Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział I - Wspaniałe wieści

⚜️⚜️⚜️

Wybiło południe, kiedy do ogrodu Pałacu Kensington wbiegła rozgorączkowana Caroline. Materiał długiej, bogato zdobionej sukni niesfornie plątał się wokół szczupłych nóg dziewczyny, a radosne rumieńce ozdabiały jej nieskazitelną cerę.

— Rose! Rose, mam wspaniałe wieści! — zaklaskała w dłonie i opadła na siedzenie, tuż obok mnie.

Kilka brązowo-złocistych, nieznośnych pasm wydostało się z jej nienagannego upięcia, aby teraz okalać twarz. Oczy miała całe błyszczące, a usta roześmiane. Dobrze wiedziałam, że miała mi do przekazania coś niezwykle emocjonującego.

– Caroline, spłoszyłaś wszystkie kaczki – tłumiąc moje rozweselenie, skinęłam głową w stronę sadzawki na przeciw nas, gdzie jeszcze chwilę temu ptactwo pluskało się w najlepsze. W ich miejscu teraz można było dostrzec tylko jednego łabędzia.

– Pozostał tylko ten najpiękniejszy i najodważniejszy – westchnęła rozmarzona.

Posłałam w stronę towarzyszki subtelny uśmiech, odkładając na bok wiekową powieść, w której zaczytywałam się jeszcze minutę wcześniej. Oddelegowałam skinieniem głowy kamerdynera, chcącego podać mi mrożoną herbatę. Odesłałam również Dorothę, za wszelką cenę chcącą chronić mnie parasolem, przed promieniami słońca.

Razem z Caroline odprowadziłyśmy ich spojrzeniami i kiedy upewniłyśmy się, że w pobliżu nie ma nikogo kto mógłby podsłuchać naszą rozmowę, moja młodsza siostra zaczęła mówić.

— Wracam właśnie z gabinetu ojca, gdzie byłam świadkiem rozmowy o zbliżających się wyścigach konnych – zaczęła.

Wyścigi konne były bardzo popularną rozrywką angielskiej arystokracji, a przede wszystkim szanowaną tradycją. Odbywały się raz do roku i stanowiły ogromną uroczystość. Miały rzeszę fanów z całej Europy, a relacja z tych wydarzeń była emitowana w telewizji oraz głośno komentowana w innych mediach. Nasz ojciec miał swojego Championa, który już od kilku lat przynosił mu same zwycięstwa. To jednak nie zniechęcało rywali, każdy bowiem pragnął wygrać z Królem Anglii.

Ja, jako prawdopodobnie jedyna osoba w pałacu nie podzielałam egzaltacji związanej z tym wydarzeniem. Podczas niego okropnie się nudziłam, a samo zwycięstwo ojca od kilku lat wcale nie było zaskakujące. W dodatku uważałam, że na potrzeby takich „atrakcji" zwierzęta są niepotrzebnie stresowane i zmuszane do nie lada wyczynów.

Na wyścigi konne zjeżdżała się cała śmietanka - rodziny królewskie, szanowani obywatele, politycy, najpopularniejsi celebryci. Po zawodach zazwyczaj organizowany był ogromny bankiet lub bal, na ogromną skalę. Wszystkie gazety huczały, poświęcały pierwsze strony do opisania takiej okazji, zjeżdżała się telewizja, paparazzi.

Caroline od najmłodszych lat szalała na punkcie wszelkich imprez okolicznościowych. Uwielbiała, gdy uwaga była skoncentrowana na naszej rodzinie, a najbardziej na niej samej. Idealnie nadawała się do tego świata; przy błyskach fleszy czuła się jak ryba w wodzie. Czym była starsza, tym bardziej wzrastał jej entuzjazm – bal i przyjęcia, gdzie pojawiały się najbardziej znane osobistości były najlepszą okazją do poznania przyszłego męża. Mogłoby to wydawać się dla niektórych niedorzeczne, jednak każda kobieta z rodziny królewskiej marzyła o dobrym, inteligentnym, przystojnym parterze, gdyż taki wybór był już na całe życie - rozwody były niedopuszczalne i równały się rozłamem rodziny.

Przez takie podejście nie dziwiłam się, że moja postawa w pałacu budziła tak ogromne kontrowersje, bowiem ja, księżniczka Anglii trzymałam się od romansów i mężczyzn z daleka, a śluby budziły we mnie niemal odrazę. Wszyscy młodzi mężczyźni z mojego otoczenia byli na tyle nudni i wpisani w królewski schemat, że zasypiałam w ich towarzystwie.

Z Caroline idealnie nadawałyśmy się do obsady "Rozważnej i romantycznej", jednej z moich ulubionych książek. Ona, nieuleczalna romantyczka, śniąca o dniu, gdzie przywdzieje białą, długą suknie i stanie przed ołtarz u boku najprzystojniejszego i najbardziej szarmanckiego mężczyzny, z którym będzie wieść długie, piękne życie. Ja, zwykle poważna, powściągliwa, trzymająca wszystkich na dystans, buntująca się przed wszystkimi zasadami, pragnąca jedynie normalności i spokoju. Marząca o zniknięciu chodź na moment spod czujnych oczu strażników i poddanych. To było jednakże niemożliwe. Znał mnie cały świat.

— Zaraz pojawi się u nas nie kto inny, jak sam Sir Harry! Przysięgam, nigdy w życiu nie widziałam kogoś tak przystojnego — kontynuowała Caroline, a ja zaczęłam się zastanawiać czy ona aby na pewno zaraz nie zemdleje.

Na samo jego imię mój nastrój kompletnie się zmienił. Czułam, jak napięło się całe moje ciało. Zaczęłam się zastanawiać, kto w ogóle ośmielił się go zaprosić na teren naszego pałacu.

Harry Edward pochodził z rodu Styles i był księciem Edynburga. Był synem króla Szkocji i za kilka lat sam miał objąć tron. Młody, ciemnowłosy, o postawnej budowie ciała – obiekt pożądania wielu kobiet. Jego osoba niosła za sobą wielkie poruszenie całego świata, śledzącego w mediach życie arystokracji. Nazywany był najlepszą partią na męża w Europie. Posiadał szereg biznesów, sieć najdroższych hoteli, szlachecką krew, nienaganną opinię, a przede wszystkim – bogactwo. W gazetach bez przerwy można było zauważyć nagłówki zawierające pytanie o jego ustatkowanie się, a w telewizji tworzono specjalne programy, podczas których szacowano szanse ślubu w najbliższym czasie oraz komentowano jego ewentualne partnerki.

Na swoje nieszczęście miałam już okazję poznać osobiście Harry'ego Stylesa, a nawet spędzić z nim kilka dni w Paryżu. Oczywiście nie z własnego wyboru. Podczas wyjazdu na sławną galę przypadkiem wpadliśmy na siebie, a mój drogi ojciec nalegał, bym dotrzymała mężczyźnie towarzystwa.

Od tamtej chwili wiedziałam, że jego wychwalana pod niebiosa we wszystkich mediach postać wcale nie jest taka, jak się ją przedstawia.

W moim mniemaniu Sir Harry zasługiwał na miano kobieciarza, dbającego jedynie o swoje niesamowicie drogie garnitury. Wykorzystywał swój tytuł i reputację wypracowaną latami przez monarchów jego rodu, by teraz bawić się kobiecymi sercami i zaciągać je do swojej komnaty (bądź zwykłego pokoju hotelowego). Arogancki, zuchwały, bałamutny ignorant.

— I cóż w tym nadzwyczajnego, Droga Siostro? To normalne zjawisko, że przyjeżdżają do naszego pałacu goście — odpowiedziałam beznamiętnym tonem i wygładziłam zagniecenia na sukience. Z kamienną twarzą udawałam, że jego nazwisko nie wywarło na mnie najmniejszych emocji.

— Sama świadomość, że w naszych progach pojawi się najprzystojniejszy gentelman zamieszkujący Europę, jest porywająca! — zapiszczała.

— A jakże... — szepnęłam pod nosem, kiedy niecodzienny ruch odwrócił moją uwagę.

Między bujnymi krzewami, ozdabiającymi ogród, dostrzegłam, jak kilku kamerdynerów znajdujących się przy bramie, spięło się nagle i w pośpiechu ruszyło do środka pałacu. Zmarszczyłam brwi w konsternacji, gdy Caroline zerwała się z miejsca.

— Już tu jest! Sir Harry już przyjechał! — z jej ust wydostał się poekscytowany pisk.

Chwyciła mnie energicznie za rękę i pociągnęła w stronę wejścia. Na niebotycznie wysokich obcasach, podciągając suknie ku górze, przecięłyśmy całą długość kwiecistego placu i wbiegłyśmy do wnętrza pałacu. Caroline zawsze działała bardzo spontanicznie. Nie miałam szans, żeby ją zatrzymać. Kamerdynerzy usuwali nam się z drogi, kłaniając się przed nami. Nasze obcasy hałasowały na marmurowej posadzce, kiedy wdrapywałyśmy się po stopniach zakręconych schodów prosto na widokowy balkon.

Limuzyna w eskorcie czterech czarnych sedanów jechała długą, krętą trasą, wokół której rozpościerały się pałacowe ogrody i sady. Ta reprezentacyjna trasa zawsze wzbudzała ogromne wrażenie, jednak teraz patrzyłam na nią z napięciem. Czułam jak moje serce bije niespokojnie, gdy pojazdy zatrzymywały się na kamiennym dziedzińcu tuż przed pałacem. Do ekstrawaganckiego samochodu podeszło dwóch lokajów. Otworzyli drzwi i ukłonili się nisko wysiadającemu mężczyźnie, którym okazał się sam Harry Styles.

Z dumnie podniesioną głową omiótł wzrokiem obraz przed sobą. Wskazując palcem nakazał lokajom zabranie... bardzo imponującej ilości bagażu. Mój niepokój wzrósł, ponieważ najwyraźniej Styles zaplanował dłuższy pobyt w naszych progach.

Poprawił mankiety eleganckiej koszuli, wygładził marynarkę i przywitany przez Nathaniela – jednego z głównych pomocników ojca, ruszył do środka. Jego cwaniacki uśmiech doprowadzał mnie do wściekłości.

— To dosyć niespotykane, aby Nathaniel zajmował się witaniem gości — zauważyła Caroline.

Owszem, zwykle nie odstępował mojego ojca, jako jego prawa ręka. Moja obawa rosła.

Harry wszedł wgłąb pałacu, przez co straciłyśmy go z pola widzenia. Ciężkie westchnienie wydobyło się z ust Caroline, na co nie potrafiłam odmówić sobie przewrócenia oczami. Zanotowałam w głowie, by zrobić wszystko, aby tylko trzymać siostrę z dala od tego bezwstydnego, niemoralnego człowieka.

— Panienko — moje przemyślenia przerwała Dorotha, stojąca nieśmiało u progu balkonu. — Jego Królewska Mość, Król William prosi Panienkę, do swojego gabinetu.

Dorotha jako jedyna osoba należąca do służby miała pozwolenie zwracania się do mnie 'Panienko'. Reszta dworu zwracała się do mnie: Jej Królewska Wysokość, księżniczka Rosmery. To potrafiło być niezwykle przytłaczające. Taki wyjątek dla Dorothy udało mi się wywalczyć po wielu latach bojów z doradcami królewskimi i konserwatywnym sekretarzem ojca, którzy nie akceptowali jakichkolwiek zmian na królewskim dworze i twardo trzymali się królewskiego protokołu. Według nich potencjalny następca tronu nie może pozwolić sobie na "spoufalanie" ze służbą. Na moje szczęście nie musiałam obawiać się przejęcia korony, ponieważ w pierwszej kolejności był mój starszy brat — Charles, co było zdecydowanym argumentem w tej sytuacji. W dodatku Dorotha zajmowała się mną od dziecka, będąc moją osobistą pokojówką, zastępczynią w wielu kwestiach mojej matki, więc to było dla mnie wręcz żenujące, gdy zwracała się do mnie przy użyciu tytułu.

Wezwanie ojca szczerze mnie zdziwiło, więc po wymienieniu zaskoczonych spojrzeń z Caroline ruszyłam z Dorothą na ostatnie piętro.

Ostatnie, czwarte piętro było tym, do którego tylko nieliczni mieli dostęp. Długi korytarz ozdobiony był portretami w złotych ramach poprzednich królów i ważnych arystokratów naszego rodu. Wysoki sufit ozdobiony był imponującymi żyrandolami z XIX wieku. Swoje administracyjne pokoje otrzymywali tutaj pomagierzy ojca, których musiał mieć blisko. Wstęp tutaj miały jedynie wyznaczone osoby ze służby (w tym na moją prośbę Dorotha), doradcy ojca oraz rodzina. Gabinet był jedynym, bezpośrednio strzeżonym, pomieszczeniem.

Czasem sama nie mogłam uwierzyć, że w ten sposób właśnie wygląda mój dom.

– Dototho, wiesz o co może chodzić ojcu?

– Nie, Panienko. Nie znam żadnych szczegółów – odpowiedziała zmartwiona.

Przy podwójnych bogato zdobionych złotem drzwiach stali dwaj gwardziści, pilnujący, aby nikt nieproszony nie wszedł do pomieszczenia. Przed ojcowskim gabinetem znajdował się pokój przeznaczony właśnie dla Nathaniela – osobistego sekretarza, czyli najważniejszego pomagiera króla. To on najpierw przyjmował osoby, które zmierzały na spotkanie z królem; decydując, czy mogą one wejść, pilnował czy nastała już godzina ustalonego spotkania, czy sprawa wizyty jest na tyle ważna, by niepokoić Króla...

Gdy Nathaniel zobaczył mnie przez otwarte na oścież drzwi, które zaczął od jakiegoś czasu otwierać specjalnie ze względu na mnie, poderwał się z miejsca z morderczym wyrazem twarzy. Wiedział, że jak zawsze nie zdoła mnie zatrzymać.

– Wasza Wysokość... Wasza Wysokość! – krzyczał za mną.

Przemknęłam pomiędzy gwardzistami i wpadłam do ojcowskiego gabinetu bez pukania niczym burza, łamiąc przy tym podstawową zasadę obowiązującą w pałacu.

To sprawiało mi swego rodzaju satysfakcję: zestresowanie strażników, strach o posadę Nathaniela i politowanie na twarzy ojca. Dziwiłam się, że żaden z nich jeszcze do tego nie przywykł.

Nathaniel zlany potem, wszedł za mną do gabinetu, by przeprosić za moje "wtargnięcie", za nim pojawiła się przestraszona Dorotha, a następnie dwoje strażników. Zamyślony ojciec, stojący do tej pory przy oknie, zmierzył nas badawczym spojrzeniem. Wyraźnie nieprzewidziany hałas go zaskoczył. Nathaniel od razu zaczął go uprzejmie przepraszać, za niedopilnowanie swoich obowiązków, na co ten tylko uciszył go ręką i oddelegował go wraz z Dorothą i gwardzistami na zewnątrz.

— Wszyscy muszą tu wreszcie zaakceptować, że Ty, Droga Córko nigdy nie dostosujesz się do panujących wymogów — powiedział z nutką kpiny w głosie i zajął swoje miejsce za sporym mahoniowym biurkiem.

— Oczywiście, że się nie dostosuję — mruknęłam, zajmując miejsce na przeciw niego, po przeciwległej stronie blatu. — Dla nich może jesteś królem, dla mnie jednak nadal pozostajesz ojcem.

— Puszczę tę uwagę mimo uszu, Córko — uśmiechnął się pod nosem. — Wezwałem cię tutaj z pewnego powodu.

Ojciec nie wzywał nikogo do swojego gabinetu, bez ważnej przyczyny. Do spotkań była przeznaczona sala audiencyjna. W Sali audiencyjnej kilka razy w tygodniu pojawiali się politycy, działacze społeczni i inne osoby, które miały sprawę do Władcy. Nas, rodzinę, również ojciec przyjmował w sali audiencyjnej. Dlatego też, dzisiejsza wizyta w gabinecie, była bardzo nietypowa.

— A więc Ojcze, o co chodzi? — spytałam nieco spięta i wyprostowałam plecy.

— Na pewno zdajesz sobie sprawę, że zbliżają się twoje dwudzieste pierwsze urodziny.

— Szczerze mówiąc do tego czasu zostało jeszcze kilka miesięcy — zmarszczyłam brwi.

— Doradcy podpowiadają, że powinnaś zacząć poważniej myśleć o małżeństwie. Dla księżniczki twój wiek uchodzi już za niezwykle dojrzały, a biorąc pod uwagę przy nim twój stan cywilny... — zrobił pauzę. — Zaprosiłem Harrego Stylesa, aby przy okazji wyścigów konnych zatrzymał się u nas na dłużej. Ten młody panicz to świetna partia, ma głowę do interesów, jest następcą Szkockiego tronu*, a urody również mu nie brakuje. Możecie dzięki temu bliżej się poznać... — mówił.

Mrugnęłam kilkakrotnie przyswajając jego słowa. Poczułam, że ojciec, mało subtelnie, sugeruje mi małżeństwo.

— Ojcze, wraz z Harrym już zdążyliśmy się poznać. Dodam, że spotkanie to było sabotowane właśnie przez Ciebie — odparłam szorstko. — Właściwie, co to ma wszystko znaczyć? Mam niespełna dwadzieścia jeden lat i jestem według twoich doradców za stara, na bycie panną?! — wzbierał we mnie gniew.

— Musisz zrozumieć, że nie jesteś zwykłą kobietą. Jesteś księżniczką Anglii. Patrzą na ciebie miliony osób, sugerując się wszystkim co powiesz, wszystkim co zrobisz, uważając cię za swojego rodzaju autorytet. Cenią twoje zdanie, biorą z ciebie przykład...

– Przepraszam Ojcze — przerwałam mu. — Czy mam rozumieć, że jestem teraz materiałem do gier politycznych? Chcesz z prezydentem nakłonić ludzi do rozmnażania się, by zapełnić niż demograficzny? Bo przecież dzieci to konsekwencja małżeństwa, nieprawdaż? – zakpiłam. – Naprawdę chcesz zrobić ze mnie inkubator, tylko po to, by osiągnąć polityczny sukces?!

— Córko, tu nie chodzi o politykę — ojcowski głos stał się bardziej zgrubiały, a ja doskonale wiedziałam, że to oznaka złości.

— W takim razie jestem bardzo ciekawa, o co innego może chodzić. I co jest nie tak z moim wiekiem?!

— Byłbym wdzięczny, jakbyś zaprzestała podnoszenie na mnie głosu. Musisz przestać dramatyzować — dodał oschle. — Kobiety w tej rodzinie były wydawane za mąż nieraz sporo przed uzyskaniem pełnoletności. Jak widzisz twój przypadek nie jest najgorszy, powinnaś to docenić. Docenić moją troskę i postęp cywilizacyjny, który przyniósł przez wiele lat ogromne zmiany angielskiej monarchii. Dobrze wiesz, że zawsze troszczę się o swoją rodzinę. Nie chcę wydać cię za byle kogo, a za mężczyznę na naszym poziomie. Za kogoś godnego tytułu szlacheckiego. Tysiące innych kobiet chciałoby być na twoim miejscu. W dodatku Harry Styles jest najlepszym kandydatem na członka naszej rodziny – ma być w przyszłości królem Szkocji. Taki sojusz byłby przypieczętowaniem wielkości Wielkiej Brytanii.

— Jeśli tak zależy ci na połączeniu naszych rodzin, to czemu ja muszę być jego żoną, a nie Caroline? Ona byłaby szczęśliwa z tego powodu — skrzyżowałam ręce na piersi.

Czułam, że moje dobro ma w tej sytuacji najmniejsze znaczenie. Chodziło tylko i wyłącznie o powiększanie imperium, a teraz znalazła się idealna ku temu okazja.

— Jesteś starsza, co oznacza, że masz pierwszeństwo, w dodatku wypadałoby, żebyś jako pierwsza wyszła za mąż. Caroline ma na to jeszcze trzy lata.

— A co jeśli ja tego nie chcę? Nie możesz mnie tak po prostu zmusić!

Wiedziałam, że do takiego małżeństwa nie mogło dojść. Nie mogłam zostać żoną Harry'ego Stylesa. Był prawdopodobnie jedyną osobą, którą prawdziwie gardziłam. Poprzez małżeństwo, d0 śmierci byłabym skazana na jego osobę.

— Obawiam się, że nie masz wyjścia. To już postanowione.

Zwęził usta w wąska linię i chwycił dokumenty z biurka, co oznaczało, że zakończył tą rozmowę.

Kręcąc głową w niedowierzaniu poderwałam się do wyjścia.

— I nie próbuj trzaskać drzwiami. Wypadałoby, abyś się uspokoiła, a następnie zeszła na dół przywitać się z naszym gościem. Serdecznie — podkreślił ostrym tonem, nieznoszącym sprzeciwu.

Opuściłam pomieszczenie nie słuchając jego dalszych słów. Oczy zaszły mi łzami bezsilności. Z całych sił nie chciałam dopuścić do fali płaczu. Nie mogłam pozwolić sobie na okazanie emocji, sprawa nie była tego warta.

Ojciec był przekonany, że zmusi mnie do zamążpójścia.  Nie zdawał sobie jeszcze sprawy, że właśnie rozpoczął wojnę w tej rodzinie.

⚜️⚜️⚜️


*W książce występuje połączenie Wielkiej Brytanii na Anglię, Szkocję, Walię i Irlandię. Każde z tych państw ma osobnego króla.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro