Rozdział XIV - Polowanie
⚜️⚜️⚜️
Urzędnik podsunął w moją stronę wcześniej odczytany przez siebie dokument. Czułam, jak wszyscy zebrani wlepiają we mnie przenikliwe spojrzenia. Ojciec niemal wypalał mi nim dziurę w czole – do końca pozostawał nie ufny i pewnie w głębi serca pozostała mu obawa, że za moją sprawą jego wszelkie plany nie dojdą do skutku.
Marzyłam, by się sprzeciwić. Przy wszystkich obecnych w tej sali podrzeć to pismo i głośno się roześmiać, a następnie dumnie odwrócić się na pięcie i wyjść. Nie żyłam jednak w swojej bajce i moje marzenia nikogo nie obchodziły. Zrobienie na złość ojcu mogło mieć ogromne konsekwencje. Po drugiej stronie barykady stał drugi król...
Byłam świadoma już od jakiegoś czasu, że nie miałam wyjścia. Za mój bunt mogłaby zapłacić masa niewinnych, bogu ducha winnych ludzi. Mogło dojść do zamieszek, a co gorsza wojny.
Musiałam pokornie to przetrwać i pogodzić się ze swoim losem.
Drżącą ręką sięgnęłam po długopis. Wzięłam głęboki oddech i zamaszystym ruchem zapisałam swoje imię i nazwisko.
Przesunęłam dokument zaręczyn w stronę Harry'ego.
Łudziłam się jeszcze w duchu, że może on się rozmyśli. Błagałam w myślach, by przestraszył się małżeństwa i porzucenia życia kawalera. By doszukał się wszelkich minusów w tych zaręczynach.
Nadzieja matką głupich, jak mawiają. Bez zbędnych ceregieli Harry z szerokim uśmiechem podpisał starannie podsunięte pismo, kompletnie rujnując całe moje życie.
Urzędnik przejął dokument, po czym je zapieczętował pieczęcią zamoczoną w rozgrzanym wosku.
– Oficjalnie Wasze Wysokości uznane są teraz za narzeczeństwo. Ślub odbędzie się za osiem tygodni od tej daty. Za moment rozpoczną się prace nad oficjalnym oświadczeniem dla obywateli obu państw.
Obaj królowie uśmiechnęli się do siebie i uścisnęli sobie dłonie w geście gratulacji, jakby właśnie zakończyli ważną i owocną transakcję. Z całych sił powstrzymywałam wybuch furii. Nigdy nie zamierzałam pogodzić się z faktem, że zostałam dla swojego ojca cennym towarem i kartą przetargową.
– Co powiesz Edwardzie na małe polowanie, dla tradycji? – zaproponował rozanielony ojciec swojemu towarzyszowi.
– A później odrobinę brandy? – roześmiał się ojciec Harry'ego.
— A jakże.
To wszystko było takie żałosne. Marzyłam tylko o tym, by znaleźć się już w swojej komnacie z dala od tych ludzi. Musiałam przeczytać list.
– Harry – król Szkocji zwrócił się do syna. – Ty również powinieneś zapolować. To tradycja.
Owszem, tradycja od setek lat mówiła, że po zaręczynach mężczyźni muszą zapolować na dziką zwierzynę, dowodząc tym samym swojej męskości.
Wiecznie musieli jej dowodzić, jakby conajmniej trapiły ich kompleksy od setek lat...
– Myślałem, że nacieszę się obecnością mojej narzeczonej – odpowiedział, czym kompletnie zbił mnie z pantałyku.
– Nie... – już zamierzałam się odezwać i jasno zakomunikować, że jeszcze nie będąc żoną Stylesa nie muszę spędzać z nim czasu, gdy ojciec wciął mi się ostro w zdanie.
– Rosemary z pewnością chętnie nam potowarzyszy – karcił mnie wzrokiem. – Od dziecka świetnie jeździ konno, ma nawet na koncie wiele zwycięstw w zawodach. Pojeździsz z nami chwilę po lesie córko, nim faktycznie rozpoczniemy polowanie.
– Świetnie – podsumował król Szkocji z uśmiechem. – A więc zobaczmy te wasze klacze!
W szampańskim nastroju nasi ojcowie wyszli z sali jako pierwsi, kontynuując rozmowę o naszej pałacowej stadninie koni i ulubionym rumaku - championie mega ojca.
W ten czas, korzystając, że zostaliśmy już tylko my, Harry odwrócił się do mnie z szerokim uśmiechem.
– Madame – zaoferował mi ramię. – Wypełnijmy szybko obowiązki, a potem udajmy się na świętowanie.
Lekceważąco omiotłam go spojrzeniem.
– Nie mamy czego świętować – odparłam, obrzucając go gardzącym spojrzeniem.
Chciałam odwrócić się na pięcie, lecz żelazny uścisk na mej ręce mi w tym przeszkodził. Jęknęłam z bólu.
– Ostrzegam cię ostatni raz – warknął przez zaciśnięte zęby.
Miałam wrażenie, że z każdą sekundą coraz mocniej ściskał mój nadgarstek. Podszedł do mnie bliżej, aż poczułam jego tors za swoimi plecami.
– Myślisz, że ty tu rozdajesz karty? – roześmiał się kpiąco. – Naprawdę łudzisz się, że takimi zagrywkami uda ci się cokolwiek zwojować? Wyprowadzę cię szybko z błędu – drugą ręką odgarnął pasmo moich włosów i schował je za ucho. Mówił prosto do niego. – Z dniem naszego małżeństwa staniesz się moją własnością. A dzisiejsze zaręczyny dają nam tego przedsmak. Pamiętaj, w jakim świecie żyjemy. Tu kobieta jest zawsze w hierarchii niżej niż mężczyzna.
Spróbowałam się wyrwać, ale Harry zacieśnił uścisk. Z moich ust wydostał się skowyt. Znów w powietrzu rozbrzmiał jego okropny śmiech.
– Lepiej bądź posłuszna, albo będziemy inaczej rozmawiać.
– Naprawdę mi grozisz? W moim zamku? W moim kraju?! Nie mógłbyś mnie tu uderzyć. Nic mi tu nie zrobisz!
– Owszem, tutaj byłoby to ryzykowne. Aczkolwiek po ślubie twoim domem stanie się Edynburg. A tam żądze ja. Jeśli będzie trzeba, to nawet zamknę cię w komnacie, na cztery spusty, aż nauczysz się posłuszeństwa – palcami muskał koronkę umiejscowioną na dekolcie mojej sukienki, aż dotarł do skóry moich piersi. – Towarzystwo będziesz miała jedynie nocami. Kilka takich z pewnością okaże się owocne i z pewnością uda ci się szybko powić mi dziedzica. Możesz być pewna, że jak tylko zjawie się pod twoją pościelą to szybko mnie pokochasz.
– Nigdy... – miałam zamiar wykrzyczeć mu kilka zdań, jednak rozległo się pukanie.
Gwardzista wychylił głowę za framugę.
– Wasze Wysokości – ukłonił się, a Harry momentalnie puścił mój nadgarstek. – Jego Królewska mość Król William wzywa.
Rozmasowując bolesne miejsce oddelegowałam gwardzistę, a następnie ruszyłam przed siebie, prosto korytarzem, nie patrząc za siebie.
Niestety dźwięk odbijających się lakierków o posadzkę podpowiadał, że Harry poszedł za mną.
Mijający mnie poddani kłaniali się nisko, unikając przy tym mojego wzroku. Z pewnością wyglądałam na wściekłą.
Jak on mógł podnieść na mnie rękę?! Jak mógł mi grozić?! To wszystko nie mieściło mi się w głowie.
Gdy wyszłam przed zamek, na kamienną drogę wreszcie postanowił mnie dogodzić.
– Kochanie – zagruchał, tym swoim fałszywym tonem. – Czy zechciałabyś mi wreszcie podać rękę? Powinnismy się prowadzić, jak narzeczeństwo.
Słońce wspaniale prażyło, przez co musiałam spojrzeć na niego spod przymrużonych powiek. Stał dumnie wyprężony, a cyniczny uśmiech tańczył na jego wargach.
A ja cóż mogłam uczynić? Robić kolejne sceny?
Z zaciśniętymi zębami podeszłam do niego. Przez chwilę toczyliśmy bitwę na spojrzenia, on rozbawiony, ja wściekła do granic możliwości.
Wreszcie oplotłam jego ramię swoją dłonią.
– Ten widok usatysfakcjonuje naszych ojców – odparł wyraźnie zadowolony.
Gdy szliśmy tak, okrążając zamek wiekową, kamienną dróżką, wreszcie zwróciłam większą uwagę na Harry'ego. Dopiero, gdy zostałam zmuszona iść z nim ramię w ramię uświadomiłam sobie, jaki był wysoki. Mimo moich obcasów sięgałam mu jakoś do szyi. Miał bardzo długie nogi.
Nie bez powodu był uważany za jednego z najprzystojniejszych znanych mężczyzn. Można było doszukać się jakiegoś uroku w jego ciemnych, kędzierzawych włosach, czy głębokich zielonych oczach. Nic jednak nie było w stanie przyćmić jego paskudnego charakteru.
Doszliśmy do stadniny – budynku niemal tak starego, jak cały zamek. Zrobiona była z kamienia i mieściła piętnaście rumaków. Było to moje ulubione miejsce, zaraz za ogrodem. Od dziecka bowiem uwielbiałam jeździć, czułam się wówczas, czując prędkość i podmuchy wiatru we włosach, jakbym była w innym świecie.
Ojciec wraz z Jego Wysokością Edwardem byli już przebrani w bryczesy i wysokie buty, a także pozbyli się swoich marynarek i krawatów, ukazując tylko białe koszule z podwiniętymi rękawami.
– Ileż można na was czekać? – roześmiał się król Szkocji. – Jeszcze będziecie mieli czas, by nacieszyć się swoją obecnością.
Harry zawtórował mu śmiechem, po czym przeprosił mnie i ruszył przebrać buty. Już nie miał czasu zamienić swoich garniturowych spodni, nie mówiąc już o mnie, która musiała dosiąść konia w sukni. Damie nie wypadało zmieniać pantofli na buty do jazdy konnej przy mężczyznach, więc pozostałam w obcasach.
Królowi wybierali sobie konie, jednak ja od razu wiedziałam, że czeka na mnie ten jeden. Ramzes był moim faworytem i od lat jeździłam tylko na nim. Uważany był tylko i wyłącznie za mojego konia.
– Cześć kochany – szepnęłam.
Obserwując konie, można było od razu zauważyć ich emocje. Na mój widok Ramzesowi od razu zaświeciły się oczy. Gdy weszłam do jego boksu momentalnie schylił głowę i wtulił ją w zagłębienie między moim bokiem a ręką.
– Trochę się stęskniłeś – pogłaskałam jego grzbiet.
Wyprowadziłam Ramzesa z boksu na zewnątrz, przed stadninę, gdzie już wszyscy czekali.
– Pomogę ci na niego wsiąść – powiedział pewnie Harry.
W tym samym czasie jeszcze raz pogłaskałam konia po grzbiecie, na co położył się na ziemi. Zgrabnie usiadłam na nim, utrzymując nogi tylko po jednej stronie, a Ramzes podniósł się znowu do stójki.
– Rosemary, wyglądasz bardzo dostojnie – pochwalił król Edward, jednak mój ojciec wyglądał ma wściekłego, za pewne uważając moje zachowanie za swego rodzaju popisy.
Harry pozostał lekko oniemiały, ale tego nie skomentował. Z nietęgą miną ułożył nogę na strzemieniu siodła i uniósł się do góry. Zaraz przerzucił topornie drugą kończynę, chwiejąc się nieco, jakby nie mógł złapać równowagi. Wyglądał bardzo niezgrabnie, gdy dosiadał konia. Widać było, że nie czuje się na nic pewnie i jazda konna najwyraźniej nie była jego mocną stroną.
– Trzeba wybaczyć mojemu synowi, ale od zawsze od jazdy konnej preferował grę na fortepianie – odrzekł król Szkocji, z rozbawieniem, sam sprawnie wsiadając na swojego kasztanowego rumaka. – Do pewnego wieku nie było siły, która mogła go oderwać od instrumentu.
Zmarszczyłam brwi.
Harry grał na fortepianie? Byłam tym faktem bardzo zdumiona.
– Wystarczy ojcze – odparł zmieszany Harry.
– Ah, już dobrze – król Edward ponownie się roześmiał. – Williamie, może poprowadzisz nas na tę polanę?...
Wszystko potem wyglądało następująco. Mój ojciec w towarzystwie króla Edwarda jechali przodem, w najlepsze konwersując na tematy gospodarki, a następnie angielskich lasów, skończywszy na angielskich i szkockich alkoholach. Droga na polanę, gdzie zwykle odbywały się polowania zajmowała kilka minut spokojnej jazdy. Ja trzymałam się w oddali, a Harry... cóż, on starał się jakoś przeżyć kilka minut na grzbiecie konia. Mając świadomość, że kompletnie nie opanował techniki jazdy, w dogodnym momencie postanowiłam... zniknąć mu z oczu.
Gdy mężczyźni z przodu oddalili się na wystarczającą odległość, mocniej zarzuciłam lejcami, na co Ramzes zareagował biegiem. Za plecami słyszałam jeszcze żałosny, rozzłoszczony krzyk Harry'ego, nakazujący mi zaczekać.
Ramzes biegł przed siebie, drogą gęsto otoczoną drzewami. Trzymałam się mocno na jego grzbiecie, czując jak wiatr rozwiewa mi włosy.
Czułam się wreszcie beztrosko. Na moment zapomniałam o wszystkich dotychczasowych wydarzeniach, problemach. Na moment... bowiem, po chwili znów przed oczami widziałam umowę, którą podpisałam przed niespełna godziną.
Zatrzymałam się w najbardziej urokliwym miejscu tego lasu – nad małym stawem w samym środku puszczy. Zaskoczyłam z konia i puściłam go wolno, by mógł bez krępacji odpocząć. Zeszłam piaskowym spadem, w dół, do brzegu stawu. Na piasku roiło się od szyszek, których pozbyły się drzewa. Usiadłam na wilgotnym podłożu, nie trapiąc się takimi szczegółami, jak zabrudzona suknia. Wyciągnęłam z dekoltu sukni korespondencje, na której odczytanie tak długo czekałam.
Mimo, że unikałam czytania wcześniejszych listów od Zayna, byłam pewna, że ten jest niezwykle ważny.
Najdroższa Rosemary
Nie otrzymuje od ciebie odpowiedzi. Dochodzę do wniosku, że wcale nie czytasz moich listów, Najdroższa. Nie lękaj się, bowiem ja nigdy nie przestanę pisać i zabiegać o kobietę, mega serca.
Doszły mnie słuchy, jakie plany uknuto i jakie decyzje nastąpiły w twoim zamku. Proszę, nie zgódź się na Ich intrygę! Knują okropne rzeczy, planują jeszcze dziś sprzedać cię jak zwierzynę...
Wyruszam w tym momencie w drogę, aby temu wszystkiemu zapobiec. Będę walczył o ciebie do utraty tchu.
Swoją decyzją obrazili Twoje dobre imię ale także honor żołnierzy brytyjskich. To niedopuszczalne. Za kilka godzin będę w Londynie. Do tego czasu proszę Cię, byś uważała na siebie i nie przystała na ich warunki.
Twój Zayn
PS. Domyślam się, że nie odpisujesz z troski o mnie. Utrzymując tą relację jestem w niebezpieczeństwie, ale jestem gotów umrzeć za twoje serce.
⚜️⚜️⚜️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro