Candy Pop uleczony
Wszystko trochę trwało, i Madeleine musiała zużyć niemało swojej energii, ale w końcu, na szczęście, wszystko jej się udało. W kwestii Candy'ego wszystko też zostało w końcu wyjaśnione, rozwiązane i doprowadzone do końca. Teraz Madeleine, chociaż trochę już opadła z sił, to musiała spotkać się ponownie ze swoimi przyjaciółmi. To akurat było tą łatwiejszą i przyjemniejszą przez to kwestią, ich ponowne, spokojniejsze spotkanie. Jednak żywiła również nadzieję, że ich również uda jej się naprawić. Chociaż może to nieodpowiednie słowo... Ukoić ich ból i cierpienie i pomóc im, aby sami już nie cierpieli, i nie wywoływali więcej cierpienie i bólu u innych, niewinnych ludzi, tak sam jak Candy. Madeleine odprężyła się na krótko, po czym skupiła się i wezwała do siebie Jasona i Jacka, na odległość, tak jak kierowała ich życiami w mniejszym lub większym stopniu do tej pory.
~*~
Jason i Jack "poczuli", że coś się zmieniło. Jednak żaden z nich nic na ten temat nie powiedział. Chyba nie wiedzieliby, co powiedzieć do siebie, bo nie wiedzieli nawet, co sami myślą, czują, ani co zrobią w całej tej sytuacji. Stali więc nadal w ciszy, jedynie w środku przeżywając to wszystko i martwiąc się, aż w końcu "poczuli" coś jeszcze. Poczuli, czy też może raczej usłyszeli, wezwanie od Madeleine. Od razu obaj zrozumieli, że są przez nią znów oczekiwani, i obaj zareagowali na to niemal natychmiast. Rzucili się z powrotem w stronę budynku, i jednocześnie wpadli do jego wnętrza, gdyż żaden nie zamierzał odczekać ani chwili dłużej.
- Madeleine! - to również zawołali praktycznie jednocześnie, obaj z ogromnym przejęciem.
Skupili swój wzrok od rzazu na świetlistej postaci ich przyjaciółki w centrum tego wszystkiego.
- Jesteś cała! - zawołał z ulgą uradowany Jason.
- Co za szczęście! - dodał Jack, również z ulga, i również uradowany.
Madeleine uśmiechnęła się na ich widok, a nawet lekko roześmiała.
- Mnie też miło ponownie widzieć waszą dwójkę - odparła.
Jeszcze przez dłuższą chwilę przyglądali się z ulgą i zachwytem swojej przyjaciółce, jednak wkrótce coś zaczęło do nich docierać. Jack rozejrzał się po chwili w lekkim szoku, Jason zaś od razu się odezwał, chociaż niechętnie poruszał ten temat... Ale nieobecność błazna w tej chwili martwiła go być może nawet bardziej niż jego wcześniejsza obecność.
- A gdzie Candy? - spytał więc Jason.
Madeleine wzięła wdech i wyjaśniła im wszystko. Jason i Jack słuchali z ogromną uwagą opowieści dziewczyny, która chwilę trwała. W końcu zakończyła całą swoją opowieść.
- Cóż, bywa i tak - skomentował Jason.
- Może teraz będzie szczęśliwszy - dodał Jack.
Zabrzmiało to nawet trochę troskliwie, chociaż Jack tak naprawdę w najlepszym wypadku, był teraz obojętny względem Candy'ego. Zdecydowanie bardziej obchodził go los Madeleine i cała ta sytuacja wokół nich.
- Z pewnością - zgodziła się zaraz Madeleine.
Jason i Jack zaraz jednak przeszli nad tym do porządku dziennego i skupili się na swojej radości z faktu odzyskania ich najdroższej przyjaciółki.
- Jak to dobrze, że teraz ty do nas wróciłaś! - zawołał Jack.
- W twoim domu nic się nie zmieniło, będziesz mogła od razu w nim zamieszkać! W warsztacie też nie zmieniłem nic od czasu twojego... zniknięcia! Ale teraz to już nieważne! Najważniejsze i absolutnie najlepsze jest to, że do nas wróciłaś! - zawołał, szczerze uradowany Jason, a Jack całkowicie podzielał z nim tą radość.
Słysząc to wszystko, Madeleine przybrały zmartwiony wyraz twarzy.
- Ależ... Bardzo mi przykro... - zaczęła smutno Madeleine.
Jason i Jack spojrzeli na nią w szoku i zmartwieni.
- Co? Co masz na myśli? - spytał w szoku Jason, bo on pierwszy opanował się względnie i zdołał się odezwać.
- Cóż... Ja... Ja z wami nie zostanę. Niestety, ale nie mogę - wyjaśniła Madeleine.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro