Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2

Biegłem jakaś ciemną uliczką a raczej uciekałem przed kimś. Gonili mnie jacyś goście w białych zbrojach. Strzelali do mnie! Co jakiś czas się zatrzymywałem i odbijałem strzały moim mieczem. Nie wiem ile tak biegłem ale wtem trafiłem na ślepą uliczkę a tamci mnie otoczyli. Ustawiłem się w pozycji do walki. Krzyczeli żebym się poddał ale nie miałem takiego zamiaru. Nagle ktoś w nich zaczął strzelać od tyłu. W kilka sekund wszyscy leżeli martwi. Z dymu po pociskach wyłoniła się postać w kolorowej zbroi. Znałem ją! To Sabin. Podszedłem do niej i o czymś gadaliśmy. Nagle nad nami zaświeciło bardzo jasne światło. Wyjąłem miecz. Nie wiedziałem co się dzieje.... i nagle ciemność. 

- HHHHYYYY! - Obudziłem się przestraszony. Ciężko oddychałem. Aż klatka piersiowa mnie rozbolała. Zmieniłem pozycje na siedzoncą - Co to było? - spytałem sam siebie

Wziąłem kilka wdechów i wydechów. Już było mi nieco lepiej ale cały byłem spocony. Nagle na zewnątrz usłyszałem wybuch. Dochodził z nieba. Podszedłem do pseudo okna i wyjrzałem za nie. Na niebie znajdował się sporawy punkt ciemnego dymu i miałem że niebo... faluje? 

- KURWA! MORTI! COŚ SZOWU SPIERDOLIŁ! - Usłyszałem jakieś krzyki. Spojrzałem w tamtą stronę. Dziadek w niebieskim kitlu biegł wściekły do wraku czegoś z którego wychodził jakiś chłopak w żółtej koszulce. Był chyba ledwo żywy. - CO SIE KURWA STAŁO!? PRZECIERZ WSZYSTKO DOKLADNIE OBLICZYŁEM! WIĘC JAKIM CUDEM TO NIEPRZESZLO! KURWA!!!!! - Wrzeszczał jak oszalały

Spojrzałem w dół. Przy wejściu do budynku stała Sabin i Thrawn. Postanowiłem pójść do nich. Szybkim krokiem wyszedłem z pokoju i zszedłem po schodach. Znalazłem się w holu. Zobaczyłem Sam. Pia spokojnie jakiś koktajl. 

- Ee, Sam? - podszedłem niepewnie a ona na mnie ze znudzonym wyrazem twarzy spojrzała - Co to było? - Spojrzała za okno

- A to - wskazała na Dziadka opieprzającego wszystko dookoła - Znowu jakiś jego cudowny wynalazek

- Tak? - Ale ta nie odpowiedziała więc poszedłem do mojej nazwijmy to grupy - Idziecie? - Przecisłem się przez tą dwójkę która tarasowała przejście i po chwili wspólnie szliśmy do miejsca zdarzenia.

Przeszliśmy przez most i ciągle kierowaliśmy się do miejsca w którym zbierało się coraz więcej ludzi. Przyjrzałem się bliżej sytuacji. To cos o mało nie walnęło w plantacje. Mieliśmy szczęście. Dotarliśmy na miejsce. Dziadek chyba już się uspokoił gdyż tyle nie klną. Podszedłem do jakiegoś gostka w czarnym... mundurku ze złotymi zdobieniami.

- Hej, cześć - przywitałem się by zwrócić jego uwagę. Odwrócił się lekko zaskoczony w moją stronę - Jesteśmy nowi - Wskazałem na nas - I nie wiemy co ty się stało - Wskazałem na karambol 

- A to o was mówiła C.C. - jego ton był bardzo miły i przyjacielski ale jednocześnie opanowany

- Znasz ją? - spytała zdziwiona Sabin

- Tak, trafiliśmy tu razem, teraz powinna być gdzieś z moim młodszym batem - wyciągną dłoń w naszą stronę - Lelouch Lamperouge - uścisnąłem jego dłoń

- Ezra Bridger a to... - wyciągną przed siebie drugą dłoń na znak bym ni nie mówił

- Wiem kim jesteście, C.C. jest bardzo rozmowna kiedy jej się nudzi  - zaśmiał się i spojrzał na Thrawna - To prawda że zjadłeś bez oporów potrawę Szefa? - na samo wspomnienie zrobiło mi się niedobrze

- Czy to aż taki wielki wyczyn? - westchną - Wszyscy których dziś spotkaliśmy pytali mnie się o to

- No biorąc pod uwagę z czego są jego potrawy - złapał się za brodę a drugą ręką się podpierał, wyglądał jak jakiś arystokrata - To tak, ogromny wyczyn

- Zmieniając temat -  Thrawn zmienił temat - Co tu się stało?

- Rick znowu próbował jakoś przedostać się przez ta barierę nad nami - skazał w górę - Ale jak widać wyszło z tego jedno wielkie nic 

- Nie pierdol mi tu swoich debilnych mądrości Doktorze WHO-oj! - Krzykną dziadek a ten drugi skrzywił się na to wyzwisko

-Ale Rick raz byś się go może w końcu posłuchał a nie tylko....!

- A pierdol się Morty i ty krawaciarzu, nie potrzebuje waszej pomoc!

-Ale dzieciak ma racje. Poza tym już dawno doszliśmy do wniosku że bariera jest nie do przejścia - stwierdził facet w brązowym garniturze w paski i krawacie

- A czy wy możecie w końcu przestać się tak bezsensownie debile skończone robaki kłócić - ktoś się na nich wydarł ale nie widziałem kto. Nagle zobaczyłem że wszyscy patrzą w dół. przeciąłem się nieco przez tłum. Teraz zobaczyłem niską na oko 10-11 lat dziewczynkę w .... mundurze?

- Jak żeś mnie nazwała ty babo chłopko

- Robakiem - popatrzyła na niego kąśliwie - Taki stary a taki głupi

- JA BŁUPI! Dziewczynko ja z trawy ekologiczne paliwo zrobiłem! Ja kore drzew w metal zamieniam! Ja kurwa rakietę ze śmieci i roślin zbudowałem i ty mi mówisz że głupi jestem!

- Jakbyś był mądry to zaczął byś myśleć nad inną droga ucieczki stary capie a nie bez sensu wysyłał dzieciaka na śmierć! - Teraz i ona się wkurzyła. Dziadek chciał coś powiedzieć ale ktoś go ubiegł

- Hej, przestańcie się kłócić to w niczym nie pomoże! - między nimi stał dzieciak z biało niebieska czapka w kamizelce a za nim ten dziwaczny blondyn a z tłumu można było słyszeć różne głosy.

- Ma racje!

-Powinniśmy to posprzątać!

- Później to omówimy!

- Kiedy moja kolej! - I nastała cisza a cała uwaga skierowała się na eee jakieś kolejne gadające zwierzę

- Julian weź idź się schowaj - dogadało mu kolejne biało czarne zwierzę

- Ale  co? - wszyscy westchnęli 

- Dobra, koniec tego zgromadzenia - Na środek wyszedł stary dziadzio w szarej pelerynie i długiej siwej brodzie - Wszystko zostanie rozstrzygnięte na naszym co dniowym zebraniu teraz proponuje się rozejść, widzimy się za dwie godziny - popatrzył jeszcze po zebranych i ruszył w swoja stronę podpierając się laską

- Totalnie się z tym gościem zgadzam - powiedział ktoś koło mnie, popatrzyłem na niego a ten na mnie - Oo, ccccc-cześć - jąkał się -  J-jestem Fel-liks Łukasiewicz - Był to blondyn z kucykiem i bardzo luźnymi ubraniami  a także zielonymi oczami, cały się trząsł

- Cześć jestem Ezra a to moi towarzysze jesteśmy tu nowi - był bardzo zdenerwowany

- Tak, widzę - chyba zaraz zemdleje

- Wszystko w porządku?

- Spokojnie on tak zawsze reaguje na nowe twarze - odezwał się Lelouch

- A dlaczego tak jest? - spytała się Sabin ale ten tylko wzruszył ramionami i ruszył w swoją stronę. Sabin uśmiechnęła się - Nie martw się nic ci ni zrobimy. Ten pokiwał głowa i się pożegnał.  W tym momencie zdałem sobie sprawę że nie widzę nigdzie Thrawna 

-A tego gdzie wcięło? - spytałem niby siebie a Sabin wzruszyła rękami. Rozglądałem się dookoła i zobaczyłem go w towarzystwie jakiego karła. Rozmawiali. Dosyć żywo. Chciałem do nich podejść ale Sabin mnie powstrzymała.

- Zostawmy go 

- Dlaczego?

- Przecież widać jak żywo rozmawiają wole im nie przeszkadzać

- To co robimy przez te dwie godziny?

- Weźmiecie te kosze i pozbieracie z nimi pomidory - odezwał się ktoś za nami. Odwróciliśmy się i zobaczyliśmy chłopaka z czarnymi włosami i zabójczo groźnym wzrokiem. Miał na sobie białą koszule i czarne spodnie a także koszule zawieszoną na ramionach. W rękach trzymał jakieś metalowe pałki

- Ee, ale czemu...?

- Jak nie to zagryzę na Śmierć - Nagle w jego oku zagościł zabójczy błysk

- Spoko spoko gościu - i ruszyliśmy do plantacji

- Jeny ale przyjemniaczek - powiedziała Sabin po czym się zaśmialiśmy 




Dziś krótszy rozdział ale następny będzie na pewno dłuższy 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro