Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Błazeńskie intrygi

-Candy, nie chcę cię martwić, ale ja i Jack musimy już iść-powiedział Jason.

-Jak to? Już? Przecież nie skończyliśmy nawet jeszcze sprawdzać lasu, sam nie przeszukam miasta. Nie potrafię stawać się niewidzialnym jak na przykład ty, Jack-powiedział Candy. Nie musiał się specjalnie starać, aby jego głos brzmiał smutno. Już i tak był załamany tym, że jego siostrze grozi niebezpieczeństwo, a on musi oszukać Jasona i Jack'a.

-Przykro mi, ale dłużej nie zostajemy-powiedział Jason. Ignorował prośby i błagania błazna. Madeleine była dla niego i dla Jack'a najważniejsza, a nie chcieli zostawiać jej samej po tym, co się wydarzyło. Byli więc nieugięci.

-Zaraz! Ja podejrzewam, że wiem, co się mogło stać!-zawołał nagle Candy Pop.

-A mianowicie co takiego?-spytał Jack.

-Jakiś czas temu spotkałem Jane. I ona mi powiedziała, że Jeffa złapała policja. No w końcu ona ma na jego punkcie obsesję i wie o nim wszystko. Policja ostatnio zaczęła się podobno znowu bardziej nami wszystkimi interesować. Jeffa złapali w Semi Valley. To jest miasto, które leży chyba po drugiej stronie tego lasu, nie?-Candy Pop szalał w duchu ze szczęścia, że pamiętał o tym mieście jeszcze z czasów, kiedy należał do innego cyrku i tam właśnie mieli swój występ.

-Zgadza się. Znaczy, zgadza się, że to miasto znajduje się po drugiej stronie lasu-odparł Jason.

-Nie bardzo rozumiem, co to ma do rzeczy-wtrącił się klown.

-Nie rozumiecie? Policja może znowu zaczęła na nas polować! A jeśli tak, to wszyscy jesteśmy w niebezpieczeństwie-powiedział Candy Pop. Przerwał na chwilę, sprawdzając reakcję Jasona i Jack'a. Obaj nie zdawali się być tym zbytnio przejęci. Żadnemu z nich jakoś niespecjalnie chciało się wierzyć, że tak jest. Od tak dawna nikt nie próbował łapać creepypast, że wszyscy byli już właściwie przekonani, że są bezpieczni. Poza tym jak ktokolwiek miał ich znaleźć? Jack nie wyglądał już jak Laughing Jack, którego powszechnie uważano za sadystycznego mordercę, a Jason nawet kiedy nie starał się ukryć i tak nie przyciągał zbyt wielkiej uwagi. Kiedy ubierał się normalnie, nie wyróżniał się z tłumu bardziej niż nastolatkowie farbujący sobie włosy na niebiesko, zielono i różowo, cali pokryci tatuażami. W porównaniu z nimi zarówno on jak i Jack wyglądali po prostu przeciętnie. Błazen zdecydował się więc spróbować jeszcze raz.-Dobrze przynajmniej, że nic się nie stało tej waszej przyjaciółce. Nie wiem, na ile ona jest wtajemniczona, ale mogła niechcący coś komuś o was powiedzieć i wtedy byłby problem. Szkoda tylko, że Candy Cane widocznie się tak nie poszczęściło-westchnął Candy Pop. Jason i Jack spojrzeli na siebie zmieszani. Nawet jeśli historia brzmiała nieprawdopodobnie, mogła być prawdziwa. A oboje nie chcieli, aby Madeleine się cokolwiek stało.

-Rozdzielmy się. Ja po nią pójdę, a ty zostaniesz z naszym niebieskim błaznem i spróbujecie ogarnąć sytuację-zasugerował nagle Jason.

-Dlaczego ty masz po nią iść?-zapytał Jack.

-Bo ja się z nią przyjaźnię dłużej, bo ja na to wpadłem i bo zmienię cię w jedną z moich lalek, jak spróbujesz się nie zgodzić-odparł lalkarz. Klown westchnął.

-Ok, niech ci będzie. Tylko uważaj na nią-odparł. Candy Pop przysłuchiwał się im z rosnącym poczuciem winy. Naprawdę był załamany tym, że musiał ich oszukać i że przez niego stracą tak ważną dla siebie osobę. Musiał jednak skupić się na dalszym planowaniu, jak nie dopuścić, aby którykolwiek z nich dotarł do tej dziewczyny, póki ona nie zostanie sama. Na szczęście szybko wpadł na proste i łatwe rozwiązanie.

-Świetnie! Czyli ty idziesz po waszą przyjaciółkę, a ty ze mną!-zawołał błazen, chwytając klowna za rękaw jego kolorowej bluzki i ciągnąc go za sobą.

-Widzimy się w domu. Wszystko mi opowiesz!-zaśmiał się Jason, po czym zaczął iść w stronę miasteczka. Candy Pop odwrócił się jeszcze na chwilę, aby upewnić się, którędy lalkarz do niego wróci. Potem udał się w dalszą drogę z Jack'iem. Przeszli kilkanaście metrów, kiedy błazen nagle zaproponował rozdzielenie się.

-Przeszukamy wtedy szybciej większy obszar-wyjaśnił. Klown niemal od razu przyznał mu rację. Ustalili, że spotkają się w tym samym miejscu za półtorej godziny. Aby móc kontrolować czas, obaj jednocześnie wyczarowali sobie zegarki. Następnie rozdzielili się. Candy Pop, gdy tylko uzyskał pewność, że Jack zniknął, zawrócił w stronę, w którą udał się Jason. Błazen był pewien, że lalkarz nie odszedł daleko i tak właśnie było. Jason, gdy ujrzał Candy'ego, mocno się zdziwił. Ten jednak od razu zaczął mu tłumaczyć, że Jack gdzieś zniknął i muszą go razem poszukać.

-Jak to Jack zniknął? Gdzie?-zdziwił się jeszcze bardziej lalkarz.

-No normalnie. Nie wiem, może sam się gdzieś teleportował. W jednej sekundzie stał obok mnie, potem na chwilę się odwróciłem, a jak później chciałem coś do niego powiedzieć, okazało się, że go nie ma!-zawołał Candy.

-Jesteś pewien, że sam nigdzie nie poszedł? I nie powiedział ci o tym?-spytał Jason. Chciał już wrócić do miasta i pójść po Madeleine. Cała ta sytuacja zaczynała go mocno niepokoić. Oprócz tego, jeśli Jack naprawdę zniknął, miał kolejny problem.

-Nie jestem idiotą, nie biegłbym do ciebie, gdybym wiedział, co się stało-odrzekł błazen.-Poszukajmy go-dodał. Jason popatrzył na chwilę w stronę miasta. Miał jeszcze trochę czasu, a jeśli pospieszyłby się w drodze do biblioteki, mógłby chwilę zostać i pomóc błaznowi. A nie chciał drugi raz przerabiać tego, co miało miejsce, kiedy klown zniknął ostatnio.

-Ok, ale nie mam wiele czasu-powiedział lalkarz.

-Świetnie!-zawołał błazen, po czym chwycił za rękę Jasona i zaczął go za sobą ciągnąć.-Zaczniemy od miejsca, gdzie go ostatnio widziałem-dodał, nieświadomie właściwie kierując się na miejsce swojej "zbiórki" z klownem. Gdy tam dotarli, zaczęli od razu szukać Jack'a. Chodzili tak po lesie i nawoływali go jakieś dwadzieścia minut. W końcu lalkarz zawoła błazna i powiedział mu, że dłużej zostać nie może. Jack był ważny dla Madeleine, Jason musiał przyznać, że i on zdołał go TROCHĘ polubić, ale jego przyjaciółka i tak była ważniejsza.

-Wrócę i pomogę ci go szukać jak najszybciej-powiedział, po czym, nie czekając na odpowiedź błazna, odwrócił się z zamiarem pójścia prosto do miasta. Candy Pop był zrozpaczony. Wiedział, że nie może teraz pozwolić, aby lalkarz dotarł do dziewczyny. Niestety umysł podsunął mu już tylko jedno rozwiązanie. Z ręki błazna zaczął wydobywać się fioletowo-niebieski dym, który po chwili uformował się w jego młot. Candy Pop zrobił jeden skok do przodu, zamachnął się i uderzył nim Jasona w głowę. Stało się to, czego błazen najbardziej się obawiał, ale jednocześnie tego pragnął. Lalkarz upadł na ziemię, tracąc przytomność. Błazen podejrzewał nawet, że mógł mieć jakieś poważniejsze obrażenia, ale wiedział, że to nie zagraża życiu Jasona. I tak można go zabić tylko w jeden sposób-pomyślał. To jednak nie sprawiło, że poczuł się lepiej. Ukucnął obok ciała lalkarza i chwycił się za głowę. Co ja najlepszego zrobiłem?!-pomyślał zrozpaczony i jednocześnie załamany faktem, że, gdyby musiał, zrobiłby to drugi raz. W końcu chodziło o Candy Cane.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro