze i mroczniejsze niż wcześniej, a cierpienie Candy'ego w ogóle go nie obchodziło. To on w końcu zabrał mu Madeleine. Gdyby nie współpracował z Zalgo, wszystko potoczyłoby się inaczej. Jack czuł wręcz pewną radość na myśl, że i Candy doświadczył ogromnej straty i cierpiał przez to wszystko. Niestety, w jego zepsutym sercu, które musiało już znieść utratę dwóch przyjaciół, najpierw Isaaca, potem Madeleine, nie było już miejsca na współczucie, zwłaszcza na współczucie dla kogoś, kogo winił za własny ból. Choć nic nie mówili, oboje wyczuli, jakimi uczuciami darzą się nawzajem. Candy właściwie już od samego początku wiedział, że Jason i Jack go nienawidzą, a Jack podejrzewał, że błazen nienawidzi ich, choć nie myślał o tym zbyt wiele. Nie miał na to czasu i nie obchodziły go uczucia błazna. Zapadła ponownie cisza, a atmosfera stawała się coraz bardziej napięta, przynajmniej dopóki nie pojawił się ponownie Jason, razem z lalką. Oboje natychmiast się ożywili, ale to Candy pierwszy znalazł się przy zabawkarzu.
- Nareszcie! - zawołał, od razu wyciągając ręce po zabawkę wykonaną z ciała Madeleine. Jason jednak odsunął ją od niego i odepchnął lekko Candy'ego.- Nie tak szybko - odparł. Błazen popatrzył na niego zaskoczony, podczas gdy obok nich zjawił się jeszcze Jack.- To naprawdę ona? Madeleine? To znaczy, lalka Madeleine? - spytał. Jason prychnął.- Nie, imbryk do herbaty, nie widzisz? - odparł. Jack posłał mu zdenerwowane spojrzenie.- Ale z ciebie śmieszek... Szkoda tylko, że tak naprawdę jesteś marnym zabawkarzem, którego wyrzekła się własna rodzina i który potrafi zatrzymać swoich przyjaciół przy sobie jedynie zmieniając ich w lalki, bo inaczej nie są w stanie z nim wytrzymać i odchodzą - powiedział klown.
Oczy Jasona w jednej chwili zaświeciły się na zielono, a kilka pasm włosów pobielało.
- Coś ty powiedział? - spytał zabawkarz.- To, co usłyszałeś. Jesteś marną imitacją zabawkarza i przyjaciela - odparł klown.- I to mówi ktoś, kogo przyjaciel, choć pewnie bardziej pasującym tutaj słowem byłoby "właściciel", porzucił na trzynaście lat, zapominając o jego istnieniu? Przynajmniej moi przyjaciele, gdy zrobię z nich lalki, nigdy mnie nie opuszczą, tak jak zrobił to Isaac z tobą - powiedział Jason.
Candy, widząc, że wszystko to zmierza w złym kierunku, na początku trochę się tym zmartwił, ale po chwili ujrzał w tym szansę dla siebie. Zdecydował się ją wykorzystać.
- Co by nie powiedzieć, Jason ma rację, Jack. Nie powinieneś mu wytykać jak wyglądają jego relacje z jego przyjaciółmi. W końcu ty nie jesteś ekspertem, twój przyjaciel uwięził cię w pudełku i o tobie zapomniał, a przecież gdyby tylko chciał, mógłby zabrać pudełko ze sobą do tej szkoły pokładowej, nieprawdaż? - spytał błazen.
Jack spojrzał na niego zaskoczony. Nie spodziewał się z ust błazna takich słów...
-Nie, to nieprawda! W szkole pokładowej nie można było posiadać zabawek! Gdyby Isaac mnie zabrał, musiałby mnie wyrzucić! - zawołał klown. Zdziwienie ustąpiło miejsce złości. Jak on śmiał? Jak on śmiał coś takiego powiedzieć o mnie i o Isaacu? - pomyślał zdenerwowany klown. Tymczasem Candy postanowił ciągnąć to dalej. - Ale jesteś tego pewien, że tak naprawdę było? Czy po prostu tak powiedział ci Isaac? - spytał błazen.
Zanim klown cokolwiek odpowiedział, ponownie wtrącił się Jason. Najpierw cicho prychnął, a potem popatrzył na klowna z nienawiścią i pogardą w oczach.
- Ktoś taki jak ty jest żałosny. Poza tym nigdy nie zasługiwałeś na to, żeby w ogóle Madeleine zwróciła na ciebie uwagę - powiedział. Tymi słowami Jason nie tylko nieświadomie pomógł Candy'emu w realizacji jego planu skłócenia ich, ale też ostatecznie rozwścieczył Jack'a, który w tej samej chwili, bez ostrzeżenia, rzucił się w stronę Jasona, atakując go swoimi pazurami. Zabawkarz w porę odskoczył do tyłu, ale klown nie zatrzymał się, zaatakował jeszcze raz, zanim Jason zdołał się na to przygotować. Zabawkarz ponownie spróbował odskoczyć, niestety tym razem nie uniknął całkowicie ciosu. Pazury Jack'a zatopiły się w jego ręce. Może i żadne obrażenia nie były w stanie go zabić, ale to nie znaczy, że nie czuł spowodowanego nimi bólu. Wrzasnął, jednocześnie wypuszczając z ręki lalkę. Przez jedną upiorną chwilę obserwował ze strachem, jak lalka spada. Była coraz bliżej, i bliżej podłogi, niemal już widział, jak rozbija się i łamie, ale w tej samej chwili chwyciły ją czyjeś ręce i ostatecznie uchroniły przed upadkiem i ponownym zniszczeniem.- Mam ją! - zawołał Candy, po czym natychmiast odsunął się od nich obu, aby przypadkiem nie zostać zranionym. Jego niesamowity refleks nie po raz pierwszy mu się przydał. Jason poczuł ulgę, ale i lekki niepokój widząc to wszystko. Nadal nie potrafił w pełni zaufać błaznowi. Nie chciał oddawać mu lalki Madeleine, a teraz ona znalazła się w jego rękach, i to przez Jack'a! Przede wszystkim więc czuł złość. Odepchnął od siebie klowna i tym razem sam zaatakował przeciwnika. Miał krótsze pazury niż Jack, ale nie mniejszy refleks.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro