Rozdział XII - Przybycie króla Szkocji
⚜️⚜️⚜️
— Wczoraj Londyn był świadkiem wizyty Księżniczki Rosemary w szpitalu Royal Brampton, gdzie Wasza Wysokość miała odwiedzić poszkodowanych angielskich żołnierzy, którzy powrócili z wojny w Iranie. Księżniczce towarzyszyli żołnierze marynarki wojennej, którzy od kilku dni goszczeni są na angielskim dworze. Podkreślmy tu, że jest to taki pierwszy wyjątek w historii i takim zachowaniem rodzina królewska oddaje ogromny szacunek żołnierzom — mówiła prezenterka stacji telewizyjnej, którą byłam zmuszona oglądać.
— Wiedziałem, że wizyta żołnierzy zadziała jak świetna reklama i niezwykle się opłaci — powiedział sam do siebie, stojący obok mnie Thomas, jednocześnie pocierając dłonie.
Nie odklejał spojrzenia od plazmowego telewizora wiszącego w dużym, reprezentacyjnym pokoju, przeznaczonym do różnego rodzaju spotkań z doradcami i rzecznikami prasowymi.
Specjalnie wezwał mnie, na powtórkę programu informacyjnego, gdzie reporterzy komentowali najciekawsze wydarzenia z Anglii. Beznamiętnym spojrzeniem obserwowałam jak dwójka prezenterów siedzi przy szklanym stole, a na ich tle, pojawiają się zdjęcia zrobione dzień wcześniej przez fotoreporterów. Milion ujęć jak wysiadam z samochodu, witam się z tłumem, wchodzę do budynku szpitala.
— Księżniczka długo rozmawiała z przybyłym tłumem. Nie odmawiała uścisków dłoni, podpisów na pamiątkowych kartkach, a nawet próśb o zdjęcia! Za takie zachowania zyskała miano najpopularniejszej członkini rodziny królewskiej – jest blisko związana z poddanymi i usilnie nie trzyma się wskazanego przez protokół dystansu.
— Tak to prawda, uwielbiam Rosemary za jej otwartość — dodał drugi prezenter szeroko się uśmiechając.
— Księżniczkę Rosemary, na Boga! — poprawił wyraźnie sfrustrowany Thomas, rozplątując dotąd skrzyżowane na piersi ręce i jedną z nich wyrzucając ku górze.
Nie mogłam powstrzymać przewrócenia oczami.
— Doszły mnie słuchy, że Księżniczka nie pozwoliła wejść swoim gwardzistą do szpitala!
— Tak, to prawda! — zgodziła się prezenterka. — Gwardziści otrzymali rozkaz strzeżenia na każdym kroku Księżniczki. To zrozumiałe – kwestie bezpieczeństwa. Jednak, Rosemary tuż przed przekroczeniem progu szpitala wydała swoje osobiste rozkazy! Jak donoszą świadkowie — kobieta spojrzała na kartkę przed sobą i zaczęła cytować. — "Wasza Wysokość chciała uszanować spokój wszystkich pacjentów szpitala i nie narażać ich na wzmożony stres związany z masą osób kręcących się po szpitalnych korytarzach". Należy wspomnieć, że sama ochrona Księżniczki wynosi aż siedemnaście osób, a towarzyszyło jej dodatkowo dziesięciu żołnierzy marynarki.
— Rzeczywiście mogło zrobić się tłoczno. Księżniczka znowu zaskoczyła nas swoją dobrocią i troską.
— To nie koniec niespodzianek. Otrzymaliśmy informacje, że Księżniczka otrzymała dokładne wskazówki, jak musi się zachowywać – między innymi, by kontakt z chorymi ograniczyć jedynie do podania dłoni i nosić maseczkę ochronną na usta i nos, w momencie, gdy pacjent jest w cięższym stanie. To jednak najwyraźniej nie zrobiło na Waszej Wysokości najmniejszego wrażenia. Posiadamy zdjęcia i nagrania z wizyt u pacjentów. Księżniczka nie szczędziła pokrzepiających przytuleń, dotykania pacjentów po ramieniu, siedzenia z nimi w bardzo bliskiej odległości – bez maseczki rzecz jasna.
Na ekranie pojawiło się nagranie, gdzie siedzący na szpitalnym łóżku młody żołnierz, który stracił nogę w skutek wybuchu bomby wzruszył się na mój widok. Odruchowo otoczyłam go ramionami i zaczęłam pocieszać. Pozwolił mi usiąść koło siebie na łóżku, przedstawił się jako Robert. Sama nie mogłam powstrzymać łez słysząc jego historie z wojny – jak bał się, że osieroci swojego nowo narodzonego synka, z każdym usłyszanym wystrzałem bomby widział jego twarz. Dokładnie opisał sytuacje, w której został ranny. Wtedy rozkleiłam się na dobre. Do końca opowieści trzymałam go za dłoń. "Jest Pani tak dobrą kobietą. Dziękuję, że mnie Pani wysłuchała". Obiecałam mu, że Pałac dopilnuje, by sfinansowano mu protezę nogi. Również całej reszcie rannych żołnierzy.
Na telewizorze pojawiło się nagranie z całego zajścia i ujęcie na personel szpitala, przysłuchujący się naszej rozmowie w kącie sali. Kamery musiały nam towarzyszyć – Pałac nie opuściłby sobie kolejnej możliwości na poprawienie wizerunku. Wszyscy obecni na sali mieli łzy w oczach i spływające po policzkach.
— Księżniczka gdziekolwiek się pojawi niesie za sobą dobro. To niesamowite.
— Sama jestem wzruszona, gdy widzę te nagrania.
— Dodam, że Wasza Wysokość na całą wizytę w szpitalu miała przeznaczone półtorej godziny. Niespodziewanie jednak cały pobyt w Royal Brampton trwał ponad pięciu godzin. Księżniczka każdemu żołnierzowi poświęciła sporo indywidualnego czasu na rozmowę.
— Na mnie również zrobiły ogromne wrażenie ujęcia, z momentu wyjścia ze szpitala. Księżniczka wtedy całkowicie się rozkleiła!
Prezenterzy zniknęli z ekranu na rzecz powiększonego obrazu z nagraniem, podczas którego wychodzę ze szpitala z głową zwieszoną w dół. Na pożegnanie pomachałam w stronę tłumu, zanim zdążyłam wejść do auta. Tutaj pojawiło się zbliżenie na moją twarz – smutny uśmiech i policzki mokre od łez.
Rzeczywiście wtedy nie potrafiłam już kontrolować emocji. Rozmowy o tragedii tych młodych ludzi, fakt, że Zayn również jest żołnierzem, który ryzykuje swoje życie w każdej misji, a do tego ostatnie okoliczności i nasza wymiana listów... To wszystko sprawiło, że cały tłum zebrany przed budynkiem zobaczył jak zalewam się łzami. Gdyby nie sytuacja między nami nigdy bym nie dopuściła do czegoś podobnego.
— Nie przejmowała się otaczającymi ją kamerami. Za to właśnie kochamy naszą Księżniczkę. Za jej naturalność, autentyczność i bezgraniczną dobroć.
W tym momencie dźwięk się urwał, a ekran telewizora zrobił się czarny. Thomas z pilotem w ręce patrzył na mnie z gniewem w oczach.
— Wasza Wysokość, z całym szacunkiem, ale takie zachowanie było niedopuszczalne. Kompletnie Pani zignorowała wszystkie instrukcje i zasady. Przy tak nie frasobliwym zachowaniu reszta królewskiej rodziny wyszła na pozbawioną uczuć, sztywną, ściśle trzymającą się protokołu!
Zmarszczyłam brwi.
— Trzymaj swój gniew na wodzy, Thomasie — odpowiedziałam niemal przez zęby. — Nie życzę sobie, by w mojej obecności był podnoszony ton. Chyba za dużo czasu przebywasz z moim ojcem i przejmujesz jego nawyki — zakpiłam. — Zrobiłam to, co uważałam za stosowne. Winienie mnie nic nie wskóra, za to moja rodzina mogłaby zacząć bardziej się starać i ukazać poddanym trochę oddania i uczuć.
Thomas zdecydowanie nie był zadowolony, że musi mi się podporządkowywać, jednak to we mnie płynęła królewska krew. Wyglądał na wściekłego, ale z całych sił starał się to ukryć. Miałam wrażenie, że nieposłuszna kobieta była dla niego czymś karygodnym.
— Ależ to jest wbrew zasadom. Waszą Wysokość wyciągają na piedestał, a gdzie reszta rodziny? Stworzył się ogromny kontrast. Mogą rozpocząć się bunty...
— Tak jak wspomniałam – to nie moja sprawa, jak wobec poddanych zachowuje się moja rodzina. Sami pracują na swój wizerunek — ze znudzoną miną wygładziłam swoją suknie.
— Byłem pewien, że Athonio zadbał, by przybliżyć Waszej Wysokości zasady, z jakim miała się Księżniczka zachowywać w szpitalu. Brak bliskiego kontaktu... — zaczął wyliczać, jednak szybko mu przerwałam.
— Ah, te bzdury? Jasne, przeczytał mi ich całą kartę.
Thomas wyglądał, jakby miał za moment wyjść z siebie.
— Myślę, że ta rozmowa została już zakończona — podsumowałam.
— Ależ... — podjął próbę zbuntowania się, jednak szybko skarciłam go wzrokiem. — Oczywiście.
— Świetnie. Skoro tą sprawę mamy już wyjaśnioną udam się do swoich komnat.
— Dostałem polecenie od Króla, aby przekazać Waszej Wysokości, by się niebawem przygotowała. Za godzinę ma tu być Król Edward, władca Szkocji. Ojciec Paniczka Harry'ego, dla ścisłości.
Dokładnie widziałam, jak uśmiech satysfakcji maluje się na jego ustach. Wiedział, że poprzez zaślubiny zostanę uziemiona i będę musiała wycofać się z samodzielnego podejmowania decyzji, a wizyta Króla Edwarda była wstępem – oficjalnym błogosławieństwem.
Nie dałam po sobie poznać mojej złości, by nie dać mu satysfakcji. Wstałam z gracją z miejsca, na co Thomas ukłonił mi się nisko, a ja od razu ruszyłam do wyjścia.
Wróciłam pośpiesznie do moich komnat, przed którymi powitali mnie stale stojący przed drzwiami gwardziści, a Dorotha natychmiast poszła zaparzyć mi herbatę.
Poza mną w komnatach było pustko, ponieważ postanowiłam oddelegować resztę pokojówek. Pragnęłam największej (jak było to możliwe) izolacji od ludzi.
Zasiadłam na tarasie, a zaraz kobieta położyła przede mną, na szklanym stoliku pełną filiżankę.
— Dziękuję, Dorotho.
— Mam dla Panienki nowe korespondencje — wskazała na trzy koperty. — Znowu z Brington.
— Proszę zostaw je tam, gdzie pozostałe.
Nie podjęłam próby odczytania listów od Zayna. Nie miałam odwagi stawić im czoła. Kolejne słowa dodatkowo by nas zraniły. Z bólem serca wiedziałam, że to musiało zakończyć się w ten sposób.
— Przygotowałam suknie na oficjalne błogosławieństwo, Panienko. Jest naprawdę niesamowita!
Spojrzałam na nią, gdy trzymała w ręku wieszak z piękną turkusową kreacją.
— Rzeczywiście, obłędna — szepnęłam pod nosem i pozwoliłam sobie dotknąć miękkiego materiału. — Szkoda, że jej przeznaczeniem jest taka okazja.
— Niech się Panienka nie stresuje, doszły mnie słuchy, że Król Edward jest naprawdę miły i kulturalny.
— I ma takiego aroganckiego potomka? To niemożliwe — pokiwałam przecząco głową.
W komnacie rozbrzmiało pukanie, a zaraz do pomieszczenia weszły trzy kobiety.
— Naprawdę, to już czas? — jęknęłam. — Zero czasu dla siebie, człowiek nawet nie może wypić w spokoju herbaty!
— Przepraszamy Wasza Wysokość, ale jeśli nie zaczniemy upinać już włosów i robić makijażu to na pewno nie zdążymy do przyjazdu Króla.
Machnęłam na nie ręką. Nie minęła nawet minuta, gdy jedna z nich zajmowała się moimi paznokciami, druga pudrowała moją twarz, a trzecia precyzyjnie kręciła mi loki.
***
Suzanne skończyła wiązać mój gorset, gdy rozległo się pukanie do drzwi mojej głównej komnaty. Chwilę później wszedł przez nie jeden z gwardzistów.
— Wasza Wysokość, przybył Książę Harry na osobistą audiencje.
Zmarszczyłam brwi, ale zanim zdołałam cokolwiek powiedzieć Harry już wepchnął się do pomieszczenia.
Ubrany w czarny garnitur z turkusowymi akcentami jak zwykle wyglądał nienagannie. W doborze kolorów czułam podstęp naszych stylistów, ponieważ dziwnym przypadkiem nasze stroje nadzwyczajnie pasowały do siebie kolorem.
— Proszę, by Panie zostawiły nas same — powiedział, uśmiechając się sztucznie do moich pokojówek.
Wszystkie dygnęły nisko i pośpiesznie opuściły moją komnatę. Zdążyłam jedynie zablokować spojrzenia z Dorothą, która posyłała mi smutne, lecz pokrzepiające spojrzenie.
Drzwi zatrzasnęły się za nimi, a Harry zaczął przechadzać się po pokoju z zafascynowaniem wszystko oglądając. Uśmiech nie schodził mu z ust. Miał wyprostowaną sylwetkę i jak zawsze głowę zadartą dumnie do góry. W palcach obracał guzik swojej dwurzędowej kamizelki pod garniturem.
Po pomieszczeniu roznosił się dźwięk jego lakierków obijąjących się o wiekowy, drewniany parkiet.
— Czyli to w tym miejscu ukrywasz się przede mną całymi dniami — uśmiechnął się pod nosem, jakby cała sytuacja niezwykle go bawiła. — Być może to nieprawdopodobne, ale tak właśnie wyobrażałem sobie twoje komnaty. Jesteś zwolenniczką klasycyzmu i masz prawdziwy gust.
Dokładnie widziałam, jak dłuższą uwagę poświęca, na obejrzenie mojego łoża. Po tym rzucił mi znaczący uśmiech.
Odwróciłam się do niego plecami, wyglądając przez okno, tym samym okazując mu lekceważenie. Nawet nie chciałam na niego patrzeć. Był taki bezczelny.
— Tak właściwie to dzień dobry, kochanie — pojawił się tuż za mną i chwycił moją dłoń, po czym przyłożył ją sobie do ust. — Jeszcze się dzisiaj nie widzieliśmy. Powiedziano mi, że miałaś ważne spotkanie z Thomasem. Nawiasem mówiąc straszny z niego nudziarz — roześmiał się.
Chociaż w jednym się zgadzaliśmy.
— Po co tu przyszedłeś? — nie owijałam w bawełnę.
Jeśli miał do mnie jakąś sprawę, to chciałam, by ją jak najszybciej załatwił, a zaraz potem opuścił moją sypialnię.
Nadal trzymał moją dłoń. Jak na mój gust zbyt długo. Spróbowałam wyplątać palce z jego uścisku, jednak nie dał za wygraną.
Wygiął usta w szyderczym pół–uśmiechu.
— Chciałem po prostu odwiedzić moją narzeczoną — odparł, a mi automatycznie zrobiło się niedobrze na te słowa. — Dodatkowo chciałem dodać ci otuchy przed oficjalnym poznaniem mojego ojca.
— Nie ma takiej potrzeby — wyswobodziłam swoją dłoń używając nieco większej siły i wygładziłam materiał sukni. — Jak widzisz miewam się wspaniale i nie jestem ani trochę zestresowana.
— Masz rację, naprawdę prezentujesz się obłędnie — uśmiechnął się szelmowsko. — Ta sukienka podkreśla twoje wszystkie atuty — obrzucił mnie spojrzeniem od stóp do głów.
Nie odmówiłam sobie przewrócenia oczami. On był taki banalny.
Ponownie odwróciłam się od niego, skupiając spojrzenie na ogrodzie malującym sie za oknem. Skrzyżowałam ręce na piersi. Prosiłam w duchu, by zrozumiał aluzję, że jest tu niechciany i po prostu opuścił moje komnaty.
— Doradcy wiele opowiadali ojcu o tobie... — rzekł, znacznie się do mnie przybliżająć.
Łapczywnie wciągnęłam powietrze i wytrzeszczyłam oczy, gdy poczułam, że przyciska swoją klatkę piersiową do moich pleców, a następnie kładzie podbrudek na mojej głowie.
— Twoja niesforna, romantyczna natura wcale go nie odstraszyła — mówił dalej.
Będąc tak blisko mnie przekroczył granicę. Najwyraźniej również nie traktował protokołu zbyt poważnie (według niego minimalna odległość między kobietą a mężczyzną z królewskiego rodu przed zaręczynami to 0,5 metra!). Uznawał się jednak już za mojego narzeczonego.
Poczułam, jak umiejscawia dłonie na mojej talii. Miałam wrażenie, jakby kwas wypalał dziurę w mej skórze w miejscu, gdzie stykała się z jego dłońmi.
— Mam wręcz wrażenie, że od razu cię pokochał. To tak jak ja — zamruczał prosto do mojego ucha.
Poczułam, że to za wiele, że za bardzo wkroczył w moją osobistą przestrzeń. Spróbowałam się od niego odsunąć, jednak ani myślał mi na to pozwolić. Trzymał mnie w stalowym uścisku.
Zetknął swój policzek z moim.
— Tak słodko pachniesz... — zaciągnął się moim zapachem. — Jesteś naprawdę cudowną kobietą. Ale... — jego głos z miękkiego zmienił się w zachrypnięty, pogardliwy ton. — Nie będę tolerował nieposłuszeństwa.
Jego palce mocniej zacisnęły się na moich biodrach, aż zacisnęłam wnętrza policzków.
— Może jestem staromodny, ale żona ma słuchać męża.
Jednym, sprawnym ruchem obrócił mnie do siebie i chwytając mocno mój podbrudek zmusił, bym patrzyła mu w oczy.
— Ma szanować swojego lubego i być mu całowicie posłuszna — odparł tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Znacznie nade mną górował wzrostem, kiedy obserwował mnie tak z góry. Prześwietlał mnie gniewntm wzrokiem, a palce zaciśnięte na moim pobródku sprawiały mi ból. Oczy zaszły mu całkowicie mgłą. Serce zacznie przyspieszyło mi ze stresu. Czy zamierzał mnie uderzyć?
Dostrzegł obawę w moim spojrzeniu. Wydawał się usatysfakcjonowany, ponieważ nagle się rozchmurzył, a na jego usta znów wypłynął cyniczny uśmiech.
— Widzę, że zrozumiałaś. Cóż, miałem ochotę dziś dłużej z tobą pokonwersować, jednak całkiem zniszczyłaś nastrój. Zobaczymy się na oficalnym przywitaniu Króla Szkotów – mruknął.
Nachylił się i złożył na moim policzku całusa, a następnie sprężystym, szybkim krokiem ruszył do wyjścia.
Gdy drzwi trzasnęły po jego wyjściu, upewniając mnie, że jestem już całkowicie sama uświadomiłam sobie, jak moje tętno było przyspieszone, a ciało namięte od przypływu stresu. Byłam pewna jednego – Harry był niezrównoważony i nieobliczalny.
***
Rozbrzmienie trąbek zapowiedziało przybycie ważnego gościa. Wszyscy staliśmy zebrani w głównej, najbardziej okazałej sali w całym pałacu. Wydawała się idealnie przygotowana, na przywitanie gości. Jeszcze o świcie pracownicy trudzili się z czyszczeniem wszystkich kolosalnych żyrandoli. W donicach umieszczono masę świeżych kwiatów. Paliły się świecie. Ze ścian zwisały na przemiennie flagi Anglii i Szkocji. Na samym środku posadzki ciągnął się krwistoczerwony dywan. Zebrani przyodziali najbardziej odświętne stroje. Wokół roznosił się podniosły nastrój.
Na samym przedzie stał Król. Ramiona ojca przykrywała ozdobna szata koloru czerwieni z pozłacanymi wykończeniami. Miał dumną, wyprostowaną sylwetkę i głowę – jak zawsze – zadartą wysoko. Wystarczyło jedno spojrzenie w jego stronę by wiedz, że nie uważa nikogo za równego sobie.
Krok za nim, po prawicy towarzyszyła mu Królowa Anglii. Protokół królewski nie pozwalał nikomu stać na równi z Królem. Dlatego właśnie matka zawsze była nieco skryta za jego plecami. Ubrana była w białą, elegancką suknie, a pierś przepasała ozdobna szarfa, mająca symboliczne, reprezentacyjne znaczenie oraz będąca nieodłącznym elementem takich okoliczności. Kolory, w jakich prezentowała się królewska para nie były przypadkowe. Były bowiem barwami narodowymi.
Od razu za rodzicami stałam ja. Jednak nie sama. Ramię w ramię towarzyszył mi Sir Harry Styles, prężący się dumnie i ukazujący śnieżnobiałe zęby. Zmuszona byłam przystać na to, by podtrzymywał mi dłoń. Mimo, iż dłoń miał lodowatą, dotyk jego wręcz palił moją skórę. Równie starannie styliści skomponowali nasze stroje, by idealnie do siebie pasowały. Niemal całkowicie czarny frak Harry'ego został wykończony turkusową nitką. Nie brakowało również złotych elementów – ekstrawaganckiego naszyjnika, sygnetów, zegarka, spinek do mankietów, szpilek do kołnierzyka oraz poszetki. Tej ostatniej również nie brakowało turkusowych ozdobników. Harry jak codzień prezentował się świetnie, a przede wszystkim elegancko. Ubolewałam, że tej klasy brakowało mu jednak w osobowości i obyciu.
Reszta zebranych członków rodziny i najważniejszych urzędników stała ustawiona w literę V. Najbliżej ojca oczywiście Charles, dumny jak paw, przypominał jego kopię, zdradzał go jedynie jego cyniczny uśmieszek, a obok niego, znacznie z tyłu wyprostowany jak struna Thomas. Od strony matki, nieopodal Harry'ego trwała bez ruchu Caroline. Kreacja w odcieniu fuksji podkreślała jej urodę i ciemne włosy. Mojej uwadze nie uszło, jak trzepotała rzęsami spoglądając na Harry'ego. Za nią ustawiona była babcia, Królowa Matka Franceska Waldorf, najbardziej pokrzywdzona przez obowiązujący protokół. Nie pochodziła z rodu, a po śmieci dziadka, Georga IV, piastującego stanowisko króla przez prawie sześćdziesiąt lat nie odgrywała żadnej, istotnej roli dla Dynastii. To było brutalne, jednak w taki sposób działała rodzinna hierarchia – najwyżej był ten, kto miał pierwszeństwo do dziedziczenia tronu.
Na końcu sali w rzędzie oczekiwali urzędnicy i pomagierzy króla, a przy wejściu, w rogu cały zespół grajków dzierżący w dłoniach pozłacane instrumenty.
Właśnie w momencie rozbrzmienia trąb moje serce przyspieszyło. Z trudem przełknęłam gulę w gardle na myśl, że za moment poznam ojca swojego... narzeczonego.
Podwójne, masywne, drzwi wielkością sięgające aż po sufit otworzyły się zamaszyście. Lokaje wyprostowani niczym struny, swoimi ruchami przypominający zaprogramowane automaty przytrzymali drzwi, a następnie skłonili nisko głowy.
— Wasze Wysokości — odrzekł uroczyście jeden z zebranych przy wejściu gwardzistów. — Przybył Król Szkocji.
Do pomieszczenia wraz ze swoją świtą wszedł wysoki, postawny mężczyzna w średnim wieku. Jego granatowa szata powiewała, podczas gdy podążał w naszym kierunku żwawym, dostojnym krokiem. Na widok mego ojca szeroki uśmiech rozświetlił jego przystojną, lecz pokrytą już drobnymi zmarszczkami twarz.
Mężczyźni musieli zachować uroczysty nastrój, jednak wyglądali, jakby mieli ochotę paść sobie w ramiona. Dobrze wiedziałam, że utrzymywali pokojowe stosunki i prawdopodobnie byli swoimi ulubionymi kompanami do brandy. Ograniczyli się jednak do pochylenia w jednakowym czasie głów oraz podania sobie dłoni. Uprzejmości pozostawili sobie na chwilę, gdy miało zrobić się mniej podniośle.
— Edwardzie — odrzekł ojciec.
— Wiliamie.
Ukradkiem zerknęłam na twarz Harry'ego. Wyglądał na przepełnionego dumą, że znajduje się na takiej uroczystości. Za pewne był tak uradowany, gdyż – jakby nie było – ta uroczystość wyprawiona była na jego cześć. Naszą cześć.
Zaraz po przywitaniu się z ojcem, Król Edward ruszył do Królowej, mojej matki. Z czułością na twarzy ucałował jej dłoń, na co nisko dygnęła.
— Donatello — odrzekł przyjemnym dla ucha barytonem. — Miło Cię znowu widzieć, Madame.
Zaraz po tym moje dłonie zaczęły niepokojąco drżeć. Nie potrafiłam sobie wytłumaczyć co było powodem mojego stresu. Wreszcie, gdy Król Szkocji zatrzymał się dokładnie przede mną, doszłam do konkluzji. To spotkanie było zapieczętowaniem mojego narzeczeństwa.
Rosły mężczyzna z włosami okraszonymi drobną siwizną uraczył mnie szczerym, szerokim uśmiechem.
Nagle nastąpiło jednak coś, czego się nie spodziewałam.
Przemówić postanowił Harry, wyprzedzając tym swojego ojca.
— Ojcze. Oto kobieta mego serca. Rosemary Waldorf.
Miałam ochotę obrzucić Harry'ego kpiącym spojrzeniem, jednak nie mogłam sobie na to pozwolić. Dygnęłam jednak nisko przed władcą Szkocji.
Mężczyzna omiótł mnie bystrym spojrzeniem. Dokładnie przypatrzył się mojej twarzy, a następnie naszym złączonym dłoniom.
— Jeszcze piękniejsza, niż ukazują Cię w mediach — w jego oczach dostrzegłam błysk.
Doskonale wiedział, jaką mam opinię wśród ludu i w jaki sposób traktuję protokół. Wydawał się zafascynowany.
Ruszył dalej powitać resztę zebranych, podczas gdy ja zablokowałam spojrzenia z Harrym. Ten z uśmiechem podniósł moją dłoń do swoich ust i złożył na niej pocałunek.
Wiedział co zaraz nastąpi. Za kilka minut mieliśmy udać się do sali, gdzie oficjalnie miały nastąpić nasze zaręczyny.
⚜️⚜️⚜️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro