Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16

**/***

Ciąg dalszy maratonu *-*






-Adrien... Niech powie...

Popatrzyłem na biedronkę... Ona naprawdę jej uwieżyła?
-Chcesz usłyszeć prawdę? Prosze bardzo. Adrien zapłacił mi abym się z nim przespała. Podobno dzięki temu ty masz być zazdrosna i przyjdziesz tu. Potem -zrobiła szybko chwilę przerwy. No dalej... Wymyślaj. Pomyślałem. -Potem on niby mnie wyrzuci. I napijecie się przygotowanego przez niego drinka. Jedna szklanka zawiera narkotyki. I cię upije... A potem chyba wiesz co chciał zrobić...- zamurowało mnie...Popatrzyłem na biedronkę... Miała zaszklone oczy.
-Czyli jednak się nie zmieniłeś Agreste....
-Ale ona kłamie!!-Mira zaśmiała się ironicznie.
-Wmawiaj sobie...
-Biedronko?-popatrzyłem jej w oczy. Popatrzyła się na mnie
spojrzeniem pełnym cierpienia i smutku.
-Ja tu tylko przyszłam pomóc. Ale jak widać nie potrzebujesz mojej pomocy!!-Już miała wyskoczyć przez okno gdy zawołałem.
-Mogę ci udowodnić!!!-Lecz nie zwróciła na to uwagi.
Po dłuższej chwili zostałem sam. Mira zadowolona sobie poszła....

A ja?

Znowu wyszłem na totalnego idiotę...





Znowu Marinette czuje się oszukana...




Znowu czuję się bezsilny....





Bezwartościowy....




Inni mają racje... Czarny kot jest do niczego...




Gra drugie skrzypce...







Nic nie zrobi sam.....







I nigdy nikt go nie pokocha...





A Adrien? NIE jest Idealny....



Jestem taki jak inni.... Popełniam błędy...






-Plagg! Wysuwaj pazury!!-Mam tego wszystkiego dosyć!! Wyskoczyłem przez okno. I usiadłem na jednych z budynków. Wiatr delikatnie rozwiewał moje włosy. Popatrzyłem w niebo. Mokra kropla spadła mi na nos...
-I do tego mający pecha...



*Marinette*

Wyskoczyłam przez okno i odrazu się przemieniłam. Pare łez pociekło mi po policzkach.
-Tikki... A miałam nadzieję że jednak jest inny....
-A może uwieżyłaś w kłamstwo?
Przecież ta dziewczyna to była ta przed którą uratował cię kot...
Oparłam się o ścianę jakiegoś budynku.
-Tikki w torebce masz ciastka weź sobie...-Jak ja mogłam uwierzyć tej dziewczynie? Nagle nademną przeleciała jakaś czarna postać.
-Czarny kot?-szepnęłam. Po chwili spostrzegłam obok drabinkę prowadzącom na dach jednego z budynków. Powoli wspinałam się na górę. Przeskoczyłam małą przestrzeń między domami. Mokra plama spadła na moje ramię.
-I do tego mający pecha...-usłyszałam jego głos... Po chwili z nieba leciała mżawka. Podeszłam powoli do kota i położyłam rękę na jego ramieniu. Kot odwrócił głowę.
-Marinette? Co ty tu robisz?
-Sama nie wiem... Zobaczyłam cię i.... Chciałam cię pocieszyć...
Bo nie tylko ty masz pecha...-Usiadłam obok niego. Zawiał lodowaty wiatr...
-Zimno ci?
-Trochę....-przysunął mnie do siebie.
-Lepiej?
-Lepiej-wtuliłam się w jego umięśniony tors.-Dziękuje kocie...
-Za co?
-Za to że jesteś...-uśmiechnął się.






Next o 24.00 ^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro