Rozdział XI - Zdemaskowanie
⚜️⚜️⚜️
— DZIEŃ DOBRY SIOSTRZYCZKO! — usłyszałam krzyk tuż nad swoją głową.
Otworzyłam przerażona oczy i poderwałam się do siadu. Rozejrzałam się dookoła w popłochu, aż dostrzegłam śmiejącego się w najlepsze Charlesa opierającego się o moją komodę z biżuterią.
— Jak to możliwe, że Dorotha cię wpuściła?! — zaspana przetarłam twarz dłońmi.
Zaraz po tym zmarszczyłam nos na odór piwa, jaki wyczułam od samej siebie.
Wczoraj, po powrocie nawet nie chciałam myśleć o zdjęciu sukienki, a co dopiero o kąpieli. Zaraz po przekroczeniu progu komnaty padłam na łoże, a moje ubranie... Cóż, było całe przesiąknięte zapachem alkoholu, bo wielokrotnie się nim oblałam w szale zabawy.
— Twoje nawyki zaczęły wchodzić mi w krew – potraktowałem ją tak, jak ty wczoraj Stewarda — odrzekł kąśliwie.
— Mogę wiedzieć, w jakim celu pojawiłeś się w mojej sypialni? — Jęknęłam i zrezygnowana padłam na materac.
— Chciałem sprawdzić jak się miewasz po upojnej nocy — klasnął w dłonie. — Widzę, że musiała być ona naprawdę udana, ponieważ nawet twoja pokojówka nie była cię w stanie dobudzić — poruszył sugestywnie brwiami i zaczął przechadzać się po pomieszczeniu. — Ojciec osobiście kazał mi sprawdzić jak się miewasz, ponieważ nawet nie pojawiałaś się na obiedzie, cóż Harry był przez to rozżalony. A i tak się składa, że dokładnie za dwie godziny musisz wyjeżdżać na wizytę w Royal Brompton, odwiedzić rannych żołnierzyków.
Wytrzeszczyłam oczy.
— To którą mamy już godzinę?! — spojrzałam na ponad dwustuletni zegar wiszący na ścianie. — Dochodzi piętnasta, jak to możliwe?!
— Na twoim miejscu szykowałbym się na karcące uwagi naszego drogiego ojca, każda stracona przez ciebie okazja na przebywania w towarzystwie Stylesa doprowadza go do szału — uśmiech nie schodził z jego ust. — Chodź zdecydowanie najpierw powinnaś doprowadzić się do porządku. Czuć od ciebie tani alkohol.
Wściekła cisnęłam w jego stronę poduszką, przed którą bez problemu zrobił unik.
— Jeśli już mowa o młodym Stylesie — Charles szczerząc się podszedł bliżej i oparł się o ramę mojego łoża. — Na twoim miejscu dbałbym o dyskrecje. Twój narzeczony z pewnością nie uraduje się na wiadomość, że ktoś inny zajął się twoim dziewictwem. Sama rozumiesz jakie to ważne w rodzinie królewskiej.
Przez chwilę myślałam, że się przesłyszałam.
— Jak śmiesz?! — krzyknęłam. — Za kogo ty mnie masz?! Nie jestem jakąś rozpustnicą!
Śmiech Charlesa wypełnił pomieszczenie.
— To tylko braterska troska — zakpił.
— Opuść moją komnatę — wskazałam na drzwi.
Nie chciałam go dłużej widzieć.
— Jeśli teraz wyjdę, nie ujrzysz zawartości tej koperty — z wewnętrznej kieszeni marynarki, wyciągnął zapieczętowaną kopertę i pomachał nią w powietrzu.
Wciągnęłam ciężko powietrze. Byłam o krok od rozszarpania go. Jednym susem przemierzyłam dzieląca nas odległość i podjęłam próbę wyrwania mu koperty, lecz sukcesywnie mi to uniemożliwiał.
— Nie możesz przejmować mojej poczty!
Przewrócił oczami i oddał mi list, najwyraźniej znudzony dręczeniem mnie.
— Zero w tobie poczucia humoru, Siostro. Jak najszybciej odpisz żołnierzykowi, bo pewnie rozgoryczony oczekiwaniem właśnie przykłada sobie karabin do skroni — rzucił pogardliwie.
— Wynoś się — warknęłam.
Dziarskim krokiem opuścił moją sypialnie i obrzucił mnie ostatni raz złośliwym uśmiechem, zanim zamknął za sobą drzwi.
Gdy wyszedł od razu zabrałam się za pospieszne rozrywanie koperty. Pojedyncze kawałki papieru opadły powolnie na drewniany parkiet, aż w palcach nie został mi starannie złożona karta papieru.
Czytałam z zapartym tchem.
28 kwietnia, Brighton, Anglia
Najdroższa Rosemary,
Minęło tak niewiele czasu od naszego rozstania, a czuje się, jakbym nie widział Cię wieki.
Przecież jeszcze dziś o piątej odprowadziłem Cię do pokoju, pożegnałaś mnie pocałunkiem, tak słodkim jak miód... a o szóstej już wsiadałem do samolotu, który miał mnie zabrać tak daleko od Ciebie.
Ciagle potrafię odtworzyć smak twoich miękkich warg, które pozwoliłaś mi posmakować. Czym sobie zasłużyłem na taki zaszczyt, Rosemary? Gdy mogłabyś mieć każdego, wybierasz akurat mnie.
Admirał jest zaniepokojony moim zachowaniem. Obawia się, że zachorowałem. Potrzebuje w tym momencie mojego jasnego umysłu, pragnie wezwać lekarzy. A ja przecież znam swoją diagnozę.
Jestem zakochany.
Dystans Nas dzielący mi nie sprzyja, Moja Kochana. Nie potrafię się na niczym skupić, w mych myślach tylko Ty.
Widzę twój uśmiech, który wczorajszej nocy nie schodził Ci z ust. Słyszę śmiech, jak wtedy, gdy beztrosko biegałaś boso po londyńskiej ulicy, a ja podążałem za tobą dzierżąc w dłoni twoje szpilki, martwiąc się jednocześnie, czy aby nie przeziębisz się przez tą eskapadę. Jednocześnie powraca do mnie wspomnienie uderzenia adrenaliny, z momentu przekraczania bramy wjazdowej do Zamku. Znam konsekwencje, z jakimi musiałbym się mierzyć, gdyby nasza schadzka wyszłaby na jaw. Ta cena jest jednak niczym w porównaniu do szczęścia, jakim mnie obdarzasz, Najdroższa.
Czuję ucisk smutku na myśl, że mój wyjazd potrwa kilka dni. Niestety nie uda mi się wszystkiego załatwić tak szybko jak myślałem. Obiecuję, że rozłąkę wynagrodzę. I możesz być pewna, że tym razem będziemy tylko we dwoje.
Muszę z ogromnym żalem kończyć mój list do Ciebie, choć nawet gdybym pisał go kilka godzin nie zdołałbym opisać moich wszystkich uczuć. Mam tylko nadzieję, że opiszą je w przyszłości czyny.
Zayn
PS. Wiem o twojej dzisiejszej wizycie w szpitalu. Leży tam kilku żołnierzy których znam. Ubolewam, że nie mogę być przy Tobie i dbać o twoje bezpieczeństwo, jednak dopilnowałem, by towarzyszył Ci Kapitan Wickwood. Myślę, że zadbałby znacznie lepiej o twoje bezpieczeństwo, niż niejeden z twoich ochroniarzy. Dodatkowo wspomnę, że już nie mogę doczekać się transmisji tej wizyty w BBC. Zniecierpliwiony czekam, by Cię ujrzeć.
List przeczytałam chyba trzy razy, nie mogąc nadal uwierzyć, że Zayn jest jego autorem. Tak bez ogródek mówił o swoich uczuciach do mnie, tak pięknie ubierał wszystko w słowa. Nie mogłam wyjść z podziwu – uważał, że jest wybrańcem, czuł się wyjątkowy przez to, że obdarzyłam go uczuciem. Nic bardziej mylnego. Z naszej dwójki, to ja zostałam wybrana.
Wreszcie po tylu latach życia w wewnętrznej samotności – uczuć, miłości i szczerości, a jednocześnie wśród ludzi, którzy dbają jedynie o takie wartości jak pieniądze, władza, czy sława spotkałam na swojej drodze osobę troszczącą się o mnie, mającą czyste zamiary, która pragnie mojego serca, a nie tytułu, pozycji.
Od razu zapragnęłam przesłać mu wiadomość zwrotną; podziękować mu za tak wyjątkowy, zeszły wieczór, słowa i uczucie, jakim zapłonęło moje serce.
Jednocześnie słowa o Admirale nieco mnie zaniepokoiły. Nagłe wezwanie Zayna i fakt, że jest bardzo potrzebny w Brington mogło wskazywać, że wojsko niepokoi się losem Anglii. Chciałam wiedzieć o każdym możliwym niebezpieczeństwie.
Pośpieszcie narzuciłam na siebie satynowy szlafrok, po czym usiadłam przed moim sekretarzykiem i przez chwilę zbierałam myśli. Pragnęłam od razu zabrać się za odpowiedź.
"Kochany Zaynie..." – pierwsze słowa wypełniły ozdobną kartkę papieru, na których zwykłam pisać wszystkie korespondencje.
Nagle rozległo się pukanie do mojej komnaty. W popłochu schowałam list do szuflady i wyprostowałam się na siedzeniu.
Zanim zdążyłam krzyknąć "proszę" drzwi już się otworzyły, a do pomieszczenia dumnie weszła moja matka, a za nią jeden z nadwornych lokajów, które zadaniem było zapowiadanie gości.
— Wasza Wysokość, przybyła Jej Miłość Księżna Donatella!
Zmarszczyłam brwi w konsternacji. Matce nigdy nie zdarzyło się tak wtargnąć do mojej komnaty.
Skinęłam głową w stronę mężczyzny, a ten rozumiejąc szybko opuścił pomieszczenie.
Powietrze w komnacie nagle zrobiło się bardzo gęste. Złotowłosa kobieta miała usta zaciśnięte w wąską linię, co było dla niej niepodobne. Coś zdecydowanie było nie tak.
— Dzień dobry, Matko. Czy coś się stało? — zapytałam ostrożnie.
Bez słowa pokonała całą długość pomieszczenia, a w uszach odbijał mi się stukot jej szpilek. Wreszcie stanęła nade mną i rzuciła na blat stos fotografii.
Wytrzeszczyłam oczy.
— Miarka się przebrała, Córko. Podejrzewałam, że zaproszenie żołnierzy na długoterminowy pobyt w zamku będzie błędem. To miejsce całkowicie dla nich nieprzystosowane! Doskonale widziałam co się święci już po pierwszej wizycie Komandora Malika w Sali Błękitnej, te wasze zalotne spojrzenia, wymiany uprzejmości... Jeszcze się łudziłam, że to tylko twój chwilowy bunt przed decyzją ojca, lecz kiedy zobaczyłam to... — wskazała dłonią na stos zdjęć.
Zdjęć przedstawiających mnie i Zayna zeszłej nocy.
Chwyciłam jedno z nich – ja w objęciach Zayna, na jednej z londyńskich uliczek. Następne – moment, gdy Zayn nachyla się do moich ust. Kolejne – zbliżenie na nasze twarze, w momencie pocałunku. Klatka po klatce udokumentowany cały wieczór od wyjścia z baru. Ktoś w ukryciu musiał zadać sobie wiele trudu, by zrobić tak dobre ujęcia.
Wtem zrozumiałam całą powagę sytuacji. Dłonie zaczęły mi drżeć, a z mojej twarzy prawdopodobnie odpłynęły wszystkie kolory.
— Skąd to masz, matko?
— Paparazzo skontaktował się z Rafaelem. Całe szczęście, że duża kwota wybiła mu z głowy rozesłanie tego po wszystkich portalach plotkarskich!
Nie często było mi dane słyszeć jej uniesiony ton. Po tylu latach życia u boku ojca była naprawdę cicha, wiedziała, że nie warto się wychylać – wykonywała rolę oddaj, posłusznej żony, trzymającej się z boku. Jej jedynym zadaniem, było pełnienie funkcji reprezentacyjnej. Taki los czekał każdą kobietę z rodziny królewskiej. Byłyśmy ozdobami mężów i nie mogłyśmy o niczym decydować. Mogłyśmy jedynie uśmiechać się do zdjęć, ładnie wyglądać i w wyjątkowych momentach zostać oddelegowana, do wizyt w innych państwach.
Uciemiężona rodzicielka żyjąca, w cieniu ojca zwykle była cicha. Teraz jednak doskonale byłam w stanie poczuć jej cały gniew.
— Nawet nie wiesz na jaki skandal nas naraziłaś! Na jaką kompromitację!Jak ci się w ogóle udało opuścić pałac?! Jakim cudem wypuścili cię za bramę; nie złapali gwardziści?! — wyrzuciła ręce w powietrze, we frustracji.
Zignorowałam jej pytanie i zapytałam o kwestię, która najbardziej mnie trapiła i mogła przesądzić o wszystkim.
— Czy ojciec widział te fotografie?
Jeśli ojciec by je zobaczył, Zayn byłby skończony. To bardziej niż pewne, że pozbawiłby go jego odznaczeń, stopnia, znając jego możliwości nawet wygnałby go z Anglii, albo dopuścił do czegoś znacznie gorszego...
— Zrobiłam wszystko, by zniknął po nich najmniejszy ślad, a jedynymi osobami, które je widziały był Rafael oraz ja ja.
Złapałam się za pierś i odetchnęłam z ulgą.
— To koniec, Rosemary. Musisz zakończyć ten romans i to jak najszybciej. I to definitywnie.
— Ale matko ty nie rozumiesz... — wstałam z miejsca i stanęłam przed nią.
— Kwestie waszych schadzek w ogrodzie byłam w stanie przemilczeć, udać, że nic nie dostrzegam. Jednak to, co się wydarzyło wczoraj to za wiele. Zapomniałaś, że jesteś pod ciągłą obserwacją! Nim się obejrzysz ludzie zaczną coś dostrzegać, wystarczy minuta nieuwagi — pomachała mi przed twarzą jednym ze zdjęć. — A będziesz na okładkach wszystkich gazet plotkarskich! Obsmarują najpierw ciebie, a następnie całą naszą rodzine. Chyba nie muszę ci tłumaczyć lawiny zdarzeń, jaka by nastąpiła: stracenie pozycji międzynarodowej przez nasz kraj, osłabienie pozycji monarchii, a nawet brak przyszłości dla ciebie. Twoja czystość byłaby wzięta pod uwagę! Żaden arystokrata nie zechciałby za narzeczoną księżniczki, która mogła wcześniej spółkować z mężczyzną...
— Co za bzdury, ja nie...
— Nie mogę do tego dopuścić. To definitywny koniec. Narażasz siebie i teraz również mnie na gniew ojca. Wiesz do czego jest zdolny.
— Tak, wiem, to tyran! Ale nie pozwolę, by wybierał mi mężczyznę, którego mam kochać!
— Przez dwadzieścia lat jeszcze nie pojęłaś Córko, że w królestwach nie ma szansy na miłość?! Tutaj wszystkie związki są polityczne, zawierane dla sojuszy i przedłużenia dynastii — odpowiedziała gorzko, patrząc w okno. — Tak jak ty teraz bronisz się przed poślubieniem Harry'ego i ja się broniłam. Kochałam innego, lecz on był tylko gwardzistą. Nasz związek nie miał szans. Twój dziadek jak dobrze wiesz, był francuskim księciem. Oddanie mnie za mąż, za następce Angielskiego tronu było jego priorytetem. Twój ojciec był najlepszą partią w całej Europie, a pogarszający stan zdrowia twego dziadka, ówczesnego króla Anglii tylko polepszył pozycję Williama. Było kwestią tygodni, kiedy miał zostać władcą. Byłam rozgoryczona, świat mi się zawalił. Kochałam Nicolasa. Ale nawet w ostatnich dniach na zamku w Paryżu nie zdołałam go ochronić. Sekretarz mojego ojca dostrzegł nas, gdy całowaliśmy się. To był wieczór, jeden z najmniej uczęszczanych korytarzy. Przyszłam się z nim pożegnać.
Zawiesiła głos z nostalgią nadal patrząc w szybę.
— Mój ojciec dowiedział się o tym kilka minut później. Nicolasa aresztowano. Pokojówki przekazały mi, że w był bity w lochach, a na następny dzień został wywieziony z Francji. Nie wiem jaki potoczył się jego dalszy los. Później, już jako żona Williama próbowałam go odszukać na własną rękę, jednak słuch o nim zaginął. Wiem tylko, że ja jestem wszystkiemu winna. Nie zdołałam go ochronić. Wykazałam się egoizmem, a na koniec nawet nie zdołałam go przeprosić. Nie popełnij mojego błędu, Rosemary.
Subtelnie wytarła łzę, której nie zdołała powstrzymać. Następnie odwróciła się w moją stronę i wygładziła swoją suknie.
— Co mam przez to rozumieć? — odpowiedziałam łamiącym się głosem.
— Jeśli naprawdę zależy ci na Komandorze urwij z nim wszelkie kontakty. Pozwól mu żyć. Zakończ protesty przed ślubem, bo i tak nie zdołasz wygrać. Ojciec wszystko dokładnie zaplanował. Jutro do Anglii przyjeżdża ojciec Harry'ego was błogosławić. Niedługo potem odbędą się zaręczyny.
Czułam, jakby grunt runął mi spod stóp.
Kobieta podeszła do mnie i potarła dłonią moje ramię.
Następnie wzięła wszystkie fotografie i wrzuciła je do rozpalonego kominka.
Słyszałam stukot jej obcasów i moment, w którym opuszcza moją komnatę, jednak nadal stałam nieruchomo. Nie miałam siły, by się poruszyć. Z oczu jedynie płynęły mi łzy.
W końcu szloch wziął nade mną kontrolę. Płakałam głośno jak dziecko.
Podbiegłam do sekretarzyka i nim się spostrzegłam napisałam krótki list.
Drogi Zaynie,
Dziękuję za twój list. Był naprawdę piękny.
Pragnę wyznać, że od dnia, gdy nocą ujrzałam cię w ogrodzie moje serce bije mocniej. Czuję, że należy tylko do Ciebie. Płonie prawdziwym ogniem, który ciężko ugasić. Ten płomień kontroluję mą głowę – również bez przerwy myślę o Tobie. Owy płomień dominuje też nad mym ciałem, tak bardzo spragnionym twojego dotyku.
Jednak zostało mi dzisiaj uświadomione, że w moim życiu nie ma miejsca na miłość. Zostałam ograbiona z tego przywileju przy narodzinach.
Lepiej będzie, jeśli nie wrócisz do Zamku i już nigdy się nie spotkamy.
Moje serce łamie się na kawałki na samą myśl, a potok łez nie ma końca.
Naprawdę byłeś mi drogi.
Rosemary
Podbiłam kopertę pieczęcią, by nikt nie był w stanie odczytać zawartości listu przed adresatem.
Wyszłam za drzwi, gdzie stał ten sam lokaj, który wcześniej próbował zapowiedzieć moją matkę.
— Czy mogę w czymś pomóc, Pani? — schylił głowę.
Wręczyłam mu kawałek papieru.
— Poślij to do Brington. Niech list jak najszybciej dotrze do Komandora Malika.
⚜️⚜️⚜️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro