Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10

Sabin

Od naszego przybycia tu miną jakiś tydzień. Czas zlatuje nam na różnorakich pracach. Pomagamy przy uprawach, naprawach i innych tego typu rzeczach. Można by powiedzieć  że prowadzimy sielskie, spokojne życie. Jednak nic nie trwa wiecznie. Po tym jak Ezra odkrył w sobie dziwną moc wieczorami przesiaduje w lesie czy różnych innych miejscach gdzie stara się odkryć swoją moc co jak sam mówi do łatwych nie należy. Powoduje nim też presja. Został bowiem przydzielony do biegaczy, tak samo jak ja. Thrawn może i miał niezłą kondycje ale uznano że lepiej będzie jak jemu pozostawimy planowanie gdyż był świetnym strategiem. A na chwile odbiegając od tematu, to Hinata w dwa dani po tym jak Ezra go... lekko poturbował, wrócił do pełni sił. Gdybyście widzieli wściekłe spojrzenia jego towarzysza to byście dostali gęsiej skórki. Ezra oczywiście przepraszał Hinate za każdym razem jak go mijał, co zaczynało się robić irytujące nawet dla rudzielca, który na tabene już dawno mu wybaczył. Kto by pomyślał że Ezra jest taki wrażliwy. Ale wracając do głównego wątku. Dziś w południe wszyscy biegacze mają zebrać się pod bramą. Gadałam z Pająkiem który powiedział mi że jako że to nasz pierwszy raz będziemy biegać z osobą towarzyszącą. Mam nadzieje że trafie na w maire rozgarniętą osobę. Właśnie miałam się  zbierać kiedy przy wejściu staną Thrawn.

- Sabin, masz chwilę? 

- Jasne tylko szybko bo zaraz czas zbiórki - Podkreśliłam mu

- To tylko momencik - Sięgną do kieszeni i wyją jakieś malutkie urządzenia - To komunikatory, będziemy dzięki nim mogli się, przynajmniej mam taką nadzieje, komunikować - Wyjaśnił

- Fajne - Przyznałam  - A gdzie je umieścić?

- Najlepiej na prawym nadgarstku a to mniejsze do ucha - Tak też zrobiłam. Nie było zbyt wygodne ale może być 

- Dzięki

- Jak byś mogła przekazać te Ezrze - Podał mi drugą parę

- Nie ma sprawy, to widzimy się później - Pożegnałam się i ruszyłam w stronę bramy

Wychodząc zauważyłam że dziś znowu mamy piękną słoneczną, prawie bezchmurną pogodę. Co było dla mnie trochę nie naturalne. Żadnych deszczy czy poważniejszych zachmórzeń. Ale to szczegół. Wszyscy zajmowali się jak co dzień swoimi sprawami. Rick wyżywa się na Martim. Jack kryje się w krzakach, kryjąc się przed Szefem któremu pewnie znowu podwędził Rum. Skąd my go w ogóle mamy? Bill płata figle Hibariemu, który wymienił już chyba z 1000 sposobów w który go zabije. Gandalf poucza Rica i Anga że nie wolno wszystkiego co się zobaczy wysadzać, oczywiście mieli to gdzieś bo wręcz uwielbiali psocić. Sam warczy na Torina za to że przerwał jej drzemkę. Astrid namawia Czykawke by zrobił sobie przerwę. Tom próbuje zabić Marko. Sasuke próbuje zamordować Naruto. Kusko opala si na słońcu olewając wszystko, tak samo jak Julian. Lucy Focha się na Natsu i jak zwykle nikt nie wie za co. Pewnie sama nie wie. Izuku i Dipper zaczytani są w jakiejś książce a  Mabel uczy Todorokiego dziergać na drutach, co jest trochę dziwne ale nie będę oceniać. Fineasz I Ferb kończyli budować basen. Nie wiem skąd oni mają na to materiały ale to akurat nie ważne bo będzie można się wykąpać w zimnej wodzie. I to w sumie tyle co widzę. 

Dochodzę do bramy a przed nią czekają już Ezra z Robinem i... zaraz jak mu było? A tak! Jack, Jack Mróz. 

- Hej chłopaki! - Przywitałam się

- Cześć! - Odpowiedzieli wspólnie 

- To wszyscy?

- Nie, jeszcze czekamy na trójkę - Powiedział Robin

- Hm, a właśnie Ezra, Thrawn prosił bym ci to dała - Podałam mu komunikatory

- Co to? - Spytał się biorąc je do ręki

- Komunikatory, będziemy mogli się nawzajem porozumiewać dzięki nim - Momentalnie Robin znalazł się koło nas

- CO! I nic nie mówił o takich cackach! - Oburzał się 

- Ej, szefie, co się dzieje? - Spytał ktoś o dziecięcym głosiku. Spojrzeliśmy w bok i ujrzeliśmy Tabye

- Tanya? - Spytał zdziwiony Ezra - Co ty tu robisz? - Lekko zmrużyła oczy 

- Idę z wami a co innego mogę tu robić? - Spytała z ironią a my spojrzeliśmy na Robina oskarżycielsko 

- No co? Może nie wygląda ale jest bardzo szybka i zwinna, a walczyć z nią na serio to nie polecam - Stwierdził 

- Prawda, jest zabójcza - Zgodziła się z nim Mikasa i Spider Man 

- No dobra to chyba wszyscy - Stwierdził Jack 

- Dobrze, skoro jesteśmy już w komplecie to wyjaśnię wam Ezro i Sabin z kim będziecie biegać dzisiaj - Spojrzał na nas - Z tobą Ezra będzie Jack - Wyżej wymieniony posłał mu uśmiech - A ty Sabin z Mikasą - Ta w ogóle ni zareagowała ale to nic - Cała reszta biega osobno i pamiętajcie że macie czas do ósmej czyli od teraz już nie cale 8 godzin na badanie i powrót z Labiryntu inaczej... niech bóg ma was w swojej opiece - Przełknęłam ślinę - No dobrze to teraz bez ceregieli... GOTOWI DO BIEGU START! - I wystrzelił w stronę Labiryntu jak pocisk z armaty a my biegliśmy tuż za nim aż wszyscy nie zaczęliśmy skręcać w różne rozgałęzienia Labiryntu. Jeszcze tylko zobaczyłam jak Ezra Skręca w lewy korytarz i zostałam sama z Mikasą. Trzeba to przyznać, przemieszcza się w ciekawy sposób. Po bokach ma specjalne plecaki z których wystrzeliwuje specjalne harpuny dzięki którym cały czas przemieszcza się w powietrzu z bardzo szybką prędkością. Nie chcąc być w tyle odpaliłam swój plecak odrzutowy i po kilku chwilach dogoniłam ją a ta skinęła mi głową, chyba na znak uznania a następnie wspólnie ruszyliśmy przed siebie. 

 

Gdzieś Indziej 

Na szczycę jednej ze ścian Labiryntu leżała, a raczej drzemała sobie pewna postać. Był to z wyglądu młody chłopiec. Z wyglądu miał jakieś 15 lat, lecz bynajmniej nie był on człowiekiem. W oczy każdemu od razu by się rzuciły kocie uszy na głowię blondwłosego chłopca. Jako drugi z kolei w oczy rzucał się  mundur Hitlerjugend i charakterystyczna przepaska ze swastyką na lewym przed ramieniu.

Do młodzieńca podeszła mroczna zakapturzona postać z mroczną metalową maską na głowię. Nie było widać twarzy tylko mrok. Postać poruszała się powoli a jedyny dźwięk jaki wydawała to dźwięk zbroi pod płaszczem.

- Wyruszamy - Powiedziała dziwnym, pustym, nie ludzkim wręcz głosem 

Młodzieniec na to otworzył oczy i powoli się podniósł rozciągając się przy tym.

- Już? - Powiedział znużony ciągle się rozciągając - Miałem nadzieje na dłuższą drzemkę - Położył ręce na biodrach i odwrócił się do mrocznej postaci za którą stał smok. Postać nie odpowiedziała i ruszyła do swojego pupilka a młodzieniec skoczył w dół gdzie czekała na niego reszta 

- No nareszcie! Ile można! - Żaliła się kobieta w czarnej sukni i z potarganymi włosami i szaleńczym błysku w oczach 

- Uspokój się żono! - Zganił ją jej mąż 

Do młodzieńca podszedł mężczyzna w mundurze oficera SS a za nim czterech żołnierzy SS w maskach przeciw gazowych i żelaznych hełmach uzbrojeni w  MP40, pistolet maszynowy kalibru 9 x 19 mm i granaty.

- Chorąży Schrodinger! Jesteśmy gotowi - Zakomunikował młodzieńcowi Oficer SS

- To możemy już ruszać? Nie mogę się doczekać by trochę zaszaleć - Stwierdziła ubrana w czarny kombinezon kobieta

- Ależ oczywiście - Powiedział młodzieniec - Państwo Lastrange zajmą się celem numer 1 a pani, Siódma Siostro i pan Nazgul celem numer 2. Ja z moimi ludźmi zajmiemy się resztą. To wszystko to do dzieła. Pa! - Pożegnał się i ni jak po prostu wyparował ku lekkiemu zaskoczeniu wszystkich

- I pomyśleć że to mugol - Powiedziała Bellatriks a jej mąż ją poparł 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro