Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[3]

­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­Za każdym razem, gdy chciałam wychodzić z domu, widziałam surowe spojrzenia ojca i błagalne oczy mojej mamy. Oboje widzieli, co się wydarzyło i miałam teraz na siebie uważać. Cudem nie dostałam kary na wychodzenie z domu po lekcjach. Po prostu dramat...

­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­Jednak, wizja tego, że nie ma nic na śniadanie, zmusiła mych rodziców do posłania mnie na zakupy. Tylko do jednego sklepu i z powrotem. Całe szczęście, że mnie wypuścili. Ale nie mogli się gniewać dłużej niż tydzień. Nigdy nie pamiętali o tym później. A przecież przeżyłam. Nawet Luka nie robił mi takiej szopki, jak oni.

­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­Wzięłam portfel i wyszłam w czerwonym płaszczyku z domu. Było około dziewiętnastej, więc robiło się automatycznie zimno. Zeszłam ze schodów na klatce i wyszłam z budynku. Od razu uderzyło mnie to miłe, wieczorne powietrze. Z całym szacunkiem do rodziców, ale tego wieczoru nie byłam w stanie być krótko na dworze. Miałam telefon, więc nic nie mogło pójść nie tak. Zawsze mogłam wysłać im wiadomość, jakby co. Kolejki w sklepie i tak dalej...

­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­Naprawdę było mi przyjemnie, gdy stąpałam po chodniku Paryża. Co jakiś moment kogoś mijałam, niekoniecznie go kojarzyłam, lecz to nie o to chodziło. O fakt, że w każdej chwili mogłam wyjść do ludzi i się integrować. Po prostu się uśmiechać do innych, którzy często to odwzajemniali. Czułam się bezpiecznie, przecież obrońcy Paryża musieli być na patrolu.

­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­Po kupieniu wszystkiego, co mi potrzebne było, wyszłam ze sklepu. Było tam mnóstwo artykułów spożywczych, środków czystości i tym podobnych, typowy market. Stał w miejscu, gdzie kiedyś był teatr. Ten został zlikwidowany z sześć lat temu, po czym stanął właśnie sklep.

­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­Rozejrzałam się po okolicy. Ujrzałam znaną sylwetkę Paryża, Czarnego Kota. Rozmawiał o czymś z Biedronką, która po chwili od niego uciekła. Ten wydawał się być przygnębiony. Byłam zdziwiona, że spotkali się tak blisko mnie. Chyba bohater wyczuł, że na niego patrzę, gdyż spotkałam się z nim wzrokiem. Zeskoczył z wysoka i pojawił się przede mną.

— No, ładnie tak podglądać? — zapytał żartobliwie, lecz widziałam w jego oczach zawód. Moją osobą?

— Wybacz, nie chciałam akurat tam spojrzeć, ale cóż, stało się. Już tego nie zmienię — rozłożyłam wolną rękę, po czym niespodziewanie on chwycił moje zakupy.

— Może ci chociaż pomogę? — zapytał nagle, co chyba w ogóle nie mogło być w jego intencji. Przecież to była moja wina, prawda?

— No w porządku. Ale możesz mi opowiedzieć, co zaszło między tobą, a Biedronką? Nie wyglądało to jak miłosna pogawędka. Pokłóciliście się, prawda? — rzuciłam bez ogródek, na co ten się widocznie spiął. Posmutniał i przetarł lewą ręką policzek.

— Opowiem ci. Jak tylko odstawię cię do domu.

•••

­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­Staliśmy już przy barierce. Odniosłam zakupy mamie wcześniej, ściągnęłam płaszcz, a Czarny Kot zdecydował, że wskoczy po prostu na balkon, by nie konfrontować się z moi rodzicami. To było słuszne.

— Pokłóciliśmy się — mruknął i kątem oka rozejrzał się. Na balkonie miałam trzy kartony stojące w rogu, całość pokrywała trawiasta wykładzina, na niej dwa białe krzesła i stolik po prawej stronie. Na ramie były wiszące, balkonowe doniczki z różnymi kwiatami i ziołami. Skupił się na krześle i usiadł tam, co też uczyniłam i ja. — Znaczy, ona ze mną. Próbowałem z nią flirtować podczas eskapad, ale nie wychodziło mi to. Biedronka ciągle powtarza, że ma pewnego chłopaka na oku i jest dla niej najważniejszy. Nie jest to łatwe.

­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­Nie mogłam uwierzyć. Wyglądał naprawdę źle w tamtym momencie. Jak zbity pies. Kot. W dodatku zwierzał się o to jakiejś dziewczynie, której w ogóle nie znał. To nie wszystko, siedział u mnie na balkonie i rozmawiał ze mną, jakbyśmy się znali od dłuższego czasu. Co on we mnie takiego widział?

— Wygląda na to, że byłeś wobec niej zbyt nachalny. Wiem, że darzysz ją czymś więcej, ale to nie zawsze jest odwzajemnione — bardziej go przybiłam, więc spróbowałam uratować sytuację — ale może kup jej kwiaty i ją przeproś? Wtedy delikatnie, przynajmniej, to załagodzisz. Tak myślę.

­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­Nagle zrobiło mi się bardzo zimno. No tak, dzisiaj dzień był pochmurny. Październik był wyjątkowo zmienny, jeżeli chodziło o pogodę. Wkroczyłam do pokoju, odprowadzona zaciekawionym wzrokiem Kota.

­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­Miałam duże łóżko, prawie dwuosobowe po lewej stronie, na wprost mnie duża szafa na prawie całą szerokość, aż do spadu, po prawej biurko pomiędzy dwoma niskimi komodami i na środku zielony, puchaty dywan na prawie całość podłogi. Było przytulnie i w moim stylu. Czyli miszmasz. Ale meble były białe.

— Kocie, zrobić ci herbaty? — zapytałam, odwracając się w jego stronę. Widziałam w jego oczach małe iskierki. Z jakiegoś powodu.

— Tak, poproszę! — ucieszył się i wpadł zaraz za mną na miękki dywan. Po chwili już leżał na łóżku i rzucił wzrokiem na telewizor, który stał na wprost. Po prawej stronie łóżka był kawałek ściany. Zawsze się na nim opierałam.

— Pilot jest przy ścianie — rzekłam i ruszyłam na dół, do kuchni. Moi rodzice byli w salonie, w końcu oboje nadrabiali Grę o Tron, który zawsze starali się oglądać wieczorami. Byli takimi maniakami tego serialu, że robili już kolejny rewatch z rzędu...

­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­W kuchni sięgnęłam do szafki po pudełko różnych naparów. Zadecydowałam, że wezmę jedną z moich ulubionych. Szybko zaparzyłam dwa kubki malinowej herbaty i weszłam na górę. Zielonooki był rozwalony na mojej ukochanej, żółtej pierzynce i wgapiał się w ekran średniego telewizora. Postawiłam kubki na stoliku nocnym, po czym spojrzałam na niego z politowaniem.

— Nie zapomnij, że jesteś u mnie. Też chcę trochę miejsca.

— Oczywiście, Moja Pani! — zasalutował i wyraźnie zaakcentował drugie słowo, na co uniosłam kąciki ust. Nie był głupi. Potrafił się podlizywać.

­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­Usiadłam obok niego i zobaczyłam wtedy, że ogląda wiadomości. Bla bla, obrońcy Paryża, bla bla, znowu uratowali ludzi. Zabawne było, patrząc z perspektywy na to, że jeden z nich właśnie obok mnie siedział. Rozwalony na prawie całej szerokości materaca.

— A co u ciebie w szkole? Tak często pojawiają się w twoim gimnazjum akumy, że to aż zaskakujące — odezwał się, gdy Nadja skończyła gadać o bohaterach na krótszy moment.

— Dlatego wydaje mi się, że to tam właśnie się narodziliście — odparłam lekko, na co widocznie Czarny Kot się spiął. Rzuciłam mu zabawne spojrzenie.

— Masz jakieś dowody? Pewność? — wypytywał mnie prędko, oczekując szybkich wyjaśnień. Prychnęłam. Jakby to nie było najoczywistsze.

— Tam w końcu pojawiła się pierwsza akuma. Aż nie dziwne, że ludzie nie potrafią dostrzec, że jakiś cudem kojarzyliście Ivana, który został zaakumanizowany. Ale właściwie, to tylko jedna z teorii, które wyczytałam na Biedroblogu.

— Teoria? — zszedł z nieco poddernewowanego tonu i rzucił okiem na stolik, z którego w końcu wziął herbatę. Również to zrobiłam.

— Zawsze się zastanawiałam, jak to jest z wami. Pojawialiście się w wielu momentach, na przykład w starożytnym Egipcie. Czy też w Chinach, Japonii... a teraz we Francji. To takie zabawne, jak mało o was wiemy.

— A ja ci nic nie powiem — spojrzałam na niego spod byka — to wielka tajemnica. Tak samo, jak nasza tożsamość, która nie może być ujawniona nikomu.

— Biedronka również nie zna twojej tożsamości, prawda? To trochę smutne, bo może się okazać, że to tak naprawdę twoja koleżanka z klasy albo nawet rodzina. Wszystko może być możliwe.

— Zgadza się.

­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­Siedzieliśmy chwilę w ciszy, pijąc herbatę. Rzuciłam okiem na uchylone drzwi. W pokoju zawsze było ciepło, więc mogłam wpuścić trochę świeżego powietrza i go przewietrzyć na noc.

— Mam nadzieje, że nie będzie ci teraz zimno — przerwałam ciszę, siorbiąc cicho napój. Nie widziałam, żeby jakoś reagował wcześniej na temperaturę, dlatego stwierdziłam to z czystą troską. Założyłam parę kosmyków włosów za lewe ucho. Rok temu zaczęłam je ścinać lekko ponad ramiona, przez co stały się mega wygodne i łatwiejsze w utrzymaniu, jeżeli mogę to tak ująć. Zawsze miałam długie włosy, a teraźniejsze były miodem na moje serce. Znaczy na głowę, bo było mi o wiele lżej.

— Oh, czyżbym się trząsł? Może sprawdzisz, czy jestem zimny? — zapytał wyszczerzony, po czym chwycił moją dłoń i przyłożył sobie do klatki piersiowej. Chłodny lateks. Od razu cofnęłam rękę i spojrzałam na niego z oburzeniem.

— Hej, niegrzeczny Kocie, nie pozwalaj sobie na za wiele. Bo powiem Biedronce, że mnie molestujesz.

— Ej, ej, nic ci nie zrobiłem! — spanikował, a ja parsknęłam śmiechem — to nie jest śmieszne. Cofnij te słowa. No, weź!

— Żartuję. Nic nikomu nie powiem. Nie chcę mieć potem zbędnych pytań o to, że potajemnie romansuję z Czarnym Kotem — dodałam zgryźliwie, a on założył ręce na klatce piersiowej i prychnął.

­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­Zaczęliśmy szukać jakiś ciekawostek na Biedroblogu, bo zwyczajnie wiadomości nas znudziły. Dzięki Smart TV w moim telewizorze, hehe. Teorie spiskowe na temat Biedronki i Czarnego Kota. I wręcz multum zdjęć różnych osób z nimi.

— To podchodzi pod bycie paparazzi. Nie chciałabym być w twojej skórze. W tym zimnym i nieprzyjemnym lateksie. Na pewno nie jest to wygodne — ze skrzywieniem na twarzy wskazałam palcem na czarny ubiór blondyna, na co posłał mi swój uroczy uśmiech.

— Kocham być w centrum uwagi. A jeszcze bardziej mi pasuje, gdy mogę odwiedzać wiele dziewcz-

— Mhm, to wynoś się. Nie chcę być kolejną dziewczyną, którą odwiedzasz — syknęłam, a on jak poparzony zaczął mi tłumaczyć, że to wcale nie tak. Typowa wymówka chłopaków. "To nie tak jak myślisz". Też mi coś.

— Powiedzmy, że jesteś bardzo wyjątkowa — puścił mi oczko, a ja złapałam się z wrażenia za czoło — chociaż...

— Biedrona — dokończyłam za niego — ale ona jest zakochana w kimś innym?

— Ehh, wyjęłaś mi to z ust. Właśnie, przez ten cały czas nie zapytałem cię o imię. Jesteś...

— Jane. Mogę ci od razu zapisać numer telefonu, jak chcesz.

— Chętnie!

— Żartowałam. Ale skoro chcesz...

­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­Zadecydowałam, że wykonam ten ruch i zapisałam mu na karteczce imię wraz z numerem telefonu, którą schował do kieszeni czegoś bluzopodobnego.

— Czyli jesteśmy kwita. Ja cię wcześniej uratowałem, a ty mi dałaś numer telefonu. Jakby co, jestem do usług! — poruszył sugestywnie brwiami, a ja poczochrałam mu mimowolnie włosy. Były jedwabiste. Zajedwabiste.

— Wolę nie mieć przykrych momentów ze spadającymi rzeczami. Czasami to się kończy urazami — uśmiechnęłam się i delikatnie musnęłam palcem po jego dzwoneczku, na co wlepił swój wzrok we mnie i również zamruczał. — O Boże, ty naprawdę jesteś kotem.

— Ależ owszem! No cóż, w takim razie — wstał z łóżka, podszedł do drzwi balkonowych, otwierając je szerzej. — Niestety, musisz wybaczyć Jane, ale uciekam. Do zobaczenia!

­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­Błyskawicznie chwycił zza pleców swój kici kij i tyle go było.

— No ładnie... spotkałam się z Czarnym Kotem i sama z siebie dałam mu numer telefonu. Lepiej chyba być nie może... — westchnęłam, mówiąc do siebie po tym, jak gość wyszedł i zmieniłam kanał na muzykę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro