Rozdział XV - Ostrzeżenie
⚜️⚜️⚜️
Wpatrywałam się w kartkę papieru jakbym była w głębokim transie. Czytałam list po raz drugi, trzeci... dziesiąty. Studiowałam słowo po słowie, zapisane starannym, niemal artystycznym pismem. Palcem śledziłam kontury wypukłego godła marynarki angielskiej, ozdabiającego samą górę kartki. Po godzinie byłam pewna, że znam całą jej treść na pamięć. Zastygłam na wilgotnym piachu, a do moich uszu docierał tylko świergot ptaków i chlupot wody, przez szalejące w stawie ryby. Straciłam rachubę jak długo tak siedziałam bez ruchu, rozmyślając nas swoim losem.
Powoli coraz bardziej stawałam się świadoma tego, na co skazałam samą siebie, podpisując akt zaręczyn. Zastanawiałam się jak moje życie miało wyglądać za osiem tygodni, gdy obrączka przyozdobi mój palec, a do nazwiska dojdzie nowy człon: „Styles". Jak miałam żyć w Szkocji, bez bliskich, bez swojej służby, bez Dorothy... Skazana na samą siebie? Skazana na ciągłą obecność Harry'ego i jego despotyczne zapędy.
Nie byłam w stanie zrozumieć, czemu to wszystko odbywa się w takim pośpiechu. Czym jest te osiem tygodni?! Czułam się, jakby czas przelatywał mi przez palce. Każda minuta przybliżała mnie do momentu całkowitego zniewolenia. Kto wymyślił urządzenie ślubu w czasie dwóch miesięcy?!
Jak w ciągu dwóch miesięcy miałam pożegnać się z moim dotychczasowym życiem? Harry sam dzisiaj zapowiedział, że jest w stanie zamknąć mnie w komnacie na cztery spusty, jeśli nie będę mu posłuszna. A posłuszna nie zamierzałam być, pod żadnym względem. Musiałam nastawić się na dozgonną niewolę i bycie więźniem.
Mój smutek potęgowały słowa Zayna, który tak bardzo pragnął mnie ostrzec. Gdyby tylko mógł, na pewno by mnie ocalił. Był niezwykle oddany. Był gotów narazić swoje życie dla mnie, anu myśląc urwać ze mną kontaktu. Miałam tak blisko swojego anioła stróża, lecz na nic były jego chęci, ponieważ już nic nie dało się zrobić. Mój los był prawdopodobnie przesądzony on moich narodzin. Mimo, że ojciec starał się przez lata sprawiać wrażenie człowieka honorowego, który na pierwszym miejscu stawia dobro rodziny, nigdy mu na tym naprawdę nie zależało. Liczyło się jego imperium i jego władza.
Widząc słońce zbliżające się ku zachodowi, z trudem uniosłam się z wilgotnego podłoża. Strzepnęłam suknię i podeszłam do Ramzesa, skupującego ostatnie źdźbła trawy. Zaraz znów siedziałam na jego grzbiecie i powolnie jechałam w stronę zamku. Przez myśl przeszła mi pokusa ucieczki przez las, jak najdalej od królewskiego życia, jednak szybko ją odgoniłam przez wzgląd na możliwe konsekwencje.
Chwile potem dotarłam pod stadninę, na której widok od razu zaczęłam czuć jeszcze większy smutek. Poza spacerami wśród bogatej roślinności królewskich ogrodów, to właśnie czas spędzony na koniu dawał mi poczucie (pozornej) wolności i ukojenia. Czując wiatr we włosach i szybkość podczas dzikiego galopu wśród leśnych drzew transportowałam się do innej rzeczywistości. Chociaż na chwilę zapominałam, że żyje w złotej klatce. Miałam świadomość, że zaraz po tym, jak opuszczę stadninę będę musiała powrócić do swoich obowiązków.
Poklepałam Ramzesa trzy razy po boku, a ten położył się na ziemi, dzięki czemu zgrabnie zdołałam z niego zejść. Rozczesałam palcami jego grzywę i wtuliłam twarz w jego szyję. Ciężko odetchnęłam, po czym poprowadziłam go do zagrody. Zauważyłam ze konie, które użyczył mój ojciec sobie oraz Królowi Szkocji są już na swoich miejscach. Pewnie pomyśleli, że razem z Harrym cieszyliśmy się swoim towarzystwem po zaręczynach i teraz z radością kosztują brandy.
Ostatni raz pogładziłam grzbiet Ramzesa i wyszeptałam ciche pożegnanie. Miał tak inteligentne oczy, jakby całkowicie rozumiał dlaczego jestem taka przygnębiona. Z zastygłą twarzą wyszłam ze stadniny. Zastanawiałam się, co w takiej sytuacji stanie się z moim Ramzesem? Czy pozwolą mi go w ogóle przetransportować do Szkocji? Jak miałabym go tu pozostawić?
Przeszłam pare kroków, lecz po kilku sekundach stanęłam jak wryta na widok munduru przede mną.
Zayn z ulgą wymalowaną na twarzy puścił skórzane torby, które ciężko spadły na kamienną drogę. Po raz pierwszy pozwolił sobie zgarbic plecy, jakby już dłużej mie mógł utrzymywać idealnie prostej postawy. Bez słowa zaczął kroczyć w moją stronę.
– Najdroższa – wyszeptał i czule wplótł dłoń w moje włosy. – Nawet nie wiesz jaką ulgę czuje na twój widok.
– Tak szybko się zjawiłeś... – to brzmiało niemal jak podziękowanie.
Nim zorientowałam się co robię, otuliłam jego pas rękami. Przyciągnął mnie do siebie jeszcze mocniej, zatrzymując w szczelnym uścisku. Wreszcie poczułam się bezpiecznie.
Pozwoliłam sobie na chwilę zapomnienia. Przecież każdy mógł nas zobaczyć. Odsunęłam się od Zayna i dyskretnie zerknęłam dookoła, aby zorientować się czy nikt nas nie obserwuje. Wokół mie było żywej duszy, lecz okien wychodzących na tę cześć nie brakowało. Co prawda na tył zamku, gdzie znajdowała się stajnia, a także garaże wychodziły tylko okna takich pomieszczeń jak korytarz dla służby, kuchnia i inne podobne, gdzie przebywali jedynie pracownicy, jednak nie mogłam ich lekceważyć. Plotki bardzo łatwo się rozsiewają.
Zayn zrozumiał moje zachowanie i w jednym momencie powrócił do swojego profesjonalizmu. Odsunął się o krok i wyprostował sylwetkę. Z jego oczu jednak nadal biło ogromne ciepło i uczucie.
Dokładnie zlustrował moją twarz. Widziałam jak jego mina znacznie tężeje.
– Spoźniłem się prawda? – spytał. – Nie dotarłem na czas?
Nie potrafiłam wydusić słowa.
Z daleka doszły nas głośne krzyki i przekleństwa, odwracając naszą uwagę. Zmrużyłam oczy i zaczęłam wypatrywać ich źródła. Dostrzegłam, jak postać w garniturze wspina się po stromym spadzie, prowadzącym do lasu. Koszula brudna i wymięta, zamiast być w spodniach, teraz smętnie wisiała. Garnitur był cały wybrudzoną brązową mazią. Jeden rękaw był naderwany, teraz tworząc jakby osobną cześć ubrania. Od razu rozpoznałam, w osobie Harry'ego. Jego fryzura była w ogromnym nieładzie, w przydługie loki przypominały jeden wielki kołtun. Ależ gdzie podział się jego koń?
Złapałam Zayna za dłoń i pociągnęłam go w przeciwnym kierunku.
– Ruszajmy, nim nas zauważy.
Zayn jedynie skinął głową, zabrał swoje bagaże i szybkim krokiem ruszyliśmy do zamku. Wpadliśmy do środka główną bramą. Chciałam od razu skierować się po schodach, prosto do Komnaty Zayna, by móc z nim spokojnie porozmawiać bez świadków, jednak zrozumiałam, że będzie to niemożliwe, gdy prawie nie wbiegłam na sekretarza ojca.
Nathaniel obrzucił nas bacznym spojrzeniem, lecz zaraz musiał nisko skłonić głowę na mój widok. Podejrzewałam jakie myśli pojawiły się w jego głowie.
– Dobry wieczór Wasza Wysokość – odrzekł. Od razu wyczułam fałsz w jego głosie.
– Nathanielu – kiwnęłam głową.
– Kilku gwardzistów szuka Panią od ponad kwadransu – zerknął wymownie najpierw na zegarek, a następnie na Zayna u mego boku.
– Byłam na przejażdżce z Ramzesem..., ojcem oraz Naszymi Gośćmi ze Szkocji. Pana Malika spotkałam przed zamkiem, ponieważ właśnie wrócił z fascynującej podróży – odpowiedziałam beznamiętnym głosem.
To było żenujące, że musiałam tłumaczyć się pracownikowi, który uwielbiał wściubiać nos w nie swoje sprawy.
– Jego miłość król William powrócił wraz z królem Szkocji ponad godzinę temu, stąd niepokój służby – wyjaśnił z udawanym, przyjaznym uśmiechem.
Czułam, że ledwo trzymam już nerwy na wodzy.
– Cóż – zaklaskał w dłonie. – Najważniejsze, że już się Wasza Wysokość odnalazła. Pozostało kilka spraw do nadrobienia, którymi właśnie musimy się zająć z rozkazu Króla.
– O cóż znowu chodzi?
Nathaniel spojrzał wymownie na Zayna, który najwyraźniej nie powinien być przy naszej rozmowie. W pierwszym odruchu pragnęłam zwrócić mu uwagę, że to ja mam prawo wybierać osoby powołane do rozmowy, ale szybko postanowiłam odpuścić, by nie wzbudzać niepotrzebnych podejrzeń.
– Dowidzenia Panu – spojrzałam na Zayna.
Zrozumiał moją aluzję i skłonił nisko głowę.
Chwyciłam spod sukni w obie dłonie i ruszyłam schodami w górę, z całych sił powstrzymując się, by
się nie odwrócić i jeszcze raz spojrzeć na Zayna. Wraz z Nathanielem weszliśmy na czwarte piętro, a przez całą trasę pozostawał on milczący. Gdy zatrzymałam się u szczytu schodów, sekretarz wskazał ma swój gabinet.
Weszłam do pomieszczania, a moje zdziwienie nie było małe, gdy ujrzałam Anthonia, specjalistę od mojego wizerunku, siedzącego przy stole w towarzystwie dwóch mężczyzn – królewskich prawników, którzy kilka godzin wcześniej byli obecni przy podpisywaniu aktu zaręczyn.
– Musimy omówić dokładnie każdy punkt podpisanego przez Panią aktu, Wasza Wysokość – odpadł prawnik.
***
Analizowaliśmy punkt po punkcie, a ja z każdym kolejnym zdaniem wiedziałam, że jestem w coraz gorszych tarapatach. Od jutrzejszego dnia mój grafik był niezwykle napięty, a od wczesnych godzin porannych miały odbywać się nauki języka Szkockiego, historii oraz kultury Szkotów.
– Może mi ktoś wytłumaczyć dlaczego warunki małżeństwa są tak niesprawiedliwe dla obu stron? Dlaczego Szkocja oferuje Anglii więcej? – zapytałam wreszcie o kwestie, która trapiła mnie od początku.
– Szkocja w cale nie zyskuje mniej – jeden z mężczyzn, siwiejący, pluchy pomagier mega ojca wsunął na nos okulary.
– Anglia w wyniku naszego małżeństwa będzie otrzymywać fortunę! I to przez cały czas naszego małżeństwa. Nie mówiąc już o tym, jaką pokaźną sumę Szkocja przeznaczy od razu po ślubie – wskazałam na załącznik do umowy, mówiący, że Szkocja zobowiązana jest w ciągu tygodnia od małżeństwa przekazać 1/5 cześć swojego majątku do skarbu państwa Anglii. – Szkocja zyska praktycznie samo wojsko – stałam przy swoim.
– Owszem, Szkocji bardzo zależało na pomocy militarnej, sami posiadają niewielką armię. Jednak nie na tym zależało im najbardziej.
– A więc na czym?
Zapadła cisza.
– Potrzebują następcy tronu – odparł Nathaniel beznamiętnym tonem.
Widziałam jak prawnicy unikają mojego spojrzenia. Spodziewali się wybuchu.
– Słucham?!
– Wasza Wysokość, prokreacja jest oczywistym następstwem małżeństwa – dodał prześmiewczo Nathaniel.
– Mam być inkubatorem dla jego następcy tronu?! – krzyczałam. Byłam blisko rozrzucenia tych wszystkich dokumentów.
– Sprawa jest trochę bardziej skomplikowana – powiedział prawnik, po czym poprosił, abym usiadła. – Zaraz wszystko wyjaśnię.
– Król Edward Styles od kilku lat był świadomy, że dobry ożenek jego pierworodnego syna będzie jego jedną z ważniejszych życiowych misji. Nie udało mu się spłodzić więcej dzieci, Królowa zmarła przy porodzie, a Król nigdy więcej się nie ożenił. O poza małżeńskim dziecku nie ma żadnych doniesień. Edward nigdy nie jest widywany w towarzystwie kobiet. W przeciwieństwie do jego syna. Harry sprawiał problemy niemal od samego początku. Gdy dorastał jego zainteresowanie budziły jedynie kobiety. No może jeszcze pieniądze. Król wiedząc, że niepokorna dusza Harry'ego, bawidamka, lekko ducha, wielbiciela wszelkich zabaw oraz miłośnika kobiecej obecności, będzie ogromnym utrudnieniem wobec jego planów, a znalezienie mu godnej kandydatki na żonę nie będzie prostym zadaniem. Od lat planował, z kim Harry powinien się ożenić. Król William podpisał z nim umowę już kilka lat temu, z której wynikło, że Wasza Wysokość jest przeznaczona Sir Harry'emu. Miało to stanowić zabezpieczenie wobec Króla Edwarda.
Ojciec sprzedał mnie już dawno temu... – przeszło przez moją myśl.
– Szkocja zyskała w ten sposób naprawdę wiele. Jej przyszła królowa jest księżniczką angielską, a przyszły potomek ma zapewnione wspaniałe geny i królewską krew obojga rodziców. Nie mogły tego wynagrodzić żadne pieniądze, a Jego Miłość Król William był tego świadom. Stąd takie jego warunki tego małżeństwa. Król Edward zażądał by w akcie znalazła się wzmianka o braku dopuszczalności zdrady obojga partnerów. To miało być zabezpieczenie przed swawolami Harry'ego. Strona, która dopuści się zdrady zostanie pozbawiona królewskiego tytułu oraz zostanie wygnana na banicję. Również istotny jest punkt o poczęciu dziedzica. Musi to nastąpić nie później niż do dwóch lat od ceremonii zaślubin.
Czułam jak rośnie mi góla w gardle.
– Teraz przejdźmy do twojego wizerunku na najbliższym spotkaniu z prasą... – zaczął Anthonio, całkowicie zmieniając temat. Po zaledwie kilku sekundach rozłożył przed moim nosem swoje klasery z propozycjami różnych stylizacji, choć wcale nie miałam głowy do takich blachach spraw.
***
Po dwóch godzinach spotkania z doradcami czułam się wycieńczona. Sytuacja, w której się znalazłam wydawała się mnie przytłaczać.
Jak najszybciej pragnęłam zamknąć się w swojej komicje. Gdy weszłam na dwoje piętro dostrzegłam pod drzwiami gwardzistę.
– Wasza Wysokość – cicho zwrócił się w moją stronę. – List do Pani – podał mi do ręki kopertę.
Podziękowałam i pierwsze co, gdy weszłam do Komnaty to przerwałam papier i przeczytałam list, który w rzeczywistości okazał się skromną wiadomością.
Spotkamy się o zmierzchu w ogrodzie.
Z.
Momentalnie poprosiłam pokojówki, by przygotowały mi kąpiel. Chciałam sprawić wrażenie przygotowującej się do spania, zmęczonej po całym dniu. Wiedziałam, że dzięki temu nikt już nie ośmieli się zakłócić mojego spokoju i po czasie uda mi się niezauważonym czmychnąć na spotkanie z Zaynem. Wiadomość wrzuciłam do rozpalonego przez Dorothę kominka.
Niedługo potem względnie odprężona leżałam w wannie. Wreszcie mogłam się wyciszyć i może na chwile zapomnieć o wydarzeniach z dzisiejszego dnia. Myślałam tylko o tym, jak bardzo chciałabym, żeby zaczęło zmierzchać. Mój spokój jednak nie potrwał zbyt długo, ponieważ ktoś zaczął łomotać w moje drzwi.
Kiedy uderzenie pięściami w drzwi nie ustępowało z jękiem wyszłam z wanny i narzuciłam na mokre ciało peniuar. Dlaczego żaden strażnik nie reagował na dobijanie się do moich drzwi?
Przekręciłam klucz w zamku, ale gdy drzwi się tylko uchyliły do pomieszczenia wpadł Harry. Jego brudne i odparte ubranie zastąpiły śnieżnobiała koszulka i garniturowe spodnie w kratę. Tylko udało mi się dostrzec, zanim przygwoździł mnie do ściany.
– Co ty robisz?! – krzyknęłam. – STRAŻ!!!
Szybko zatkał mi usta a druga ręka chwycił moje oba nadgarstku i przytrzymał mi je nad głową. W jego oczach widziałam furię.
– Robisz ze mnie idiotę?!! – ryknął. – Możesz mi wytłumaczyć co miało znaczyć twoje zachowanie podczas tej cholernej przejażdżki konnej?!
– STRAŻ! – nadal krzyczałam.
– Nikt ci nie pomoże, wszystkich z piętra oddelegowałem minutę temu – zakpił.
Cała drżałam ze strachu. Pierwszy raz w życiu ktoś podniósł na mnie tak głos a w dodatku użył wobec mnie siły fizycznej. Łzy napływały mi do łez na uczycie bólu na nadgarstkach.
– Chyba jednak nie wystarczająco wychowali cię w tej Anglii, bo nie rozumiesz prostej zasady – kobieta ma zawsze słuchać mężczyzny! Jeśli myślisz, że możesz sobie tak ze mną pogrywać, to szybko wyprowadzę cię z błędu. Od dzisiejszego dnia wyjątkowo postaram się, byś każdą wolną chwilę spędzała w obecności swojego narzeczonego!
Z ogromną siłą zostałam oderwana od ściany. Harry pchnął mnie ma bok, przez co z hukiem spadłam na szezlong. Odruchowo osłoniłam się przed ciosem.
– Ostrzegam cię ostatni raz. Nie próbuj grać ze mną w żadne gierki. Inaczej to się dla ciebie bardzo źle skończy.
Usłyszałam jedynie jak trzaskają za nim drzwi, zanim opadłam z płaczem na podłogę.
⚜️⚜️⚜️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro