Lakrima znaczy łza
– Jesteś pewna, że to zadziała?
– Na sto procent. No, może dziewięćdziesiąt dziewięć.
– Moira!
– No co? Wolę mieć pewność, że jeśli coś pójdzie nie tak, nie zrzucisz na mnie całej odpowiedzialności.
Dziewczyna nazwana Moirą zachichotała. Jej towarzyszka jednak zdawała się wahać – delikatnie wysunęła dłonie spomiędzy palców przyjaciółki i spojrzała na tlący się pomiędzy nimi niewielki stosik ziół.
Wokół dziewcząt roztaczał się słodki, acz nieco ziemny zapach szałwii; było to coś, co obie łączyły nierozerwalnie z czasem dzieciństwa. Było ono pełne beztroski i cudownej naiwności – niewiedzy o tym, co działo się poza Kręgiem, w którym dziewczyny dorastały.
– Lakrima – przynagliła przyjaciółkę Moira, wyczekująco wyciągając ku niej dłonie.
– A jeśli nie zadziała? – spytała cichutko Lakrima.
– Przecież przerabiałyśmy to już tysiące razy, moja droga – odrzekła Moira tonem pełnym zniecierpliwienia. – Jeżeli nie zadziała, to nie zadziała. Przywykłaś już do tego życia, które prowadzimy teraz. Nic się nie zmieni. Tak jak dotychczas będziemy razem spokojnie żyć w Kręgu, uczyć się, rozwijać...
– Nie.
Ostrość, z jaką Lakrima wymówiła to jedno słowo, zaskoczyło jej towarzyszkę, która uniosła wzrok i zamrugała pytająco. Chcąc się usprawiedliwić, Lakrima westchnęła.
– Nie rozumiesz... Mogłabym prowadzić to życie, gdyby nie to wszystko... Ty możesz się uczyć. Mi ta możliwość została odebrana. Nawet nie wiesz, jakie cierpienie przynosi mi obserwowanie wszystkich dziewcząt... Jesteście zdolne do tak wielu rzeczy, tymczasem ja... Och, Moira, gdybym mogła tak żyć, nie prosiłabym cię teraz o pomoc.
Zapadła cisza. Tym razem to Moira wydawała się niepewna, lecz wreszcie podjęła decyzję, nawet jeżeli wiedziała, iż powodzenie będzie dla niej źródłem niekończącej się rozpaczy. Mocno złapała dłonie Lakrimy i zamknęła oczy, starając się zignorować fakt, iż jej uszu docierały dźwięki, świadczące tylko o jednym: jej przyjaciółka płakała.
Nie; teraz nie mogła się zawahać. Obiecała Lakrimie, że jej pomoże – obie wiedziały, z czym się to wiąże. Nie mogła zatem wycofać się z umowy. Drżącymi wargami zaczęła szeptać wyuczone na pamięć frazy.
– O fatum! Sinite nos ad tempora beatis redire. Sinite nos immutare quod constitutum est. Inverte quod immedicabile est. Resurrecte mortuorum. Redde quod periit. Reduc felicitatem ubi nunc lachrymae fluunt.
Szczęśliwe czasy... Jedynie dla Lakrimy były to szczęśliwe czasy. Dziewczyna nie mogła wiedzieć, jak bardzo swoim zachowaniem rani przyjaciółkę. Gdyby jeszcze to była jej wina! Ale nie była – Moira mogła mieć pretensje jedynie do siebie. Być może gdyby wówczas była szczera, nie musiałyby powracać do tych okropnych, strasznych, bolesnych momentów. Być może nie musiałyby przywracać do życia tych, którzy odeszli – a Lakrima nie przeżywałaby chwil pełnych tortur, kiedy z dnia na dzień odkrywała, jak bardzo jest bezradna.
Niekiedy Moira odnosiła wrażenie, że dłonie Lakrimy wyślizgują się z jej mocnego uchwytu, lecz ani na moment nie pozwoliła sobie na przerwanie mantry pieczołowicie dobranych słów. Powtarzała je raz za razem, coraz to głośniej, z coraz to większym zapałem. Poczuła, jak porywisty wiatr rozwiewa jej włosy – długie włosy Lakrimy omiatały jej twarz lśniącą od łez.
I nagle wszystko ustało. Urywany oddech Moiry stał się spokojniejszy i głębszy. Lakrima poruszyła się nerwowo, otwierając oczy.
– Tylko wiesz – odezwała się szybko Moira – że jeśli rzeczywiście to zrobisz – i jeśli wszystko w istocie się uda – nie będziesz mogła kontynuować tego życia? Będziesz musiała odejść z Kręgu. Ode mnie. – Jej głos się załamał. – Kiedy umrzesz, już się nie odrodzisz.
Lakrima nie odpowiedziała od razu. Po chwili jednak kiwnęła głową i delikatnie dotknęła policzka przyjaciółki.
– Nie mogłabym zostać. Dobrze wiesz, że Krąg mi już nie ufa. Nie jestem nawet pewna, czy mogłabym się odrodzić po tym, jak Siostry mnie ukarały.
– Nie zrobiłyby ci tego. Nie są okrutne.
– Nie? A co zrobiły jemu?
Dłonią lekko skinęła w kierunku młodego mężczyzny, którego postać, jak gdyby utkana z mgły, odgrywała dawno zapomniane chwile. Błyszczące oczy Moiry wpiły się w ten obraz. Dziewczyna doskonale wiedziała, co miało się zaraz wydarzyć.
Tuż obok postaci mężczyzny pojawiła się druga postać, kobieca: postać Lakrimy. Dziewczyna uśmiechała się radośnie. Mężczyzna pochylił się i ucałował jej usta. Prawdziwa Lakrima załkała, a Moira zacisnęła wargi, nie chcąc wydać żadnego dźwięku, który uwłaczałby jej pozycji. Jednak ciche westchnienie i tak znalazło ujście.
– Zmień to... Błagam cię, Moiro – wyszeptała Lakrima. – Błagam, zanim to się znowu stanie – nie chcę, nie mogę na to patrzeć...
Ale Moira pozostawała w bezruchu. Jak zahipnotyzowana patrzała na rozgrywającą się przed nimi scenę: wysokie, chude, zakapturzone postaci podeszły do zakochanych. Ich ledwie widoczne spod szat usta poruszały się, lecz dziewczęta nie mogły dosłyszeć ani jednego dźwięku. Łkania Lakrimy stawały się coraz gwałtowniejsze, podobnie zresztą jak jej błagania.
– Zmień to, zmień to!
Dłoń jednej z zakapturzonych postaci spoczęła na piersi mężczyzny, który wkrótce padł bez życia na ziemię. Utkana z mgły Lakrima, podobnie jak ta prawdziwa, zanosiła się płaczem. Wyciągała ręce ku ukochanemu, lecz druga z Sióstr trzymała ją mocno, nie pozwalając się jej ku niemu zbliżyć.
– Wiesz, co mi wówczas powiedziały? – spytała cicho prawdziwa Lakrima. Jej twarz lśniła od łez. – Że miłość prowadzi do zła. Że moc w rękach osoby zdolnej do miłości może zniszczyć wszystko, co Krąg tak mizernie tworzy.
Moira nie odpowiedziała. Drżącymi dłońmi poruszała w powietrzu. To, co się stało przed chwilą, teraz zdawało się odstawać. Mężczyzna powstał. Siostry zniknęły z pola widzenia. Lakrima znowu się uśmiechała.
– Nie wierzę w to, Moiro – kontynuowała Lakrima. – Nie wierzę w to, że Siostry nie są zdolne do miłości. Dlatego nie rozumiem, dlaczego odebrały mi moją moc. Od tamtej pory moje życie tutaj stało się niemożliwe. Doskonale o tym wiesz. Nie ze względu na Hilaresa. Ze względu na to, że wszystkie nauki, które pobieramy, nie mogą mi pomóc. Nie odzyskam swoich umiejętności.
Spojrzała na swoje dłonie, które złożyła na podołku. Czuła się niedorobiona. Słaba. Bezradna. Gdyby Siostry nie odebrały jej mocy, sama mogłaby wrócić Hilaresa do życia; tymczasem musiała polegać na pomocy przyjaciółki, mimo iż doskonale wiedziała, że Moira jest temu przeciwna. Co więcej, to właśnie Moira mogła ponieść konsekwencje ingerowania w przeszłość, jeśli tylko Siostry by się dowiedziały.
Dla Moiry byłoby to o wiele dotkliwsze. Ona, Lakrima, nie mogła zostać już bardziej ukarana; Siostry nie mogły jej zabić, ponieważ należała do Kręgu – mogły jedynie pozbawić jej możliwości odrodzenia się, co w tej sytuacji wydawało się raczej błogosławieństwem niźli karą. Z kolei Moira kochała to, co robiła – chciała być częścią Kręgu i utrata mocy była dla niej niezwykle ponurą wizją. Fakt, iż zgodziła się pomóc przyjaciółce, jedynie świadczył o jej głębokim przywiązaniu.
– Błagam cię – odezwała się znowu Lakrima. – Wiem, że potrafisz to zrobić. Zmień to, co się wówczas wydarzyło.
Utkane z mgły postaci ponownie zaczęły się poruszać. Dziewczyna podbiegła do kochanka, śmiejąc się radośnie. Niezależnie od tego, jak wiele razy Lakrima to zobaczyła, nadal zadawało jej to taki sam ból – jak gdyby ktoś na powrót otwierał ranę w jej sercu.
Moira wiedziała, że obiecała Lakrimie odmienić los Hilaresa – a tym samym i jej – ale nie potrafiła. Znowu kiedy przyszedł ów fatalny moment, nie mogła się poruszyć. Chociaż Lakrima ponownie zaczęła wyszeptywać swoje błagania, przeplatane łkaniami i pełnymi bólu okrzykami, Moira nie zaingerowała. Mężczyzna upadł. Siostra odebrała Lakrimie moce. Postaci zastygły w bezruchu.
– Zamierzasz mnie tym torturować w nieskończoność? – jęknęła wreszcie Lakrima. – Chcesz, żebym widziała, jak wielki błąd popełniłam, oddając serce temu mężczyźnie? Wiem! Wiem, że Hilares nie powinien był przekraczać granicy Świętego Kręgu – a ja nie powinnam była się w nim zakochiwać, ale na wszystko, co dla ciebie drogie, Moiro, nie każ mnie bardziej, niż uczyniły to Siostry! Odebrały mi wszystko, wszystko, co miałam!
Moira zamknęła oczy. W powieki gryzły ją łzy, a całe jej wnętrze zdawało się wykrzykiwać w unisonie, „Nie! Nie wszystko! Miałaś mnie! Mnie! Czy ja ci nie wystarczałam?!"
Ale pozostawała milcząca. Dała przecież słowo; Lakrima nigdy jej nie okłamała, nigdy nie zawiodła. Czemu więc teraz, gdy przyszedł moment odpłaty, nie potrafiła się na to zdobyć? Dlaczego ta próba była tak trudna?
Dopiero gdy rozluźniła pięści, odkryła, iż paznokcie tak głęboko wbiły się we wnętrza jej dłoni, że zaczerwieniły się od krwi. Musiała się wreszcie ocknąć i zrobić to, co do niej należało – ocalić Hilaresa i pogrążyć w odmętach śmiertelności Lakrimę.
– Czy jesteś zdolna żyć bez tego, wśród czego dorastałaś? – zapytała nagle, martwym wzrokiem wpatrując się w cofającą się z wolna scenę. – Bez Kręgu... bez wiary w odrodzenie... bez tkania losu...?
– Moiro – odrzekła Lakrima – nie ma już dla mnie tkania losu. Nie ma odrodzenia. Krąg zadał mi tyle bólu, że jedyne, czego pragnę, to go opuścić.
– Czy jesteś w stanie żyć beze mnie?
To pytanie nie miało się wyrwać z jej ust. Moira zorientowała się, co się stało, dopiero po fakcie. Jej oczy rozszerzyły się w niemym wyrazie niedowierzania, a policzki pokrył ciemny rumieniec. Nie mogąc znieść wzroku przyjaciółki, odwróciła wzrok.
– Nie każ mi wybierać... – zaczęła cicho Lakrima, ale Moira przerwała jej gestem.
– Nie każę. Wybacz mi tę chwilę słabości.
Chwilę słabości, za którą miała odpowiedzieć. Doskonale wiedziała o tym, że Siostry wszystko słyszały. Musiały się dowiedzieć o tym, co działo się w jej sercu. A działo się to właśnie, co doprowadziło Lakrimę niemalże do obłędu. Zresztą Lakrima była świadoma, co oznaczało to pytanie dla Moiry – i właśnie to ją przerażało.
– Nie chciałam, byś utraciła to, co dla ciebie najważniejsze; wiem, jak bardzo zależy ci na twoim dotychczasowym życiu – pisnęła Lakrima.
– Bardziej niż na wszystkim zależy mi na tobie, Lakrimo. Życie Hilaresa oznacza dla ciebie śmierć. Ale twoje życie oznacza śmierć dla mnie. Śmierć po wieczność.
Nim którakolwiek z nich zdołała się odezwać, mgliste figury ponownie zaczęły się poruszać. Tym razem Moira znalazła w sobie siłę, by zareagować w odpowiednim momencie. Leciutko, jak gdyby ocierając łzy z policzka Lakrimy, pogładziła widmo tej z Sióstr, która miała uśmiercić Hilaresa. Postać rozpłynęła się w powietrzu. Hilares, ponaglany przez mglistą Lakrimę, zmusił się do ucieczki.
Wówczas Moira przeniosła dłoń na drugą z Sióstr. Ta jednak nie znikła – na twarzy Moiry pojawiły się krople potu, lecz im bardziej się wysilała, tym wyraźniejsza wydawała się zakapturzona postać.
– Nie mogę – tego nie wolno mi zmienić – powiedziała wreszcie, czując zalewającą ją falę przerażenia. – Nie odzyskasz swoich mocy, Lakrimo. Musisz uciekać.
– Nie! – wykrzyknęła Lakrima. – Jeżeli teraz ucieknę...
Moira kiwnęła ponuro głową.
– Nie mogę cię zostawić! – buntowała się druga z dziewcząt, a jej głos drżał z przestrachu. – Siostry cię znajdą – zrobią ci to samo, co zrobiły mi!
Śmiech, który wydała z siebie Moira, z pewnością nie był radosny.
– Zrobią to niezależnie od tego, czy tu zostaniesz, czy nie. Musisz uciekać – odnajdę cię. Ale wpierw upewnij się, że nie ocaliłam Hilaresa na próżno.
I ignorując dalsze protesty przyjaciółki, przeniosła dłoń na jej mglistą postać. Ta rozpłynęła się w powietrzu – podobnie jak i prawdziwa Lakrima.
Moira zaś wstała i z dumnie uniesioną głową odwróciła się, by odejść. Jeżeli Krąg sądził, że miłość czyni Siostrę niezdolną do tkania losu... cóż, w takim razie ona absolutnie się do tego nie nadawała. Ale jeszcze nigdy nie czuła się tak potężna.
Jeszcze nigdy nie dokonała tak wspaniałych rzeczy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro