2
Biegłem jakaś ciemną uliczką a raczej uciekałem przed kimś. Gonili mnie jacyś goście w białych zbrojach. Strzelali do mnie! Co jakiś czas się zatrzymywałem i odbijałem strzały moim mieczem. Nie wiem ile tak biegłem ale wtem trafiłem na ślepą uliczkę a tamci mnie otoczyli. Ustawiłem się w pozycji do walki. Krzyczeli żebym się poddał ale nie miałem takiego zamiaru. Nagle ktoś w nich zaczął strzelać od tyłu. W kilka sekund wszyscy leżeli martwi. Z dymu po pociskach wyłoniła się postać w kolorowej zbroi. Znałem ją! To Sabin. Podszedłem do niej i o czymś gadaliśmy. Nagle nad nami zaświeciło bardzo jasne światło. Wyjąłem miecz. Nie wiedziałem co się dzieje.... i nagle ciemność.
- HHHHYYYY! - Obudziłem się przestraszony. Ciężko oddychałem. Aż klatka piersiowa mnie rozbolała. Zmieniłem pozycje na siedzoncą - Co to było? - spytałem sam siebie
Wziąłem kilka wdechów i wydechów. Już było mi nieco lepiej ale cały byłem spocony. Nagle na zewnątrz usłyszałem wybuch. Dochodził z nieba. Podszedłem do pseudo okna i wyjrzałem za nie. Na niebie znajdował się sporawy punkt ciemnego dymu i miałem że niebo... faluje?
- KURWA! MORTI! COŚ SZOWU SPIERDOLIŁ! - Usłyszałem jakieś krzyki. Spojrzałem w tamtą stronę. Dziadek w niebieskim kitlu biegł wściekły do wraku czegoś z którego wychodził jakiś chłopak w żółtej koszulce. Był chyba ledwo żywy. - CO SIE KURWA STAŁO!? PRZECIERZ WSZYSTKO DOKLADNIE OBLICZYŁEM! WIĘC JAKIM CUDEM TO NIEPRZESZLO! KURWA!!!!! - Wrzeszczał jak oszalały
Spojrzałem w dół. Przy wejściu do budynku stała Sabin i Thrawn. Postanowiłem pójść do nich. Szybkim krokiem wyszedłem z pokoju i zszedłem po schodach. Znalazłem się w holu. Zobaczyłem Sam. Pia spokojnie jakiś koktajl.
- Ee, Sam? - podszedłem niepewnie a ona na mnie ze znudzonym wyrazem twarzy spojrzała - Co to było? - Spojrzała za okno
- A to - wskazała na Dziadka opieprzającego wszystko dookoła - Znowu jakiś jego cudowny wynalazek
- Tak? - Ale ta nie odpowiedziała więc poszedłem do mojej nazwijmy to grupy - Idziecie? - Przecisłem się przez tą dwójkę która tarasowała przejście i po chwili wspólnie szliśmy do miejsca zdarzenia.
Przeszliśmy przez most i ciągle kierowaliśmy się do miejsca w którym zbierało się coraz więcej ludzi. Przyjrzałem się bliżej sytuacji. To cos o mało nie walnęło w plantacje. Mieliśmy szczęście. Dotarliśmy na miejsce. Dziadek chyba już się uspokoił gdyż tyle nie klną. Podszedłem do jakiegoś gostka w czarnym... mundurku ze złotymi zdobieniami.
- Hej, cześć - przywitałem się by zwrócić jego uwagę. Odwrócił się lekko zaskoczony w moją stronę - Jesteśmy nowi - Wskazałem na nas - I nie wiemy co ty się stało - Wskazałem na karambol
- A to o was mówiła C.C. - jego ton był bardzo miły i przyjacielski ale jednocześnie opanowany
- Znasz ją? - spytała zdziwiona Sabin
- Tak, trafiliśmy tu razem, teraz powinna być gdzieś z moim młodszym batem - wyciągną dłoń w naszą stronę - Lelouch Lamperouge - uścisnąłem jego dłoń
- Ezra Bridger a to... - wyciągną przed siebie drugą dłoń na znak bym ni nie mówił
- Wiem kim jesteście, C.C. jest bardzo rozmowna kiedy jej się nudzi - zaśmiał się i spojrzał na Thrawna - To prawda że zjadłeś bez oporów potrawę Szefa? - na samo wspomnienie zrobiło mi się niedobrze
- Czy to aż taki wielki wyczyn? - westchną - Wszyscy których dziś spotkaliśmy pytali mnie się o to
- No biorąc pod uwagę z czego są jego potrawy - złapał się za brodę a drugą ręką się podpierał, wyglądał jak jakiś arystokrata - To tak, ogromny wyczyn
- Zmieniając temat - Thrawn zmienił temat - Co tu się stało?
- Rick znowu próbował jakoś przedostać się przez ta barierę nad nami - skazał w górę - Ale jak widać wyszło z tego jedno wielkie nic
- Nie pierdol mi tu swoich debilnych mądrości Doktorze WHO-oj! - Krzykną dziadek a ten drugi skrzywił się na to wyzwisko
-Ale Rick raz byś się go może w końcu posłuchał a nie tylko....!
- A pierdol się Morty i ty krawaciarzu, nie potrzebuje waszej pomoc!
-Ale dzieciak ma racje. Poza tym już dawno doszliśmy do wniosku że bariera jest nie do przejścia - stwierdził facet w brązowym garniturze w paski i krawacie
- A czy wy możecie w końcu przestać się tak bezsensownie debile skończone robaki kłócić - ktoś się na nich wydarł ale nie widziałem kto. Nagle zobaczyłem że wszyscy patrzą w dół. przeciąłem się nieco przez tłum. Teraz zobaczyłem niską na oko 10-11 lat dziewczynkę w .... mundurze?
- Jak żeś mnie nazwała ty babo chłopko
- Robakiem - popatrzyła na niego kąśliwie - Taki stary a taki głupi
- JA BŁUPI! Dziewczynko ja z trawy ekologiczne paliwo zrobiłem! Ja kore drzew w metal zamieniam! Ja kurwa rakietę ze śmieci i roślin zbudowałem i ty mi mówisz że głupi jestem!
- Jakbyś był mądry to zaczął byś myśleć nad inną droga ucieczki stary capie a nie bez sensu wysyłał dzieciaka na śmierć! - Teraz i ona się wkurzyła. Dziadek chciał coś powiedzieć ale ktoś go ubiegł
- Hej, przestańcie się kłócić to w niczym nie pomoże! - między nimi stał dzieciak z biało niebieska czapka w kamizelce a za nim ten dziwaczny blondyn a z tłumu można było słyszeć różne głosy.
- Ma racje!
-Powinniśmy to posprzątać!
- Później to omówimy!
- Kiedy moja kolej! - I nastała cisza a cała uwaga skierowała się na eee jakieś kolejne gadające zwierzę
- Julian weź idź się schowaj - dogadało mu kolejne biało czarne zwierzę
- Ale co? - wszyscy westchnęli
- Dobra, koniec tego zgromadzenia - Na środek wyszedł stary dziadzio w szarej pelerynie i długiej siwej brodzie - Wszystko zostanie rozstrzygnięte na naszym co dniowym zebraniu teraz proponuje się rozejść, widzimy się za dwie godziny - popatrzył jeszcze po zebranych i ruszył w swoja stronę podpierając się laską
- Totalnie się z tym gościem zgadzam - powiedział ktoś koło mnie, popatrzyłem na niego a ten na mnie - Oo, ccccc-cześć - jąkał się - J-jestem Fel-liks Łukasiewicz - Był to blondyn z kucykiem i bardzo luźnymi ubraniami a także zielonymi oczami, cały się trząsł
- Cześć jestem Ezra a to moi towarzysze jesteśmy tu nowi - był bardzo zdenerwowany
- Tak, widzę - chyba zaraz zemdleje
- Wszystko w porządku?
- Spokojnie on tak zawsze reaguje na nowe twarze - odezwał się Lelouch
- A dlaczego tak jest? - spytała się Sabin ale ten tylko wzruszył ramionami i ruszył w swoją stronę. Sabin uśmiechnęła się - Nie martw się nic ci ni zrobimy. Ten pokiwał głowa i się pożegnał. W tym momencie zdałem sobie sprawę że nie widzę nigdzie Thrawna
-A tego gdzie wcięło? - spytałem niby siebie a Sabin wzruszyła rękami. Rozglądałem się dookoła i zobaczyłem go w towarzystwie jakiego karła. Rozmawiali. Dosyć żywo. Chciałem do nich podejść ale Sabin mnie powstrzymała.
- Zostawmy go
- Dlaczego?
- Przecież widać jak żywo rozmawiają wole im nie przeszkadzać
- To co robimy przez te dwie godziny?
- Weźmiecie te kosze i pozbieracie z nimi pomidory - odezwał się ktoś za nami. Odwróciliśmy się i zobaczyliśmy chłopaka z czarnymi włosami i zabójczo groźnym wzrokiem. Miał na sobie białą koszule i czarne spodnie a także koszule zawieszoną na ramionach. W rękach trzymał jakieś metalowe pałki
- Ee, ale czemu...?
- Jak nie to zagryzę na Śmierć - Nagle w jego oku zagościł zabójczy błysk
- Spoko spoko gościu - i ruszyliśmy do plantacji
- Jeny ale przyjemniaczek - powiedziała Sabin po czym się zaśmialiśmy
Dziś krótszy rozdział ale następny będzie na pewno dłuższy
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro