Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 27

Po koszmarnie długim czasie wrzucam następny. Na swoje usprawiedliwienie powiem, że ostatnio zajęły mnie recenzje w grupie. Mam jednak nadzieję, że wciąż chcecie śledzić przygody Ani.

__________

Ania i jej ojciec usiedli naprzeciw siebie w wygodnych fotelach. Niedaleko trzaskało palące się drewno, a obok na stoliku świeciła się lampa, dodatkowo rozjaśniając pokój, ciepłym światłem.

Gdyby nie czekający ich ciężki temat, Ania była w stanie powiedzieć, że otoczenie było wyjątkowo miłe i relaksujące.

– Nie bez powodu nie wyjaśniłem ci tego wcześniej. To nie jest proste do wyjaśnienia, zresztą istnieje ryzyko, że pewne rzeczy z mojej przeszłości mogą wrócić, a wtedy wszyscy wtajemniczeni mogą mieć kłopoty. Dlatego, zanim ci wszystko opowiem, musisz obiecać, że będziesz udawać, że nic nie wiesz. Nawet twoja mama nie zna wszystkich szczegółów.

Nie spodziewała się takich słów, jednak przytaknęła, czekając dalsze słowa. Gdy zabrnęła do tego miejsca, nie zamierzała się wycofać.

– Gdy miałaś się pojawić na świecie, byłem młody i u szczytu kariery – zaczął opowiadać, co raz zerkając na kubek w swoich dłoniach – Dziś wiele rzeczy zrobiłbym inaczej i wielu decyzji z tamtych czasów żałuję. Jednak co się stało, to się nie odstanie. Mimo że miałem świetną passę, samochody, które dostawałem były w coraz gorszym stanie, przez co przegrywałem. Brakowało pieniędzy, by je naprawiać, a przez przegrane sponsorzy również się nie pojawiali. Wtedy popełniłem najgorszą decyzję. Pożyczyłem pieniądze od niewłaściwych ludzi. Początkowo było dobrze, potem jednak zaczęli się upominać o zwrot. I choć dobrze mi szło, to oni naliczali sobie zbyt duże odsetki. Nie dawałem rady. Zaczęli więc żądać przysług. Wtedy zaczęły się problemy. Miałem ciebie i twoją mamę na utrzymaniu, nie mogłem was narażać, więc robiłem, co musiałem. W pewnym momencie to czego chcieli, było zbyt ryzykowne i niewłaściwe. Wtedy postanowiłem, że muszę zacząć działać. Zaryzykowałem, pokombinowałem, spłaciłem jakimś cudem wszystko. Jednak najwyraźniej nie chcieli ze mnie zrezygnować. Zaczęli mnie nękać, bym dalej z nimi współpracował. Wtedy zniknąłem.

– Podpadłeś mafii?– zapytała, Ania.

– Niestety tak – przyznał ze smutkiem.

– Nie bałeś się, że po tym, jak znikniesz, przyjdą po mnie i mamę?

– Nawet nie wiesz jak bardzo – powiedział, odkładając kubek na stół – Jednak nie bez powodu nie odzywałem się i siedziałem cicho w Ameryce. Wmówiłem im, że żona mnie zdradziła i się z nią rozstałem. Zresztą poinstruowałem Zuzę, co ma robić, gdyby się pojawili. Zadbałem o wszystko, by wam nic się nie stało. Jednak nie wziąłem pod uwagę waszych uczuć. Tego, jak bardzo was zraniłem.

Nie wiedziała co na to powiedzieć. Przypomniały się jej wszystkie emocje. Rozpacz, zdezorientowanie, złość, obwinianie siebie i mamy. Nie mogła powiedzieć, że go rozumie i że ot, tak wybacza. Za dużo się w niej kotłowało. To wszystko, co chwilowo było uśpione, teraz się znów pojawiło. Jednak siedziała cicho i go słuchała.

– Żałuję, swoich decyzji i tego, co przeze mnie musiałyście przeżyć. Dlatego proszę, wybacz mi…

– Na reszcie jego słów nie mogła się już skupić. – To było za dużo. Czuła jakby w niej coraz bardziej buzowały wszystkie emocje, chcąc wyjść na światło dzienne.

Patrzyła mu w oczy i próbowała rozpoznać, co on czuje. Jego przeprosiny były zbyt późno, ale widziała, że mówi szczerze.

Opuściła wzrok i wbiła go w swoje dłonie. Próbowała sobie wyobrazić, jak ona postąpiłaby w jego sytuacji. Jednak nie potrafiła. Jednego była pewna, ona też miała za sobą błędy. Niewłaściwe decyzję. I też kogoś raniła. Swoją mamę.

Gdy jej tata skończył, westchnęła.
– Nie powiem, że mi łatwo i wszystko od razu ci wybaczę, ale poniekąd cię rozumiem – powiedziała, patrząc mu uważnie w oczy – Każdy popełnia błędy. Czasem kogoś zranimy, choć tego nie chcemy. Więc jedyne co mogę ci na ten czas obiecać, to że nie przekreślę ani ciebie, ani tego, co do tej pory zbudowaliśmy.

Nie czekając na jego reakcje, wstała, dała mu całusa w policzek i ruszyła do swojego pokoju.
W jej umyśle toczyła się prawdziwa wojna. Wszystkie złe i dobre myśli próbowały przejąć kontrolę. Kiedyś słyszała zdanie, że „powinniśmy karmić właściwego wilka”. Wilk może być dobry albo zły. I tylko od nas zależy, który będzie silniejszy.

Nie zamierzała się poddać i zaprzepaścić dotychczasowy czasu, który tu spędziła. Usiadła na łóżku i rozejrzała się po swoim pokoju. Puchar za wyścigi na ¼ mili, rysunki aut, plakaty, książki od taty i pamiątki z wyścigów.

Wreszcie była w swoim żywiole. Czuła się naprawdę dobrze, miała wspaniałe przyjaciółki i przyjaciół, robiła to, co kochała. A to wszystko dzięki temu, że ojciec ją wspierał. Nie oceniał, nie mówił, że samochody są dla mężczyzn. Był ojcem, jakiego zapamiętała z dzieciństwa.
Zrozumiała też, że jej mama pewnie bała się, że skończy jak ojciec. I próbowała wyplenić z niej to, co najbardziej go przypominało i pośrednio wpakowało w kłopoty.

Usiadła przy oknie i zapatrzyła się w widok za oknem. Podziwiała krajobraz i uśmiechała się lekko.

Przerwał to dopiero wibrujący telefon. Widząc, że to Will, uśmiechnęła się lekko.
– Co potrzebujesz? – zapytała, odbierając połączenie.

– Od razu, że czegoś potrzebuje – odparł, udając obrażonego – To, że ostatnio dwa razy dzwoniłem, prosząc o przysługę, nie znaczy, że zawsze tak jest.

Nie mogła powstrzymać, parsknięcia ze śmiechu.
– Nie tłumacz się, tylko mów o co chodzi.

Niemal widziała, jak chłopak wywraca oczami.
– Zastanawiałaś się już może co z balem?

Nie wiedziała, a szczerze to nawet zapomniała. Will nie słysząc odpowiedzi, zaśmiał się głośno i powiedział:
– Zapomniałaś, prawda? Mogłem się tego domyślić, ale nie martw się, jeśli nie chcesz na niego iść, znalazłem nam inne zajęcie.

Musiała przyznać, że pozytywnie ją zaskoczył, choć nie mogła się powstrzymać przed komentarzem:
– Nie zapomniałam, tylko nie podjęłam jeszcze żadnej decyzji. Jednak chętnie wysłucham twojej propozycji.

Will zaśmiał się znów, tym razem cicho.
– W porządku, załóżmy, że ci wierzę. A co do mojego pomysłu, to pozwól, że zatrzymam go dla siebie i zrobię ci niespodziankę.

– Nie lubię niespodzianek. Zresztą, nie chcę nigdzie iść w ciemno – odparła od razu.

– Wybacz, ale będę uparty. Tak więc masz wybór albo wybierasz bal i tańce, albo ciekawą niespodziankę.

Zastanawiała się, od kiedy stał się taki pewny siebie i uparty. Jednak musiała w skrytości przyznać, że zaczynało się jej to podobać.
– Niech ci będzie, ale musisz przynajmniej powiedzieć, czy obowiązuje strój wizytowy, czy luźny. – To był dla niej niejaki kompromis.

– Zdecydowanie luźny. Ubierz się tak jak zawsze i będzie idealnie.

Nie mogła się powstrzymać i prychnęła.
– Zapamiętam – odpowiedziała, po czym ziewnęła. Dopiero teraz poczuła, jak bardzo jest zmęczona – A teraz wybacz, ale idę spać. Miałam za sobą ciężki dzień.

– Jasne. Rozumiem. Życzę więc słodkich snów i widzimy się jutro.

– Dobranoc Will. – Rozłączając się, wciąż się lekko uśmiechała. Potrafił poprawić jej humor.

***
Następne dni minęły jej dość szybko i pracowicie. Dzień przed planowaną imprezą motoryzacyjną była tak zmęczona i zestresowana, że nie mogła zasnąć. Nawet kakao i ciepła kąpiel nie pomogły. Choć w wyjątkowych przypadkach, były idealne.
Leżała więc i wpatrywała się w sufit. Początkowo chciała odsuwać od siebie myśli, by się wyciszyć. Jednak za każdym razem jej nie wychodziło.

Myślała o sytuacji Ines, o jutrzejszych wyścigach i niespodziance Willa. Dodatkowo miała na głowie szkołę i budowanie samochodu Isaaca. Jej kalendarz i organizer były pełne notatek. Każdy dzień miał po kilka notatek. Wciąż się zastanawiała, jak to wszystko ogarniała i nie zawaliła jeszcze szkoły.

Odetchnęła, przewróciła się na bok i wbiła wzrok w plakaty.

Zaczęła sobie wyobrażać, jak na wyścigach wszystko się uda, że ludzie będą zadowoleni i każdy ich plan spełni się w stu procentach. To był jej sposób na odsunięcie zmartwień. I rzeczywiście po kilku minutach zasnęła.

Obudził ją dzwoniący telefon. Usiadła gwałtownie, prawie spadając z łóżka. Chwyciła telefon i bez patrzenia na ekran, wciąż lekko zaspana, przeciągnęła zieloną słuchawkę.
– Coś się stało?– spytała, od razu.

– W sumie, to można tak powiedzieć – stwierdził po chwili wahania Will.

– A co się stało?– zapytała, od razu się budząc. Zaczęła sobie wyobrażać najgorsze scenariusze.

– Pomyślałem, że będziesz potrzebowała dodatkowego budzika, a skoro spałaś, znaczy, że dobrze zrobiłem.

Słysząc te słowa, od razu spojrzała na zegarek. Dopiero zdając sobie sprawę, że do godziny z budzika zostało jej jeszcze pół godziny, zacisnęła szczękę.

– Jesteś idiotą. Obudziłeś mnie za wcześnie. A gdybym jeszcze rzeczywiście się wyspała! Nie mogłam zasnąć, a ty mnie jeszcze budzisz za wcześnie! – Nigdy nie lubiła, jak ktoś ją budził.

– No już spokojnie. Przecież nie zrobiłem tego, by cię zezłościć, nie chciałem po prostu, żebyś zaspała i się potem stresowała – powiedział ugodowo.

– Mniejsza o to. Na razie – odpowiedziała tylko, wciąż zła i się rozłączyła. Odłożyła telefon i padła na poduszkę. I tak nie mogłaby już usnąć. Rozzłoszczona nie dałaby nawet rady. Musiała mu przyznać, potrafił podnieść jej ciśnienie.
Westchnęła cierpiętniczo i wstała. Ruszyła się przygotować.

Pół godziny później siedziała już w kuchni. Zjadała właśnie kanapkę, gdy usłyszała kroki. Uśmiechnęła się lekko do wchodzącego ojca. Po pamiętnej rozmowie coś między nimi się zmieniło. Częściowo mu wybaczyła i traktowała po prostu jak ojca. Zrozumiała kilka rzeczy i nie zamierzała się obrażać i gorzej go traktować. Dla niej najważniejsze było, że żałuję i chcę naprawić ich relacje.
– Wpadniesz na wyścigi? – zapytała go, gdy usiadł naprzeciwko z kubkiem kawy.

– Oczywiście. Nie zamierzam tego przegapić – odpowiedział od razu. Po chwili jednak uśmiechnął się łobuzerski. – Zresztą jak coś się zepsuje, to będę mógł ci to potem wypominać.

Ania prychnęła w udawanym oburzeniu. Nie mogła jednak ukryć własnego uśmiechu. Lubiła te ich przepychanki słowne.
– Tak jak ja wypominam twoje wpadki? – odgryzła się.

– Dokładnie – odparł i już chciał coś dodać, gdy przerwał mu, dochodzący z podwórka basowy ryk silnika.

Ania spojrzała zdziwiona na ojca a on na nią.
– Chyba przyjechał twój kolega – stwierdził kwaśno mężczyzna i wziął duży łyk kawy.

– Chyba, że to ktoś do ciebie. – W odpowiedzi zobaczyła jedynie wywrócenie oczami.

– Uwierz mi, rozpoznam to jego Subaru z daleka. Swoją drogą powinien sprawdzić świece. Coś mi tam brzmi nie tak.

Nie wiedziała, czy się śmiać, czy załamywać ręce. Chciałaby, żeby jej ojciec, trochę bardziej lubił Willa. Tym bardziej że chłopak zachowywał się o wiele lepiej, niż na początku ich znajomości.
Wzięła ostatni kęs kanapki, pomachała ojcu na pożegnanie i ruszyła do drzwi. Otworzyła je akurat w momencie jak Will, chciał w nie zapukać. Zamarł zdziwiony, widząc jednak Anię, uśmiechnął się szeroko.

– No cześć.

– Część Will. Co cię sprowadza? Nie powinieneś pomagać na imprezie?– zapytała.

Chłopak nieco zmieszany podrapał się jedną ręką po karku. Drugą wciąż trzymał za plecami.
– W sumie, możliwe. Jednak na swoją obronę mam to, że musiałem coś załatwić.

Nie mogła się powstrzymać i rzuciła mu zdziwione spojrzenie.
– I ta sprawa przygnała cię tutaj.

Will wyszczerzył się i wyciągnął za pleców papierowy kubek z kawiarni.
– Mam dla ciebie kawę na przeprosiny. Taką, jaką lubisz.

Wszystkie komentarze i docinki utknęły jej w gardle. Nie wiedziała co powiedzieć. Milcząc, powoli wzięła kubek i ostrożnie wzięła łyka. To rzeczywiście była jej ulubiona kawa.

– Dzięki, nie spodziewałam się.

Will wyszczerzył się jeszcze bardziej, dumny z siebie.
– To zapraszam do siebie. Pójdziemy razem.

Wtedy pomyślała, że Will jednak pod pewnymi względami się nie zmieni. Rzuciła mu krzywe spojrzenie.
– Wybacz, ale nie ma opcji. Zamierzam jechać swoim MG. Nie opuszczę wyścigów. Nawet jeśli jestem jednym z organizatorów.

Gdy usłyszała szczery i głośny śmiech, sama się uśmiechnęła.
– Mogłem się tego spodziewać. Jednak liczę nie to, że nie będziesz się już na mnie gniewać.

Ania wzięła następny łyk. Przymknęła z zadowoleniem oczy i spojrzała na Willa.
– Odkupiłeś przewinienia.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro