Rozdział III - Wycieczka po pałacu
⚜️⚜️⚜️
— Dzień dobry, Panienko — zaśpiewała wesoło Dorotha o poranku, następnego dnia.
Rozsunęła zasłony, tak jak zwykła robić to codziennie. Wpadające światło od razu mnie oślepiło, momentalnie rozbudzając ze snu.
— Boże, moja głowa... — zapłakałam.
Czułam, jakby czaszka miała mi za moment eksplodować.
— Już Panience przygotowałam tabletkę przeciwbólową i ulubiony sok — wskazała na stolik nocny.
— Dorotho, jesteś najlepsza — podziękowałam na co zawtórowała chichotem.
Była w wyjątkowo świetnym humorze.
— Nieźle nas Panienka wczoraj wystraszyła — oparła ręce na biodrach. — Dobrze, że w pobliżu był ten niezwykle uprzejmy żołnierz i nic się Panience nie stało!
Na słowa Dorothy omal nie oplułam się napojem. Natychmiast przypomniałam sobie powód niemiłosiernego bólu głowy i wszystkie wydarzenia z ostatniej nocy. Nie mogłam się łudzić, że był to sen.
Wino... ogród... nieznajomy żołnierz... stracenie przytomności.
— Co za upokorzenie! —zakryłam zaczerwienioną od wstydu twarz dłońmi, jakby to miałoby sprawić, że stanę się niewidzialna.
— Niech się Panienka nie martwi, wszyscy pomyśleli, że zasłabła Panienka ze zmęczenia. Jednak żołnierzowi wypadałoby podziękować — uśmiechnęła się znacząco.
— Mój Boże, Dorotho, ja mu nie spojrzę w oczy po tym wszystkim. Co za wstyd! — chodziłam w tą i z powrotem po pokoju, kiedy druga pokojówka przygotowywała mi kąpiel. — Kim on właściwie jest i co robi w naszym pałacu? Z pewnością nie należy do gwardii, jest kimś z zewnątrz!
Dorotha zaczęła przygotowywać moją sukienkę, kiedy ja weszłam do gorącej wanny. Specjalnie zostawiłam lekko uchylone drzwi do łazienki, abyśmy mogły swobodnie rozmawiać.
— Ależ Panienko, w pałacu jest cała masa żołnierzy! — Dorotha zapiszczała wyraźnie podekscytowana. — Zawody konne w tym roku poprzedza święto na cześć Brytyjskiej Marynarki Wojennej. Postanowiono połączyć obie uroczystości. Jego Królewska Mość Król William podczas uroczystości będzie nagradzał zasłużonych.
— Cała masa? — zbladłam. — Czemu ja dowiaduję się o wszystkim ostatnia?!
— Spokojnie Panienko, wszystko było omawiane, gdy miała Panienka ostatnią wizytę na Sycylii. Prawdopodobnie stąd ta niewiedza.
Rzeczywiście tydzień temu wróciłam z włoskiej wyspy, gdzie otwierałam gale charytatywną, więc przeoczyłam planowanie wizyty naszych gości.
— Ah, rozumiem. Mimo wszystko ojciec mógł mnie poinformować — przewróciłam oczami. – Ale co oni robią w naszym pałacu? Dlaczego dzisiaj? Przecież uroczystość będziemy świętować za prawie dwa tygodnie!
– Cóż, słyszałam tylko tyle, że poświecono całe skrzydło gościnne, aby żołnierze mogli się zatrzymać w samym pałacu. To wręcz cały oddział! Nawet na ten czas mają w określonych godzinach zarezerwowane boisko do gry w polo, aby nie zaprzestali trenować.
– To dość nietypowe... – wytrzeszczyłam oczy. – Nie przypominam sobie podobnej sytuacji.
– Podobno sam Król chce w ten sposób oddać wyrazy szacunku za zasłużonych.
– Albo pragnie zwrócenia uwagi mediów i uzyskania wielu przychylnych opinii...
Dorotha nie skomentowała moich słów. Za pewne ze względu na szacunek, jakim darzyła swojego władcę. Ja jednak doskonale wiedziałam, że ojcem rzadko kierowało serce. Moja aktualna sytuacja była tego doskonałym przykładem.
Po tym jak Dorotha pomogła mi ubrać różową, delikatną suknię z podniesioną talią i opadającymi ramionami, a kilka osób zajmujących się codziennie moim wyglądem, ułożyło w ekspresowym tempie moje włosy i zrobiło delikatny makijaż, ruszyłam na dół. Tabletka akurat zaczęła działać i czułam się jak nowonarodzona.
Od razu dostrzegłam w zamku ogromny harmider. Oczywiście byle kto nie mógł chodzić bez ważnego powodu po piętrze, gdzie znajdowały się rodzinne apartamenty, ale momentalnie po wyjściu na korytarz zauważyłam, że było głośniej niż zwykle. Wyjrzałam przez balustradę – na piętrze niżej panował spory ruch i poruszenie.
Zeszłam na dół najszybciej jak tylko umożliwiły mi to obcasy oraz suknia kłębiąca się wokół nóg.
Nie mogłam ukryć osłupienia, gdy zobaczyłam w holu liczną gromadę umundurowanych mężczyzn. Beztrosko zaczepiali pokojówki, które w odpowiedzi chichotały. Dokuczali dla rozrywki lokajom, którzy w kulturalny i opanowany sposób starali się od nich uwolnić. Od kiedy pamiętałam w pałacu nigdy nie można było doświadczyć takiej swobody i niefrasobliwości.
Zanim zeszłam z ostatniego stopnia zostałam zauważona, a umundurowani w zawrotnym tempie ustawili się w szeregu. W duchu czułam zawód, chciałam jeszcze przez moment przypatrywać się tej zabawie. Wiedziałam, że długo nie ujrze niczego podobnego.
— Żołnierze baczność! — porucznik wyszedł przed szereg sygnalizując koniec zabawy. — Wasza Wysokość księżniczka Rosemary!
Na rozkaz wszyscy zasalutowali, a następnie nisko skłonili głowy. Pokojówki dygnęły, a lokaje ukłonili się. Całe pomieszczenie zwróciło swoją uwagę tylko na mnie.
— Spocznij! — roześmiałam się, dygnęłam żartobliwie i ruszyłam dalej przed siebie w akompaniamencie chichotów.
Rozbawiona kierowałam się prosto na śniadanie do Sali Błękitnej wsłuchując się w dźwięk odbijania moim obcasów o posadzkę. Mijała mnie spora liczba służby, której codzienną liczebność prawdopodobne podwojono ze względu na ilość gości. Witałam wszystkich skinieniem głowy, aż nagle przystanęłam w pół kroku.
Na przeciw mnie w oddali stał ojciec, którego cała uwaga skupiona była na rozmowie z Nathanielem. Ten jak zwykle dostojny i elegancki stał z rękoma splecionymi za plecami, dzierżąc w dłoni swoją czarną teczkę z najważniejszymi dokumentami.
Podchodzili do niego dwaj oficerowie w czarnych mundurach, z ogromem złoceń. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego zważywszy, że pałac w tym momencie był pełen żołnierzy, gdyby nie to, że jednego z nich... poznałam wczoraj!
Szybko zdołałam się opanować i schować za filarem zanim ktokolwiek zdołał mnie zobaczyć.
Dyskretnie wysunęłam głowę za kolumny, by móc obserwować wszystkich czterech mężczyzn.
— Wasza Królewska Mość — obaj oficerowie zasalutowali i ukłonił się.
Ojciec podał rękę najpierw Zaynowi, a następnie drugiemu żołnierzowi. Ilość pasów na jego rękawach podpowiadała, że musiał być stopień niżej od Zayna, który w tej sytuacji wydawał się dowódcą oddziału.
Czterej mężczyźni rozmawiali o czymś na tyle cicho, że nie byłam w stanie wyłapać chociaż jednego słowa. Zayn i jego towarzysz stali nienagannie prosto, kiedy ojciec tłumaczył im coś zawzięcie. Jedynie co jakiś czas potakująco kiwali głowami, a na koniec Nathaniel jak zawsze odwoływał się do szczegółów przy pomocy swoich dokumentów.
Podeszli o kilka kroków bliżej, w moją stronę.
— W tej sali jadamy wszystkie posiłki — ojciec wskazał na podwójne drzwi mieszczące się kilka metrów za nim. — Już zostały przygotowane stoły dla pańskiego oddziału Komandorze Malik.
— Jesteśmy zaszczyceni taką gościną, Wasza Królewska Mość.
— Pana oraz Kapitana Wickwooda zapraszam do naszego stolika. Chętnie podczas Pańskiego pobytu będziemy jadać razem.
Zayn podziękował mu, po czym ponownie zasalutował. Po tym znów schowałam się za kolumną.
Miałam zasiąść przy jednym stole z Zaynem Malikiem. Z Zaynem Malikiem, który na dodatek okazał się Komandorem i dowodził własnym oddziałem Marynarki Wojennej. Po wczorajszym incydencie miałam ochotę jedynie zapaść się pod ziemię, aby nie móc spojrzeć mu już nigdy w
w oczy. Wydawało mi się, że w każdej innej sytuacji byłabym zdystansowana – nie przyjmowałabym się tak niewinnym wybrykiem ale przypominając zamglone wspomnienie Zayna – mężczyzny ułożonego, kulturalnego, obytego i szlachetnego... chciałam zrobić na nim znacznie lepsze pierwsze wrażenie.
Gdy próbowałam uspokoić rozszalałe tętno, doszedł do mnie dźwięk zbliżających się ciężkich butów. Panika przed zdemaskowaniem wzięła górę nam moim ciałem. Nogi same oderwały się od kamiennego podłoża i poderwały mnie w zawrotnym tempie do przodu. W rezultacie wpadłam w czyjś twardy tors.
Poczułam stanowczy uścisk na talii, chroniący przed upadkiem. Dobrze znałam to imperatywne objęcie. Ciemny zarost przed oczami utwierdził mnie tylko w przekonaniu.
Znów znajdowałam się w objęciach Zayna Malika.
Wysoki mężczyzna delikatnie wypuścił mnie z objęcia i wycofał się do tyłu. Miejsce na plecach, gdzie przed chwilą spoczywała jego ręka stało się nagle lodowate. Nawet w moich szpilkach górował nade mną o pół głowy, co wydawało się tylko podkreślać jego dominującą naturę.
Niezręcznie wygładziłam suknię zanim zebrałam się na odwagę, by spojrzeć mu w oczy.
— Lady Rosemary — na jego usta wypłynął tajemniczy uśmiech. — Miło Panią znów zobaczyć.
Podniósł moją dłoń do ust i patrząc w oczy złożył na jej wierzchu pocałunek. Poczułam wypieki na twarzy.
— Witam, żołnierzu. Mi Ciebie również— dygnęłam, a następnie splotłam ręce za plecami, by wyglądać pewniej. — Mam nadzieję, że wybaczysz mi wczorajszą niedyspozycję — z ostatnim słowem wstyd całkowicie wypalał mi policzki.
Widziałam, że miał ochotę się roześmiać, ale w porę się opanował.
— Nie śmiałbym gniewać się na Panią.
Serce chciało mi wyskoczyć z piersi.
— Proszę mi wybaczyć, ale muszę iść po mój oddział. Za moment zobaczymy się na śniadaniu, Wasza Wysokość — pożegnał mnie mrugnięciem i schyleniem głowy.
Przez chwilę obserwowałam jak jego smukła sylwetka oddala się idąc szybkim, pewnym krokiem. Następnie sama ruszyłam do Sali Błękitnej, ale moje nogi za nic nie chciały przestać drżeć.
W Sali Błękitnej zostały umieszczone dodatkowe dwa długie stoły, które w całości zajęli żołnierze Marynarki. Było ich prawdopodobnie ze czterdziestu. Przed śniadaniem Nathaniel musiał najwyraźniej dać im szybką lekcję etykiety, ponieważ nie mogłam im niczego zarzucić – wszyscy się ukłonili, mówili cicho i kulturalnie, przestrzegali zasad savoir vivre'u.
Caroline nadal pozostawała milcząca i od kiedy przyszła na śniadanie, nie zaszczyciła mnie nawet jednym spojrzeniem. Widziałam jak co chwilę zerka na stół za nami, przyglądając się mężczyzną w mundurach.
Zayn zajął miejsce tuż obok mnie. Nic nie mogłam poradzić na to, że czułam się niezwykle zawstydzona.
— Witam ponownie, Milady — szepnął, zasiadając na krześle.
Przeszedł mnie dreszcz. Posłałam mu uśmiech i ledwo zauważalnie skinęłam głową.
Szybko zapomniałam o zawstydzeniu spowodowanym obecnością Zayna, kiedy przy stole pojawił się Harry irytując mnie już na samym początku. Obrzucił Zayna krzywym spojrzeniem, ale ten nie wydawał się tego zauważyć (albo był takim gentelmenem, by nie dać tego po sobie poznać). Oczywiście usiadł na przeciw mnie i od tej chwili bez końca czułam się obserwowana.
Po chwili do stołu dołączyła reszta rodziny i mogliśmy przystąpić do posiłku.
— A więc może Pan Malik opowie jak to się stało, że w tak młodym wieku został Komandorem? To naprawdę wspaniałe i niecodzienne osiągnięcie — zapytał ojciec popijając kawę.
Zayn odłożył sztućce i wyprostował się jeszcze bardziej, zwracając się w stronę ojca.
— Udało mi się uzyskać wiele zasłużeń podczas kilku lat służby. Najbardziej znaczącym okazało się złapanie przemytników na granicy. Oddział w którym wówczas służyłem został przydzielony do pomocy straży granicznej. Podejrzewano, że przemytnicy drogą morską przemycają nielegalnie ludność z Iraku. Jest to częste zjawisko, nie ukrywam. Ludzie pragną za wszelką cenę uciec z państwa, gdzie trwa tak okrutna i bezwzględna wojna, jednak problem polegał na czymś kompletnie innym.
— To bardzo interesujące, kontynuuj — ojciec polecił w powietrzu palcami.
Zayn rzucił mi przelotne spojrzenie i kontynuował.
— Jak się okazało ludzie byli siłą werbowani do amatorskiej armii. Całe rodziny oddawały ostatnie pieniądze starając się o przerzucenie ich do Europy, by uratować się od łatwej śmierci, a w rzeczywistości byli okradani, głodzeni, bici i zmuszani do – jak oni to określali – "walczenia w imię państwa islamskiego". Osoby nie zdatne do pracy, czyli głównie dzieci, były od razu zabijane, wyrzucane do morza.
Rozniosły się w powietrzu ciężkie westchnienia. Moja matka siedziała wyprostowana jak struna zakrywając ręką usta, a Caroline miała łzy w oczach.
— W planach islamistów było zwerbowanie jak największej grupy ludzi, rozdanie im bomb i zaatakowanie na terenie europejskiego państwa. Najpierw miał być to Rzym, jednak zmienili plan i postanowili zaatakować Anglię. Wojsko miało podsłuch, dlatego też wiedzieliśmy kiedy uderzą i byliśmy na to przygotowani. Ewakuowaliśmy całą ludność z okolic przybrzeżnych, w stronę których zmierzali intruzi i przystąpiliśmy do walki. Nie mieli najmniejszych szans.
— Dokładnie wiem, o którą sytuację Panu chodzi. Musieliśmy ją zostawić utajnioną, by nie wybuchły zamieszki — wspomniał ojciec. — Jednak to nadal nie tłumaczy dlaczego się zasłużyłeś bardziej od innych, Komandorze.
Wyglądało na to, że Zayn nie chciał się przechwalać. Był skromny i najwyraźniej nie lubił mówić o sobie, ale czułam, że bardzo chcę wiedzieć o nim więcej. Zmartwił mnie natomiast fakt, że nic nie wiedziałam o tej historii. Ojciec utajnił wszystko nawet przed rodziną, a sprawa wydawała się bardzo istotna. Mogła doprowadzić nawet do wojny.
— Uderzyliśmy w nich otwartym ogniem, ostrzeliwaliśmy ich statki z dodatkowymi trzema oddziałami Royal Navy jednak, gdy zrozumieli, że nie mają szans postanowili zagrać inaczej. Na ich statku zostało kilka dzieciaków, których nie zdążyli jeszcze utopić w morzu oraz trzy kobiety w ciąży. Mieli zamiar na naszych oczach brutalnie zabić ich wszystkich. W ich mniemaniu miał być to odwet za wyrządzone straty. Nie mogłem na to pozwolić i zakradłem się na ich statek i podając się za jednego z nich zastrzeliłem ich i wyprowadziłem bezpiecznie 104 dusze. W tym 16 dzieci nie mających nawet dziesięciu lat i 3 wcześniej wspomniane kobiety w ciąży. Oprócz tego nasze oddziały uratowały obywateli angielskiego wybrzeża.
— O mój Boże, Pan jest bohaterem — szepnęłam.
Na jego ustach pojawił się pół–uśmiech, jakby nie mógł pozwolić sobie na dumę.
Od razu przypomniałam sobie jego słowa z wczorajszego wieczoru. Krytykował religie wyznawaną przez jego rodzinę. Do głowy przyszła mi myśl, że może przez podobne sytuacje Zayn nabrał takiego dystansu.
- Ale jak to możliwe, że żadne media nie rozgłosiły tego ataku? Że nikt o nim nie słyszał? - nie dawałam za wygraną.
- Bardzo zależało nam, by sprawa miała tajny charakter. Ewakuowaliśmy ludność pod pretekstem ogromnej bomby. Na teren zabezpieczonego terenu nie miał wstępu nikt z zewnątrz. Ludzie bali się na tyle wybuchu, że żaden paparazzi nie wchodził nam w drogę. Mogliśmy spokojnie pracować.
Rozległy się gromkie brawa zapoczątkowane przez moją babcie.
— Rzeczywiście młody człowieku, twój czyn świadczy o tym, jaki jesteś szlachetny. Samodzielnie dopilnuje, abyś został wyjątkowo potraktowany podczas uroczystości na cześć naszej Marynarki Wojennej — ojciec był wyraźnie pod wrażeniem.
— Dziękuję, Wasza Królewska Mość.
— A ile ty masz w ogóle lat, żołnierzu? — zapytał Harry, podpierając się nonszalancko łokciem.
Nigdy dotąd nie widziałam, by ktoś był bardziej arogancki w swojej postawie.
Również zwracałam się do Zayna używając nazwy jego zawodu. Harry Styles jednak nie miał nic wspólnego z uprzejmością i ostatnie słowo niemal wypluł z pogardą.
— Dwadzieścia osiem, Sir — uśmiechnął się pod nosem, wyczuwając zgryzotę księcia.
Ledwo udało mi się powstrzymać przed roześmianiem, gdy zobaczyłam oburzenie na twarzy Harry'ego.
— Harry, jak podoba Ci się w pałacu? Mamy nadzieję, że uda Ci się tu zadomowić i będziesz czuł się jak u siebie — powiedziała ciepło babcia, zmieniając temat.
Dopiero teraz dokładniej mu się przyjrzałam. Perfekcyjny wykonany garnitur od najdroższego włoskiego domu mody, złote spinki do mankietów, złote pierścienie na placach, czarna koszula z żółto–złotymi zdobieniami z rozpiętymi kilkoma guzikami od góry, by nadać ekstrawagancji. Mógł robić wrażenie, jednak gdy podniosło się nieco wzrok można było od razu dostrzec arogancje i zuchwałość. Cały czar prysł.
— Pałac jest imponujący, Madame — otarł usta serwetką. — Przyznam nawet, że jest większy od mojej rezydencji w Edynburgu. Czasem można zagubić się w masie korytarzy i pomieszczeń.
Babci aż zaświeciły się oczy.
— Na pewno od wczorajszego przyjazdu nie zdążyłeś wszystkiego zwiedzić. Rosemary chętnie oprowadzi cię po naszej posiadłości!
Kiedy usłyszałam swoje imię kawałek jedzenia utknął mi w gardle. W rezultacie zaczęłam nerwowo kaszleć. Zayn poderwał się z krzesła gotowy, by mi pomóc, a z drugiej strony pojawiła się pokojówka ze szklanką wody.
Wzięłam łyka i szybko wypaliłam bez zastanowienia.
— Już obiecałam Komandorowi Zaynowi, że po śniadaniu pokażę mu cały pałac. Nie zdążył zobaczyć jeszcze niczego z powodu później godziny swojego przyjazdu — spojrzałam niezręcznie w stronę Zayna. — W zasadzie, to wybierzemy się już w tym momencie, ze śniadania niewiele zostało...
Dygnęłam lekceważąc to, jak ojciec gromił mnie wzrokiem i pośpiesznie chwyciłam Zayna (dotąd ciągle stojącego u mego boku) pod ramię i wyprowadziłam z sali.
Będąc już na zewnątrz ciężko odetchnęłam. Zayn stał przede mną wyprostowany, uśmiechając się pod nosem.
— Już rozumiem o kim wspominała Pani zeszłej nocy — splótł ręce za plecami.
— Przepraszam, że musiałeś być uczestnikiem tego przedstawienia — złapałam się za głowę. — Przysięgam, że zwykle nie jest tu tak chaotycznie. Prawdę mówiąc na co dzień jest tu nudno — uśmiechnęłam się blado. Rzadko zachowuję się tak impulsywnie.
Czułam, że w ciągu dwóch dni zdążyłam całkowicie skompromitować pałac.
— Skoro zwykle nie jest tu tak rozrywkowo, to nie żałuję, że przyjechałem w takim momencie — roześmiał się. — Czy mogę pozwolić sobie na szczerość?
— Oczywiście — odparłam.
— Jestem nawet szczęśliwy, że sprawy potoczyły się w ten sposób. Dzięki temu mogę spędzić trochę czasu na wyłączność z Panią, Wasza Wysokość — powiedział patrząc mi w oczy.
Zaoferował mi ramię, które przyjęłam z uśmiechem i rumieńcami na policzkach.
- Nawet mimo, tego, że przerwałam Ci posiłek?
- Zdecydowanie.
Nie wiedziałam, jak to wytłumaczyć, ale moje serce niepokojąco trzepotało w piersi.
***
Oprowadziłam Komandora po kolei po każdym piętrze nie pomijając czwartego trzeciego, na którym znajdował się gabinet ojca oraz piętra drugiego, gdzie znajdowały się rodzinne apartamenty. Teraz zmierzaliśmy do ogrodu.
— Zdążyłem zauważyć, że ubóstwia Pani przebywać wśród roślin — powiedział, gdy spacerowaliśmy po ogrodowej alejce.
— Od dziecka, gdy chciałam odpocząć od tych wszystkich wymogów schodziłam do ogrodu i biegałam wśród kwiatów. Do dzisiaj lubię tu przychodzić, posiedzieć w samotności, pomyśleć. To relaksujące — uśmiechnęłam się pod nosem.
— Moje pytanie może wydać się nie na miejscu, lecz niezwykle ciekawi mnie pewna kwestia, więc pozwolę sobie je zadać — odwrócił głowę w moją stronę, więc spojrzałam na niego. — Jak to jest dorastać w pałacu? Jak to jest dojrzewać ze świadomością, że czeka Panią coś wielkiego? Podejrzewam, że z taką rozpoznawalnością musi Pani mierzyć się z brakiem prywatności.
Mimowolnie westchnęłam.
— Tak, rzeczywiście same moje narodziny oznaczały, że na zawsze nie będę wiedziała co to prawdziwa prywatność. Jest to coś, czego nie zaakceptuję prawdopodobnie do końca życia — uśmiechnęłam się smutno.
Doszliśmy do ławki oddalonej sporo od pałacu, więc na niej przysiadłam, a Zayn po chwili uczynił to samo.
— Z rozpoznawalności wynika wiele pozytywów. Ogromna ilość ludzi widzi we mnie wzorzec, więc gdy chcę zrobić coś dobrego mam ogromne poparcie i osiągam sukces. Między innymi dlatego z siostrą i mamą udzielamy się w wielu akcjach charytatywnych. Ja jednak dostrzegam więcej minusów. Między innymi, gdy tylko wyjadę za teren pałacu w moim otoczeniu pojawiają się dziesiątki reporterów i paparazzi, którzy pragną udokumentować każdy mój krok. To ciągła gra aktorska – pamiętanie o uśmiechu, obowiązek machania do tłumu, każdy krok postawiony z największą gracją i kobiecością. Nie mogę pozwolić sobie na chwilę słabości. Często pragnę być niewidzialna. Nie czuć na sobie tysiąca spojrzeń, nie być oślepiana przez błysk fleszy i nie słyszeć wiwatującego tłumu. Moja siostra natomiast to uwielbia – to dla niej jak wymarzona praca. Ma to po prostu we krwi, wystarczy, że ktoś rzuci hasło 'kamera', a ona od razu promienieje.
— To piękne, że potrafi Pani swoją popularność wykorzystać, by czynić dobro. Tak się składa, że widziałem Pani wystąpienie na Sycylii. Naprawdę świetna przemowa — odparł bez zastanowienia.
Moje wystąpienie na otwarciu gali dotyczyło poszerzenia działalności Czerwonego Krzyża. Tak się składało, że wszystkie przemowy w przeciwieństwie do reszty mojej rodziny pisałam sobie sama, od serca, więc jego słowa niezwykle mnie ucieszyły. A świadomość, że mnie oglądał? Żołądek skurczył mi się na samą myśl.
— To nie równa się jednak z Twoimi zasługami. To o czym mówiłeś podczas śniadania... jestem w szoku. Odwaga, bystre myślenie, męstwo, nieustraszoność. Jestem zawiedziona tym, że cała Anglia nie może usłyszeć o Twojej odwadze, przez to, że mój ojciec postanowił to utajnić.
— Taką decyzję podjął cały rząd. W tamtym momencie mogło to wywołać chaos, zamieszki. Takie rozwiązanie było zdecydowanie lepsze. Ja w dodatku nie lubię się przechwalać. Dostałem swoje wynagrodzenie w postaci sporego awansu. Kto wie, może zostanę najmłodszym w historii generałem? — zażartował.
Mimo to nadal byłam przygnębiona. Zasługiwał na chwałę. Naraził swoje życie, by uratować naród od zamachu.
— Proszę, niech Pani się nie smuci — złapał mnie za dłoń. — Jeśli się Pani uśmiechnie, to obiecam, że jeszcze opowiem Pani kilka historii, o których nikt inny dotąd nie poznał.
Przewróciłam oczami, ale uśmiechnęłam się. I to szczerze.
— Wasza Wysokość — przed nami pojawił się gwardzista. — Przepraszam, że przeszkadzam, ale jest Pani natychmiast wzywana do gabinetu Jego Królewskiej Mości.
Skrzywiłam się, na samo wyobrażenie nadchodzącej rozmowy z ojcem.
Spojrzałam na Zayna, który uśmiechał się pocieszająco.
— Niech Pani pamięta o mojej obietnicy.
— Będę trzymać Pana za słowo — dygnęłam, pamiętając o elokwencji w towarzystwie świadków. — Do zobaczenia, żołnierzu.
***
Przed gabinetem czekał już na mnie Nathaniel z oskarżycielskim spojrzeniem.
— Wasza Wysokość — mruknął, pochylając głowę, a następnie otworzył przede mną drzwi.
— Wasza Królewska Mość, przybyła Lady Rosemary — powiedział do ojca.
— Dziękuję, Nathanielu.
Mężczyzna ukłonił się i szybko oddalił w stronę wyjścia.
Gdy tylko przekroczyłam próg, wyczułam napięcie. Powietrze było tak gęste, że można było ciąć je nożem.
— Co miało znaczyć to zachowanie w Sali Błękitnej?! — ryknął, od razu gdy drzwi się zamknęły.
— Byłam po prostu kulturalna dla naszego gościa — wzruszyłam beznamiętnie ramionami. — Obiecałam Komandorowi, że pokaże mu pałac, więc dotrzymałam słowa.
— Szkoda, że tą kulturą nie zaszczyciłaś Harry'ego! Jesteś taka bezmyślna, Droga Córko! Dobrze, że sir Harry obdarzył cię taką szczodrością i obrócił wszystko w żart! Jak mogłaś zrobić nam taki wstyd?!
— Obdarzyć to on może mnie chorobą weneryczną podczas nocy poślubnej, drogi ojcze!!! — poderwałam się z miejsca, podnosząc ton głosu, by mógł dorównać jego wrzaskom. — Niczym więcej. O szczodrości nie ma pojęcia.
Prawdopodobnie teraz było nas słychać na całym piętrze.
— Uważaj na słowa! Nie będziesz bluźnić w mojej obecności! Natychmiast idź się szykować! Za godzinę wychodzisz!
Popatrzyłam na niego z pytaniem wymalowanym na twarzy.
— Słucham?! Dokąd niby wychodzę?
— Harry zabiera cię jako osobę towarzyszącą na bankiet, zorganizowany na cześć jego firmy. Radzę Ci się postarać i wypaść świetnie. Jeśli nadal będziesz wszystko utrudniać, jeszcze jutro ogłoszę wasze zaręczyny!
Usiadł przy biurku polewając sobie whisky, kończąc tym samym rozmowę ze mną.
⚜️⚜️⚜️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro