7
Perspektywa Feliksa
- Eh, ale nudy - Wdycham siedząc na drzewie w śród gałęzi - Totalnie zaraz wykituje tu
Obserwuje ich od przeszło godziny a ci ciągle nic. A Robin mówił że pójdzie szybciej. Idiota! Jak go znajdę to mu tak nagadam że go rodzona matka nie pozna. Ziewnąłem znudzony i otarłem zmęczone oczy. W tedy kątem oka dostrzegłem coś bardzo ciekawego. A konkretnie niejakiego Ezre. Niby wszystko normalnie. Biega i próbuję złapać cel. Ale od kiedy ludzie fruwają kilka centymetrów nad ziemią?
- Uu, interesujące - Od razu odżyłem i uśmiechnąłem się cwaniacko - Ciekawe gdzie jest nasz prawdziwy Ezra - Zachichotałem i wpadłem na pewien pomysł - EJ BILL! - Krzyknąłem i po chwili przede mną pojawił się ten jednooki złoty demon lewitując kilka centymetrów nad gałęzią na której siedziałem
- Co jest Felek? - Spytał z tym swoim cwaniackim uśmieszkiem
- Byłbyś tak miły i zrobił coś dla mnie?
- A o co chodzi?
- Jak widzisz zginą mi jeden uczestnik - Pokazałem palcem na lekko lewitującą postać chłopaka na dole, na co Bill szerzej się uśmiechną - Mógłbyś go znaleźć i go obserwować? - Spojrzał na mnie
- A co ja będę z tego miał? - Wiedziałem że to powie i szeroko w figlarny sposób się uśmiechnąłem
- Dostaniesz ode mnie informację o sobie ale tylko jedną - Jego uśmiech znikną i przerodził się w gniewny grymas
- Ty coś wiesz? - Wzruszyłem ramionami
- Tylko co nieco i ale niedługo prawdopodobnie sobie przypomnę więcej choć niektórych wspomnień jestem pewien na 100% - Pokazałem na niego palcem - Niektóre dotyczą ciebie - Ten złapał nie za mundur i przyciągną do siebie ale nie zrobiło to na mnie większego wrażenia
- Nie pogrywaj ze mną! - Wysyczał groźnie - Gadaj co wiesz! -Popatrzyłem na niego i się z lekka zaśmiałem - Z czego rżysz?!
- Wy demony jesteście takie przewidywalne - Złapałem jego dłoń którą mnie trzymał a z mojej dłoni wydobył się czerwony ogień który mocno go oparzył i szybko zabrał rękę lekko zdezorientowany
- Co to było? - Jego rana szybko się co prawda regenerowała ale samym zaskoczeniem dala nie go było samo zranienie, mimo że już nieraz udowadniałem mu że musi się ze mną liczyć ten ciągle o tym zapominał
- Sam do końca nie wiem ale wiem jedno - Popatrzyłem na niego tym moim aroganckim wyrazem twarzy - Zapłata dopiero po robocie - Ten sykną ze złości
- Ale ma być to cenna informacja - Zaznaczył na co kiwnąłem głową na zgodę
- Miło się z tobą robi interesy - Zwyczajem uścisnęliśmy sobie dłonie i otoczył nas błenkitny ogień który po chwili znikną jak i nasz demonek a ja oparłem się o drzewo i kontynuowałem obserwowanie reszty z ogromnym zadowoleniem wymalowanym na twarzy ~ Nigdy mnie nie lekceważcie, bo tego pożałujecie ~ Wyszeptałem choć sam nie wiem czy do siebie czy do kogoś
Perspektywa Ezry
Dobra jestem przy kwaterach. Niby mógłbym tam wejść i wyjść ale wolałbym by nikt mnie nie zobaczył. Problemem jest tu Sam, która ciągle siedzi na dole. Co prawda zawsze jak ją widzę to sprawia wrażenie osoby wszystko totalnie olewającej ale nigdy nic nie wiadomo. Miałem zatem tylko jedno wyjście. Musiałem wejść od tyłu a konkretnie tylnymi drzwiami. Bardzo powoli skradałem się aż do celu. Na szczęście nikt mnie nie zauważył. Jak że się myliłem. Po otwarciu drzwi moim oczom ukazał się chłopak z brązowymi włosami i fioletowymi oczami które świeciły niczym rubin a na sobie miał podobny czarny mundurek we wzory jak Lelouch. Mam przerąbane. To pewnie jego brat!
- Co robisz? - Spytał zdziwiony a ja nie wiedziałem jak do tego podejść
- Eto widzisz ja... -Chciałem się wytłumaczyć ale przerwał mi
- No wykrztuś to - Ponaglił mnie
- No to ten ja tu przyszedłem po..... moją rzecz tak tak moją rzecz - Uśmiechnąłem się a ten spojrzał na mnie z ukosa
- Coś ci nie wierzę - Oj chyba się z nim nie uda
- C-co? - Zająkałem się - Dlaczego? - Zmrużył oczy
- Za bardzo się denerwujesz hm - spojrzał na mnie jakby się zastanawiał - Ale to nie moja sprawa - Odwrócił się i wrócił do pomieszczenia co mnie zdezorientowało
- Ej czekaj - Niewiele myśląc pobiegłem za nim a ten przystaną i spojrzał na mnie - Ale nic nikomu nie powiesz że mnie widziałeś? - Ten zachichotał
- A co chcesz kogoś okraść? - Spytał a ja byłem coraz bardziej podenerwowany
- Nie, no co ty ja tylko.... - Nic więcej nie powiedziałem bo nagle nie wiadomo skąd chłopak znalazł się przy mnie i przystawiał mi nuż do szyi - Kiedy? - Wychrypałem
- Nie muszę ci tego wyjaśniać - Przełknąłem ślinę a ten lekko poluzował uścisk - To teraz mów - Kontynuował i mnie puścił a ja pośpiesznie się ogarnąłem - Po co tu przyszedłeś? Masz przecież teraz test - Przez drobną chwilę poczułem się jak dziecko na które rodzic jest zły że nie poszło do szkoły
- Jestem tu tylko po pewną maleńką rzecz i zaraz z tond znikam - Zapewniłem go
Ten przez chwilę mierzył mnie badawczym wzrokiem. Ci ludzie są straszni. Starałem się by moja twarz wyrażała jak najmniej emocji ale z każdą sekundą stres był dla mnie coraz bardziej odczuwalny.
- Wiesz... - Zaczął - W sumie mogę ci pomóc - Zaproponował
- Ale w czym? - Spytałem podenerwowany i zbity z tropu
- W kradzieży - chciałem popatrzeć na niego jak na wariata ale chyba mi nie wyszło bo ten się kpiąco uśmiechną - Nie udawaj, można z ciebie czytać z jak otwartej księgi - Chciałem się bronić ale sposób w jaki na mnie patrzył powiedział mi że niema to najmniejszego sensu
- Eh no dobra - Poddałem się i opadły mi ramiona - Thrawn wymyślił plan jak zdać test ale potrzebuje jednej rzeczy naszego... ee.. biegacza? - Nie wiedziałem jak go nazwać
- Kogo? - Zdziwił się na to określenie
- No tego rudzielca yyyy Hinate - Teraz już wiedział o kogo mi chodzi
- A jego - Złapał się za brodę - No to faktycznie potrzebujecie dobrego planu by go złapać - Spojrzał na mnie - Ale wież źle trafiłeś - Popatrzyłem na niego pytająco - Obecnie w jego pokoju jest Kageyama, jego kolega - Przez chwileczkę zastanawiałem się o kogo chodzi ale szybciutko sobie przypomniałem
- Ten czarno włosy? - Kiwną głową na potwierdzenie - A to spokojnie, czuje że w przeszłości nie takie rzeczy robiłem - Ten zachichotał
-No faktycznie, przed chwilą mi to udowodniłeś - Miałem ochotę strzelić focha ale się powstrzymałem i tylko odkaszlnąłem
- Wracając do tematu - Spojrzałem z lekka urażony w jego stronę - Dlaczego powiedziałeś że jest w pokoju Hinaty? Nie ma swojego? - Na jego twarzy pokazały się rumieńce i wydawał się zakłopotany moim pytaniem
- Ee... eto - Zaczął bawić się palcami - No bo ten.. tego... oni tak jakby są - I tu strzelił buraka ale ja chciałem się dowiedzieć o co chodzi
-No co oni? - Ponagliłem przez co on jeszcze bardziej się zaczerwienił. WTF?
- Oo-o... ONI SĄ RAZEM - Wykrzykną a ja szybko zatkałem mu usta ręką i dopiero po paru sekundach dotarł do mnie sens tych słów
- Zaraz co? - Spojrzałem na niego - I co w tym takiego strasznego - Spojrzał na mnie z lekka zaskoczony
- O, wybacz, nie którzy pochodzą z takich środowisk w których tacy są bardzo nielubiani a że jesteście tu od niedawna nie wiedziałem czy i ty... - Odsunąłem się od niego i przyjaźnie uśmiechnąłem
- Wiesz nie wiem jak moi przyjaciele ale ja nie mam nic przeciwko takim związkom - Zapewniłem go a ten się już uspokoił
- Eh to dobrze - Odetchną z ulgą ale nagle się ode mnie odsuną i wyszczerzył zażenowany oczy wprost na mnie - ALE JA NIE JESTEM Z TYCH, LUBIE DZIEWCZYNY WIĘ... - Wymachiwał rękami we wszystkie strony a ja po chwili zacząłem się śmiać na co on najpierw był zaskoczony po czym spojrzał na mnie zły - Z czego się śmiejesz?
Gdy spostrzegłem jego wściekłe spojrzenie szybko sam się zacząłem ogarniać ale łatwe to nie było bo on naprawdę był zabawny.
- Przepraszam - Walnąłem się w policzek by ochłonąć - To co tam mówiłeś w sprawie pomocy? - Postanowiłem zmienić temat
- A tak - Odchrząknął i wyprostował się ale patrzył na coś z boku - Jak już mówiłem mogę ci pomóc ale będziesz mi winien przysługę
- A konkretnie jaką? - Spytałem lekko podejrzliwy
- O to się nie martw - Zapewnił z uśmiechem patrząc na mnie - A teraz powiedz co konkretnie chcesz ukraść?
- Wolał bym raczej użyć określenia "pożyczyć na czas nieokreślony" - Uśmiechnąłem się szeroko i on odpowiedział tym samym
- W porządku - Zachichotał - To co to ma być?
- Jego piłka
- W sumie mogłem się domyślić - Odwrócił się i ruszył w stronę schodów prowadzących na górę - Chodź zaprowadzę cię ale zostań na górze przy schodach, zaraz ci ją przyniosę - Spojrzałem na niego z lekkim niepokojem
- Ale jak chcesz to zrobić? - Ten uśmiechną się z pewnością siebie
- Nie martw się, tą będzie bardzo proste zadanie
Ruszył na górę a ja za nim. W tedy dotarło do mnie że muszę się pośpieszyć. Zabawiłem tu stanowczo za dużo czasu.
TAK WIEM MIAŁEM SIĘ ZA TO WZIĄĆ ALE POPRZEDNI TYDZIEN OKAZAŁ SIĘ NADZWYCZAJ CIĘŻKI
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro